Nowy początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mijały kolejne dni, a prywatny detektyw zatrudniony przez Morgan nie przynosił żadnych dobrych wieści. Tych złych również nie było. Nathan Foster wydawał się nieuchwytny. Nikt nie wiedział, gdzie od dwóch lat przebywa. Nie posiadał żadnego mieszkania zarejestrowanego na jego nazwisko, żadnego samochodu, nawet numeru telefonu. Można by podejrzewać, że taki człowiek zwyczajnie nie istnieje.

Ja wiedziałam jednak, że nie jest to prawda. Na boku prowadziłam swoje małe, prywatne śledztwo. Siedziałam właśnie w szatni po kolejnym skończonym treningu i próbowałam złapać oddech. Nie sądziłam, że boks tak mnie wciągnie. Początkowo miałam tylko zdobyć informacje na temat Nathana i nigdy więcej nie postawić stopy w tym starym, nieprzyjemnie pachnącym miejscu. Szybko jednak odkryłam, że jej trener to naprawdę równy gość, a ja czułam jak moja pewność siebie jeszcze bardziej rośnie z każdym, kolejnym, wymierzonym ciosem.

Zabrałam swoją różową torbę i w komplecie sportowym tego samego koloru, wyszłam z szatni, nakładając okulary na głowę. Pomachałam do trenera, który aktualnie zajmował się innym uczniem i już miałam kierować się w stronę wyjścia, gdy nagle poczułam, jak telefon wibruje mi w kieszeni bluzy. Bez patrzenia na ekran, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.

– Słucham? – mruknęłam do telefonu, wyciągając sobie jeszcze izotonika z lodówki, po czym pchnęłam drzwi wejściowe.

– Aniele, nie sądziłem, że jesteś fanką sportu...

Wyszłam z dusznego wnętrza hali bokserskiej na oślep. Słońce musnęło delikatnie moją twarz, ale zanim zdążyłam skoncentrować się na otaczającym mnie świetle, zatrzymałam się zszokowana. W słuchawce zabrzmiał głos, wypowiadający słowa, które sprawiły, że zamarłam na miejscu.

Wiedział. Kurwa oczywiście, że wiedział.

– Fajne miejsce sobie wybrałeś – odezwałam się, starając się, aby nie mógł po mnie poznać uczucia porażki. – Jak czujesz się z tym, że teraz prześladujemy się wzajemnie? – zapytałam, próbując grać w jego grę. On tylko roześmiał się głośno w odpowiedzi.

- Aniołku... jesteś w ogromnym błędzie. To ty grasz w moją grę. Jesteś dokładnie tam, gdzie chciałem, abyś była. Robisz dokładnie to, o co proszę, a nawet nie muszę wypowiadać na głos żadnych rozkazów – uśmiechnął się.

Moja pewność siebie legła w gruzach, miałam ochotę krzyczeć, jednak zamiast tego przykryłam policzek od wewnątrz i podeszłam do swojego samochodu. W milczeniu wrzuciłam torbę do bagażnika.

– Naprawdę lubisz jeździć takimi samochodami? – męski głos w słuchawce, znów się odezwał.

– A Ty, jakim jeździsz? – zapytałam.

– Starym klasykiem. Bywa dość uparty, podobnie, jak i ty, ale za to ta tylna kanapa... pokochasz ją.

– Wprost nie mogę się doczekać, aż wrzucisz tam moje martwe ciało – odpowiedziałam sarkastycznie. Oparłam się pośladkami o bagażnik i otworzyłam trzymany w dłoni napój. – Kontynuuj. Oboje dobrze wiemy, że nie zadzwoniłeś, aby porozmawiać ze mną o boksie.

– Jak Ci się podobała moja ostatnia niespodzianka?

– Niespodzianka? – zdziwiłam się. – Ach mówisz o tym, jak przez kolejne wypuszczone przez Ciebie sekrety, mój producent muzyczny zerwał ze mną kontrakt?

– Aniele... – westchnął. – Naprawdę nie powinnaś, aż tak znacząco zawyżać cen swojej kolekcji ubrań. Twoi fani nie byli z tego zadowoleni.

– Ale ja... – zająkałam się. – Nie masz pojęcia o tym świecie. Nie wiesz jak to wszystko działa – broniłam się, choć wiedziałam, że ma on rację.

– Mała, chyba zapominasz, z kim rozmawiasz – poprawił mnie.

– Masz rację. Powinnam zapomnieć o Tobie – odparłam, kończąc połączenie.

Bez słowa wsiadłam do samochodu i przekręciłam kluczyk włożony sekundę wcześniej do stacyjki. Wraz z uruchomieniem silnika, włączyło się również radio. Właśnie prowadzący program wraz z ekspertem od PR-u omawiali ostatnie kroki „wielkiej gwiazdy Sereny Wallace", które zdecydowanie były dalekie od ideału.

Moja kariera niemalże całkowicie legła już w gruzach. Morgan dzwoniła do mnie tylko w sprawach biznesowych i tych pilnych, na nic innego nie było czasu. Producent muzyczny się wycofał, a fani byli mną kompletnie zawiedzeni.

Nic dziwnego.
W końcu dostał to, co chciał, jestem zrujnowana lub jak to mawia, oczyszczona z grzechu.

Nerwowo ruszyłam przed siebie, starając się nie skupiać na niczym poza drogą. Moja głowa jednak pulsowała od myśli kłębiących się w środku. Byłam pewna, że uda mi się wszystko odbudować. Wiedziałam jednak, że ze stalkerem na karku to wszystko będzie na marne. Każdy mój krok w przód, będzie motywował go do działania, a kiedy on zacznie działać, znów cofnie się. Wystarczył jeden ruch, jedna mocna informacja, a wszystko, na co pracowałam latami legnie w gruzach. Nie mogłam sobie na to pozwolić, jednocześnie nie miałam żadnego pomysłu, który pozwoliłby jej wygrać walkę z Diabłem.

Tym właśnie był – diabłem, szatanem, Lucyferem w ludzkiej skórze i cholernie seksownym garniturze. Choć nie chciałam tego przyznać przed samą sobą, ta gra była zupełnie inna od tych, które toczyłam w wieku nastoletnim. Moim oponentem nie był spocony biznesmen, którego życie seksualne skończyło się wraz z postępującymi zakolami. Tym razem przeciwnik, którego musiał pokonać był aniołem światła, pełnym piękna i mądrości. Jego doskonałość była przerażająco piękna, a każdy gest emanował pewnością siebie, której nie można było nie dostrzec. Lucyfer był jak utracone niebo, a jednocześnie jak piekło, zamknięte w jednym istnieniu. Jego spojrzenie było ogniem, który rozpalał mnie do granic możliwości, a uśmiech – pułapką, w którą wpadały niewinne dusze, nieświadome niebezpieczeństwa.

Wtedy, kiedy opadł z nieba, utracił swoją doskonałość, a światło, które w nim było, przerodziło się w mroczne cienie. Był jak upadły monarcha, odsunięty od świątynnych przestworzy, by zasiąść na tronie piekła. W tym zepsutym pięknie tkwiła zdrada nieba, a zarazem odrzucenie piekła.

Niebezpieczeństwo ukryte za anielskim urokiem sprawiało, że moje serce biło szybciej. Lucyfer był jak zakazany owoc w ogrodzie, a jednocześnie przypominał o utraconym raju. To było spotkanie z piekłem zamkniętym w pięknej oprawie i choć wiedziałam, że to źle, nie potrafiłam oprzeć się urokowi upadłego anioła.

Przekraczając próg prawie pustego apartamentu, miałam ochotę upaść na podłogę i zacząć płakać. Wiedziałam jednak, że nawet jeśli to zrobię, niczego to nie zmieni w mojej sytuacji. Postanowiłam więc zrobić to, co zawsze robię, kiedy mój myśl otok nie chce dać mi spokoju. Odpaliłam radio.

O ironio!

Z urządzenia właśnie wybrzmiały kolejne dźwięki piosenki "Take Me to Church" Hoziera. A ja nie wiedziałam czy powinnam zacząć się śmiać, czy płakać. Może Nathan Foster kontroluje też stacje radiowe?

Przechadzając się po apartamencie mój wzrok przeskakiwał między jednym oknem a drugim. Za namową Morgan wynajęłam apartament na przedostatnim piętrze w centrum Los Angeles, jednak nie planowałam nigdy przeprowadzać się tu na stałe. Znalazłam jednak w ten sposób świetne miejsce do odstresowania się. W pustych przestrzeniach było coś, co przynosiło mi uczucie spokoju, ukojenia. Białe ściany, jasne podłogi, brak jakichkolwiek mebli. Czysta karta.

Tego dnia jednak miałam się tutaj spotkać z Morgan. Tęskniłam za nią cholernie, jednak wiedziałam, że przechodzi ona teraz równie trudny czas, jak i ja. Pomiędzy walącymi się kontraktami, odchodzeniem sponsorów i telefonami z zażaleniem, cholerę trafiła też kariera rudowłosej. Kto chciałby później zatrudnić menadżerkę, która pozwoliła na klęskę kariery swojej klientki? Wiedziałam, że żadna z nas nie ma lekko, jednak mamy siebie. Na zawsze. Bezwarunkowo.

– Serena! W końcu, matko, próbowałam dzwonić, ale nie odbierałaś! – Morgan wparowała do apartamentu widocznie zmęczona.

– Przepraszam, potrzebowała chyba troszkę czasu dla siebie. Coś się stało? – zapytałam, podchodząc w jej stronę. - Musisz wrócić do gry, Serena. Nie możesz zniknąć na scenie, zwłaszcza teraz.

– Czy możesz przynajmniej powiedzieć, co się stało? Po co ten nagły pośpiech? – zapytałam, nerwowo.

– Mam pomysł. Co powiesz na mały koncert, taki jak te, które dawałaś na początku swojej kariery? Chcę, żebyś pokazała się od nowa, zbliżyła się do fanów. Musisz odbudować swoją karierę od podstaw.

– Koncert? Ale przecież teraz nie jestem gotowa... Po tym wszystkim? – przygryzłam paznokieć.

– Dlatego to będzie coś małego, intymnego. Ma to być powrót do korzeni. To może być klucz do odzyskania fanów. Musisz im pokazać, że wciąż jesteś tą samą Sereną, którą pokochali.

– To ryzykowne, Morgan... – westchnęłam, niepewnie. – Ale skoro jesteś pewna, dajmy temu szansę. Gdzie planujemy zorganizować ten koncert?

– Wybrałam kameralne miejsce, będzie skromnie i intymnie. Wierzę, że to pomoże ci nawiązać z fanami nową, szczególną więź. Do sprzedaży trafi jedynie 200-300 biletów, tu muszę ustalić szczegóły z właścicielem knajpki.

– Dobrze – odpowiadam, zaskakując tym nie tylko Morgan, ale i siebie. – Zróbmy to!

Zapomniałam już jak cudowne jest organizowanie takich eventów samodzielnie. Odkąd moja kariera nabrała rozpędu miałam zespół ludzi odpowiedzialny za każdy aspekt mojego życia. Morgan pełniła w tym najważniejszą rolę, jednak poza nią były makijażystki, stylistki, scenarzyści, dźwiękowcy, mój zespół, chórki. Jedyne, co musiałam zrobić, to stawić się na odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. Teraz na nowo mogłam się cieszyć tym, co jeszcze kilka lat temu wydawało mi się spełnieniem marzeń. Morgan nieudolnie próbowała podpiąć mikrofon do głośników, a ja dmuchałam już chyba setnego balona, czując, jak powietrze w moich płucach i zdolność do normalnego oddychania odchodzi bezpowrotnie. Za barem krząta się młody mężczyzna, wycierając na błysk kufle do piwa, a wokół nas panuje półmrok.

Klub, który wybrała Morgan zdecydowanie różnił się od miejsc, w których grywałam w ostatnich czasach. Był nieco obskurny, jednak miał swój klimat. Przypominał miejsca, w których schodzą się starsi, rozwiedzeni rockmani, aby wspólnie rozkoszować się papierosem i Nickelback lecącym w tle. O dziwo, bardzo mi się to podobało.

Z informacji, które przekazała mi dwie godziny wcześniej rudowłosa, wszystkie bilety wyprzedały się w zaledwie 20 sekund, był to mój osobisty rekord. Nie wiem czy czułam z tego powodu dumę, czy raczej przerażenie. Nie byłam pewna, czy te osoby przyjdą tutaj jako moi słuchacze, czy raczej wręcz przeciwnie, aby móc spojrzeć na kogoś, kto zjebał sobie całą karierę w zaledwie kilka tygodni. Próbowałam udawać, że mnie to nie obchodzi, jednak nie byłam w stanie okłamywać sama siebie.

Odłożyłam ostatni już balon na miejsce, a następnie zniknęłam na zapleczu, aby przebrać się w strój na dzisiejszy koncert. Choć nie stroniłam od cekinów, błysków i wysokich szpilek, tym razem postawiłam na coś kontrastowego. Czarna, krótka spódniczka pięknie pasowała do wzorzystych rajstop w tym samym kolorze. Wciągnęłam na siebie czerwone, skórzane body z mocnym dekoltem, a na ramiona narzuciłam jeansową kurtkę. Blond włosy rozpuściłam, a na nogach zagościły moje ukochane martensy. Tego dnia nie tylko wyglądałam inaczej, ale i czułam się inaczej. Choć nie potrafiłam tego sprecyzować, wiedziałam, że wydarzy się coś, co zmieni moje życie.

Zegar wybił godzinę dwudziestą trzecią, a ja wyszłam na scenę gotowa powitać zgromadzonych w klubie gości. Moja najlepsza przyjaciółka kroczyla zaraz za mną. Gdy tylko oczy przyzwyczaiły się do kolorowych świateł reflektorów, zamarłam. W środku nie było nikogo. Zerknęłam nerwowo w stronę wyraźnie zestresowanej Morgan, a ta odpowiedziała mi jedynie wzniesieniem ramion. 

– Zerknę na zewnątrz - sprawdziła swój telefon i zniknęła, opuszczając lokal.

Nerwowo wpatrywałam się w swoje stopy, zastanawiając się co powinnam teraz zrobić. Nie tak miało być. Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Czyżby ktoś zrobił sobie ze mnie żart? Chciał zobaczyć jak wiele jestem w stanie znieść, zanim owinę sobie sznur wokół szyi?

– Pięknie dziś wyglądasz, Aniele – męski, ochrypły głos wyrwał mnie z zamyśleń. Uniosłam wzrok, szukając jego. Był tu.

– To twoja sprawka? – zapytałam, kiedy dostrzegłam jego sylwetkę w oddali.

Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, oślepiały mnie światła. Gdy tylko próbowałam podejść do niego, on się cofał. Szybko zrozumiałam o co mu chodzi. Nie chce, abym go widziała. Zostałam więc na swoim miejscu, posłusznie, wykonując niewypowiedziane na głos polecenie.

– Mal'akh, nie mogłem pozwolić, aby jakieś blechy patrzyły na ciebie z pożądaniem. 

– Więc wykupiłeś wszystkie bilety? – zapytałam, choć znałam odpowiedź. On jedynie skinął głową. - Dlaczego nazywasz się Niosącym Światło? Czyżbyś utożsamiał się z Szatanem?

– A czy to coś złego? – zapytał.

– No wiesz... – zaczęłam. Morgan mnie za to zabije. - Zależy jak na to spojrzysz.Nosiłeś wiele imion... Byłeś Szatanem, Belzebubem, Antychrystem, ale mówili też na Ciebie Abbadon, Belial, Książę Ciemności, Mastema, Gadriel. Zanim upadłeś byłeś Niosącym Światło, ale teraz... chyba powinieneś wybrać, któreś z poprzednich imion.

– Skąd taki wniosek, Aniele? – zapytał, wyraźnie zainteresowany moim nadrobieniem Biblii.

– Drugi list do Koryntian, rozdział 11 wers 14... „Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości."

– Aniele... nawet nie wiesz jak mi teraz stoi.

Zaskoczona jego odpowiedzią, nie mogłam powstrzymać lekkiego zaśmiania, które opuściło moje usta. Po raz pierwszy czuje, że mogę mieć lekką przewagę nad moim prześladowcom. Te nieprzespane noce spędzone na analizowaniu każdego skrawka Biblii naprawdę się opłaciły. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że on to widzi, a następnie sięgnęłam dłonią do jeansowej kurtki i szybkim ruchem zerwałam ją z siebie, rzucając na podłogę. Patrzyłam przed siebie, a w mojej głowie rodził się naprawdę głupi pomysł, którego później prawdopodobnie pożałuję. Dobrze, że Morgan gdzieś zniknęła.

Patrząc przed siebie na prawie niewidoczną postać w rogu pomieszczenia, dotknęłam opuszkami palców szyi. Zaczęłam przesuwać dłoń w stronę piersi, co jakiś czas, wypuszczając z siebie cichy jęk.

– Przestań! – warknął, stawiając krok do przodu. 

Szybko się jednak zatrzymał, wiedział, że jeśli podejdzie za blisko, zobaczę go, a on straci przewagę w swojej gierce. Sunęłam więc dalej dłonią, moje ruchy miały być sensualne, zmysłowe, jednak wciąż delikatne, jakby to określił Foster... czyste. Czułam tańczące na powierzchni skóry iskry, gdy wróciłam do wcześniej wykonywanej czynności. Moje dłonie błądziły po ciele, aż w końcu dotarły do paska spódniczki. Opuściłam wzrok w dół, uśmiechając się lekko, po czym rozpięłam spódniczkę, która opadła mi niżej na biodrach. Widziałam, jak mężczyzna przestępuje z nogi na nogę, zapewne, nie wiedząc co powinien zrobić, jednak ja byłam już pewna – mam go w garści. Wsadziłam rękę w majtki, czując, jak ogarnia mnie przyjemne ciepło. Przyjemność rozlewała się z miejsca, w którym zataczałam małe kółka na swojej łechtaczce. Mimowolnie wydałam z siebie dość głośny jęk.

– Przestań! – ponownie krzyknął, tym razem jednak zamiast ruszyć do przodu, wyszedł z baru, trzaskając za sobą drzwiami.

Na ten dźwięk roześmiałam się. Wygrałam. Przynajmniej ten pojedynek. Sięgnęłam z powrotem do zamka swojej spódniczki i już miałam ją zapiąć, kiedy usłyszałam Morgan.

– Czy Ciebie do reszty pojebało? – krzyknęła poirytowana, wskakując obok mnie na scenę. 

Czym prędzej dopięłam swoją odzież i sięgnęłam po kurtkę leżącą na ziemi. Czułam się brudna, tak jakby dopiero przed sekundą rodzice przyłapali mnie na oglądaniu pornografii pod kołderką. Choć powinnam czuć się winna, nie mogłam odgonić uśmiechu ze swojej twarzy. 

– Jeden do zera? – zapytałam, próbując uspokoić atmosferę.

– Masturbujesz się na środku sceny? Nie jesteśmy, aż tak zdesperowane Serena! - skarciła mnie, po czym popchnęła lekko w stronę zaplecza.

A więc ona nie wie. Nie wie, że tu był. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro