Atak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziała z wódką w ręku, zatapiając swoje żale w alkoholu.  Już nie mogła znieść obecności nieproszonego gościa w swojej głowie.

~Wiesz ile wódka ma kalorii?!~huczało w jej czaszce. 

-Oh spierdalaj głosie-mruknęła w stanie lekkiego upojenia, dalej pijąc z gwinta. Nie przejmowała się tym, że Cipher mógł wtargnąć lada chwila do mieszkania i zawieść ją na oddział. 

Miała dość. Dość tego wszystkiego. 

Pragnęła miłości. Była jej spragniona, lecz nikt nie był w stanie jej odwzajemnić. Wraz ze swoją terapeutką stwierdziły, że już jako dwunastolatka musiała jej pragnąć. Osaczała chłopców, pragnęła uwagi, jej podświadomość krzyczała o chwilę uwagi. 

Lecz ciągły brak czasu ze strony rodziców, podziw wujostwa nad intelektem jej brata, skłonił ją do stania się "dużym dzieckiem". Wbrew opinii wszystkich-była bardzo inteligentna i przebiegła w swej nieporadności. Potrafiła skupić na sobie uwagę w jedną chwilę. Chciała być najlepsza, chwalona przez wszystkich, aby zwalczyć tę nienawiść do siebie. Jako dziecko-wierzyła, że jeśli będzie oparciem dla wszystkich, to ją zaakceptują taką jaką była i jest....

Tymczasem takie podejście ją zgubiło.

W pewnym momencie poczuła się obserwowana. Często miewała takie odczucia. Wydawało jej się, że wraz z nią w pomieszczeniu znajduje się jakiś "cień"-zły byt niewidoczny dla ludzkiego oka. Kiedyś pewnie by wyśmiała takie paranoiczne stany, tłumacząc zaistniałą sytuację przewidzeniami i strachem po maratonie horrorów, jednak wszystko się zmieniło po TAMTYCH PAMIĘTNYCH WAKACJACH. 

Jak ona marzyła, aby wrócić do tych dziecięcych lat, kiedy wraz z bratem biegali po lesie w poszukiwaniu anomalii. Brakowało jej ciepła i zrozumienia ze strony brata, ale przede wszystkim samej obecności bliźniaka. 

Piła coraz więcej, chcąc się wyłączyć. Czasem marzyła o śmierci by już więcej nie cierpieć, jednakże tak naprawdę bała się tej zmory ludzkości i jedyne czego tak naprawdę chciała, to tak zwanego "twardego resetu" swej głowy. 
Podłączyła telefon do głośników i puściła muzykę na cały regulator. Tańczyła i śpiewała, szczęśliwa, że jej głosy ucichły, a może przez alkohol trujący jej mózg, po prostu nie reagowała zbyt emocjonalnie na JEJ obecność. 

Uśmiechnięta wirowała po salonie, próbując odtworzyć tzw.swing, którego uczyła się na kursach tanecznych, na które uczęszczała trzy lata temu, zanim na dobre zwariowali wraz z bratem. Tęskniła za Gravity Falls, jej ukochanym wujkiem Stankiem, przyjaciółmi i nawet wujem Fordem. Łza smutku spłynęła po jej policzku, jednakże zniknęła równie szybko, tak jak przeminęły jej wspomnienia. 

Podeszła do lodówki, aby wyjąć z niej cole zero i z szafki obok szklankę, do której nalała napoju i wymieszała z wódką. Z niesmakiem wypiła całą zawartość, "zerując"pół litrową flaszkę. 

Chciała wyrzucić szkło, umyć się przed powrotem demona i udawać, że śpi, aby nie domyślił się, że piła. 

Była osiemnasta. Odetchnęła z ulgą-miała jeszcze około dwie godziny do jego powrotu. Chwyciła kurtkę i paczkę papierosów leżącą na blacie kuchennym. (Tak, salon jest połączony z kuchnią)

Chwiejnym, nierównym krokiem ruszyła w stronę tarasu. Cieszyła się, że rodzice chociaż przed ich tragiczną śmiercią pomyśleli, aby przepisać cały majątek na nią i Dippera, a że jej bliźniak gdzieś wsiąkł, to mogła odziedziczyć jej rodzinny dom, który niestety musiała dzielić teraz z Cipherem, który na "prośbę" jej brata miał się nią opiekować podczas nieobecności najmłodszego męskiego przedstawiciela rodziny Pines. Z drugiej strony, gdyby była sama to z pewnością już by popełniła samobójstwo, ale demon skutecznie za każdym razem jej to uniemożliwiał. 

Z cichym westchnięciem usiadała na leżaku, znajdującym się na pięknym, drewnianym, przeszklonym tarasie z widokiem na dziki, z lekka zaniedbany ogród. 

Drżącymi dłońmi odpaliła pierwszego papierosa. 

Pierwsze zaciągnięcie.

Pierwszy wydech.

Drugie zaciągnięcie.

Drugi wydech i tak kolejne.

-Chciałabym, żeby było jak kiedyś-mruknęła, ze zdziwieniem dotykając swego mokrego od łez policzka.

-I może tak być-usłyszała tuż przy swoim uchu. Dopiero teraz zorientowała się, że muzyka przestała grać. Odwróciła głowę w stronę przybysza. 

Koło niej stał jej "opiekun".

-Czemu nie jesteś jeszcze w pracy?-spytała, dopalając papierosa.

-Chciałem Ci zrobić niespodziankę i gdzieś Cię zabrać...-odparł tajemniczo demon, po czym zatkał nos-Prosiłem Cię, żebyś nie smrodziła w domu-dodał, zabierając szatynce paczkę czerwonych Winston'ów. 

-Ej oddawaj!-krzyknęła, wstając i równie szybko tracąc równowagę i gdyby nie refleks Ciphera, zapewne skończyłaby z rozbitą głową. 

-Piłaś?-bardziej stwierdził niż zapytał i mimo protestów dziewczyny, wziął Mabel na ręce. 

-Puszczaj do cholery! Przestań sobie pozwalać! Myślisz, że co ?! Że jeśli mój cholerny braciszek wymusił na tobie opiekę nade mną, to możesz mnie kontrolować i traktować mnie jak dziecko ?! Jestem już pełnoletnia i tak naprawdę powinnam Cię wywalić na zbity pysk, za zniszczenie mi życia! A i tak to była by chyba najłagodniejsza forma tego co chciałabym Ci zrobić, wiesz?!-krzyczała, jąkając się i zalewając łzami. Teraz stała znów na własnych nogach. Patrzyła na niego gniewnie, trzęsąc się wręcz ze złości. On jednak ze spokojem, podszedł do niej, by opatulić ją szczelnie w uścisku. 

-Puszczaj! Nienawidzę Cię, wiesz?! Nosz kurwa, puszczaj ty parszywy demonie, kanalio! Mam dość, przez Ciebie nie mogę sobie odebrać życia!-wrzeszczała, usiłując się wyrwać z  mocnego objęcia władcy snów i koszmarów. 

-Dlaczego?!-warknęła, drapiąc i szczypiąc plecy mężczyzny, który tylko zaczął jedną ręką gładzić ją po plecach.

-Co dlaczego, Gwiazdeczko?-szepnął spokojnym głosem, dalej głaszcząc jej plecy. Kobieta przestała go drapać, by po chwili wtulić się w jego tors.

-Dlaczego trzymasz mnie przy życiu?! Czemu nie potrafię odejść od Ciebie i tego świata?! Ja..a-zaczęła się jąkać-Jaaa nie potrafię Ciebie i Dippera tak skrzywdzić odbierając sobie życie. Wy cholerni egoiści, dlaczego mnie trzymacie na tym świecie-wyłkała, zalewając się łzami i obejmując rękoma Billa, po to by odwzajemnić uścisk.

-Ciii... jutro porozmawiamy, ale już nie płacz...Ciiii, Gwiazdeczko nie płacz-wyszeptał, kołysząc nimi lekko. Czuł jak dziewczyna się rozluźnia i mocniej go obejmuje w tali drobnymi rękoma. 

I tak zakończył się jej kolejny atak. Udało im się powstrzymać to szaleństwo-przynajmniej dzisiaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro