X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stojąc na platformie 9¾ starałem wypatrzeć w tłumie moich przyjaciół. Podczas przerwy świątecznej na szczęście wypadła tylko jedna pełnia, lecz i tak byłem bardzo poobijany zwłaszcza że była ona zaledwie kilka dni temu. Nie pomagało to że Joyce nie przejmowała się mną zbytnio i opatrywała jedynie najgorzej wyglądające szramy. Ja sam nie mogąc używać magii poza Hogwartem, nie mogłem na to zaradzić. Liczyłem dlatego na wizytę u Pani Pomfrey jak najszybciej po naszym przyjeździe do zamku, wszystko mnie bolało i byłem pewny, że dużo ran, nie zagoiło się poprawnie.

Nagle w tłumie zauważyłem burze rudych włosów. Skuliłem się delikatnie i zabierając swoje rzeczy, które wcześniej odłożyłem na ziemię, zacząłem jak najszybciej odchodzić w drugą stronę. Od wieczoru zabawy w śniegu dyskretnie unikałem Lily. Nie to że nie chciałem spędzać z nią czasu, po prostu wiedziałem o czym dziewczyna chce ze mną porozmawiać. Nie odpisywałem również na jej listy, czułem się przez to okropnie, ale nie mogłem się za to zabrać.

Idąc pospiesznie przed siebie, nie patrząc pod nogi i dodatkowo w zamyśleniu, wręcz prosiłem się o jakiś wypadek. Tak się właśnie stało gdy jakiś drugoroczny krukon podrzucił mi swoją torbę pod nogi. Poleciałem jak długi do przodu, w akompaniamencie jego, oraz innego ślizgona śmiechu. Na szczęście ktoś kto stał przede mną mnie złapał, i kim mógł być ten ktoś jeśli nie Blackiem.

- Lecisz na mnie, co Lupin? – poruszył sugestywnie brwiami, odstawiając mnie do pozycji stojącej. Przewróciłem oczami, a następnie posłałem karcące spojrzenie na dalej śmiejących się dwóch przyjaciół, w pośpiechu odeszli w inną stronę. Za chwilę ktoś zasłonił mi oczy.

- Kim jestem? – zapytała osoba, nienaturalnie obniżając ton swojego głosu.

- James idioto, wiem że to ty – powiedziałem – Peter lub Syriusz nie sięgnęliby mi do oczu – gdy okularnik zabrał ręce z mojej twarzy i wskoczył mi przed nos, oboje się zaśmialiśmy. Pozostała dwójka stała obrażona. Ja byłem najwyższy, trochę niższy ale jednak, był ode mnie Rogacz, potem Łapa który gdyby się uparł dałby radę zasłonić mi oczy stając na palcach i najmniejszy z nas był Glizdogon.

Na widok ich wszystkich mój humor momentalnie się poprawił. Razem pognaliśmy do pociągu. Znaleźliśmy wolny przedział i usadowiliśmy się wygodnie, ja z jednej strony z Blackiem, naprzeciwko mnie Potter, a obok niego Pettigrew. Gdy Syriusz i Peter dyskutowali o czymś zawzięcie machając rękami, James pochylił się do przodu i pokazał ręką bym zrobił to samo. Gdy już prawie stykaliśmy się czołami szepnął do mnie.

- Dzięki za ten list – przypomniałem sobie że któregoś dnia, gdy mi się nudziło postanowiłem napisać do Rogacza list na temat jego zachowania w stosunku do Lily. Uznałem że będzie to lepsze niż rozmowa bo przynajmniej nie będzie mi przerywał, i będę mógł wszystko dokładnie zaplanować, oraz o niczym nie zapomnę. 

- Jasne nie ma sprawy – wiedziałem że przemyślał to co napisałem, teraz mogłem tylko mieć nadzieje że weźmie to sobie do serca.

- Gdy tylko go przeczytałem postanowiłem dać jej jakiś prezent – spojrzałem na niego podnosząc brew.

- Prezent a nie zaproszenie na randkę? – spytałem powoli.

- Luniek aż tak głupi to nie jestem.

- Wiem – zaśmiałem się cicho.

- Mam nadzieje ze się jej spodoba – dodał trochę niespokojny.

- Na pewno - uśmiechnąłem się promiennie, na co on rozluźnił się i poczochrał mi włosy.

***

Zaraz po uczcie chłopaki odprowadzili mnie do skrzydła. Gdy pielęgniarka zobaczyła w jakim jestem stanie, westchnęła ze zdumienia i jak najszybciej zabrała się do pracy. Chciała bym spędził noc pod jej obserwacją, ale ja nie marzyłem o niczym innym niż ułożeniu się w moim własnym łóżku. Pokręciła więc głową ale po podaniu jakiegoś eliksiru mnie puściła. Po wypiciu go poczułem się lżej, ból od kilkunastu dni przeszywający moje ciało nie ustał ale przynajmniej zelżał. Podziękowałem jej i ruszyłem w stronę wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu, na korytarzu czekał na mnie, oparty o ścianę brunet. Gdy usłyszał otwieranie drzwi podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.

- Czujemy się już lepiej? – zapytał.

- Eee, tak. – zmieszałem się - Łapo co ty tu robisz? Siedziałem u Pomfrey ponad godzinę.

- Postanowiłem na ciebie poczekać, chłopaki poszli już do pokoju – zignorował moje ostatnie zdanie. 

- Nie musiałeś.

- No tak ale wiesz no... – teraz on się zmieszał – zmienili hasło, a ty go jeszcze nie znasz, nie chciałem żebyś spał na korytarzu – dodał szybko.

- Jestem prefektem – spojrzałem na niego podnosząc jedną brew, szarooki podrapał się ręką po karku – w każdym razie dzięki, to miłe z twojej strony – zaśmiałem się cicho. Chłopak od razu się ożywił gdy dałem mu do zrozumienia że nie mam mu tego za złe, szczerze mówiąc, to bardzo się z tego cieszyłem.

Ruszyliśmy w stronę pokoju wspólnego rozmawiając o świątecznym prezencie dla Rogacza. Chcieliśmy dać mu go przed wyjazdem, ale nie był skończony. W przerwie miałem jednak dużo czasu, gdyż tam gdzie mieszkała ciotka nie miałem żadnych znajomych, więc udało mi się go dokończyć. Gdy powiedziałem o tym Syriuszowi podekscytował się jak szczeniaczek, co było zabawne gdyż miał na sobie prezent od Jamesa – obroże z plakietką, na której wygrawerowane było Łapa. Oboje uważali że jest to przezabawne więc Black nosił ją z dumą.

Gdy doszliśmy do obrazu i weszliśmy do pokoju wspólnego od razu podeszła do nas Lily. Zauważyłem że ma na sobie wisiorek z porożem, domyśliłem się że jest to prezent od Rogacza, więc uśmiechnąłem się do siebie. Chłopak jest na dobrej drodze.

- Remus możemy pogadać? – spytała

- Przepraszam Lilka ale musimy coś szybko załatwić – powiedziałem i złapałem Łapę za nadgarstek ciągnąc go do dormitorium.

- Merlinie, Remi co ty wyprawiasz? – chłopak zdziwił się moim zachowaniem.

- Prezent, pamiętasz? – pokiwał głową. Nie chciałem by wiedział że unikam przyjaciółki, zwłaszcza że było to po części z jego winy. Nie musiał przecież być tak czarujący na każdym kroku.

***

Gdy weszliśmy do dormitorium o dziwo zastaliśmy tam Jamesa i Petera.

- Widzieliśmy ich przed chwilą na dole prawda? Rozmawiali z Mary... – szepnąłem do bruneta, by upewnić się że nie jestem świrnięty.

- Tak – odpowiedział powoli podchodząc do łóżka na którym siedzieli. Dopiero teraz zauważyliśmy że Glizdogon pochlipywał cicho, Rogacz pocieszał go półszeptem, rysując dłonią koła na jego plecach. Syriusz usiadł po drugiej stronie blondyna a ja kucnąłem przed nimi – Pete, wszystko dobrze? Co się stało?

- Widzieliśmy was przed chwilą na dole z Mary, co robicie tutaj? – dodałem. Na moje słowa Pettigrew rozpłakał się jeszcze mocniej. Spojrzałem pytająco no Pottera.

- Zerwała z nim – powiedział cicho. Zapadła cisza którą przerywało tylko szlochanie. Syriusz objął przyjaciela rękami, przytulając mocno.

Nagle Rogacz wystrzelił jak z procy do pozycji stojącej. Usadowił mnie na swoim miejscu po czym zasłonił baldachim i powiedział żebyśmy nie wychodzili przez następne dziesięć minut. Wzruszyliśmy ramionami ale nie byliśmy zaskoczeni. Nie śmieliśmy też nie wykonać tego o co prosił więc nie ruszaliśmy się z miejsca słysząc jak James rozwala rzeczy po pokoju. Syriusz podał mi książkę, którą wziął nie wiem skąd, a ja bez jakichkolwiek słów wiedziałem o co chodzi. Otworzył stronę zaznaczoną zakładką i wskazał na nią palcem. Porozumiewając się ze mną gestami wyglądał przeuroczo. Zacząłem czytać, a pozostała dwójka patrzyła się we mnie jak w obrazek wsłuchując się w ich ulubioną historię - Opowieść o Trzech Braciach.

Gdy skończyłem czytać ostatnią stronę, okularnik gwałtownie odsłonił zasłony łóżka i wskoczył na nas, wszyscy zaczęliśmy chichotać próbując zepchnąć go na podłogę. Po chwili sam wstał i dumnie pokazał nam swoje dzieło.

Na środku pokoju rozłożony był fort z przeróżnych poduszek, koców, kołder i prześcieradeł, krótko mówiąc, wszystkiego co udało mu się znaleźć. Spojrzeliśmy na niego podekscytowani. Odsłonił jedeną z narzut która służyła za wejście, a my wślizgnęliśmy się do środka. Było trochę ciasno więc zaproponowałem użycie zaklęcia zmniejszająco–zwiększającego, ale pokręcili głowami mówiąc że tak jest zabawniej. Wyczołgałem się na zewnątrz i odnalazłem swoją torbę. Wyciągnąłem z niej twardy, prostokątny pakunek i wróciłem do przyjaciół. Syriusz spojrzał się na mnie pytająco, pokiwałem głową.

- Rogacz nasza trójka ma dla ciebie jeszcze jeden prezent świąteczny – powiedział, przewiązując sobie czoło krawatem w kolorach naszego domu.

- Nie był gotowy na czas, ale w święta udało mi się go dokończyć – wtrąciłem podając mu paczuszkę.

- My pomagaliśmy listownie – szybko dodał Pettigrew, na szczęście poprawił już mu się humor i chyba udało mi się trochę zapomnieć o rozstaniu.

Potter powoli rozpakował prezent i jego oczom ukazała się własnoręcznie zrobiona książka. Gdy odwrócił ją by zobaczyć tytuł, wybuchł niekontrolowanym śmiechem, zaraz potem dołączyliśmy do niego.

- „101 jak zaprosić Lily Evans na randkę, według Jamesa Pottera" -  James wykrztusił, gdy opanowaliśmy się trochę – jesteście walnięci – otarł sobie łzy od śmiechu.

- Nie ma dokładnie 101 sposobów, ale udało nam się spisać chyba wszystkie twoje marne próby zaproszenia gdzieś Evans – wytłumaczył Łapa, a my znowu zanieśliśmy się śmiechem.

***

Przez następne kilka godzin czytaliśmy nową książkę rozczochrańca, graliśmy w gry na przykład eksplodującego durnia, czy po prostu rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Zarwaliśmy w ten sposób połowę nocy, około trzeciej zasnęliśmy mimowolnie na podłodze Pałacu Huncwotów.











Przepraszam was najmocniej ale rozdziały będą się teraz pojawiać trochę rzadziej bo powrót do szkoły nie za bardzo sprzyja mi w pisaniu. Dodatkowo brak mi trochę weny, ale postaram się pisać dla was jak najczęściej i jak najlepiej <3.

~Mori.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro