Krwawe żniwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nerwowo biegałam po apartamencie Fostera, szukając drugiego kolczyka. Byłam pewna, że gdzieś go widziałam, zaledwie kilka sekund temu. Jeśli nie pojawię się pod klubem w ciągu trzydziestu minut, będziemy spóźnieni na kolację do moich rodziców.

– Kurwa. Gdzie się schowałeś? – krzyknęłam sama do siebie, podnosząc poduszkę dekoracyjną z kanapy.

Wyprostowałam się i rozejrzałam po otaczającej mnie przestrzeni. Pomimo pełnego skupienia, nie potrafiłam sobie przypomnieć, gdzie widziałam swoją biżuterię po raz ostatni. Zdecydowanie muszę sobie tutaj zorganizować drugą garderobę.

Skierowałam się w stronę sypialni i już miałam przejść przez jej drzwi, gdy dźwięk telefonu rozległ się z pokoju na drugim końcu korytarza. Biuro Fostera było miejscem, które widziałam tylko raz. Kiedy pojawiłam się po raz pierwszy w jego mieszkaniu, nie miał czasu, aby w żaden sposób przygotować się do tej wizyty, więc drzwi były otwarte. Teraz jednak za każdym razem, gdy wychodził z tego pomieszczenia, zamykał je na klucz. Nigdy nie poświęcałam temu zbyt dużej uwagi. Każdy ma prawo do prywatności.

Tym razem jednak, coś nie dało mi spokoju. Rzuciłam się w stronę przedpokoju i zaczęłam przeszukiwać wszystkie kurtki, marynarki i inne elementy odzieży Fostera, aż w końcu natrafiłam na spory klucz.

– Obyś pasował – szepnęłam, łapiąc go mocniej w dłoni.

Obróciłam się na pięcie i pełna determinacji ruszyłam w stronę zamkniętych drzwi. Gdy wkładałam klucz do dziurki, wstrzymałam oddech. Przekręciłam, a zamek wydał z siebie ten charakterystyczny dźwięk, który poinformował mnie o moim sukcesie.

W środku panował mrok, więc po omacku szukałam włącznika światła. Było to jedyne pomieszczenie w tym mieszkaniu, które nie miało okna. Ewidentnie zostało dobudowane już po zakupie nieruchomości.

Podeszłam do biurka i usiadłam na eleganckim skórzanym fotelu. Delikatnie otworzyłam laptopa i ku mojemu niezadowoleniu na ekranie pojawiła się konieczność wpisania hasła.

– Myśl, Wallace. Pamiętaj, że jesteś detektywem – rzuciłam pod nosem, przeglądając notesy leżące na drewnianym blacie.

Nachyliłam się nad laptopem i wpisałam potencjalne hasło.

„Niosący Światło"

Błąd.

„Lucyfer"

Błąd.

Kurwa...

Wiedziałam, że mam ostatnią próbę. Jeśli jeszcze raz wpiszę złe hasło Foster na pewno się o tym dowie, a ja nie miałam dzisiejszego dnia ochoty na tłumaczenia. Potrzebowałam wiedzieć, dlaczego to miejsce było dla niego tak ważne, tak tajemnicze i tak chronione.

„Mal'akh"

Odblokowano!

Klasnęłam w dłonie z ekscytacji, jednak zerknęłam jeszcze szybko na godzinę, wyświetlającą się w rogu ekranu. Mam naprawdę mało czasu.

Skanując wzrokiem wszystkie foldery na dysku, natrafiłam na ten nazwany „SW". Nie musiałam się długo zastanawiać, kliknęłam w niego, a w środku ujrzałam wszystko to, co Foser wypuścił do mediów na mój temat. Przeskanowałam kilka plików, aż w końcu zrezygnowałam i zamknęłam folder. Nie było tam nic nowego.

Kolejny folder, jednak przykuł moją uwagę. „RT" wydawało mi się, aż zbyt znajome. Gdy tylko najechałam myszką na tę ikonkę, dotarło do mnie, na co ja właśnie patrzę.

Robert Taylor był nie tylko moim byłym producentem muzycznym, ale także i dobrym znajomym menadżera mojego byłego chłopaka Zaydena.

Przeglądając sfałszowane dowody na jego temat, dotarło do mnie, co stało się te kilka miesięcy temu.

Robert Taylor na prośbę swojego znajomego wynajął prywatnego detektywa, którym oczywiście był Foster, aby prześwietlił Zaydena. Nathan wykonał swoje zadanie, ale podczas researchu natrafił na mnie. Nie tylko obrał mnie sobie za swój własny, prywatny projekt, ale także i sfałszował dowody.

Zdjęcia, które mi przysłał, policyjne kartoteki, było tu wszystko, przygotowane starannie przez niego w przeróżnych programach.

Nic z tego nie było prawdą.

Nathan Foster był Diabłem.

Prawdziwym Diabłem.

Dźwięk otwieranych drzwi, sprawił, że moje ciało zalała fala potu, jednak ani na sekundę nie oderwałam wzroku od ekranu. Wiedziałam, że sekundy dzieliły mnie od stanięcia oko w oko z samym Belzebubem. Przetarłam czoło skropione potem i podniosłam głowę.

– Serena...

Foster podbiegł do mnie i zamknął laptopa. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko, wskutek stresu, który zapewne opanował w tym momencie całe jego ciało.

– Mogę ci to wytłumaczyć... – wyszeptał, łapiąc mnie za ręce. – To wszystko... to było...

– Wiem – przerwałam mu. Podniosłam się z krzesła i skierowałam na zewnątrz.

Wyszłam z powrotem na korytarz, czekając, aż on dołączy do mnie. Gdy tylko poczułam jego tors ocierający się o moje ramie, obróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy. Uśmiechnęłam się, złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach i dźgnęłam go lekko w brzuch.

– Jedziemy? Rodzice nas zabiją, jak się spóźnimy.

– Tak, oczywiście... – odpowiedział, wyraźnie zmieszany.

Opuściliśmy mieszkanie, zjechaliśmy windą na podziemny parking i rozsiedliśmy się w samochodzie. Foster zapiął mi pasy, a ja poprawiłam swoją pozycję, czekając, aż usłyszę dźwięk odpalanego silnika.

– Aniele... – jego głos, był tak cichy, że prawie niesłyszany. – Chcę, ci to wszystko wyjaśnić.

– Nie musisz mi nic wyjaśniać – wzruszyłam ramionami.

– Muszę... to, co zobaczyłaś to...

– To nic – przerwałam mu. – Rozumiem, dlaczego to zrobiłeś. Nie winię cię za to.

– Ale ja...

– Czego ode mnie oczekujesz, Nathanie Fosterze? Chcesz pokuty? Rozgrzeszenia?

– Ja sam nie wiem...

– Złamałeś kodeks etyczny twojej nieetycznej pracy. Też mi wielka afera... – parsknęłam, z uśmiechem na ustach. – Sfałszowałeś dowody na temat Zaydena, śledziłeś mnie, podkładałeś swoich znajomych i rodzinę pod moje nogi, aby mówili mi dokładnie to, co chciałeś, abym usłyszała...

– Tak...

– No i co z tego?

Nie potrafiłam zrozumieć postawy Fostera. Zawsze był pewien siebie. Zawsze wiedział, co powinien powiedzieć czy zrobić, a teraz miałam go przed sobą. Zagubionego, ze łzami w oczach. Jego dłonie drżały, głos mu się łamał, a ja szczerze nie rozumiałam o co tutaj chodzi.

– Sereno Wallace. Sypiasz ze swoim stalkerem – odpowiedział, jeszcze poważniejszym głosem.

– Nathanie Fosterze. Sypiasz z osobą, którą stalkowałeś – przedrzeźniłam go.

– To nie jest śmieszne! – uderzył pięścią w kokpit. – Potrzebuję reakcji! Jakiekolwiek reakcji!

– Jakiej reakcji oczekujesz? – zapytałam, wpatrując się w jego nerwowe ruchy.

– Negatywnej.

– Nie dostaniesz jej. Przykro mi. Nie ma w tym nic złego, co zrobiłeś. Postąpiłeś słusznie.

– Ty... – wypuścił powietrze z płuc. – Miałem cię naprawić, a zjebałem ci psychikę. Spieprzyłem cię do reszty.

– Bóg wystawił Hioba na próbę. Szatan zasugerował Bogu, Hiob służy mu tylko dlatego, że ma wszystko, więc Bóg pozwolił Szatanowi na sprawdzenie jego wiary.

– O czym ty mówisz?

– Hiob stracił swoje dobra, zdrowie i rodzinę, ale mimo to nie wyparł się Boga. Ostatecznie Bóg przywrócił mu jego bogactwa i dał mu jeszcze więcej.

Foster bez słowa, opuścił samochód, trzaskając za sobą drzwiami. Wzruszyłam ramionami i rozsiadłam się wygodniej na miejscu pasażera.

Po kilkunastu minutach usłyszałam dźwięk otwieranego bagażnika. Mój Diabeł zajął swoje miejsce i ruszyliśmy.

Przemierzając ulice Los Angeles, czułam w sobie rosnący niepokój, kiedy docierało do mnie, że wcale nie kierowaliśmy się w stronę domu moich rodziców. Nie, wręcz przeciwnie. Jechaliśmy w kompletnie innym kierunku.

– Gdzie mnie wieziesz? – zapytałam, wystukując rytm piosenki palcami.

Cisza.

Wzięłam głęboki wdech, a następnie wydech. W myślach odmówiłam szybką modlitwę i zamknęłam oczy.

Kiedy je ponownie otworzyłam, znajdowaliśmy się pod moim domem. Ku mojemu zdziwieniu, Foster wyciągał właśnie kolejny karton z bagażnika i odkładał go na werandę.

Wysiadłam z samochodu i podeszłam do niego, łapiąc go za dłonie, ten, jednak odtrącił mnie i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.

– Nie, nie rozumiem – odezwałam się w końcu, starając się przeanalizować sytuację, w której obecnie się znajdujemy.

Nathan zamknął ostro bagażnik i spojrzał w moją stronę.

– Przepraszam. Nie chciałem tego – szepnął, tak, że ledwo go usłyszałam, po czym wsiadł do samochodu i ... odjechał. Zostawił mnie.

– Nie ma go! Morgan kurwa ja oszaleję – zaszlochałam do słuchawki. – Nie ma go w mieszkaniu, nie ma go w klubie. Nigdzie go nie ma! Nikt nic nie wie – krzyczałam, stojąc na długim korytarzu w Celestial Hights.

– Serena, uspokój się. Na pewno to wszystko da się wyjaśnić... – przyjaciółka westchnęła.

– Zostawił mnie. Zostawił mnie samą z tym wszystkim...

– Nie jesteś sama! Kurwa nigdy nie byłaś sama. Jestem tutaj. Zawsze będę. Kocham cię i nie przestanę nigdy, nawet i za tysiąc lat – pocieszała mnie, jednak bezskutecznie.

– Znajdę go. Znajdę go tak samo, jak i on znalazł mnie... – złapałam się kurczowo telefonu trzymanego w dłoni.

– Sereno, potrzebujesz pomocy. Znajdziemy ci pomoc. Wszystko się ułoży. Zostań tylko tam, gdzie jesteś. Zaraz będziemy po ciebie z Harrisonem.

To było jak gwałtowne oderwanie od rzeczywistości, jakby świat nagle stracił kolory i dźwięki, pozostawiając mnie w pełnym pustki wnętrzu. Gdy odszedł, czułam się jak opuszczona wyspa w bezkresnym oceanie, bez jednego promienia światła, który by oświecił mrok.

Lucyfer, tak doskonały w swoim istnieniu, sprawiał, że każdy inny aspekt mojego życia blakł w jego obecności. Był jak anioł spadły z nieba, z darami, których nie mogłam się oprzeć. Perfekcyjny w każdym calu, był dla mnie symbolem ideału, na który zawsze czekałam. Gdy odszedł, świat tracił sens, a ja z nim.

Czułam się, jakby moje wnętrze zostało wyrwane na kawałki, a każdy kawałek oddzielnie rozrywany na strzępy. Nie potrafiłam znaleźć słów, by opisać to uczucie beznadziei, które teraz mnie ogarniało. Lucyfer był moim światłem, a teraz zostałam pogrążona w absolutnej ciemności.

To, co kiedyś było moją siłą, teraz jest moją klęską.

Jego odejście sprawiło, że czułam się jak stracona dusza, dryfująca w morzu nicości.

Gdybym mogła cofnąć czas, zatrzymałabym go, nie dopuściła do tego, by odszedł. Ale teraz pozostaje mi tylko żal i tęsknota.

Moje serce krwawi z każdym oddechem, a myśli krążą wokół niego, jak motyle wokół płomienia.

On był moją nadzieją, a teraz jest moim utraconym marzeniem.

Czy kiedykolwiek będę w stanie pogodzić się z tą stratą?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro