Cisza przed burzą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziała z nowo poznaną koleżanką, a bardziej na "nowo poznaną", gdyż w rzeczywistości znały się od lat. Była niegdyś przyjaciółką jej brata, a przez to także jej znajomą.

Niegdyś myślała, że nie jest to dobre towarzystwo dla jej brata i miała racę, jednak ludzie się zmieniają, a poza tym to Dipper wciągnął ją w nałóg, z którego na szczęście wyszła. Niestety jej brat nie miał tyle szczęścia co Dolores i uciekł....

Zostawił ją samą i tylko ta niepozorna znajoma była światełkiem w tunelu dla dziewczyny. Ona jako ostatnia się z nim widziała i być może wie gdzie podziewa się jej bliźniak?

-Nie uważasz, że to dar od losu, żeśmy się spotkały po tylu latach i to jeszcze na tej samej uczelni?-spytała kobieta. Szatynka zwróciła na nią zamglone spojrzenie, skrupulatnie przyglądając się kobiecie. Jej długie, falowane, białe włosy były splecione w długi, niedbały warkocz, zaś kilka niesfornych kosmyków opadało na jej twarz. Na porcelanowej, nieskazitelnej cerze wyróżniały się nieśmiałe, zarumienione policzki, zaś w podkreślonych mocną kreską nienaturalnie krwistych oczach czaiły się iskierki czystego szaleństwa. Usta może i nie wielkie, acz pełne teraz były podkreślone beżową szminką. Była nienaturalnie szczupła i filigranowa, lecz z pewnością mogła poszczycić się świetną figurą i idealnym rozmiarem biustu oraz wcięciem w tali. Jej niegdyś pokutę ręce zasłaniały niesamowite tatuaże, sięgające przedramienia. Odziana w lekko przydużą, czarną koszulę na ramiona i małą czarną w skórzanych botkach na wysokim obcasie i platformie wyglądała olśniewająco. Teraz dopiero dziewczyna zrozumiała czemu niegdyś jej brat się w niej zakochał. Uśmiech tej kobiety potrafił każdemu, nawet najbardziej zatwardziałemu psychopacie roztopić serce.

-Ej Mab, nie patrz tak na mnie, bo uznam, że się we mnie zakochałaś, a ja mam narzeczonego-zażartowała, chcąc przerwać panującą między nimi ciszę. Szatyna speszona odwróciła wzrok, a jej policzki oblała czerwień. Ona ją onieśmielała, zupełnie jak Cipher przy ich pierwszym spotkaniu w uczłowieczonej formie.

-Co?! Nie, nie... Masz chłopaka?-spytała Pines, chcąc szybko zmienić temat. Białowłosa zaśmiała się subtelnie, dolewając sobie do kieliszka czerwonego jak jej oczy wina i dalej tasowała talię kart.

~Czemu ona jest taka idealna ?~pomyślała ze zrezygnowaniem szatynka, jednak nie potrafiła nawet odczuwać zazdrości-po prostu Dolores za bardzo chwytała swą osobą za serce, aby można było w stosunku do niej odczuwać tak plugawe uczucie.

-Tak ma na imię William. Niestety z twoim bratem nam się nie ułożyło, lecz nadal jesteśmy blisko. Jesteście dla mnie jak młodsze rodzeństwo-odpowiedziała kobieta, zakładając kosmyk za ucho i upiła kilka łyków bordowego, wytrawnego trunku. Mabel poszła w jej ślady.-Mab przecież jeszcze nie masz 21 lat, aby pić, nieprawdaż ? Pójdę siedzieć za rozpijanie nieletnich-zaśmiała się, odkładając szklane naczynie na stolik i zaczęła rozkładać karty.

-Jeszcze kilka tygodni do pełnoletności, w te czy we w te nie robi różnicy. Mam jednak do Ciebie pytanie Dol... Masz może jakiś kontakt z moim bratem ?-w jej głosie tliła się nadzieja, która w jednej chwili została zgaszona.

-Nie, niestety nie wiem gdzie teraz jest, ale widziałam się z nim kilka miesięcy temu i kazał Cię pozdrowić. Myślałam, że się z tobą kontaktował ?-kłamała jak z nut, przygryzając lekko wargę. Chciała brzmieć jak najbardziej przekonująco. Cóż nie była tak dobra w tej obrzydliwej sztuce łgarstwa co ON, ale wiedziała, że czasem drobne przeinaczenie prawdy może w przyszłości przynieść korzystne dla Shooting Star skutki. Poza tym to nie było zupełnie kłamstwo, lecz sprytna manipulacja prawdą.

-Niestety nie, a bardzo chciałabym się dowiedzieć co się z nim dzieje. Martwię się, aby znów nie wplątał się w kłopoty-westchnęła z żalem Pines.

-Dipper nie jest głupi i na pewno Bóg ma go w swej opiece-odrzekła Dolores, łapiąc kościste, zimne ręce dziewczyny, by po przez jej ciepło ogrzać trochę jej skórę, ale również tchnąć w nią nowe siły i podnieść na duchu.

-Bóg nie istnieje-mruknęła z niesmakiem Mabel. Wyrwała dłonie z uścisku przyjaciółki, by sięgnąć do kieszeni po paczkę papierosów i odpalić jednego. Białowłosej jednak nie schodził z twarzy ten pokrzepiający i pełen troski uśmiech z twarzy, lecz zawtórowała dziewczynie i podkradła jej papierosa, by w tym samym czasie co ona wypuścić z ulgą dym i popić kolejny łyk wina.

-Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, drogie dziecko. Może po prostu źle patrzysz, a może próbujesz przed nim uciec?

-Dol jestem od Ciebie młodsza tylko o kilka lat!-warknęła szatynka-Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana-zachichotała brązowooka z zażenowaniem.

-Te kilka lat może w porównaniu do wieku wszechświata nie ma znaczenia, lecz przekuwa się na moje doświadczenie i uwierz, że w tej kwestii mam rację. Czy kiedykolwiek się myliłam ? Pamiętaj, rzeczywistość to iluzja perfekcyjna, a to co na tym świecie ma znaczenie, w rzeczywistości go nie posiada-wymruczała melodyjnym głosem, lecz jej młodsza przyjaciółka skrzywiła się słysząc jej wypowiedź.

-Ech może masz rację?-westchnęła z wyraźnym zrezygnowaniem w głosie.

-Ja zawsze mam rację Mab, a jeśli nie to patrz punkt wyżej-obydwie zachichotały, a ciężka atmosfera między nimi trochę zelżała.-Niestety muszę się już zbierać. Jutro mam wykłady ze studentami i wiesz muszę się przygotować. Niestety albo i stety tytuł profesorski do czegoś zobowiązuje-w jej głosie było słychać wyraźne znudzenie. Źrenice Gwiazdki momentalnie się rozszerzyły, a jej mina ukazywała wyraźne zdziwienie.

-Masz tytuł profesora ?-jej ton był pewien zdziwienia zmieszanego z ciekawością.

-Tak, ale pogadamy jutro. Zajrzę do Ciebie po Twoich zajęciach-odpowiedziała lakonicznie, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.-Do zobaczenia Mabs-mrugnęła okiem, dopijając zawartość kieliszka, po czym mocno uścisnęła nastolatkę i udała się w stronę drzwi.

~*~

Wracał kamienną ścieżką, rozkoszując się po trudnym dniu cudowną wonią kwiatów w ogrodzie. W jego wymiarze nie było tyle uciechy dla zmysłów płynących z natury.

Zamyślony nawet nie spostrzegł zbliżającej się w jego stronę kobiety, którą przypadkowo trącił.

-Przepraszam-mruknął z grzeczności, przerywając natłok skumulowanych w jego umyśle myśli.

-Nic nie szkodzi Bill-odpowiedziała zdawkowo nieznajoma, uśmiechając się krzywo. Po jego ciele przeszedł dreszcz. Zastygł w bezruchu, by po chwili odwrócić głowę w jej stronę.

Ich spojrzenia skrzyżowały się. Jego pełne zdziwienia i strachu, jej zaś rozbawione i przepełnione pogardą. Chwycił ją za nadgarstek, mocnym szarpnięciem odwracając kobietę w swoją stronę.

Czuł jak każdy milimetr tego słabego, ludzkiego ciała się napina, po czole spływa pot, zaś nogi stają się jak z waty, próbując się pod nim ugiąć.

-Jakim cudem ty...-jego głos z każdym wypowiedzianym słowem się łamał. Nie mógł ukryć drżenia rąk.

-Żyję ? Nie bądź śmieszny Cipher-prychnęła Dolores, a na jej twarzy zagościł pełen bólu grymas-Cóż za miłe spotkanie po latach, nieprawdaż, ty wstrętna gnido-wysyczała, zaś w jej oczach czaiło się szaleństwo. Momentalnie puścił dziewczynę i cofnął się do tyłu, czując żar jej ciała i emanującą od niej energię.

-Powinnaś zgnić w tej dziurze, kochanie-warknął z pogardą z wyraźnym obrzydzeniem akcentując ostatnie słowo i spojrzał na nią z wyższością, by po chwili zostać odrzuconym w tył przez potężną falę energii.

-Cóż czasy się zmieniły, pies zawsze pozostaje psem-mruknęła, a przestrzeń wokół nich zastygła w bezruchu, zaś cały świat spowiła szarość. Próbował się podnieść, lecz jakaś niewidzialna siła jeszcze mocniej przycisnęła jego ciało do gleby.

Na dróżce było słychać stukot obcasów, a ona powolnym krokiem była coraz bliżej demona snów. Gdy znalazła się na tyle blisko Ciphera by zadać mu jakiś cios, z wyraźną satysfakcją kopnęła blondyna w brzuch, by demon odruchowo skulił się z bólu. Nie zwróciła uwagi na krew wypływającą z jego ust. Wystarczyło lekkie drgnienie jego dłoni, by z całej siły stanęła na niej swoim obcasem przebijając jego tkankę skórną i część mięśni. Odsunęła się lekko i kucnęła przy jego twarzy, by pogładzić ręką jego policzek.

-Nadal brakuje Ci pokory Bill-westchnęła z udawanym żalem, prostując się. Machnięciem ręki podniosła obolałego mężczyznę do pionu, by znów wgnieść go w ziemię, lecz tym razem zmusić jego ciało do opadnięcia z bólem na kolana. Chwyciła w dłoń jego podbródek i spojrzała z chłodem w jego złote tęczówki.

-A Tobie rozwagi Dolores, cóż jak widać przeszłość niczego Cię nie nauczyła, Psino-odpowiedział ze stoickim spokojem, zaś ona drgnęła niespokojnie. Wstrzymała oddech, a ziemia pod nimi się zatrzęsła. Chciał wykorzystać tę chwilę nieuwagi z jej strony, jednakże nawet nie zdążył napiąć mięśni, gdy został przez nią spoliczkowany.
-Dla Ciebie gnoju, Wolo Piekła-wysyczała przez zęby z nienawiścią, lecz po chwili odetchnęła ze spokojem-Ale nie jestem tu by się mścić, a by Cię dopilnować. Cóż gdybym to ja wymyślała Ci karę za złamanie wszelkich panujących zasad, to już byś zdychał w mękach i błagał TE dzieciaki o litość. Ciesz się, że Will mnie przekonał, abym się za Tobą wstawiła u NIEGO w czasie osądu-mruknęła przywracając czasoprzestrzeń do stanu poprzedniego.-Do zobaczenia jutro, Cipher. Podziękuj bratu i pamiętaj, obserwuję Cię~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro