6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następne kilka dni było dość trudne. Castiel razem z Crowley'em zjednoczyli siły by odnaleźć Lucyfera, który szuka dla siebie odpowiedniego naczynia aby ponownie zamknąć go w klatce, pomóc ma im w tym Rowena. 

Niestety Mary opuściła bunkier twierdząc że musi pobyć trochę sama i uporządkować niektóre sprawy, chłopcy nie byli tym zachwycenia, a w szczególności Dean. Próbowali nakłonić ją do powrotu, ale kobieta nie chciała. Bell momentami zastanawiała się że może ona jest jednym z powodów odejścia Mary, a gdy rozmawiała o tym z Sam'em i Dean'em, oni stwierdzili że mówi głupoty i że na pewno to nie przez nią odeszła ich matka. 

Mimo że Mary postanowiła odejść nadal kontaktuje się z swoimi synami. Odkąd wróciła Bell poczuła się lekko odtrącona na bok, nie wini za to swoich braci, rozumie całą tą sytuacje, w końcu mogą nadrobić z swoją mamą stracony czas.

Problem z Lucyferem powiększył się. Cass i Crowley znaleźli Lucyfera w ciele słynnego rockman'a Vince'a Vincente'a. Powiadomili o tym braci i Bell. Całą grupą podjęli się próby złapania go aby Rowena mogła odesłać go do klatki, ale niestety ich wysiłki poszły na marne, a Lucyfer uciekł.

~~~~

Kolejnym naczyniem Lucyfera stał się Wallace Parker, który niestety nie był dość silny aby wytrzymać moc diabła i wypalił się, był bardzo wpływowym człowiekiem. Co oznacza że diabeł nie tyle że przeskakuje z naczynia do naczynia, ale zaczął wybierać bardzo wpływowych ludzi co z kolei oznacza że robi się coraz bardziej niebezpieczny.

Bell oparła nogi o stół pochylając się do tyłu na krześle zawzięcie przeszukując coś w telefonie. Sam pochłonięty czytaniem, czegoś co pomogło by znaleźć im Lucyfera, na swoim laptopie nawet nie zwrócił uwagi na zachowanie siostry, a Castiel również siedząc przy stole był pochłonięty swoimi myślami.

-Nogi ze stołu młoda damo.- rozkazał Dean gdy wszedł do biblioteki. Ball nie zwróciła na niego uwagi nadal pochłonięta siedzeniem na urządzeniu. Dopiero gdy blondyn podszedł do niej i sam zrzucił jej nogi z stołu spojrzała na niego gniewnie.

-Ej! - brunetka odłożyła urządzenie i normalnie już usiadła.

-Troche kultury.- dodał blondyn.

-I kto to mówi.

-Crowley powiedział, że ma wieści o Lucyferze. Cokolwiek to znaczy.- powiedział Dean po czym usiadł obok siostry na krześle.

-Chwila moment.- powiedział Sam w końcu odrywając się od laptopa.- Crowley może teraz wpadać kiedy ma ochotę? Wole trzymać go na dystans, spory dystans.

-Niezbyt to miłe łosiu.- powiedział król Piekła gdy wszedł do pomieszczenia.- Tym bardziej że kolejny raz ratuje wam tyłki.

-Siema Crow.- powiedziała z uśmiechem Bell robiąc powitalny gest reką gdy demon podszedł do nich bliżej. Jedynie ona w tym pomieszczeniu nie była przeciwko odwiedzinom Crowley'a. I mimo faktu że jest demonem polubiła go, choć jej bracia nie są z tego powodu zadowoleni.

-Witaj Bello.- przywitał się szarmancko. Dean i Sam wywrócili oczami.- Jak wiecie jestem tymczasowo osobą niepożądaną w moim pałacu. Ale są tacy, których jeszcze kontroluje.

-Możesz darować sobie te dramaty i powiedzieć co wiesz?- zapytał zirytowany Sam.

-A możesz nie nosić flaneli? Nie, i jakoś to wytrzymuje.- Crowley podszedł do Sam'a i zaczął coś wystukiwać na jego laptopie mimo że szatyn nie był z tego zadowolony.- Troche powęszyłem i dostałem pewien cynk. Chyba znam tożsamość najnowszego naczynia Lucyfera.

Crowley przestał wpisywać coś na urządzeniu, a następnie odwrócił je aby mogli zobaczyć artykuł z zdjęciem. Wszyscy byli zaskoczeni patrząc na ekran.

-Przedstawiam Jeffersona Rooneya, prezydenta Stanów Zjednoczonych.

-O cholera.- skomentowała Bell. Teraz na pewno mają duży problem, a raczej ogromny.

~~~~


Bell weszła do pomieszczenia i zauważyła jak Sam stoi do niej tyłem przy stole z mapą świata. Trzymał telefon przy uchu po czym rozłączył się, a w drugiej dłoni trzymał coś i szybko schował do kieszeni jakby bał się, że ktoś go przyłapie. Bell podeszła do niego cicho zakradając się.

-Do kogo dzwoniłeś?- zapytała nagle pojawiając się tuż obok niego. Szatyn podskoczył w miejscu i spojrzał na nią.

-Ah, miałaś się tak nie zakradać.- powiedział zirytowany patrząc na swoją siostrę, która uśmiechnęła się niewinnie do niego. Uwielbiła to wykorzystywać, zakradanie się i wyskakiwanie niespodziewanie to jedna z jej zalet. Brunetka zaśmiała się, znowu udało jej się go wystraszyć, a najbardziej lubiła straszyć Dean'a, przy tym robi zabawniejsze miny od Sammy'ego. A największym wyzwaniem nadal dla niej jest Castiel, ten anioł ani razu nie okazał nawet minimalnej oznaki że go chociaż zaskoczyła gdy się do niego zakradała, zawsze był niewzruszony. Ale ona nadal próbuje, choć może i to dziecinne z jest z jej strony, ale przecież nikt nie będzie jej mówić czego ma nie robić, a co może.

-Do kogo dzwoniłeś?- zapytała ponownie unosząc jedną brew do góry, Sam wydał jej się lekko zestresowany, puls mu przyspieszył. Ah te nadludzie zdolności, pomyślała, już nie raz jej pomogły. 

-Nieważne.- powiedział wymijająco. Zmarszczyła brwi i szybko wyrwała mały przedmiot z jego kieszeni zanim ten zdążył zareagować.- Oddaj to!- próbował zabrać jej wizytówkę, ale mimo że jest znacznie wyższy od niej, Bell ledwo sięga mu ramienia, ona jest za to znacznie szybsza i zwinniejsza. Wiec zanim Sam zabrał jej przedmiot zdążyła zobaczyć co na nim pisze. To wizytówka z numerem Micka Davies'a.

-Dzwoniłeś do Mick'a? Myślałam że nie kupujemy tej jego bajeczki o lepszym świecie bez potworów i o współpracy z nimi.- powiedziała zaczepnie krzyżując ramiona. Właściwie to Mick wydał jej się całkiem przyjazny, jakby miał naprawdę szczere intencje nie to co ta druga brytolka, i całkiem dobrze pachnie. Tak, Bell ma pewnego bzika na punkcie zapachów, dzięki nim może rozpoznać kto znajduje się niedaleko niej nawet nie patrząc na tą osobę. Zapachy braci i Castiel'a zna na pamieć, z innymi ma trochę trudności do zapamiętania bo aby wryły jej się w pamieć albo muszą być wyjątkowe albo musi trochę spędzić czasu z tą osobą.

-Bo nie. I rozłączyłem się zanim odebrał. Nie mów tego Dean'owi, wścieknie się.- powiedział błagalnie szatyn. Bell zastanawiała się moment.

-Zgoda, ale wisisz mi przysługę.

-Co tylko zechcesz.

-Hej co tam kombinujecie?- zapytał Dean wchodząc do pomieszczenia. Oboje spojrzeli na niego w tym samym czasie.

-A jak myślisz? Trzeba opracować plan jak wygonić Lucyfera z prezydenta.- powiedziała Bell zachowując się tak jakby wcale niczego z Sam'em nie ukrywała. Dean przyjrzał im się chwile i skinął głową będąc przychylnym słowom siostry.

-Racja. Z tym będzie ciężko. Chyba że Crowley wyciągnie coś pożytecznego ze swoich wtyk.

Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk rozbijanych się o podłogę filiżanek. Rodzeństwo spojrzało w stronę Castiel'a, który jeszcze chwile temu niósł im herbatę. Teraz złapał się dłońmi za głową zaciskając powieki jakby coś sprawiało mu ból. Szybko do niego podbiegli pomagając mu oprzeć się o stół.

-Cass co się dzieje?- zapytał go z zmartwieniem Dean.

-Coś się stało... Anielskie radio... Za dużo głosów.- powiedział z jękiem anioł próbując uciszyć je w swojej głowie.

-Co mówią?- zapytała Bell.

-Doszło do przypływu ogromnej ilości niebiańskiej energii. Nefilim się rodzi. Potomstwo anioła i człowieka. 

-To ta ważna wiadomość?- Dean raczej nie był zadowolony tym co usłyszał.

-Tak, ale to wymagało dużo większej mocy niż zwykłego anioła.- Castiel ustał o własnych siłach czując się już normalnie. Bell od razu załapała o kogo chodzi.

-Lucyfer.- powiedziała podenerwowana. Jeszcze tego im brakowało. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro