Rozdział ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Daleko jeszcze? - zapytałam, gdy Darren pociągnął mnie w kolejną wąską uliczkę.

Był późny wieczór, a on właśnie prowadził mnie w stronę swojej "niespodzianki". Powietrze było mroźnie i wyjątkowo rześkie, za sobą zostawialiśmy ślad w postaci pary z naszych oddechów unoszącej się w powietrzu.

- Jestem okropnie głodna - dodałam, starając się nadać mojemu głosowi beztroskie brzmienie.

Darren ścisnął moją dłoń, rzucając mi przez ramię rozbawione spojrzenie.

- Spokojnie. To już za rogiem.

- Wszystko świetnie, ale czy będzie jedzenie?

- Bogowie, tak! Cierpliwości.

Od czasu rozmowy z Ericą udało mi się przekonać samą siebie, że to będzie zwyczajne spotkanie. Coś miłego, ale jednocześnie pozbawionego znaczenia. Wspólnie spędzony czas. Wieczór, jak każdy inny, który będę mogła wspominać w chwilach samotności, gdy wiosną wyruszę na zachód.

Jednak im dłużej wędrowaliśmy uliczkami Yxis, tym bardziej rósł mój niepokój. Słowa Eriki rozbrzmiewały w mojej głowie raz po raz, aż do znudzenia.

"Musisz mieć przygotowaną odpowiedź, musisz mieć przygotowaną odpowiedź..."

Moja odpowiedź była oczywista, co wcale nie oznaczało, że miałam wielką ochotę jej udzielić.

Zatrzymaliśmy się przed wysokim kanciastym budynkiem, zajmującym cały róg wąskiej uliczki. Nie byłam pewna, gdzie dokładnie jesteśmy - ta część Yxis znajdowała się bardzo daleko od lecznicy i mojego malutkiego mieszkania. Rzadko się tutaj zapuszczałam.

Poczułam na sobie wzrok Darrena. Podczas gdy ja przyglądałam się otoczeniu, on wpatrywał się we mnie.

- Gdzie teraz? - zapytałam.

Wyjął z kieszeni duży klucz i podszedł do budynku. Przekręcił go w zamku i otworzył drzwi na oścież.

- Panie przodem - powiedział, wykonując szeroki, zapraszający gest.

Budynek wydał mi się opustoszały. Stałam bez ruchu wpatrując się w ciemność panującą za drzwiami.

Gdy przekroczę ten próg, wszystko się zmieni, pomyślałam. Moje życie w Yxis, takie, jakie znałam dotychczas, zakończy się nieodwracalnie. Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam tego absolutnie pewna.

Co nie oznaczało, że byłam na to gotowa.

Szczerze mówiąc, najbardziej na świecie pragnęłam obrócić się na pięcie i uciec. Ta taktyka sprawdzała się całkiem nieźle w ostatnich latach, czyż nie? Mogłabym pobiec z powrotem do mieszkania, zabrać ciepły płaszcz i kilka monet ukrytych pod podłogą na czarną godzinę. Za granicą miasta ukraść konia. Pędzić przed siebie, dopóki starczy mi sił. Nie przeprowadzać żadnych trudnych rozmów. Zniknąć.

Poczułam, jak moje stopy niosą mnie w kierunku drzwi. Weszłam do środka, nie mogąc spojrzeć na Darrena. Byłam mu winna tę rozmowę.

W środku było ciemno i pusto. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nami, otoczyła nas kompletna cisza. Budynek musiał mieć grube ściany i porządne okna, bo nie docierały tu żadne dźwięki z ulicy.

Światło olejnej lampy rozjaśniło pomieszczenie. Darren uniósł ją na wysokość swojej klatki piersiowej i wskazał ręką w kierunku schodów znajdujących się na końcu korytarza.

- Chodźmy na górę.

Kiwnęłam głową i ruszyłam w tamtą stronę, rozglądając się dookoła. Jak na opuszczony budynek, wydawał się dobrze utrzymany. W powietrzu nie było ani śladu zimnej wilgoci tak charakterystycznej dla porzuconych miejsc, których nie ogrzewano od lat. Ten charakterystyczny zapach - zapach pleśni - towarzyszył mi przez wiele nocy po ucieczce z Kaharu, gdy musiałam nocować gdzie popadnie. W zawilgoconych chatach czy w zamkniętych od lat karczmach.

- Co to za miejsce? - zapytałam.

- Zwyczajny budynek. Jeszcze niedawno mieszkał i pracował tu pewien krawiec, ale wyprowadził się na południe. Ponoć jego żona nie mogła znieść naszego klimatu.

Dotarliśmy na piętro, ale dłoń Darrena delikatnie popchnęła mnie jeszcze wyżej po schodach.

- Trudno jej się dziwić. Jeśli ktoś nie urodził się tutaj, nie wiem czy jest w stanie przyzwyczaić się do tych zim - powiedziałam, otulając się szczelniej płaszczem.

- Pewnie tak. Mi jakoś trudno wyobrazić sobie, że może być inaczej - odpowiedział.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Mam nadzieję, że kiedyś się przekonasz. Coś mi mówi, że całkiem by ci się podobało w cieplejszym klimacie.

- Z miejsc, które odwiedziłaś z ojcem, które było najcieplejsze? Assenya?

Tyle moich kłamstw zawartych w jednym zdaniu... Kiedy nie mogłam dłużej unikać pytań na temat mojej przeszłości, opowiadałam ludziom, że mój ojciec był drobnym kupcem i pochodził z Tesdoru. Jako dziecko wraz z matką tam właśnie mieszkałyśmy, a on podróżował ze swoim towarem po całym królestwie. Matka nie była jednak zadowolona, bo podejrzewała, że dalekie podróże ojca wcale nie wynikają z pobudek biznesowych - on po prostu był ciekawy świata.

Gdy miałam kilka lat, umarła, a ojciec nie miał wyjścia i musiał zabrać mnie ze sobą w swoje podróże, jeśli nie chciał, żebym skończyła w przytułku. Całe dzieciństwo spędziłam więc na przodzie kupieckiego wozu u jego boku. Wtedy przekonałam się, że matka miała absolutną rację.

Był bardziej zajęty obserwacją nowych, egzotycznych miejsc, obcych ludzi i ich zwyczajów niż prowadzeniem interesów. Pochłaniał także książki o różnej tematyce i zaraził mnie swoją pasją i ciekawością świata. Ciągle byliśmy w ruchu, a ja miałam wspaniałą i barwną młodość.

Niestety, kiedy miałam kilkanaście lat mój ojciec także zmarł, a ja zostałam całkowitą sierotą... To była jedyna prawdziwa część tej historii. W każdym razie bajka sprawdzała się świetnie. Chociaż oczywiście starałam się jak mogłam, to nie zawsze udawało mi się ukrywać moją wiedzę o świecie. Czasami wymykał mi się jakiś absurdalnie szczegółowy komentarz na temat odległych miejsc, a czasem musiałam skorzystać z informacji, których pierwsza lepsza biedaczka znać nie powinna. Jednak historia o podróżach po całym królestwie z moim ekscentrycznym, głodnym wiedzy ojcem, świetnie nadawała się jako wytłumaczenie większości moich wpadek.

Tłumaczyła także, przynajmniej częściowo, moje zamiłowanie do ciągłych przeprowadzek. Twierdziłam, że do tego jestem po prostu przyzwyczajona. Że nie potrafię usiedzieć w miejscu. Nomadka. Po tatusiu.

Assenya była natomiast miejscem, w którym zdobyłam dyplom medyka, jeśli tak nazwać można kupienie go od lokalnego fałszerza.

- W Assenyi spędziłam najwięcej czasu, ale bywałam nawet dalej - powiedziałam.

- Czyli?

Zawahałam się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Prawdą było Mankre i jego gorące, złote pustynie. Ale Mankre było zbyt niesamowite. Zbyt niewiarygodne. Zwykli ludzie prawie nie o nim nie słyszeli, było tak daleko. A być tam i oglądać je na własne oczy? To byłoby zbyt dziwne. Podejrzane.

- Kahar - szepnęłam, zanim zdołałam się powstrzymać.

Darren zagwizdał cicho.

- Jak tam jest? - zapytał, gdy dotarliśmy na drugie piętro.

- Ciepło - rzuciłam, bojąc się powiedzieć coś więcej.

Zaśmiał się, a jego oczy zamigotały w świetle lampy. Złote refleksy odbijały się w jego brązowych włosach. Bogowie, był piękny. Przyciągał mnie jak płomień ogniska w zimową noc.

"Dobrze być blisko. Ale nie za blisko" szepnął głos w mojej głowie.

Zignorowałam go, pokonując przestrzeń między mną i Darrenem. Objęłam go z całej siły w pasie, przyciskając twarz do jego klatki piersiowej.

Ciągle trzymając lampę w jednej ręce, pogłaskał mnie po głowie, składając na moim czole mokry pocałunek.

- Widzę, że całkiem mnie lubisz - powiedział - Nie wiem, po co się męczyłem i przygotowywałem tę niespodziankę.

Tym razem to ja się zaśmiałam, ale supeł w moich piersiach zacisnął się jeszcze ciaśniej. Z wahaniem odkleiłam się od niego i zapytałam:

- Właśnie. Co z niespodzianką?

Darren postawił lampę na podłodze i kilkoma zręcznymi ruchami otworzył klapę w suficie, ściągając na dół drewnianą drabinę.

- Panie przodem - powiedział ponownie, szarmancki jak zawsze.

Postawiłam stopę na najniższym stopniu, a drewno zaskrzypiało. Przeniosłam na nią ciężar ciała stopniowo, nieprzekonana czy ta stara drabina w ogóle nadawała się do użytku. W końcu jednak moja ciekawość wygrała i kilka sekund później wyłoniłam się z otworu w podłodze.

Moim oczom ukazało się rozległe poddasze. Było w większości puste, tylko kilka skrzyń i zwinięty w rolkę dywan stały upchnięte pod ścianę. Z dwóch stron sufit opadał skosami w stronę podłogi, sprawiając, że wygodnie stanąć można było w zasadzie tylko na środku. Powietrze przesiąknięte było świeżością - ktoś musiał tutaj gruntownie posprzątać i to niedawno. Mogłam się założyć, że na podłodze nie było ani śladu kurzu.

Mimo, że Darren i jego olejna lampa nadal pozostawali na dole, widziałam to wszystko bardzo wyraźnie w świetle księżyca. Zalewało ono całe poddasze dzięki wielkiemu oknu rozpościerającemu się na całej ścianie.

Było ogromne i idealnie przejrzyste, wypucowane na błysk. Kiedy tylko je zobaczyłam, wiedziałam, że to dlatego Darren mnie tutaj przyprowadził.

Duże okna nie były standardem w Yxis, nawet w dzielnicy magnackiej, a co dopiero poza Murem. Były niepraktyczne - zbyt łatwo pozwalały uciekać na zewnątrz temu, co najcenniejsze - ciepłu. Z tego samego powodu większość budynków była klaustrofobicznymi klitkami.

Okno samo w sobie było imponujące, jednak najlepszą część stanowił widok rozpościerający się poza nim. Ruszyłam w jego kierunku, nie mogąc oderwać wzroku od porażającego krajobrazu.

Noc była bezchmurna, a na niebie pełnym migoczących gwiazd wisiała tarcza księżyca w pełni. Jego srebrzyste światło uwidaczniało wszystko w zaskakujących szczegółach. Jedynie kilka rzędów niższych, coraz rzadziej stojących budynków oddzielało nas od nieokiełznanej przyrody, która władała za granicami miasta. Gęsty, świerkowy las wspinał się po zboczach gór, a od pewnej wysokości ustępował pola zaspom śniegu. Powietrze wokół nich aż skrzyło się w księżycowym świetle.

Zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech, porażona surowym pięknem nocy. Wypuściłam powietrze, a szyba przede mną pokryła się mgłą. Przeciągnęłam po szkle opuszką palca, pozostawiając na nim rozmyty ślad.

Dłoń Darrena nagle znalazła się na mojej, przyciskając ją do szyby. Nawet nie zauważyłam, kiedy stanął mi za plecami. Był tuż za mną, jego ciepły oddech łaskotał płatek mojego ucha. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa.

- Podoba ci się? - szepnął.

- To niesamowite miejsce. Nie wiem, skąd się tu wzięło, ani jak je znalazłeś, ale widok jest nie z tego świata.

Uśmiechnął się, patrząc ponad moim ramieniem.

- Zima na północy... cóż, jest w niej jakieś lodowate piękno - powiedział.

- Nie wiedziałam, że jesteś taką romantyczną duszą - Cofnęłam się odrobinę, przyciskając plecy do jego torsu.

To przyciągnęło jego uwagę z powrotem do mnie. Delikatnym ruchem odwiązał szalik zawinięty wokół mojej szyi i pozwolił mu opaść na ziemię.

- To przez ciebie. Wcześniej nie dręczyły mnie takie myśli - powiedział, obejmując mnie w talii tak mocno, że aż wyrwało mi się westchnienie.

- Jakie... myśli?

Jego wargi muskały wrażliwą skórę na mojej szyi. Zamruczałam, odchylając lekko głowę. Ta niespodzianka zaczynała mi się podobać.

Darren wyciągnął z moich włosów dwie szpilki, które z brzękiem upadły na posadzkę. Fryzura rozpadła się, a pukle ciemnych włosów rozlały się wokół mojej twarzy. Przeciągnął pomiędzy nimi palcami, wciągając głęboko powietrze.

- Myśli o pięknie - powiedział - Pięknie, które nie pozwala spać po nocach.

Fala pulsującego gorąca rozeszła się po moim ciele. Bogowie, czasami ten chłopak wiedział dokładnie, co należy powiedzieć. Obróciłam się twarzą do niego, chwytając go za poły płaszcza. Pocałowałam go zachłannie. Nie mogłam się powstrzymać.

Darren nie pozostał mi dłużny. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej, podczas gdy jego język muskał moje głodne wargi. Palce zanurzył mi we włosach, pieszcząc mój kark.

Moje ciało szukało jeszcze większej bliskości, napierając na niego. Cholerne, grube, zimowe płaszcze, pomyślałam, poirytowana warstwami materiału, które dzieliły nas od siebie.

Jego myśli musiały podążać podobnym torem, bo szybkimi ruchami zaczął rozpinać moje guziki. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, co mnie czeka. O jego dotyku przez cienką sukienkę.

Zrzuciłam z siebie ciężkie okrycie. Bliżej, pomyślałam, bądź jeszcze bliżej.

On jednak nie ruszył się z miejsca. Po prostu na mnie patrzył.

- Darren - szepnęłam, pełna zniecierpliwienia - to czas na docenianie piękna też innymi zmysłami. Nie tylko wzrokiem.

- Ładna sukienka - powiedział, ignorując mnie - Kupiłaś ją dla mnie?

Bezwiednie przesunęłam dłońmi po zielonym materiale. Nie mogłam się powstrzymać i założyłam tę, którą dała mi Marion. Jakkolwiek starałam się udawać, że to najzwyczajniejszy wieczór na świecie, wiedziałam jednak, że tak nie jest. Chciałam wyglądać wyjątkowo, jeśli... Cóż, jeśli Erica miała rację. Jeśli Darren faktycznie zamierzał mi się oświadczyć.

- Nie, ale założyłam ją dla ciebie.

Darren parsknął cicho.

- Dobrze, niech będzie. A dla kogo ją kupiłaś?

Przymknęłam powieki, starając się powstrzymać falę irytacji i zniecierpliwienia.

- Dla nikogo - odpowiedziałam łagodnie - Dostałam ją w ramach podziękowania.

On skrzywił się, jakbym go spoliczkowała.

- Czy to Yanso ci ją dał? - zapytał.

Mimowolnie zrobiłam krok do tyłu. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy naprawdę tak chciał spędzić ten wieczór?

- Nie! - Złość pulsowała mi pod skórą, zastępując pożądanie.

- Więc kto? - Jego głos drżał lekko. Patrzył na mnie oskarżycielsko.

- Marion. Ta staruszka z dzielnicy magnackiej - rzuciłam, odwracając się do niego bokiem i obejmując się ramionami. Chłód przenikał przez materiał nieszczęsnej sukienki. Całe ciepło, które czułam jeszcze przed chwilą rozpłynęło się w powietrzu.

Dlaczego Darren zawsze spodziewał się po mnie najgorszego? Czy wszyscy mężczyźni byli tacy zazdrośni? O nic? Nie miałam zielonego pojęcia, co jest normalne.

Oczywiście w trakcie moich podróży czasami samotność bardzo dawała mi się we znaki. Wtedy spędzałam z kimś noc lub nawet kilka, jednak nigdy nie trwało to zbyt długo. Kiedy tylko zaczynali zadawać niewygodne pytania albo snuć jakiekolwiek plany na przyszłość, niezależnie jak bliską - znikałam. Nie miałam na to siły. Ani cierpliwości. Zresztą, taka intymność była niebezpieczna dla dziewczyny tak pełnej sekretów, że czasami wydawało się, że od nich pęknie.

Dopiero w Yxis postanowiłam złamać tę zasadę. Tylko Darren miał mnie dla siebie na dłużej. Czemu tego nie dostrzegał? Nie doceniał?

Chociaż moje doświadczenia, jeśli chodzi o związki były tak znikome, jego reakcje budziły we mnie instynktowny niepokój. Wiedziałam, że to głupie. Nie stanowił dla mnie przecież żadnego rzeczywistego zagrożenia - był tylko zwykłym mężczyzną, a ja...

Cóż, ja byłam sobą.

Tyle, że on nie miał o tym zielonego pojęcia. I może czuł, że coś ukrywam. Że każdego dnia go okłamuję. Czy powinnam winić go za to, że szukał najprostszego wytłumaczenia?

Darren milczał, a ja nie patrzyłam w jego kierunku. Staliśmy tak przez chwilę, aż w końcu usłyszałam, jak ruszył się z miejsca i podniósł z podłogi mój porzucony płaszcz.

- Marzniesz - powiedział, kładąc okrycie na moich ramionach. Gdy nie zareagowałam, z wahaniem oparł czoło o moją skroń - Przepraszam. Nie tak miało być. Nie taki był plan. Ja... - wyszeptał, po czym pokręcił głową - Rozpalę ogień w kominku. Przygotuję dla nas piknik. Otworzymy wino. Zaczniemy ten wieczór od początku, Anisha. Dobrze?

Ledwie zauważalnie skinęłam głową, nadal na niego nie patrząc. Nie chciałam psuć jego planów, wdawać się w kłótnie, kiedy nasz czas razem był ograniczony. Pewnych wypowiedzianych słów nie dało się jednak tak po prostu cofnąć.

Przyłożyłam dłoń do szyby, wpatrując się w iskrzącą zimową noc. Zalała mnie fala smutku i rozgoryczenia, wysoka i przytłaczająca jak masyw górski rozpościerający się za oknem. Uniosłam oczy do sufitu, usiłując powstrzymać łzy.

Miałam rację, nie wiążąc się z nikim. Tego się nie dało pogodzić. Nieważne czy zostanę w Yxis czy nie, nieważne, jak daleko od Kaharu uda mi się uciec... ja już zawsze będę tylko więźniem swojej przeszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro