VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wierzę że Evans się w końcu ze mną umówiła – James wręcz skakał z radości, w każdym razie na pewno nie potrafił ustać w miejscu.

- Nieprawda – powiedziałem nie odrywając oczu od książki którą czytałem, byłem właśnie na ostatnim rozdziale.

- Remi ma rację łosiu, idziemy grupowo pamiętasz? – dodał Syriusz przeczesując sobie ręką włosy. Czekaliśmy na dworze na dziewczyny byśmy razem udali się na naszą umówioną wyprawę do Hogsmeade.

- To taki mały szczegół, najważniejsze że robimy jakieś postępy prawda? – rozczochraniec nie tracił entuzjazmu.

- Jasne James – wydukałem byle go przymknąć bo nie pozwalał mi się skupić.

- Chłopaki czemu jeszcze nie ma Mary? Może zmieniła zdanie. Oczywiście że zmieniła zdanie w końcu po co miałaby gdziekolwiek ze mną wychodzić. O nie, to na pewno był żart i teraz wszyscy się ze mnie śmieją - zaczął panikować Peter który czekał razem z nami na swoją randkę.

- Spokojnie Glizdek – James jak zwykle położył mu rękę na ramieniu.

- Przecież bardzo dobrze znasz Mary i wiesz że ona czegoś takiego nigdy by ci nie wykręciła – dodałem. Chyba trochę się uspokoił więc wróciłem do mojego wcześniejszego zajęcia, jednak nie na długo ponieważ pewien jeleń nie mógł wytrzymać minuty w ciszy.

- Nie będzie ci zimno Łapa? – zapytał szczerze zatroskany.

Znów oderwałem wzrok od książki. Dopiero teraz zauważyłem, że mimo iż brunet miał ciepłe buty i spodnie to jedynym jego okryciem była skórzana kurtka nie mówiąc już o braku czapki, rękawiczek czy szalika.

- A tam – machnął ręką Black.

- Jest już listopad, każdy z nas założył już zimowe kurtki – drążył dalej temat Potter, jednak ktoś mu przerwał.

- Gotowi? – usłyszeliśmy krzyk Meadowes.

- Mhm – mruknąłem poddając się i chowając moją prawie skończoną książkę do torby.

***

- Co dzisiaj nie w humorku Muniek? – założył mi rękę na ramię Łapa gdy przechadzaliśmy się w szóstkę uliczkami wioski. Mary i Peter jakiś czas temu się od nas odłączyli.

- Muniek? – spojrzałem na niego z politowaniem ale również z rozbawieniem. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć bo obok nas pojawiła się McKinnon i zaczęła cos paplać do Syriusza, strasznie mnie to zdenerwowało.

- To gdzie chcecie iść – zagadnęła nas wszystkich Lily widząc moją zirytowaną minę, ale głownie ponieważ Rogacz od dłuższej chwili nie dawał jej spokoju.

- Do Zonka! – od razu wykrzyknął Łapa a Rogacz mu zawtórował.

- Ja bym poszła do Miodowego Królestwa – dodała Marlene.

- Nasi zakochani pewnie są u pani Puddifoot a nie chcemy im przeszkadzać – zauważyła Dorcas. Miała rację ponieważ Herbaciarnia pani Puddifoot była miejscem dla zakochanych par więc gdzie indziej moglibyśmy się ich spodziewać – Ja za to wstąpiłabym do Madame Malkin, podobno w tym roku sprzedają również szaty wyszczuplające. Ja mam idealną figurę – Dorcas jak zawsze pewna siebie, ale nie była w błędzie, uśmiechnąłem się pod nosem – ale musze sprawdzić czy to nie ściema.

- Idę z tobą! – podekscytował się Black.

- Ja wstąpiłabym do Esów i Floresów – powiedziała cicho rudowłosa – ale jeśli nikt nie chce to pójdę kiedy indziej, w końcu przyszliśmy tu razem.

- Ja z chęcią do ciebie dołączę, właśnie kończę ostatnią książkę którą sobie przywiozłem więc z chęcią poszukam czegoś nowego, czego nie znajdę w bibliotece. – złapałem dziewczynę pod rękę.

W ten sposób rozdzieliliśmy się na, jak ustaliliśmy półtorej godziny. Ja i Lily popędziliśmy do księgarni wiedząc że czas upłynie na niezauważenie, nie dość że między książkami to jeszcze w swoim towarzystwie. Pozostała czwórka poszła razem do Zonka, by potem rozdzielić się na pół. McKinnon i Potter następnie udadzą się do Miodowego Królestwa, a Black i Meadowes do Szat Na Wszystkie Okazje by potem zdać nam raport czy nowy produkt naprawdę działa.

***

Już jakiś czas przeszukiwaliśmy półki księgarni, kiedy nagle dziewczyna przerwała ciszę.

- A więc... Remus, Remus, Remus – zaczęła rudowłosa przeglądając się książkom na jej półce – masz może jakąś dziewczynę na oku?

- Nie za bardzo – odpowiedziałem nieprzejęty.

- A może jakiegoś chłopaka? – odwróciła się teraz w moją stronę i patrzyła wyczekująco.

- Eee... co? – to pytanie mnie zszokowało – Lily, j-ja nie jestem... no wiesz... gejem.

- Skoro tak mówisz – wzruszyła ramionami ale nie wydawała się przekonana – ale wiesz że nic w tym złego prawda? I że zawszę będę cię wspierać, bez względu na wszystko. A no i o wszystkim możesz ze mną porozmawiać, pamiętaj o tym.

- Dziękuję, nie wiem czym zasłużyłem sobie na ciebie – posłałem jej uśmiech a ona go odwzajemniła – i ja też zawszę ci pomogę czy nawet tylko wysłucham gdy potrzebujesz – pokiwała głową.

- Wiem - gdy odwróciła głowę myślałem że na tym skończyła się nasza rozmowa, zaraz jednak coś sobie przypomniałem, coś co od dłuższego czasu chciałem zapytać przyjaciółkę.

- Lily? – kiwnęła głową spoglądając na mnie z powrotem – tylko proszę nie denerwuj się na mnie, czemu nie chcesz umówić się z Jamesem? Uprzedzając twoje pytania nie, nie przysłał mnie tu, sam jestem ciekawy – dziewczyna westchnęła. - Wiem że zawsze powtarzasz że jest zbyt infantylny, ale on naprawdę się stara i w ostatnim czasie naprawdę się zmienił.

- Doceniam to, ale rzecz w tym że o ile przy pracowaniu nad sobą dobrze że się stara to w gdy mnie kiedykolwiek gdzieś zaprasza albo jest zbyt zarozumiały i arogancki albo za bardzo się stara. Weźmy na przykład dzisiaj, na początku wycieczki nie dawał mi nawet miejsca na oddychanie.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem i wróciliśmy do wcześniejszej czynności, a ja zanotowałem sobie w głowie by porozmawiać o tym później z Rogaczem. Wiedziałem że gdyby już udało im się zejść razem, para byłaby ze sobą szczęśliwa, pasowali do siebie jak nikt inny, nie mówiąc już o tym że potajemnie cała szkoła im kibicowała, no może z wyjątkiem kilku ślizgonów.

***

Wyszliśmy z Esów i Floresów kilka minut temu obładowani książkami. Teraz szliśmy sobie razem z rudowłosą w stronę Pubu pod Trzema Miotłami, ponieważ tam ustaliliśmy miejsce zbiórki, rozmawiając sobie i śmiejąc się co jakiś czas.

Gdy weszliśmy do gospody nie dało się nie zauważyć naszych przyjaciół, byli oni najgłośniejsi w całym pomieszczeniu. Wrócili już również Mary i Peter. Dosiedliśmy się do nich a James podał nam po piwie kremowym.

- No w końcu żeście dotarli – powiedział udawanie obrażony – spóźniliście się pół godziny.

- Naprawdę? – spojrzałem szczerze zaskoczony na zegarek, chłopak miał rację, zaśmiałem się cicho.

- Kupiliście coś ciekawego? – zapytał Peter. Gdy wskazałem na nasze ledwo dopinające się torby i już miałem otwierać buzię ktoś mi przerwał.

- Dobra tam, kogo obchodzą książki – oczywiście osobą która mi przerwała był Syriusz – bez urazy nerdy – spojrzał na mnie i na Lily, wzruszyliśmy ramionami – lepiej zobaczcie co my kupiliśmy – zaczął mówić ale nie mógł powstrzymać śmiechu więc Dorcas sama sięgnęła do jego torby.

Opanowując śmiech pokazała nam kilka szat. Niektóre podobno pogrubiały bądź wyszczuplały czy wydłużały ciało, znaleźli nawet jedną odbijającą światło. Dla każdego z nas kupili po samoprasowalnej co uznałem za bardzo użyteczne, a dla Marlene, Dorcas dodatkowo kupiła przepiękny pasek.

Posiedzieliśmy jeszcze w pubie godzinę, rozmawiając na początku o tym co reszta kupiła u Zonka, a potem już o wszystkim. Gdy wypiliśmy trzecią kolejkę piwa kremowego, stwierdziliśmy że czas się zbierać. Zabraliśmy swoje rzeczy, zapłaciliśmy Madame Rosmertcie i po wyjściu z gospody ruszyliśmy w stronę Hogwartu, dalej opowiadając sobie różne historie i śmiejąc się w głos.

W połowie drogi zauważyłem że Łapa o dziwo mało się odzywa, a gdy podszedłem bliżej wyraźnie widać było że się trzęsie i delikatnie zgrzyta zębami. Black był zbyt dumny by to kiedykolwiek przyznać, ale ewidentnie było mu zimno.

- Ciepły dzisiaj dzień nieprawdaż? – zagadnąłem go, popatrzył na mnie z grozą w oczach.

Zaśmiałem się i zdjąłem z siebie szalik w barwach gryffindoru, owijając go brunetowi na szyi. Chłopak spojrzał na mnie z wdzięcznością, ale zaraz wyciągnął swoją różdżkę i wymówił jakąś formułkę. Mój szalik wydłużył się że teraz był jak dwa, szarooki opatulił się jedną częścią, a resztę ułożył mi na szyi abym ja również nie zmarzł. Usłyszałem z tyłu ciche „Aww" i już miałem uciszać Rogacza, gdy zauważyłem że wtóruje mu Lily, jeżeli się właśnie dogadywali to dam radę to przeboleć. Odwróciłem się w stronę Łapy a ten posłał mi jeden z jego najwspanialszych uśmiechów przez co zarumieniłem się po uszy.

- To jakie książki udało ci się upolować? – zapytał.

- Eee tam nie będę cię zanudzał moimi książkami – machnąłem ręką.

- Nie, naprawdę pytam.

- Ale przecież wcześniej mówiłeś że cię to nie interesuje, nie rozumiem?

- Po prostu chciałem sam z tobą o tym porozmawiać, lubię jak ekscytujesz się swoimi nowymi książkami gdy mi o nich opowiadasz. – jeśli jeszcze nie byłem cały czerwony to teraz na pewno się to zmieniło.

W jego oczach było widać jedynie podekscytowanie i niecierpliwość, więc trochę niepewnie zacząłem opowiadać o jednej z książek. Podczas drogi aż do błoni rozgadałem się jak to miałem w zwyczaju gdy mówiłem o czymś co mnie interesowało. Syriusz nie przerwał mi ani razu nie licząc pytań o szczegóły co jakiś czas. Dodatkowo ani na chwilę nie straciłem jego uwagi, cały czas bacznie przysłuchiwał się temu co miałem do powiedzenia mimo że książki nigdy go nie interesowały. Rozmawialibyśmy pewnie jeszcze aż do dojścia do zamku gdyby nie czyjś głos zza naszych pleców.

- No, no, no... kogo my tu mamy...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro