25. Wrota

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dwadzieścia dziewięć razy...

Zimny dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa Veroniki, choć nie sądziła, że to możliwe. Wciąż czuła się żywa, ale to było tylko złudzenie, niczym sen, który prędzej czy później miał odejść w niepamięć. W tamtej chwili jednak całą sobą trzymała się tego uczucia, zupełnie jakby tylko to utrzymywało ją przy zdrowych zmysłach.

Szaleństwo wydawało się być im pisane: jej oraz Julii. Zrozumiała to w chwili, w której mimo obaw zdecydowała się opowiedzieć o wszystkim, co wiedziała. Wtedy też pojęła, że nigdy wcześniej nie miała okazji, żeby porozmawiać z kimkolwiek. Nawet gdy zaczynała pojmować, że trwa w kolejnym cyklu, w pojedynkę robiła wszystko, byleby się z niego wyrwać. Co prawda również tym razem wszystko skończyło się tragicznie, przynajmniej dla niej, ale rozmowa z babcią okazała się zaskakująco kojąca. Wrażenie było takie, jakby Veronice w końcu udało się zrzucić z ramion olbrzymi ciężar.

Trwała w ciszy, unikając spoglądania na staruszkę. Zgrzeszyła. Znała własne błędy aż za dobrze, odkrywając je wciąż na nowo za każdym razem, gdy dochodziła do końca kolejnej pętli. Mimo wszystko nie była gotowa na wstyd, który ogarnął ją, gdy została zmuszona do wyznania ich przed osobą, która tak wiele dla niej znaczyło.

Ulga i wstyd. To było tak dziwne połączenie...

– Każdy cios był zasłużony – powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od ziemi u swoich stóp. – Tak umarłam po raz pierwszy. Julia nienawidziła mnie do tego stopnia, że nie przestała nawet wtedy, gdy byłam już martwa.

– Twoja śmierć się powtarza. To stały element... Ale tylko to, dobrze rozumiem?

Veronika uniosła głowę. Mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła się dziwnie, słysząc te słowa. Nie wyczuła choćby krztyny potępienia, zwątpienia albo niechęci. Słowa babci były rzeczowe, zdecydowane, a ona sama najwyraźniej wciąż zamierzała jej pomóc.

Nie mnie. Julii, poprawiła się machinalnie, ale jakaś cząstka Veroniki wciąż pragnęła wierzyć w coś innego.

– Zawsze jest tak samo – przyznała, próbując wziąć się w garść. – W miarę jak przybywa księżyca, kolejne wcielenia mojej siostry popadają w obłęd. Czasem się znamy, czasem jesteśmy sobie całkowicie obce... Ale za każdym razem ginę z jej ręki, choć nie zawsze jest tego świadoma. – Veronika zawahała się. – Otworzyłam wrota, za którymi kryła się ciemność. Już dawno przestałam szukać światła dla siebie, ale...

Poczuła na sobie wyczekujące spojrzenie kobiety, która przez całe lata znaczyła dla niej tak wiele. Maggie kochała babcię. Szanowała ją pod każdym możliwym względem. I zawdzięczała jej więcej niż mogłaby przypuszczać, choć to była w stanie zweryfikować dopiero teraz. Patrząc na świat z wiedzą i świadomością Veroniki, wyraźniej niż wcześniej widziała jak wiele straciła.

Teraz to już nie miało znaczenia. Tak naprawdę od samego początku wiedziała, że w żadnym cyklu nie będzie wybawienia dla niej.

– Veroniko... Co zrobiła Julia?

Wzdrygnęła się. Drgnęła, przez krótką chwilę mając ochotę spróbować opuścić krąg, który pozwalał jej pozostać w tym świecie. Prędzej czy później musiała dojść również do tego, a jednak...

Bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła ruch, kiedy babcia podeszła bliżej. Przez moment znajdowała się tak blisko, że niemalże mogły się dotknąć. Veronikę korciło, żeby wyciągnąć rękę i spróbować położyć ją na policzku kobiety. Gdyby tylko mogła przez moment poczuć znajome ciepło i zniekształconą, pokrytą zmarszczkami skórę...

– Maggie.

– Słucham?

Przełknęła z trudem. Nie sądziła, że faktycznie wypowiedziała to imię na głos.

– Maggie – powtórzyła, mimo obaw decydując się spojrzeć staruszce w oczy. – Mogłabyś się tak do mnie zwrócić? Ostatni raz.

Możliwe, że nie miała prawa o to prosić. Po czasie pomyślała, że to okrutne, zwłaszcza po wszystkim, co powiedziała. Może była zwykłą egoistką, ale nic nie potrafiła na to poradzić. W gruncie rzeczy śmiała pragnąć tylko jednego.

– Och, Maggie... – usłyszała i przez moment poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Poczuła pieczenie pod powiekami, a chwilę później łzy w końcu znalazły ujście.

Choć wciąż trwała w ciemnościach, przez ułamek sekundy dostrzegła światło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro