III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadę sobie właśnie na Testralu i jem moją ukochaną czekoladę. Nagle słyszę czyjeś nawoływanie, odwracam głowę ale nikogo nie ma. Remus, idioto jesteś dosłownie w chmurach skąd miałby się ktokolwiek tam znaleźć – pomyślałem. Jednak chwilę potem znów słyszę ten sam znajomy głos i teraz jestem w stanie zrozumieć co mówi, krzyczy moje imię. Zanim zdążam się nad tym zastanowić czuję ucisk na mojej klatce piersiowej i otwieram szeroko oczy, wydając z siebie stęknięcie z bólu. No jasne nasz ukochany rozczochraniec, James Potter we własnej osobie skoczył właśnie na mnie. Chłopak uśmiechnął się a po chwili przeturlał tak by położyć się obok mnie.

- POBUDKA!!! Ostrzegałem cię – powiedział – ale ty nie chciałeś wstać dobrowolnie.

-Nawet nie słyszałem byś cokolwiek do mnie mówił – burknąłem.

- Masz głęboki sen, ale wstawaj już Luniek bo za 10 minut śniadanie.

- CO!? – od razu podniosłem się z łóżka i rozczochrałem swoje włosy. Zauważyłem Petera zbierającego książki oraz Łapę układającego sobie włosy uśmiechając się do swojego odbicia. – Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej! Dziś jest pierwszy dzień lekcji!

- Ojejku, chciałem być miły a ty się na mnie wydzierasz ty niewdzięczniku. Wczoraj była pełnia więc stwierdziłem że dam ci pospać bo na pewno jesteś wykończony. Świat się nie zawali.

- Dzięki – mimowolnie uśmiechnąłem się ponieważ tęskniłem całe lato za tym idiotą, który często, rzecz jasna nieświadomie zachowywał się jak nasza własna Hogwartowa matka. Po chwili jednak warknąłem – ale trzeba było od razu na mnie skakać?!

- Ty przynajmniej nie zostałeś oblany wodą – burknął Syriusz. Na samo wspomnienie Rogacz uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Szybko przemyłem twarz i umyłem zęby, ubrałem się, spakowałem potrzebne mi dziś podręczniki a następnie w trójkę ruszyliśmy do Wielkiej Sali. W trójkę ponieważ Glizdogon z strasznie nie chciał spóźnić się na śniadanie a my nie mieliśmy serca go zatrzymać. W pokoju wspólnym spotkaliśmy trzy przyjaciółki Lily – Dorcas, Mary i Marlene więc ruszyliśmy razem przez obraz Grubej Damy. Idąc korytarzami James z tyłu szeptał o czymś z Mary, mógłbym przysiąc że słyszałem imię Petera. Ja rozmawiałem z Dorcas. Lubiłem rozmawiać z tą dziewczyną ponieważ nasze rozmowy polegały głównie na moim wysłuchiwaniu jej monologów i tylko dodawaniu odpowiednich reakcji w odpowiednich momentach a czasem doradzaniu czegoś pod koniec. Lecz dziś wszystko co mówiła wlatywało do mnie jednym uchem a wylatywało drugim ponieważ Marlene przylepiona była do Syriusza. Za kogo ona się ma! Czemu musi to robić! – zagotowałem się w środku. - Chwila, chwila... Remus stój – czemu mnie to tak denerwuje, przecież Marlene może robić co chce, jest wolnym człowiekiem. Moje rozmyślania przerwała Meadowes szturchając mnie w ramię zatrzymując się przed drzwiami do sali.

- Jak zawsze świetnie się z tobą gadało – zaśmiała się a ja odwzajemniłem uśmiech. Naprawdę miło spędzało mi się z nią czas. Ruszyłem w stronę moich przyjaciół, w oczach Blacka ukazał się ledwo zauważalny smutek? nie... zawód? Nie, nie, tylko mi się zdawało.

Po podejściu do stołu od razu zauważyliśmy Glizdogona który już zajadał swoje jedzenie a do mnie podeszła Lily. Rudowłosa powiedziała mi że dziś wieczór mamy obchód po czym rzucając szybkie „smacznego" ruszyła usiąść ze swoimi przyjaciółkami kilka miejsc dalej. Gdy jedliśmy sobie w spokoju, rozmawiając o wszystkim i o niczym zauważyliśmy chodzącą dookoła stołu profesor McGonagall. Zaraz podeszła do nas i wręczyła nam plany lekcji.

Lekcje minęły dosyć szybko. Pierwszą była transmutacja z opiekunką naszego domu, następnie popędziliśmy na zaklęcia, krótka przerwa a następnie dwie godziny eliksirów z ślizgonami, nikt nie był z tego zadowolony. Lily siedziała na pierwszej ławce z Severusem. Glizdogon siedział za nimi razem z Rogaczem i przytrzymywał przyjaciela co jakiś czas by ten nie rzucił się na Snape'a gdy rozśmieszał on rudowłosą. Burknął tylko „i co ona w nim widzi?" czy coś takiego i uspokoił się. Na trzeciej ławce ja i Syriusz majstrowaliśmy coś przy naszym eliksirze. Dziś warzyliśmy eliksir wzbudzający euforię. Widocznie nam nie wychodził ponieważ był złego koloru więc zerknąłem do podręcznika. Okazało się że nie dodaliśmy wystarczająco fig abisyńskich. Powiedziałem Łapie by nie przestawał mieszać i ruszyłem do regału Slughorna na którym stały wszystkie składniki. Profesor pomagał komuś w ostatniej ławce a mi na myśl przyszedł pewien pomysł. Zgarnąłem kilka fig oraz czułkę szczuroszczeta. W zeszłym roku pisałem pracę na ten temat więc wiedziałem ile z nich dodać by uzyskać oczekiwany efekt. Szybko wróciłem do mojej ławki, posiekałem składniki i wrzuciłem je do kociołka. Syri i tak nic z tego nie umiał więc nawet nie pytał co dodaję, nie powiem było mi to na rękę. Zamieszałem miksturę a ona od razu zmieniła kolor na odpowiedni – słonecznie żółty. Łapa spojrzał na mnie i otworzył oczy.

- To... znaczy że... wyszło... prawda? – zapytał. Ja kiwnąłem głową na co on podskoczył, przytulił mnie i od razu zawołał Slughorna. Wyglądał trochę jak podekscytowany szczeniaczek. Nauczyciel podszedł do nas i po stwierdzeniu że eliksir wygląda dobrze, zwołał całą klasę. Wszyscy uczniowie, razem z naburmuszonym Snapem oblepili naszą ławkę.

- No dobrze kto zechce spróbować dzieła pana Lupina i pana Blacka? – uśmiechnął się profesor.

- Pan Black z chęcią – podniósł rękę... Syriusz, oczywiście mówiąc o sobie w trzeciej osobie.

Zachichotałem, wszystko szło dobrze z planem. Nauczyciel przelał trochę wywaru do małej buteleczki i podał chłopakowi rzucając „do dna". Łapa wypił całość i pogłaskał się teatralnie po brzuchu.

- i jak? – Slughorn zapytał się. Syriusz uśmiechnął się bardzo szeroko a po chwili wybuchnął śmiechem

- Działa – wykrztusił zadowolony, ale po chwili mina mu zrzedła ponieważ uczniowie zaczęli się śmiać i pokazywać go palcami. Zdezorientowany zapytał – o co chodzi?

- S-spójrz w lustro – James dusił się ze śmiechu.

Łapa szybko podbiegł do lustra wiszącego na ścianie, rozpychając krztuszących się ze śmiechu uczniów. Gdy tylko zobaczył swoje odbicie wybuchnął. W odbiciu widział tego samego co zawsze, przystojnego chłopaka, jednak z jedną małą zmianą. Jego włosy, według niego samego, jego największy atut, czerwieńsze były teraz od tych Evans.

- POTTERRRR! – wrzasnął tak głośno że prawdopodobnie echo poniosło się po całych lochach.

- To nie ja – jęknął szybko Rogacz wskazując na mnie głową. Stałem przy ścianie spoglądając na Blacka niewinnie, zdradzał mnie jednak chichot.

- Masz przerąbane, już ci współczuje – spojrzał na mnie Peter.

- Masz pięć sekund Lupin – wycedził Syriusz, praktycznie zabijając mnie wzrokiem. Nie zwracając na nic uwagi wypadłem jak najszybciej z klasy. Usłyszałem dochodzące ze środka „PIĘĆ!" i na korytarz wypadł Łapa. W tym samy momencie zadzwonił dzwon który sygnalizował koniec czwartej lekcji więc uczniowie zaczęli wychodzić z wszystkich sal dookoła nas. Nie pomagało mi to w ucieczce. Biegłem najszybciej jak mogłem przed siebie wymijając a czasem przepychając uczniów. Raz prawie wpadłem na jakąś drugoroczną krukonkę. Za sobą słyszałem kipiącego ze złości i z twarzą koloru włosów przyjaciela, który wydzierał się na mnie. Wszyscy którzy nas mijali nie mogli powstrzymać śmiechu, niektórzy wskazywali nas palcami a nieliczni nawet coś do nas krzyczeli. Nikt nie był jednak zaskoczony, wszyscy w Hogwarcie bardzo dobrze wiedzą że po huncwotach można się spodziewać o wiele większych akcji, był to więc pikuś.

Skręciłem na Wieżę Gryffindoru ponieważ nie wiedziałem gdzie indziej iść. Szybko wspiąłem się po schodach. Miałem szczęście ponieważ przez dziurę przechodzili właśnie jacyś uczniowie więc szybko wpadłem do pokoju wspólnego. W tym momencie zdałem sobie sprawę że wszędzie byłoby dobrze tylko nie tutaj, mianowicie jest to ślepa uliczka. Nie mogłem się jednak teraz wycofać więc popędziłem do naszego pokoju i zamknąłem drzwi. Przynajmniej starałem się zamknąć drzwi ponieważ Black złapał je w połowie i otworzył z wściekłością, jednak na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmieszek. Popchnął mnie na ścianę i mimo że jestem wyższy i prawdopodobnie bym z nim wygrał nie szarpałem się. Położył swoje ręce po dwóch stronach mojej głowy i powiedział

- I co ja mam teraz z tobą zrobić co? – jego złość zupełnie już wyparowała. Patrzyłem mu prosto w te hipnotyzujące oczy i nachodzące na nie czerwone kosmyki włosów. Nie mogłem się powstrzymać i zerknąłem na jego wargi które przygryzał. Znów spojrzałem mu w oczy którymi wbijał we mnie wzrok. Potrząsnął głową jakby chciał wyrwać się z jakiegoś transu a za chwilę jego oczy się jakby zaświeciły. Poważna twarz przybrała teraz wyraz satysfakcji i po chwili zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewał.

Black zaczął mnie... łaskotać. Cholera jasna! Jak ja go czasem nienawidzę. On bardzo dobrze wie że tego nie cierpię!

Łaskotki mam prawie na całym ciele i bardzo mocne. Zaczął łaskotać mnie w żebra a potem gdziekolwiek gdzie się nie zasłaniałem. Znów zacząłem uciekać ale znów mnie złapał i rzucił na swoje łóżko. Gilgotał mnie bezlitośnie a mój śmiech niósł się po całym pokoju. Nie mogłem już wytrzymać i miałem łzy w oczach, ale z drugiej strony nie chciałem aby chłopak kończył ponieważ było to najbliżej jak w ostatnim czasie się do siebie zbliżyliśmy. Nagle jednak Syriusz mnie puścił bo usłyszeliśmy głośne uderzanie drzwi o ścianę.

- Oszczędził cię? Nie ukatrupił? – spytał okularnik stojący obok niższego blondyna. Oboje trzymali po dwie torby.

- Miałem szczęście – uśmiechnąłem się rozbawiony. – tylko mnie torturował. – spojrzałem na Łapę, wyglądał na usatysfakcjonowanego. Odetchnąłem z ulgą, to znaczy że już da mi spokój.

- Jesteś wyjątkowy Luniek, mnie by już dawno zamordował w afekcie. – zaśmiał się - W każdym razie, koniec przytulania dzieciaki, za chwile mamy obiad.

Jak oparzony zeskoczyłem z łóżka Syriusza i odebrałem swoje rzeczy od Petera. Black zrobił to samo tylko spokojniej i po drodze dał kuksańca Jamesowi, chłopak oddał my czochrając jego włosy i rzucając jakiś dokuczliwy komentarz na temat ich koloru. Szarooki momentalnie oprzytomniał, tak jak by zupełnie zapomniał o nich i co się z nimi stało. Było to zadziwiające ponieważ chyba nigdy nie zauważyłem by zlekceważył swoje włosy nawet na minutę.

Po chwili ruszyliśmy na obiad na którym Slughorn podał Łapie antidotum, które chłopak wypił razem z sokiem dyniowym. Kolejne lekcje minęły dosyć spokojnie.

- Jestem z ciebie w cholerę dumny Luniek – nawijał James na Obronie przed Czarną Magią, na której siedzimy razem – pierwszy żart Huncwotów na szóstym roku Hogwartu został wykonany przez ciebie. Ewidentnie mamy na ciebie dobry wpływ. – potem rzucał pomysłami na kolejne pranki, tym razem na innych domach (najlepiej slytherinie) dopóki nie przerwał nam nauczyciel odejmując nam po pięć punktów za rozmowy.

Dobiegł koniec lekcji a po nim ku uciesze Glizdogona – kolacja. Po jedzeniu posiedzieliśmy chwilę w pokoju wspólnym gryffindoru. Zaraz potem udałem się z Lily na nasz obchód na którym rozmawialiśmy a naszych wakacjach, książkach które przeczytaliśmy bądź planujemy przeczytać i pierwszym dniu szkoły. Głównie nadrabialiśmy wszystko czego nie zmieściliśmy w listach które pisaliśmy do siebie przez lato. Gdy wróciliśmy na wieżę cała nasza czwórka huncwotów była wykończona pierwszym dniem nauki po dwóch miesiącach laby, więc poszliśmy się położyć.

***

Trójka moich przyjaciół już dawno spała, niestety z nadmiaru emocji dzisiejszego dnia, mimo iż byłem padnięty nie mogłem zasnąć. Postanowiłem pójść napić się wody. Sięgnąłem po moją różdżkę, odsłoniłem zasłony i najciszej jak potrafiłem wstałem z mojego łóżka. Niestety stanąłem na złą belkę która zaskrzypiała. Zastygłem wysłuchując czy nikt się nie obudził .

- Remi? – dobiegł mnie dobrze mi znany głos – Czemu nie śpisz?

- Mógłbym ci zadać to samo pytanie – szepnąłem odwracając się w stronę Syriusza.

- Nie mogę zasnąć – pożalił się – poczytasz mi? – zapytał podekscytowany.

Nie potrafiłem mu odmówić, zresztą sam bardzo tego chciałem więc tylko kiwnąłem głową z lekkim uśmiechem. Biorąc pod pachę pierwszą lepszą książkę usiadłem na jego łóżku. Chłopak usadowił się wygodnie pod kołdrą, po czym skrzywił się na mój widok, siedziałem bowiem jak na szpilkach i trochę drżałem z zimna. Odsłonił pościel i poklepał poduszkę obok siebie zachęcająco. Niepewnie położyłem się koło niego, a po rzuceniu zaklęcia wyciszającego otworzyłem książkę i zacząłem czytać.

Czasami gdy moi przyjaciele nie mogli spać czytałem im na dobranoc. Moje książki najczęściej ich nudziły, dodatkowo uwielbiali mój, bodajże uspokajający głos. Zdziwiłem się jednak ponieważ ostatnio czytałem któremuś z nich na trzecim roku, nie kwestionowałem tego jednak, chciałem po prostu pomóc zasnąć przyjacielowi.

Miło było mi jednak powrócić do starych czynności, tym bardziej że teraz, już śpiący Łapa wtulał się w moje ramię. Gdy byłem już na sto procent pewny że śpi zgasiłem różdżkę i po cichu odłożyłem książkę. Chłopak wtulony we mnie był tak ciepły. Na co dzień na jego twarzy widniało pełno emocji naraz, od złości, przez smutek, po rozbawienie, teraz jednak jedyne co było widać to spokój i... lekki uśmiech. Jego wspaniałe, czarne włosy rozwalone były na poduszce i przysłaniały mu część tej pięknej twarzy. Włożyłem mu je za ucho a następnie... no nie mogłem się powstrzymać... pocałowałem go w czoło. Jego uśmiech się jakby powiększył lecz oddychał równomiernie (w przeciwieństwie do mnie) więc na pewno spał. Mimo że bardzo nie chciałem się stamtąd ruszać wiedziałem że jeżeli moje serce jakimś dziwnym trafem nie eksploduje, to na pewno rano będzie bardzo niezręcznie, a tego za wszelką cenę chciałem uniknąć. Wcisnąłem więc mu poduszkę w miejsce mojej ręki a następnie ruszyłem na swoje łoże. Po zdjęciu zaklęcia i leżąc już u siebie, uspokojenia swojego serca i oddechu nadal nie mogłem spać. Czemu jestem tak bardzo przewrażliwiony na każdy najmniejszy ruch lub interakcję z Syriuszem Blackiem? Czy to możliwe żebym... nie, na pewno nie. Rozmyślałem o tym jeszcze jakiś czas, lecz gdy nie doszedłem do żadnych nowych wniosków, wsłuchując się w oddech bruneta dochodzący z sąsiedniego łóżka, zasnąłem.

Wesołych Świąt wszystkim którzy je obchodzą!

Wiem że trochę późno te życzenia... ale lepiej późno niż wcale.

Mam nadzieję że ten dłuuugi rozdział wam się spodoba moi nieistniejący czytelnicy : ) Nie ma szkoły więc udało mi się taki nabazgrać. (chyba przestanę mówić jak długi dany rozdział jest bo każdy kolejny jest dłuższy xd)

Pisałam go o trzeciej w nocy więc może być nie najlepszy, ale starałam się go poprawić i chyba jest... znośny... albo po prostu ja jestem perfekcjonistką... nie wiem sami oceńcie.

Jeśli znajdziecie jakieś błędy (np. złe zaklęcie czy coś takiego) to piszcie w komentarzach i poprawię : D

~Mori

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro