14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bell postanowiła na trochę odpocząć od współpracy z Brytyjczykami, a w szczególności z takim jednym. Mimo że go nie widziała to i tak jej myśli były wokół niego, próbowała zająć się czymkolwiek, ale wszystko i tak sprowadzało się do jego osoby. 

-Pieprzony Arthur Ketch. Facet, który nie daje mi spokoju.- powiedziała do siebie Bell zamykając książkę i odkładając ją na stół. Nie mogła się skupić. Przeklinała siebie że obdarzyła tego człowieka głębszym uczuciem, a przecież zbyt długo go nie zna i do tego mało o nim wie. Oprócz tego że jest najlepszym z zabójców Brytyjskich Ludzi Pisma i że jest uznawany za psychopatę, tak powiedziała jej jeden z agentów w bazie BMOL. I gdy spytała się innej osoby, ta powiedziała to samo, dodając że lepiej go unikać. Wiec wygląda na to że wdepnęła w niezłe gówno. 

Sam i Dean mówili jej że to ryzykowne, ale nawet gdyby nie zaczęła współpracować z Brytyjczykami to i tak za wiele by nie zmieniło, może tylko by opóźniło. Od pierwszego spotkania z nim zaczęła tonąć, mimo że próbowała jakoś to powstrzymać, to ta walka była bezcelowa. Podobał się jej jak cholera. Nie potrafiła zaprzeczyć jak bardzo spodobał się jej jego zapach, woda kolońska i nutka cynamonu. Przeważnie to zapach decydował czy kogoś polubi czy nie, do tej pory osoby które uznała że ładnie pachną były w porządku. Ale tym razem to co innego, ona go mocniej lubi, to nie jest zwykła sympatia. I to właśnie ją najbardziej zaczęło martwić, to nie jest dobra osoba, choć ani razu jeszcze nie dał jej powodu by go miała znielubić. W jej towarzystwie stawał się milszy, weselszy, ale nadal utrzymywał postawę zimnego i pewnego siebie człowieka, który jest gotowy wykonać każdy rozkaz swoich zwierzchników. 

Zimny drań, pomyślała Bell uśmiechając się gorzko. Raczej nic dobrego jej nie czeka z nim. A co dopiero by powiedzieli jej bracia gdyby dowiedzieli się, że "lubi" go? Z całą pewnością zamknęli by ją w pokoju i nie pozwoliliby jej dalej pracować z Brytyjczykami.

Bell nie mogła przyznać i powiedzieć tego nawet w myślach. Ona się zakochała. Fuknęła pod nosem gdy słowo zakochanie przeleciało jej przez głowę. Nie mogła w to uwierzyć. Ale te parę dni, przez które nie widziała Artura upewniły ją w tym. 

Zaskomlała czując się tak bardzo zmieszana. Chciała miłości i to bardzo, w końcu mieć kogoś dla kogo będzie najważniejsza. Ale nie spodziewała się że zakocha się w zabójcy. Co z nią jest nie tak, ten człowiek zabija istoty takie jak ona, a jednak uśmiech samowolnie wpływa na jej twarzy gdy przypomni sobie jego ciemne oczy czy zawsze dobrze ułożone włosy, w które miałaby ochotę włożyć dłoń by sprawdzić jakie są w dotyku.

-Dość Bell!- brunetka wykrzyknęła wstając na równe nogi i uderzając płasko dłońmi w stół. Echo jej słów rozniosło się po bunkrze, w którym znajduje się tylko ona bo jej bracia pojechali na polowanie, a ona została.

-Musze się czegoś napić bo nie wytrzymam.- odsunęła krzesełko i wyszła z biblioteki.

Zaszła na moment do swojego pokoju by wziąść swój odtwarzacz MP4, następnie poszła do kuchni po jakikolwiek alkohol.

-Kurwa!- przeklnęła zatrzaskując drzwiczki od szafki. Gdyby był tu Sam od razu zwrócił by jej uwagę na słownictwo, ale skoro go nie ma to po co się ograniczać? Lepiej nacieszyć się wolnością słowa.

Bell zirytowała się. Chciała jakoś odreagować, ale niestety w bunkrze nie ma już alkoholu. Dean najwyraźniej zapomniał napełnić zapas. No tak gdy ona tego nie zrobi to nikt inny o tym nie pomyśli. Teraz musi zadowolić się wodą albo sokiem. Albo pojedzie na zakupy, Nie, nie ma ochoty wychodzić na zewnątrz. Może przy muzyce się zrelaksuje, zwykle to działa.

Wróciła do biblioteki. Usiadła na krześle kładąc nogi na stół i krzyżując je przy kostkach. Założyła słuchawki i zaczęła przewijać play listę. Pierwszy utwór, który rzucił się w jej oczy należy do Elvis'a Presley'a "I can't help falling in love". To był szczyt wszystkiego, akurat ta piosenka, żachnęłaSzybko przewinęła dalej i włączyła inną. Długo nie nacieszyła się słuchaniem rokowego kawałka bo ktoś zaczął się dobijać do drzwi bunkra. 

Bell westchnęła i wstał odkładając urządzenie na stół. Ruszyła w stronę schodów. To pewnie Sam albo Dean się po coś wrócili i najwyraźniej zapomnieli kluczy. Zdarzyło się to już kilka razy.

-Przestańcie walić! Czego tym razem zapomnieliście matoły?!- wykrzyknęła idąc po schodach, walenie ustało.

Z rozmachem otworzyła drzwi sadząc że to któryś z jej braci. Ale ustała jak słup soli widząc przed sobą Ketch'a z tym jego typowym uśmieszkiem, który chowa za plecami dłonie.

-Widzę że nie spodziewałaś się mnie tu.- powiedział z tym swoim angielskim akcentem, który podoba się Bell.

Brunetka otrząsnęła się i sięgnęła po klamkę by zamknąć mu przed nosem drzwi, ale Ketch przewidział jej ruch i oparł się ramieniem o drzwi blokując je.

-Odsuń się. Nie chce z tobą rozmawiać.- Ketch nie dawał za wygraną gdy brunetka próbowała zamknąć drzwi.

-Myślę że to nie jest prawda.- Bell poczuła jak lekko się rumieni na co Ketch uśmiechnął się triumfalnie.- Mam whisky.- szatyn wyciągnął zza pleców butelkę dobrego trunku. 

Bell stała tak zastanawiając się czy powinna go wpuścić. Oczywiście że nie powinna, ale czy posłuchała się głosu rozsądku? Oczywiście że nie.

Brunetka przesunęła się w bok pozwalając Arthur'owi wejść do środka. Po czym zamknęła drzwi zastanawiając się co najlepszego zrobiła. Przeszli do biblioteki.

-Usiądź, pójdę po szklanki.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia idąc do kuchni po naczynia.

Ketch rozsiadł się wygodnie na krześle stawiając trunek na stole. Nie planował tej wizyty. Ale gdy usłyszał przypadkowo od Mary, że jej synowie pojechali na polowanie a Bell została sama w bunkrze nie mógł tego tak po prostu zostawić. Ciągnęło go do tej dziewczyny. A przez kilka dni się nie widzieli wiec tym bardziej chciał ją zobaczyć.

Bell wróciła do pomieszczenia z szklankami i usiadła w bezpiecznej odległości od Ketch'a, który nalał im trunku do naczyń i wrócił na swoje miejsce. Brunetka złapała za szklankę i wypiła całą jej zawartość jednym susem, lekko się skrzywiła ale poczuła przyjemne ciepło w przełyku. Oblizała dolną wargę czując na niej kropelkę trunku i odstawiła pustą szklankę. Właśnie tego potrzebowała.

-Nie komentuj tego tylko dolej mi.- powiedziała unosząc do góry rękę zatrzymując tym Ketch'a gdy rozchylił usta by skomentować to.

-Niech ci będzie.- szatyn wstał i dolał złocistego trunku do jej szklanki.

Tym razem Bell przystawiła usta do brzegu naczynia i delikatnie upiła alkoholu delektując się jego smakiem. Ketch przyglądał się jej uważnie samemu upijając trunku z swojej szklanki.

Milczeli przez chwile. Bell nadal nurciła sprawa z tamtym kelnerem, Ketch nie był do końca szczery z nią. 

-Cokolwiek zrobiłeś, a raczej powiedziałeś tamtemu kelnerowi...- brunetka przerwała i spojrzała na niego obserwując jego reakcje, ale zachował kamienną twarz wiec przysłuchała się biciu jego serca, którego puls prawie nieznacznie przyspieszył. Uśmiechnęła się do niego z dezaprobatą, może przybierać obojętność i niewzruszenie swoją postawą, ale nie może kontrolować bicia swojego serca.

-Myślałem że już to wyjaśniliśmy, nic mu nie zrobiłem.- Ketch wydał się spięty.

-Nie zrobiłeś, ale powiedziałeś coś że dosłownie uciekł przede mną. Chce wiedzieć dlaczego to zrobiłeś. Wyjaśnij.- ponagliła. Nie mogła odgadnąć co się kryje za jego zachowaniem.

Ketch poczuł się zakłopotany. Sam do końca nie rozumiał tego. Ale musi jakoś z tego wybrnąć.

-Nie muszę ci się tłumaczyć.

-Racja, ale nic nie mówiąc w pewnym sensie to też odpowiedz...

Telefon Bell zaczął wibrować przerywając jej wypowiedz. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła imię najstarszego brata. Odebrała połączenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro