8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dean i Sam zniknęli.

Bell z Castiel'em wrócili do motelu, w którym ich zostawili, ale nikogo nie zastali. Brunetka wywnioskowała, że najwyraźniej nie dogadali się z prezydentem i zostali złapani przez służby rządowe, cokolwiek to znaczy, będzie dzieżko ich odbić.

-Zostawiliście ich!- zdenerwowany głos Mary rozniósł się po bunkrze. Castiel zadzwonił do niej i powiedział co się stało.

-Nie... Dean kazał uciekać. Ta kobieta...- zaczął tłumaczyć się Castiel. Bell tylko spuściła głowę w dół siedząc przy stole. Mary niespokojnie zaczęła krążyć po pomieszczeniu.

-Ta, którą zgubiliście?- zapytała z wyrzutem.

-Nie zgubiliśmy. Myślałem...

-Przestań się usprawiedliwiać!- kobiecie puściły nerwy, jej chłopcy zaginęli, a ona nie wie jak ich znaleźć.- Dlaczego nie zadzwonili skoro potrzebowali pomocy?

-Wycofałaś się.- powiedział brunet. Mary pokręciła głową po czym poszła w głąb bunkra.

-Spapraliśmy robotę na dwóch frontach. Kelly uciekła, a Sam i Dean zniknęli.- powiedziała smętnie Bell miętoląc w dłoniach rękawy swojej kurtki.- Po co ja tu jestem skoro nawet nie mogę wykorzystać swoich umiejętności by znaleźć braci? Jestem bezużyteczna, mogłam z nimi zostać.

-Bell to nie twoja wina... - Castiel położył rękę na jej ramie, brunetka spojrzała na niego.

-To czemu czuje się jakby była.

-Jesteś wyjątkową osobą, nawet nie mów że jesteś bezużyteczna, to nie prawda. A gdybyś tam została może i ciebie też by zabrali, wtedy stracił bym i ciebie.

Bell wstała z krzesełka i przytuliła się go Castiel'a.

-Znajdziemy ich, razem nam się uda.- pocieszył ją próbując samego siebie przekonać do własnych słów, nie mogą teraz się poddać.

~~~~

To były najdłuższe i najcięższe cztery tygodnie dla Bell i Castiel'a. Szukali pomocy nawet u Crowley'a, ale on stwierdził że nie może im pomóc i powiedział że Sam i Dean tak czy siak poradzą sobie, przecież wiele potężnych istot próbowało ich zabić wiec z agentami rządowymi powinni też sami sobie poradzić.

Bell weszła do baru i zobaczyła siedzących przy barze Mary i Cass'a podeszła do nich mozolnym krokiem. Mary dzwoniła do Castiel'a z prośbą o spotkanie, po tamtym jak wyżyła się na nich że nie mogli pomóc jej synom prawie w ogóle się z sobą nie kontaktowali.

Bell usiadła obok przyjaciela, machnęła do barmana i zamówiła sobie napój.

-Witaj Bell.- powiedziała Mary.- Dobrze że przyjechałaś.

-Cześć.- odpowiedziała brunetka nie patrząc na nią.

-Wyglądasz kiepsko.- powiedziała blondynka.

-I tak się czuje.

-Proszę powiedz że chociaż zmrużyłaś oczy na kilka godzin?- Castiel spojrzał na nią z zmartwieniem. Odkąd jej bracia zniknęli prawie w ogóle nie spała, dniem i nocą szukała ich wszędzie gdzie tylko mogła, próbowała ich wyczuć, ale to na nic się zdało. Nie miała żadnego punktu zaczepienia, w tej chwili mogą być dosłownie wszędzie, rządowe służby zadbały by całkowicie zniknęli.

-Nie powinnaś się tak wykańczać.- powiedziała Mary. Bell spojrzała na nią i zobaczyła na jej twarzy szczerą troskę, najwidoczniej wcale nie była jej obojętna.

-Jakoś daje sobie rade.

-Chciałam się z wami spotkać by was przeprosić. Byłam wściekła i... Nie powinnam była obwiniać was za to co spotkało Sam'a i Dean'a.

-Nie, miałaś racje nie powinniśmy byli ich zostawiać, a tym bardziej ja.- powiedziała Bell.

-Jakieś wieści?- zapytała Mary choć wiedziała, że to pytanie jest bezsensu bo gdyby coś wiedzieli nie czekali by ani chwili aby nie przekazać informacji.

-Nie.

-Moje wtyki w policji albo są już na emeryturze albo nie żyją. Staram się, ale... Wiec sobie powtarzam, że nic im nie jest by dalej jakoś funkcjonować.

Spędzili jeszcze trochę czasu na bezcelowej rozmowie miedzy sobą po czym ponownie rozdzielili się.

~~~~

-Zastanawiam się czy nie powinnam zadzwonić do nich.- Bell zaczęła przewracać w dłoni wizytówkę Micka.

-Dobrze wiesz, że Sam i Dean im nie ufają.

-Wiem Cass, ale czuje że nie mamy lepszego wyjścia.

Komórka Bell nagle zaczęła wibrować. Dziewczyna chwyciła urządzenie i odebrała połączenie. Przez moment nie mogła uwierzyć, że po drugiej stronie słyszy swojego brata, Dean'a, a później jeszcze Sam'a. Powiedzieli jej że znajdują się w Kolorado, w parku narodowym Rocky Mountain w tajnej bazie rządowej. Powiedzieli również że idąc na północ powinni dotrzeć do drogi stanowej 34 i tam po drodze powinni gdzieś ich znaleźć gdy uda im się do niej dojść.

Bell szybko chwyciła kluczyki od Impali i zaczęła tłumaczyć wszystko Castiel'owi, który następnie zadzwonił do Mary by jej to przekazać.

Bell oparła się o maskę Impali czekając razem z Castiel'em na Mary. Po chwili na parking zajechał niebieski samochód, z którego wysiadła blondynka.

-Szybko przyjechałaś.- powiedział Castiel gdy do nich podeszła.

-Słysząc takie wieści... nie mogłam zwlekać.- powiedziała z ulgą, że w końcu coś mają o jej synach.

-Nie wiemy co nas tam czeka. Przydałoby się wsparcie. Może Crowley i Rowena?- zapytał Castiel, Mary spojrzała na niego znacząco.

-Król Piekła i jego matka, wiedźma? Oby stać nas było na więcej.

-Mam pewien pomysł jeśli chodzi o nasze wsparcie... Łap.- Bell rzuciła Mary kluczyki od Impali, kobieta złapała je zdziwiona.

-Nie jedziesz?- zapytała Mary.

-Nie martw się na czterech łapach, nawet mnie nie dogonicie.

~~~~

Castiel i Mary spotkali się przy drodze w Kolorado z Mick'em i Ketch'am, do których o pomoc zadzwoniła Bell.

-To ten pomysł? Ci ludzie omal nie zabili moich synów i mają być naszym wsparciem? Nagle demon i jego mamusia nie wydają się tacy źli.- powiedziała Mary stając razem z Castiel'em na przeciw brytyjczykom.

-Pomogli nam z Lucyferem.- powiedział Cass.

-Was też miło widzieć.- powiedział przyjaźnie Mick.

-Gdzie panna Bell? To przecież ona po nas zadzwoniła, a nigdzie jej nie widzę.- zapytał Ketch.

-Sprawdza coś.- odpowiedział mu Cass.- Powinna zaraz tu być.- anioł wrócił do Impali i wyciągnął z niej trampki i kurtkę najmłodszej z Winchester'ów.

-Czemu wiozłeś jej rzeczy?- ponownie zapytał Ketch. Mary zwróciła uwagę na jego dziwne zainteresowanie Bell i poczuła jak matczyny instynkt się jej włączył. Mimo że Bell nie jest jej córką, ale jest córką Johna. Zdążyła już zauważyć podobieństwo między nimi, oboje są zawzieci i uparci.

-Zaraz się dowiesz.-powiedział zagadkowo anioł.

Z lasu na droge wyłonił się duży, czarny wilk. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Cass uśmiechnął się w jej stronę, Mary i Mick wydali się zaniepokojeni, ale Ketch patrzył na nią zaintrygowany przyglądając się każdemu detalowi jej zwierzęcej postaci.

-Prawdziwa bestia.- powiedział cicho pod nosem Ketch tak by nikt go nie usłyszał.

Bell idąc przybrała ludzką postać i podchodząc do przyjaciela odebrała od niego swoje rzeczy.

-To cholernie duży obszar, las jest jak labirynt, wybrali świetne miejsce by zrobić tu tajną bazę.- powiedziała brunetka zakładając ubrania mówiąc to w kierunku przyjaciela i Mary po czym spojrzała na przybyłych i przywitała się z nimi jednym słowem, przez które brytyjczycy nie lubią być określani.- Brytole.- posłała im cierpki uśmiech. A gdy jej zielone oczy skrzyżowały się z brązowymi oczami Arthur'a przez moment patrzyli na siebie po czym brunetka odwróciła wzrok na co Ketch się uśmiechnął.

-Jak wspominałam przez telefon, potrzebujemy pomocy wy uratowaniu Sam'a i Dean'a.- powiedziała Bell patrząc na Micka.

-Wiec wam pomożemy.- powiedział Mick jak zwykle z przyjaznym nastawieniem.

-Tak po prostu?- zapytała z nieufnością co do ich intencji Mary. Mick zrobił dwa kroki w jej stronę.

-Pani Winchester... Mary. Przybyłem do tego kraju by zdobyć przyjaciół. Ale amerykańscy łowcy są inni niż nasi. Nie ufacie nieznajomym nawet jeśli przynoszą dary. Nic na to nie poradzę, ale mogę pomóc tobie. A jeśli rozniesie się wieść o tym że pomogliśmy uratować Dean'a i Sam'a Winchester'ów to zadziała na naszą korzyść. Kto wie? Po tym wszystkim może zostaniemy nawet przyjaciółmi.

-Może.- powiedziała z powątpiewaniem Bell.- Są uwiezieni gdzieś w parku narodowym Rocky Mountain.

-Strefa 94?- zapytał Ketch.- To tajna rządowa placówka. Służy do nielegalnych operacji. Jedno z tych miejsc, które nie istnieją.

-Wiec skąd o tym wiecie?- zapytał Cass.

-Gromadzimy informacje. To nasza praca.

-Mamy spotkać się z nimi przy drodze stanowej 34. Nie wskazali dokładnie gdzie.- powiedziała Bell.

-Każe technikom skierować na ten teren nasze satelity.- powiedział Mick po czym skierował się do samochodu, którym tu przyjechał z Ketch'em. Mary i Cass również wsiedli do Impali.

-Masz jakiś pomysł w co się pakujemy Bell?- Ketch zatrzymał na moment brunetkę.

-Nie.- odpowiedziała wprost.

-Świetnie, lubię niespodzianki.- posłał jej swój szarmancki uśmiech na co prychnęła. Jeszcze tego brakowało by jakiś brytol się do mnie przymilał, pomyślała z irytacją Choć jest całkiem niezły, potrząsnęła głową by wyrzucić tę drugą myśl.

~~~~

Mick powiadomił swoich i dzięki satelicie kamera termowizyjna wyśledziła w lesie Sam'a i Dean'a. Wszyscy udali się bezpośrednio w miejsce, do którego kierują się bracia. Gdy tam dotarli zostania powitani stęsknionymi uściskami przez Bell, Mary i Cass'a. Bracia byli zaskoczeni w znalezieniu ich pomogli Brytyjscy Ludzie Pisma, ale jednak byli im wdzięczni za pomoc, może wcale nie są tacy źli. Podziękowali im za pomoc i rozjechali się. Ale gdy jechali przez most samochód nagle zgasł i nie chciał zapalić. Wysiedli z niego. Wtedy pojawiła się przed nimi kobieta, żniwiarz imieniem Billie. Sam i Dean żeby móc wydostać się z wiezienia zawarli z nią układ. Jeszcze raz umrą i wrócą zza grobu, ale w zamian o północy jeden Winchester pożegna się ze światem, na stałe. Siedzenie w celi było piekłem, a tak przynajmniej jeden z nich będzie mógł walczyć dalej. Jeden Winchester, żniwiarz nie powiedziała który. Bell zgłosiła się, w końcu też jest Winchester'em i tak jest po cześć martwa wiec chociaż jej śmierć się na coś przyda tym razem. Ale wyprzedziła ją w tym Mary. Ustała przed Billie gotowa oddać życie. Gdy bracia i Bell chcieli zaprotestować, żniwiarz machnęła reką i cała trójka upadła na ziemie obezwładniona przez niewidzialną siłę. Jednak zanim Billie zabrała Mary, Castiel zachodząc ją od tyłu przebił ją anielskim ostrzem, błysnęła światłem i jej ciało upadło na ziemie. Cass nie mógł pozwolić by któreś z nich zginęło, ten świat potrzebuje każdego Winchester'a. On ich potrzebuje, są dla nich wszystkim. Zawarli układ, ale Cass go zerwał mimo że mogą pojawić się tego konsekwencje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro