[15]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsze, na co zwracam uwagę tuż po obudzeniu, to okropny ból głowy. Próbuje zakłócać mi wszystkie myśli, nie chce pozwolić choćby na przypomnienie sobie ostatnich zdarzeń. Ale na szczęście (a właściwie wcale i nie) już po chwili udaje mi się otworzyć oczy, dzięki czemu mogę spostrzec, że znajduję się na siedzeniu jakiegoś auta, które (jak mi się przynajmniej wydaje) stoi w miejscu. I w tym momencie już wiem, jakim cudem właśnie tutaj się znalazłam.
Próbuje wszystko ładnie ułożyć. Nasze show, morderstwo, a potem wybuch i przybycie jakichś służb mundurowych. Więc tym teraz jestem? Zapewne poszukiwanym zabójcą?
Kręcę delikatnie głową, zaciskając powieki. Jakbym próbowała to wszystko z siebie strząsnąć, a to był tylko bardzo zły sen, który zresztą dobiegł już końca.
Ale nadal siedzę w ciężarówce Jokera, tuż pod magazynem, w którym zamordowałam Catwoman, tajniacy kręcą się gdzieś w pobliżu i nic z powyżej wymienionych rzeczy nie było ani snem, ani nawet szaleńczym przywidzeniem.
Zamykam oczy. Widzę krew i płomienie. Uderzam zaciśniętą dłonią w bok fotela. Oszalałam. Tak, dopiero teraz to zrozumiałam. Jestem psycholem z prawdziwego zdarzenia, a jedynym miejscem, w którym powinnam się teraz znajdować, jest oddział bardzo szczelnie zamknięty w najsolidniejszym z psychiatryków.
Nagle drzwi samochodu się otwierają i nadchodzi chwila, w której przeklinam się za to, że jeszcze z niego nie uciekłam, kiedy akurat miałam na to idealną okazję. Wracając - wskakuje przez nie klaun, który... Wcale nie wygląda jak klaun. Nie dość, że nie ma na sobie makijażu, bez którego swoją drogą nigdy wcześniej go nie widziałam (zaraz, czy ktokolwiek go bez niego widział? może jego matka, kiedy go rodziła? no chyba że urodził się już taki... stop, Joker miał matkę, która go urodziła?! no dobra, a skąd niby... może takie potwory wykluwają się z jaj stworzonych w laboratoriach, na przykład przez takiego Bane'a... to wydaje się o wiele bardziej wiarygodne niż teoria z matką Jokera, zdecydowanie), to jeszcze w zębach trzyma zapalonego papierosa. Jak zwykły człowiek. Tylko dynamit umieszczony w jego lewej dłoni przypomina mi, kim jest naprawdę.

Joker odwraca się w moją stronę.

- Pora na spektakularne zakończenie, Beautiful - szepcze, a ja po raz pierwszy szczerze wzdrygam się na to określenie wypowiedziane jego głosem, jego ustami, całym nim. Joker mnie przeraża.

Następnie przysuwa ładunek wybuchowy do twarzy i zbliża lont do palącej się części papierosa. Gdy na sznureczku pojawia się iskierka, ten trzyma go jeszcze chwilę w ręce, co przyprawia mnie o nieprzyjemny ból brzucha. Na szczęście w ostatnim momencie po prostu wyrzuca go przez okno.

Nie jestem w stanie obejrzeć się w stronę wybuchu i włączonych przez niego głośnych syren, jednak zgaduję, że miał miejsce gdzieś blisko policjantów. Albo i został wrzucony dokładnie między nich. Między kilkunastu mężczyzn, w większości z własnymi rodzinami, z utęsknieniem czekającymi na ich powrót z pracy. Przed oczami migają mi obrazy przedstawiające policjantów rozpruwanych na strzępy, kawałki ich ciał porozrzucanych na całej ulicy, a na koniec i dzieci, płaczące nad grobami swych ojców, którzy zbyt wcześnie od nich odeszli. Robi mi się niedobrze.

- Coś nie tak, sweetie? - pyta kierowca, zerkając w moją stronę bardziej z ciekawości niż z troski o moje zdrowie.

- Nie - odpowiadam szybko, może trochę zbyt szybko, chociaż moim planem było raczej nierobienie niczego podejrzanego i udawanie, że było znośnie, a może nawet że świetnie się bawiłam.

Oddycham z ulgą dopiero wtedy, gdy mężczyzna całkowicie odwraca głowę w kierunku jazdy i tylko ze spokojem żuje sobie papierosa w zębach, jakby rzeczywiście nic się nie stało. Jednocześnie jego zachowanie doprowadza mnie do kompletnego szału, przecież dopiero co kazał mi zabić niewinną kobietę! Ale udaje mi się to świetnie ukryć.

Wpatruję się teraz w kolejne budynki, które mijamy i, wiedząc, że zadawanie pytań czy też jakakolwiek rozmowa nie ma sensu, po prostu zastanawiam się na tym, co pozwoliło mi się wybudzić. Zbrodnia, której kazał mi dokonać? Chwila nieprzytomności? Szok po tym wszystkim, co przeżyłam? Widok jego prawdziwego szaleństwa? Najzwyklejszy wpływ mijającego czasu?

Nie, już wiem. Głos Batmana. I ta żałosna, ledwo zauważalna nutka, która w nim utknęła. Mimo wszystko zrozumienie, zaakceptowanie tego, co się wydarzyło, co ja zrobiłam oraz prawdziwa chęć wyrwania mnie z tej chorej sytuacji. I wreszcie potrafię spojrzeć na to pod odpowiednim kątem. To Batman jest bohaterem, który wie, co robić. Popełnił błąd, ale skoro on wybaczył mi wszystkie moje, to czy nie jestem mu czegoś winna? A Joker zwykłym psychopatą, od którego się ucieka, nie do, jak na początku zrobiłam to ja.

W obolałej głowie układają mi się tylko dwa logiczne zdania.

Rzeczywiście muszę uciec. Z pomocą Batmana, którego wcześniej złapiemy w fałszywą pułapkę.

***

Znowu jesteśmy pod ta całą siedzibą Jokera. Jak wcześniej mi ona zupełnie nie przeszkadzała, tak teraz, zupełnie nagle, zaczynam nienawidzić jej z całego serca (o ile w tym idiotycznym szaleństwie jeszcze coś mi z niego zostało), a w dodatku jestem przekonana, że nie będę w stanie wytrzymać wewnątrz niej ani momentu. Ale przecież i tak nie będę miała innego wyboru.

Odwracam się w stronę mężczyzny, który stanął obok mnie. Zastanawiam się, czy to dobra pora, aby rozpocząć temat planów związanych ze złapaniem Batmana. Ostatecznie stwierdzam, że w ten sposób mogę mu pokazać, że po tym wszystkim tak szybko zdążyłam dojść do siebie, a przy okazji wciąż zależy mi na doszczętnym zniszczeniu obrońcy Gotham. Dlatego też zagaduję go, kiedy tylko obraca głowę tak, aby móc patrzeć na główne wejście.

- Co dalej z Nietoperzem? - pytam o to tonem, który równie dobrze mógłby nadawać się do zapytania "Co dziś na obiad?".

- A na co liczysz? - odpowiada od razu.

Przygryzam wargę, zastanawiając się nad odpowiednim określeniem moich oczekiwań. Co powiedzieć, żeby wypadło wiarygodnie, spodobało mu się, a zarazem odrobinę mi pomogło? Przechodzę za nim przez próg.

- Na zdemaskowanie naszego bohatera na tle sylwestrowych fajerwerków.

To dopiero plan, prawda? Czekam na reakcję Jokera, ale ten jak na razie tylko milczy, przemierzając korytarz budynku, by wreszcie znaleźć się przy otwartymi drzwiami najprawdopodobniej jakiegoś schowka. Oceniam to na podstawie wielkości pomieszczenia, kiedy jeszcze panuje w nim prawie całkowita ciemność.

- Oczywiście, Beautiful, dla ciebie wszystko - szepcze wreszcie, kiwając głową.

Mam wrażenie, że trochę zbyt chętnie się na to zgodził, więc domyślam się, że w jego mózgu (albo jakimkolwiek innym panelu sterowania tym potwornym organizmem) musiało zrodzić się coś zapewne trochę różniącego się od mojego prostego planu, niezawierającego żadnych niepotrzebnych wybuchów czy też konkursu rzucania nożami w oczy przypadkowych przechodniów (czego akurat mogłabym się spodziewać właśnie po nim). Ale na tą chwilę postanawiam zignorować ów fakt, jako że i tak nie mam co z nim zrobić.

W czasie moich wspaniałych przemyśleń klaun zdąża wyciągnąć ze schowka trochę rzeczy oraz wyłożyć je na podłodze, obok mnie. Znudzonym wzrokiem przyglądam się dwóm sporym kanistrom z benzyną, sznurom, zestawowi noży oraz... Kartce wielkanocnej... Jednocześnie myśląc coś w stylu "jej, jaki dziwny schowek", co, mówiąc szczerze, nawet nie brzmiałoby zbyt inteligentnie. Ale jakie to ma teraz znaczenie?

W każdym razie, już po kilkudziesięciu sekundach mężczyzna zbiera wszystkie przedmioty, sznurek wieszając sobie na szyi, chowając kilka noży do tylnej kieszeni spodni (zwykłych jeansów), a na koniec podnosząc oba zbiorniki. Z dość dziwnym zastojem myśli ruszam za nim, kiedy udaje się dokładnie w to samo miejsce, z którego przyszliśmy, czyli po prostu na zewnątrz, przed wejście. Ponownie "włączam się" dopiero wtedy, kiedy Joker zaczyna nucić coś pod nosem, bo właśnie to jako pierwsze jest w stanie wyrwać mnie z tego podejrzanego transu. Nie udaje mi się jednak rozpoznać tej melodii, ale za to zauważam, że ten aktualnie odkręca zakrętki, by następnie jeszcze raz wstąpić do budowli i rozlać w niej całą ciecz. Bardzo ciekawi mnie, co właściwie knuje, więc bardzo kreatywnie pytam:

- Co robisz?

Wzdycha teatralnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na tym świecie.

- Palimy za sobą mosty, Beautiful.

Zastanawiam się więc, czy to wyrażenie rzeczywiście może być poprawnie użyte w tym wypadku, jednak dedukcję utrudnia mi Joker, tym razem krzyczący na w sumie niewielki miotacz ognia, który pewnie stał gdzieś w pobliżu. No jasne, co w tym dziwnego, przecież on ma wszystko pod ręką. Chcesz spalić całe osiedle? Proszę bardzo, mój kieszonkowy miotacz. Amputować koledze nogę? Akurat mam piłę do kości w bucie. Zarżnąć świnię? Oto mój składany tasak! Tak, wszystko, tyle że oprócz jednego małego, ale całkiem istotnego szczegółu. Zdrowego rozsądku.

Bez przekonania kręcę głową, patrząc na płomienie, stopniowo obejmujące wszystkie dostępne ściany i podłogi, jakie tylko znalazły na swojej drodze.

- Chodź, bo spóźnimy się na kolację.

Przepraszam bardzo, jak to możliwe, że ja sama się w coś takiego wpakowałam?!

____________________________





Może po prostu przemilczmy, poaptrzmy sobie na pięknego Jokera w nowym wydaniu...

PS. Joker na zdjęciu na górze w policyjnym stroju, ale ciii, nikt nie zauważy.

PS2. Przepraszam za wszystkie durne fragmenty z tego rozdziału, sama nie wiem, o co chodzi. X'D

PS3. To naprawdę nie moja wina, że tyle tu nic nie udostępniałam!

PS4. Okay, no może tylko troszeczkę, ale nie chciałam tak. ;-;

PS5. Nie zabijajcie jeszcze, bo muszę dotrwać do piątego sierpnia... Żeby mogła mnie zabić itsalljustforfun...
PS6. Wattpad, ogarnij flaki, nie tak masz działać. ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro