X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tamtą wiosnę spędzali tylko w ich dwójkę. Bytnar wiedział, że jego zdrowie się pogarsza, ale nie chciał nawet dać znaku Zośce o tym, by ten się nie martwił.

Wolał po prostu wykorzystać z nim ten czas jak najlepiej, a nie zajadać się lekami i być pod stałą opieką lekarza.

Ze szpitala wypisał się sam, bo nie mógł dłużej znieść tego, że lada moment może przyjść jego koniec, a on będzie w tak beznadziejnym miejscu.

Zośka dbał o niego jak najlepiej potrafił, ale skutki tego były marne.
No bo co chłopaczyna miał zrobić?
Był gotowy zdjąć mu nawet gwiazdkę z nieba, ale jego zdrowia kupić nie mógł.

Tego słonecznego dnia były trzydzieste urodziny Janka Bytnara. Sam fakt, że wytrwali razem tyle przyprawiało go o niemałe dreszcze i radość, wielką radość.

Janek spał jeszcze, a Tadek od rana coś robił. Jak nie było go w kuchni, żeby dopilnować tortu, to pakował prezent dla chłopaka, a no i tak w kółko, bo wiedział, że Bytnar raczej nie jest porannym ptaszkiem, to i tak pośpieszył się w swoich czynnościach by zdążyć na czas.

Na jego urodziny zaprosił takie osoby jak jego mamę, Monię, Basię, Halę, Jacka i któregoś z kolegów Janka. Każdy potwierdził swoje przybycie.

Rudy obudził się dopiero o dwunastej, bo ostatnio to on taki zmęczony, że chodzi spać o dwudziestej, a wstaje późno.

Wszystko było już gotowe, goście dawno przyszli i pomogli przy okazji Zośce z przygotowaniami.

Nagle zaspany Janek zszedł do kuchni, a tam przywitali go wszyscy. Był bardzo zaskoczony i zawstydził się tym, że wyszedł do nich w samej piżamie!
Zośka podniósł tort, zapalając na nim świeczki i poprosił go, by zdmuchnął je i pomyślał jakieś życzenie.

Jego życzeniem było, by zawsze być u rogu Tadka, niezależnie co by się stało. Tam u góry, czy na ziemi, nie robiło mu to różnicy.

Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować, aż w końcu każdy z osobna złożył mu życzenia, po czym, żeby nie paradować cały dzień w piżamie udał się do szafy by następnie ubrać jakąś szykowną koszulę i spodnie, układając lekko włosy i wrócił do gości.

Zośka kroił tort dla wszystkich i podawał po woli talerzyki. Trzeba przyznać, mimo tego, że nie był on najlepszym kucharzem, to tort wyszedł mu naprawdę nieźle.

Po zjedzeniu, każdy wręczył mu prezenty i siedzieli jeszcze do późnego popołudnia. Potem zostali już tylko oni, Hala i Monia.

***

Zośka huśtał się na zrobionej przez niego samego huśtawce i wypatrywał Janka, który tańczył sobie do jakiejś muzyki, podśpiewując ją cicho.

Uśmiechnął się lekko, widząc, że jego chłopiec jest szczęśliwy.

Tadeusz wstał po chwili po tym jak Janek poprosił go do tańca.

- Wiesz, że mam do tego dwie lewe nogi. - zachichotał Zośka.

- Wiem, ale póki ja prowadzę jakoś to będzie! - powiedział uradowany. - Kocham Cię, mój Tadeuszu.

Złapał go w talii i poruszał się w rytm muzyki, całkowicie skupiony wpatrywał się w jego uroczą twarzyczkę, która traciła swój dawny blask, a stawała się blada.

Obkręcił go zalotnie jednym palcem i nie mógł przestać się uśmiechać.

Kochał go, cholernie go kochał i nie chciał przenigdy przestawać.

Błogie uczucie być w takiej silnej miłości, która łączyła ich dwójkę.

Na końcu Tadeusz wziął go leciutko na siebie jak pannę młodą i spojrzał na niego, idąc powoli do domu.

- Wszystko dobrze? - zapytał, nie patrząc na niego tym razem, bo był skupiony na otwieraniu drzwi. - Januś, śpisz? - zapytał drugi raz i spojrzał na niego.

Wgapiony tępo w niego Janek, nie oddychał już.

Tadeusz szybko położył go na łożku i zawołał Halę, która znała się na takich rzeczach.

- Co się dzieję? - przybiegła szybko.

- Januś się nie budzi! - powiedział zmartwiony.

Hala położyła go na prosto i przyłożyła głowę, nasłuchując.

- Zośka, on nie oddycha, serce nie bije, sam zobacz. - powiedziała zdziwiona Glińska. - Monia, wzywaj lekarza!

Zośka nasłuchiwał się czy coś słychać... Nie było nawet ani jednego uderzenia serca z jego strony.

- Jasieńku, mój Jasieńku, nie odchodź, jeszcze przyjdzie na to pora...

Tadeusz pierwszy raz w życiu nie opanował się.

Jak zniósł śmierć Alka, śmierć Rudego już nie zniesie, to dla niego za duży cios prosto w serce.

Jasia nie zastąpi mu już nikt.

Zaczął rozpaczać nad nim i patrzył na niego cały czas, czekając czy czasami zaraz się nie obudzi. Tak się niestety nie stało.

Lekarz przybył tak szybko jak mógł, ale na uratowanie go było już późno, za późno.

Tadeusz załamał się i nie przestawał trzymać za rękę jego ukochanego.

To nie mogła być prawda, nie teraz, nie dzisiaj...

Łzy leciały po jego twarzy jak opętane, nie miał już nikogo. Stracił to co w życiu najważniejsze, swoją jedyną i prawdziwą miłość swojego życia.

Lekarz pozwolił się im jeszcze chwilę z nim pożegnać i zabrał nieżyjącego już Bytnara.

- Na pewno da się coś jeszcze zrobić! - Tadeusz złapał się mocno za włosy i opłakiwał odejście jego ukochanego Janeczka.

***

Kilka dni później odbyło się już nabożeństwo za duszę Rudego.

Tadeusz był w tak złym stanie psychicznym, że przez kilka dni nie jadł nic, nie pił, nie korzystał z życia tylko siedział w czterech pustych ścianach i milczał.

Po prostu cierpiał z tęsknoty w tym samym, pustym już domu na wsi.

Wszystko przypominało mu już jego ukochanego i nie mógł się z tym ani trochę pogodzić. Monia wraz z Halą odwiedzały go codziennie, by nie czuł się osamotniony.

Teraz sam, stał przy mogile jego Janeczka i płakał w swój rękaw płaszcza. Bytnar znajdował się obok Alka, chociaż teraz wreszcie mogli być razem.

Tadek zostawił na jego grobie kilka stokrotek i nie żałował wyciskających się z jego oczu łez.

Zostawił tam też kilka innych rzeczy. Zostawił tam swoje szczęście, miłość, tęsknotę, smutek, ból i cierpienie, nie chciał czuć już nic.

"Zawsze jestem raczej sam." - napisał kiedyś Zośka.

Ale teraz wyjątkowo tego nie chciał.



" W pustym polu zimny wicher dmie
już nie wróci twój Jasieńko, nie
śmierć okrutna zbiera krwawy łup
zakopali Jasia twego w ciemny grób. "

Koniec.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro