27. Cykuta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Tak było za pierwszym razem. Nie widziałam wszystkiego, ale miałam dość czasu, żeby... dowiedzieć się pewnych rzeczy. – Veronika zamilkła. Przez chwilę pustym wzrokiem wpatrywała się w strzelające ku górze płomienie świec. Ogień wydał jej się dzikszy niż do tej pory, jakby przesycony energią, którą wyczuwała wewnątrz kręgu. – Gdyby chodziło tylko o moją śmierć, przyjęłabym to. Taka byłaby moja kara, choć dalej nie pojmuję dlaczego musiał w ten sposób przywiązać do mnie Julię.

Kiedyś myślała inaczej. Egoistycznie roztrząsała wyłącznie to, że została oszukana – że pakt, który zawarła, okazał się wyłącznie naiwnym marzeniem. Dopiero później pojęła, że to nie ona była prawdziwą ofiarą. Obserwując jak kolejne wcielenia Julii popadają w obłęd, z całą mocą zrozumiała, kogo tak naprawdę skrzywdziła.

Siostra płaciła za jej egoistyczne pragnienia. Nigdy nie powinna była na to pozwolić. Problem polegał na tym, że niezależnie od tego jak wiele racy próbowała, koniec zawsze był taki sam.

– Jestem pierwszą ofiarą i początkiem obłędu Julii. Ona... Lena – poprawiła się z wahaniem – prędzej czy później wróci do domu. I Bóg jeden raczy wiedzieć, co się tam wydarzy.

Tak naprawdę niczego nie wiedziała o obecnym wcieleniu Julii. Nie mogła ocalić Leny, co do tego nie miała już złudzeń. Zginęła – tak po prostu, nim w pełni wykorzystała szansę, którą dał jej los. Gdyby przypomniała sobie wcześniej...

Teraz Lena mogła być gdziekolwiek. Veronika nie miała nawet pewności, kiedy przypadała pełnia, a więc szczyt obłędu. Dusza jej siostry szalała, wydając się reagować na pojawiający się na niebie księżyc.

A potem wszystko powoli ustawało, w miarę jak satelita zaczynał zniknąć. Wraz z nim również Julia decydowała się zakończyć swój żywot.

– Cykuta – wyszeptała bezwiednie Veronika. – To ja interesowałam się nie tym, co powinnam, ale... to jedno wiedziała również moja siostra. Pewnego dnia po prostu wyszła z domu i poszła szukać cykuty.

Trucizna do tej pory potrafiła być skuteczna. Co prawda medycyna wciąż szła do przodu, ale to nie miało znaczenia, jeśli ktoś chciał umrzeć. Veronika była pewna, że również Lena miała znaleźć sposób na to, żeby umrzeć. W końcu robiła to już wielokrotnie wcześniej, na wiele różnych sposobów. Ta kwestia również pozostawała stała, choć scenariusz każdorazowo przybierał inny kierunek.

Każdy cykl był inny. Nigdy nie wiedziała, co wydarzy się tym razem. To, kim była, kim stawała się Julia, w jakich okolicznościach się poznawały... Wszystko przestawało mieć znaczenie, skoro koniec końców schemat się nie zmieniał.

Już dawno powinna pogodzić się z tym, że przeznaczenia nie dało się oszukać.

Cisza dzwoniła jej w uszach. Czekała w napięciu, ale babcia milczała jak zaklęta, w żaden sposób nie dając po sobie poznać, że usłyszała dalszą cześć wyznań. Twarz kobiety pozostawała niezmieniona; jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Przez chwilę Veronika miała ochotę wręcz zacząć ją błagać, by się odezwała – tylko tyle, nieważne jak surowe okazałyby się jej słowa – ale ostatecznie nie wykrztusiła z siebie nawet słowa.

Poruszyła się niespokojnie. Spojrzała na krawędź kręgu, który stworzono z myślą o to, by pozwolić jej choć przez chwilę pozostać na tym świecie. Czuła, że ten dodatkowy czas dobiegł końca i że powinna po prostu odpuścić. W jakiś pokrętny sposób możliwość wyrzucenia z siebie tego, co przez tyle wcieleń trzymała w tajemnicy, była kojąca, ale mimo wszystko...

– Jak bardzo żałujesz?

Zesztywniała, słysząc to pytanie. Natychmiast poderwała głowę, by spojrzeć wprost w oczy wpatrzonej w nią kobiety.

– Nieważne co powiem, zabrzmi to niewystarczająco dobrze – odparła cicho. – Teraz najbardziej żałuję, że zawiodłam, choć mogłam zmienić więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdybym pamiętała wcześniej...

– Maggie?

Coś ścisnęło ją w gardle, gdy znów usłyszała to imię.

– Tak, babciu? – szepnęła, z trudem panując nad drżeniem głosu.

– Otwórz oczy, kochaniutka – poprosiła kobieta i coś w tych słowach dało Veronice do myślenia. – Skoro chcesz coś zmienić, postaraj się... Bo widzisz, moja mała Maggie wciąż żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro