11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ketch wprowadził Bell do magazynu gdzie Brytyjscy Ludzie Pisma zrobili sobie tajną bazę gdy przyjechali do Ameryki. W magazynie po środku jest kolejny budynek w kształcie jakby połączonych ze sobą prostokątów. Ich baza, która składa się z szeregu modularnych pomieszczeń, w tym mieszkalne, komputerowe, biura, sale spotkań, sale tortur, celle więzienne i zbrojownię. Gdy podeszli do głównego wejścia Ketch je otworzył i wpuścił jako pierwszą Bell. Szli dalej długim korytarzem Ketch prowadził ją, a Bell z uznaniem wszystko oglądała.

-Całkiem nie źle się urządziliście.- powiedziała przerywając panującą między nimi ciszę. Odkąd przyjechała w wyznaczone przez niego miejsce prawie nic do niej nie mówił. Bell pomyślała, że to wszystko przez tą akcję w barze, najwyraźniej uznał ją za żałosną. Bell spuściła głowę i schowała dłonie w kieszenie swojej kurtki przypominając sobie jak głupio się zachowała.

Ketch spojrzał na nią uważnie, zauważył że coś ją gryzie, ale nie wiedział co odpowiedniego powinien powiedzieć aby poprawić jej humor, choć czemu niby miałby się tym przejmować?, pomyślał.

-Miło, że Ci się podoba.- powiedział w końcu.

Oboje zatrzymali się przy dwuczęściowych drzwiach i weszli do obszernego pomieszczenia, pokoju strategicznego. Gdzie na jednej z ścian są zawieszone duże ekrany, przy drugiej ścianie stoją biurka z komputerami, a na środku stoi długi stół przy którym znajdują się Mary i Mick.

-Już jesteście, miło mieć Cię w drużynie Bell.- Mick z przyjaznym uśmiechem przywitał się z dziewczyną następnie zwrócił się do Ketch po czym wyszli we dwoje z pomieszczenia.

Bell podeszła do stołu przyglądając się ekranom, na których wyświetlone są cyfrowa mapa świata i różne informacje.

-Chłopcy wiedzą, że tu jesteś?- zapytała Mary. Gdy Mick przekazał jej, że Bell do nich dołączyła była w szoku. Pamiętała że dziewczyna nie była zadowolona gdy wyszła na jaw jej współpraca z brytyjczykami więc nie spodziewała się że ona również się na to zdecyduje.

-Tak, wiedzą.

-Zgodzili się na to?

-To była moja własna decyzja.

-Zgaduje, że nie byli zadowoleni.- Bell przytaknęła jedynie głową, prawda była zupełnie inna, a Mary o tym nie wiedziała i lepiej by tak zostało.- Co cie skłoniło do tego?

-Musimy o tym rozmawiać?- oschle odpowiedziała pytaniem. Bell nie miała ochoty na dyskusje z Mary, a zwłaszcza na ten temat, przez który przez przypadek mogłaby coś powiedzieć co zdradziłoby jej prawdziwe intencje, które szczerze mówiąc były skomplikowane. Brunetka nadal czuje niesmak po tym co zrobiła Mary, w szczególności dlatego że skrzywdziła tym Sam'a i Dean'a.

-Nie musimy.- powiedziała smętnie Mary. Kobieta poczuła się urażona, ale rozumiała nieufność Bell do jej osoby. Jednak najbardziej poczuła smutek i żal, chłopcy odkąd dowiedzieli się prawie w ogóle się z nią nie kontaktują, rzadko kiedy odpisują na sms'y. Po prostu chciała porozmawiać z Bell, chciała dowiedzieć się co u jej synów, czy wszystko z nimi w porządku. Tęskni za nimi.

Bell westchnęła, poczuła się nagle winna że tak chamsko potraktowała ją. Widać że dla Mary to wszystko jest ciężkie, sytuacja z jej synami. Zrobiło jej się żal, kobieta po protu próbowała nawiązać z nią rozmowę.

-Jak się trzymasz?- zapytała Bell, blond włosa spojrzała na nią.

-Nie jest źle.

-Wiem, że Sam i Dean nadal nie chcą z tobą rozmawiać, ale wiedz że za tobą tęsknią.

-Naprawdę?

-Oczywiście, jesteś ich mamą. Uwierz mi, że nie ma niczego czego nie dałoby się wybaczyć swojej rodzinie. Są uparci, w szczególności Dean, ale jakoś się ułoży. Tego jestem pewna.

-Dziękuję, że tak uważasz.- Mary posłała jej wdzięczny uśmiech, który brunetka odwzajemniła.

-Nie ma za co.

Do pomieszczenia weszli Mick z Ketch'em i jeszcze trójką osób, kobietą, lekko pulchnym mężczyzną i drugim meżczyzną.

-Wybaczcie, że musiałyście czekać.- powiedział Mick.- Proszę zajmijcie miejsca.- Mick przedstawił jeszcze przybyłą trojkę, kobieta to Serena Colman, mężczyzna to Alton Morehead, którzy są agentami Brytyjskich Ludzi Pisma, a ten pulchny to Pierce Moncrieff, to łowca który został przez nich zrekrutowany.

Bell i Mary usiadły przy stole, obok brunetki usiadł Ketch posyłając jej lekki uśmiech. Mick i Serena z którą tu przyszedł ustali przy ekranie na ścianie, Alton usiadł przy jednym z komputerów, a Pierce usiadł przy boku stołu.

-Chcemy przedstawić wam projekt V.- zaczął mówić Mick, a na ekranie wyświetliła się mapa USA z zaznaczonymi w niektórych miejscach żółtymi kropkami.- Ten projekt dotyczy wymazania wszystkich wampirów z kraju.

-Faza pierwsza projektu już trwa.- zaczęła mówić Serena.- Region zachodni został już oczyszczony, teraz środkowy jest oczyszczany, zostało już tu tylko kilka celów.- na ekranie wyświetlił się fragment środkowych stanów gdzie wyświetlone jest kilka cyfr z kropkami podświetlonymi na żółto.- Dzięki temu stopniowo przesuwamy się na wschód spychając jednocześnie wampiry do narożnika skąd nie będą miały jak się uratować.

-Jak widzicie jesteśmy blisko osiągnięcia celu.- powiedział Mick. Bell prychnęła rozbawiona pod nosem. Wszyscy spojrzeli na nią.- Coś nie tak panno Winchester?

-Przepraszam, proszę kontynuuj.

-Jak mówiłem. Gdy środkowe stany całkowicie zostaną oczyszczone, wampiry będą w potrzasku w wschodniej cześć. Nasz wywiad już zdążył określić ile celów jest na wschodzie, dokładnie 241 wampirów... - Bell znowu prychnęła.- Możesz powiedzieć co cie tak bawi?- Mick już najwyraźniej zirytował się jej zachowaniem.

Bell wstała z krzesła i nonszalanckim krokiem podeszła do wyświetlonej na ekranie mapie, przyjrzała się jej po czym spojrzała na zebranych.

-Musze przyznać, że to na prawdę świetny projekt, pochwała dla waszych genialnych umysłów.- pochwaliła ich, ale w jej tonie można było poczuć delikatny sarkazm.- Pewnie wiecie bardzo dużo o wampirach.

-Wampiry zazwyczaj polują same albo w małych grupkach.- zaczął mówić Alton.- Są ze sobą połączone, wymieniają się miedzy sobą informacjami, ofiarami...

-To fakt.- wtrąciła się Bell.- Z mojego doświadczenia wiem, że gdy polujesz na sarnę i zapędzasz ją w kozi róg, łatwo ją zabić bo nie będzie się bronić. Ale wampiry nie są jak sarna, są drapieżnikami, nie dadzą się tak porostu wybić. A zwłaszcza gdy ich Alfa nadal żyje. Projekt jest dobry, ale czy zastanawialiście się nad możliwością ataku ze strony wampirów?

-Cóż, nie myśleliśmy nad tym. Ale nasza baza jest ukryta i dobrze zabezpieczona wiec atak jest prawie niemożliwy.- zapewniła Serena.

-Możliwe. Miałam kiedyś styczność z Alfą i uwierzcie że on nie jest głupi, a to że zabijacie jego dzieci da pewność, że nie będzie na to obojętny. Wampiry są ze sobą połączone co daje im przewagę i znacznie szybciej informują się nawzajem. Dlatego Alfa na pewno już wie że coś się dzieje i sądzę że bezczynnie sobie nie siedzi. Wiec powinniście jako cel najważniejszy obrać Alfę, gdy odetniesz głowę ciało się pogubi. Wampiry bedą zdezorientowane przez co łatwiej będzie je wybić, nie będą umiały się zorganizować i będzie pewnym że nie wezmą odwetu.

-Szukając Alfy stracimy tylko cenny czas. A idąc zgodnie z projektem tak czy siak dotrzemy do niego. Wiec twoja uwaga jest zbędna.- powiedział Alton. Bell westchnęła.

-To wasz projekt, ja tylko wyraziłam swoje zdanie.- brunetka wróciła na swoje miejsce. Skoro mają pracować razem mogliby nie być tak pewni i zadumani swoją wiedzą i technologią. Brunetka również chciałby pozbyć się wampirów jak oni, ale jeśli jej zdanie nadal będzie pomijane to raczej podziękuję za taką współpracę. Głupi brytole, zbyt zapatrzeni w siebie, pomyślała.

Gdy spotkanie się skończyło wszyscy zaczęli się rozchodzić wracając do swoich zadań. Bell chciała opuścić już pomieszczenie gdy zatrzymał ją Ketch.

-Moim zdaniem twoja uwaga była słuszna.- powiedział do niej.

-Szkoda, że oni myślą inaczej.- dziewczyna zaczęła iść przed siebie, a on tuż za nią.

-Nigdy nie polowali wiec nie wiedzą co to jest instynkt prawdziwego łowcy. Trzeba być gotowym na każdą możliwość.- brunetka zatrzymała się i spojrzała na niego.

-Dobrze że chociaż ty tak uważasz.- poklepała go po ramieniu po czym odwróciła się na piecie i wyszła z pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro