Połączenie ciał

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Morgan Brooks, nie odzywałaś się od kilku dni! Prawie zeszłam na zawał – krzyknęłam do słuchawki telefonu. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?

– Seks... bardzo dużo seksu – zaśmiała się.

– Rozgrzeszona! – również zaczęłam chichotać. – Opowiadaj, jak tam z Harrisonem?

– Jest świetnie! Naprawdę. Pomimo tego, że pracuje prawie od rana do wieczora, poświęca mi każdą wolną chwilę. Wysyła dużo zdjęć, filmików gdy jest w biurze, a potem gdy wraca to albo zabiera mnie na romantyczne kolacje, albo robimy maratony swoich ulubionych filmów.

– Bardzo się cieszę, Morgan... Naprawdę bardzo się cieszę. Jesteś szczęśliwa?

– Jak jeszcze nigdy!

Uśmiechnęłam się szeroko. Morgan była wspaniałą kobietą. Utalentowaną, mądrą, piękną, jednak niestety trafiała stale na skończonych dupków, którzy nie potrafili jej docenić. Wiadomość o tym, że moja przyjaciółka docenia każdą chwilę i ma przy swoim boku kogoś, kto docenia ją, była wspaniała.

– A jak u ciebie? Co z Fosterem? Poznał państwa Wallace?

– Mówiłam ci, że wszystkim z jego środowiska wmawiałam, że mój ojciec był jego wielkim fanem?

– Tak, wspominałaś. Traktowałaś to jako przykrywkę.

– No właśnie... jak się okazało, Charles Wallace naprawdę był jego wielkim fanem, czy nawet nadal jest.

– Nie pierdol – rudowłosa zaczęła się głośno śmiać, co sprawiło, że aż odsunęłam telefon od ucha. – Ty żyjesz w jakiejś komedii.

– Chyba w dramacie! – zaprotestowałam. – Nie odzywa się od blisko tygodnia.

– Rozumiem, że jest ci z tego powodu przykro?

– O dziwo tak... – odpowiedziałam, zaskakując tym samą siebie. Dlaczego jej się do tego przyznaję, skoro z trudem akceptuje ten fakt, patrząc w swoje odbicie w lustrze?

– To, czemu nie zadzwonisz?

– Mam do niego zadzwonić?

– Masz przecież jego numer, prawda?

– Mam... Nie wiem Morgan czy to dobry pomysł. Może powoli odpuszcza? Może ta cała jego gra znudziła mu się, gdy nasza relacja zaczęła się zmieniać?

– Sereno Wallace... ty jesteś szczerze rozczarowana, smutna i rozgoryczona brakiem stalkera w twoim życiu.

– Chyba już do niego przywykłam... Masz rację, zadzwonię.

– Kocham cię moja wariatko!

– Ja ciebie też kocham, Morgi.

Zakończyłam połączenie i rzuciłam telefon na łóżko. Nerwowo kręciłam się po pokoju, chodząc w jedną i w drugą stronę, nie byłam pewna, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Z jednej strony miałam ochotę rzucić wszystko, złapać za telefon albo jeszcze lepiej – pojechać prosto do jego mieszkania, z drugiej natomiast... Resztki mojego racjonalnego myślenia i instynktu samozachowawczego wciąż walczyły. Zdecydowanie wpisywałam się w stereotyp głupiej blondynki, która ugania się za przystojnym mężczyzną, który powinien mieć nad głową czerwoną flagę. Foster jednak był czymś więcej niż czerwoną flagą czymś jeszcze gorszym.

Księciem ciemności.

Przeklęłam pod nosem i podniosłam z powrotem urządzenie. Nie dam rady do niego zadzwonić, ale dam radę do niego napisać.

Ja: Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Lucek: Akurat na dzisiejszym kazaniu jest coś innego...

Ja: Jesteś w kościele? Jest prawie dwudziesta pierwsza?

Lucek: Coś nie tak, Aniele? Odpisuję ci, klęcząc i zasłaniając telefon przed wścibskim wzrokiem starszej pani obok.

Ja: Bóg cię ukara za to!

Lucek: St. Vincent de Paul Catholic Church. 621 W Adams Blvd

Zerknęłam ponownie na telefon, jakbym nie dowierzała w to, co właśnie widzę. Czy on chce, abym przyjechała do kościoła, na mszę?

Zanim jednak moje racjonalne myślenie wkroczyło do akcji, wyrzucałam chyba dziesiąty ciuch z mojej garderoby. Wszystkie moje spódniczki były króciutkie. Każda moja koszulka kończyła się nad pępkiem. Nie potrafiłam znaleźć nic adekwatnego do miejsca, w które planowałam się udać. Gdy już miałam się poddać, zauważyłam kątem oka starą, czarną sukienkę, którą zapewne rzuciłam tam kilka dobrych lat temu.

Obyś jeszcze pasowała.

Wcisnęłam ją na siebie. Prostą, czarną, na długi rękaw i z golfem, która sięgała mi aż po kostki. Podeszłam do lustra i ulizałam włosy w gładki niski kok. Bóstwa z siebie nie zrobię, ale kilka zabiegów z medycyny estetycznej, sprawiało, że nawet bez makijażu wyglądałam całkowicie przyzwoicie.

Złapałam za kluczyki do samochodu i wyleciałam na zewnątrz, o mało nie potykając się o swoje własne nogi.

Na moje nieszczęście Nathan Foster wybrał kościół, do którego jechałam blisko półtorej godziny. Nie tylko ze względu na odległość, ale także i na korki. Piątkowy wieczór to nie jest dobra pora, aby prowadzić samochód w Los Angeles. Czasami żałowałam, że nie kupiłam sobie prywatnego samolotu, którym mogłabym latać jak wszyscy inni celebryci, nie bacząc na ekologię i świat, który zmierza ku zagładzie.

Kiedy zatrzymałam się pod kościołem, musiałam odetchnąć głęboko. Czułam się jakbym właśnie przebiegła maraton. Brakowało mi tchu. Pot ciekł mi po czole.

Idiotko przyjechałaś tu autem.

Stojąc przed kościołem, przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Architektura tego miejsca wprawiała mnie w zachwyt. Widok zewnętrznej fasady budynku, utrzymanej w stylu hiszpańskiego odrodzenia kolonialnego, był imponujący. Wejście ozdobione jasnym kamieniem węgielnym przyciągało moją uwagę, a barwne kafelki pokrywające kopułę dodawały mu niezwykłego uroku.

Przechodziłam wzrokiem po detalach architektonicznych, starannie zdobionych elementach fasady i zastanawiałam się nad historią tego miejsca. Wyobrażałam sobie, jak wiele ludzkich rąk pracowało nad wzniesieniem tego kościoła, jakie wydarzenia miały tu miejsce przez lata jego istnienia.

Weszłam niepewnie do środka. Podczas gdy moje myśli dryfowały wokół Fostera, dostrzegłam okna, które wpuszczały do środka światło z zewnątrz. Wciąż jednak wnętrze pokryte było tajemniczym niemalże gęstym mrokiem. To miejsce emanowało spokojem i godnością, a ja czułam wewnętrzny pokój, stojąc tu w środku.

Odrywając się od krążących w mojej głowie myśli, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Ze smutkiem stwierdziłam, że nikogo nie ma w środku. Jestem tylko ja, moje przemyślenia i ołtarz. Nigdy nie sądziłam, że będę zachwycać się kościołem, jednak w ostatnim czasie często zaskakiwałam  samą siebie.

Zrezygnowana i gotowa do opuszczenia tego miejsca, obróciłam się i wtedy moje oczy napotkały jego.

– Dobry wieczór panno Wallace. Co panią tu sprowadza?

– Wie pan, taki psychopatyczny dupek wysłał mi adres.

– A czy prosił, aby pani się tu pojawiła?

– Nie, ale... – właśnie do mnie dotarło, co tu się dzieje.

– Czyli przyjechała tu pani, bo chciała?

– Na to wychodzi...

Foster złapał mnie za rękę i skierował w róg pomieszczenia. Niepewnie szłam za nim, patrząc na własne stopy. Było naprawdę ciemno. Gdy nagle się zatrzymał, podniosłam wzrok. Zanim zdążyłam zarejestrować, co tutaj się dzieje, Nathan wepchnął mnie do konfesjonału, a następnie zamknął za mną drzwi. Niepewna tego, co powinnam teraz zrobić, usiadłam na małej ławeczce i oparłam głowę do tyłu. Foster zajął miejsce tuż za półprzezroczystą ścianką na fotelu kapłana. Właśnie w tym momencie dotarło do mnie, co mam zrobić.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – zaczęłam, próbując usilnie przypomnieć sobie kolejne wersy. – W imię W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

– Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszony w duchu wyznał swoje grzechy – Foster wyszeptał cicho, jednak wciąż dokładnie słyszałam każde słowo.

– Amen – przełknęłam ślinę.

– Jestem panną... Ostatni raz spowiadałam się... cóż nigdy. Nie otrzymałam więc rozgrzeszenia, ani nie odprawiłam pokuty.

– Niegrzeczna dziewczynka...

– Od ostatniej spowiedzi obraziłam Pana następującymi grzechami... – pokręciłam głową. Co ja właściwie odpierdalam? – Byłam źródłem zgorszenia w oczach Boga oraz Kościoła. Grzeszyłam. Dałam się ponieść gniewowi. Miałam nieczyste myśli. Nie zachowałam umiaru w piciu alkoholu.

– Mhm – mruknął.

– Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie szczerze z miłości do Boga żałuję i postanawiam się z nich poprawić. Proszę Boga o przebaczenie, a Ciebie, Szatanie, o naukę i zbawienną pokutę.

– Bóg, ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swego syna i zesłał ducha świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę kościoła. Ja odpuszczam tobie grzechy w imię ojca, syna i ducha świętego.

– Amen.

– Wysławiajmy Pana, bo jest dobry.

– Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć... – szepnęłam, zniżając swoją twarz do dzielącej nas ścianki.

– Bo Jego miłosierdzie trwa na wieki...

– Bo Jego miłosierdzie trwa na wieki – powtórzyłam.

– Idź w pokoju!

Usłyszałam, jak drzwi ze strony Fostera otwierają się, a następnie zamykają ponownie z trzaskiem. Dźwięk ten rozniósł się po pomieszczeniu. Odetchnęłam głęboko, kręcąc głową. Na moją twarz wkradł się lekki uśmiech. Postanowiłam pójść w jego ślady i również opuścić konfesjonał, jednak zanim udało mi się to zrobić. Foster wszedł do środka. Stanął nade mną. Opadłam jeszcze mocniej na ławeczkę. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w jego stronę. Przez panujący wokół nas mrok widziałam jedynie kontur jego ciała.

Nathan uklęknął przede mną, zmniejszając jeszcze bardziej pomiędzy nami dystans. Mikroskopijne pomieszczenie dla penitenta sprawiło, że nawet gdybym chciała się odsunąć, nie miałam takiej możliwości.

Jednak wcale nie chciałam się odsunąć.

Foster nie odrywając ode mnie wzroku, musnął dłonią moje kostki, a mnie przeszedł dreszcz, wywołany jego znanym mi już dobrze chłodem. Jego ręka sunęła coraz wyżej, a ja przymknęłam oczy. Racjonalne myślenie opuściło mnie już bezpowrotnie. Oddech przyśpieszał z każdą sekundą. Nigdy nie spodziewałabym się, że Nathan Foster będzie tak delikatny wobec kobiety.

Położyłam swoje ręce na jego ramionach i zaczęłam nimi poruszać, dokładnie badając jego ciało milimetr po milimetrze. Przygryzłam policzek od środka i powolnym ruchem zdjęłam z Fostera marynarkę. On wciąż jedynie muskał moje udo, nie zbliżył się do mojego najbardziej czułego miejsca. Czekał. Czekał na mój ruch.

Przeniosłam dłonie na jego kamizelkę i zaczęłam rozpinać guziki. Moje ruchy były opanowane i spokojne, pomimo rozpalającego się we mnie pożądania. Gdy tylko udało mi się pozbyć kolejnej warstwy ubrania Fostera, powtórzyłam dokładnie ten sam krok z jego białą koszulą. Widząc jego nagi tors, wstrzymałam oddech. Wiedziałam, że jest wyrzeźbiony, jednak teraz, w prawie kompletnej ciemności prezentował się dokładnie tak, jak się przedstawiał. Niosący Świato był jednym z najpiękniejszych i najpotężniejszych aniołów stworzonych przez Boga. Nathan Foster był pieprzoną perfekcją. Pokusą, której nie mogłam się oprzeć. Moim największym grzechem, z którego nie rozgrzeszyłby mnie nawet sam Bóg.

Nerwowo zaczęłam poruszać się na ławeczce, próbując znaleźć dla siebie wygodną pozycję, jednak żadna do takich nie należała.

– Nie wierć się – szepnął do mnie Nathan.

Skinęłam głową i zaprzestałam jakichkolwiek ruchów swoim ciałem, jednak moje ręce nadal muskały każdy centymetr jego ciała. Zeszłam powoli niżej, aż do klamry jego spodni i bez wahania odpięłam ją. Spodnie opadły mu do kolan. Usłyszałam jego cichy śmiech, prawie niesłyszalny, jednak wciąż... pojawił się.

Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, Foster poderwał mnie do góry i szybkim ruchem zerwał ze mnie sukienkę. To właśnie w tym momencie dotarło do niego, że nie miałam na sobie bielizny.

– Grzeszna, grzeszna dziewczynka – szepnął mi prosto do ucha.

– Majtki odznaczałyby mi się na sukience – odpowiedziałam nerwowo, przełykając z trudem ślinę.

Nathan jedynie mruknął w odpowiedzi i przeniósł swoje dłonie wprost na moje piersi. Jego ruchy z powolnych stawały się coraz szybciej, z każdą kolejną sekundą był coraz ostrzejszy. Obmacywał każdy element mojego ciała, jednak skrupulatnie unikał miejsca, które chciałam najbardziej, aby dotknął.

– Proszę... – wyszeptałam, w końcu nie móc już wytrzymać napięcia.

– O co mnie prosisz?

– Zabierz mnie do piekła, Lucyferze. Zabierz mnie do głębin.

Mężczyzna zbliżył się do mnie gwałtownie, a następnie wpił zęby w moją szyję. Na przemian podgryzał mnie i składał mokre pocałunki. Doprowadzał mnie do szaleństwa.

Z czasem schodził coraz niżej, przez mój obojczyk, mostek, brzuch, aż w końcu podniósł się szybkim ruchem z powrotem do góry. Wypuściłam powietrze i właśnie w tym momencie Foster złączył nasze usta, zanim zdążyłam ponownie nabrać oddechu. Nasze pocałunki były żarliwe, intensywne, wręcz elektryzujące. Jeszcze nigdy nie czułam takiej namiętności.

Odsunął się na chwilę, aby pozwolić mi na złapanie oddechu i ponownie wpił się we mnie. Jego ręka powędrowała w końcu w odpowiednie miejsce i w zaledwie kilka sekund całe moje ciało zalała rokosz. Foster działał na mnie w kompletnie nowy, nieznany dla mnie wcześniej sposób.

Jego palce niemalże natychmiastowo wsunęły się we mnie, bez żadnego ostrzeżenia. Zajęczałam mu prosto w usta, na co ten się uśmiechnął.

– Musisz być cicho, jesteśmy w świętym miejscu.

Pokiwałam głową. Nie chciałam, aby cokolwiek powstrzymało go przed dokończeniem tego, co zaczął. Postanowiłam być posłuszna. Tak posłuszna jak jeszcze nigdy.

Przyśpieszył ruchy i pieprzył mnie palcami. Zarzuciłam mu ręce na barki, obejmując go na karku. Foster podniósł mnie, a ja oplotłam nogi wokół jego tali.

Pozbył się bokserek i wszedł ze mnie cały. Dał mi kilka sekund na przyzwyczajenie się do jego rozmiaru, a następnie zaczął pchać biodrami. Te ruchy... były tak przyjemne, że choć próbowałam nie wydać z siebie żadnego dźwięku, nie potrafiłam nad sobą zapanować. Zacisnęłam się wokół niego. Czułam, jak każdy milimetr mojego ciała chce być jeszcze bliżej, jeszcze bardziej skrócić między nami dystans.

– Wielbię cię. Oddałbym za ciebie duszę – Foster wyjąkał, pieprząc się ze mną jeszcze szybciej.  – Jesteś moim Aniołem, prowadzącym mnie do raju. Powiedz to...

– Jestem twoim Aniołem... – wyjęczałam, całując go namiętnie.

Czułam, że za sekundę dojdę, rozpłynę się całkowicie i stanie się to, co myślałam, że nigdy się nie wydarzy w moim życiu. Foster był wyjątkowy. Cały skrojony idealnie dla mnie, jakbyśmy ulepieni byli z jednej gliny.

– Jestem twoja. Tylko twoja – wyszeptałam, zaskakując tym wyznaniem nas obu.

To wystarczyło. Orgazm w tym samym czasie ogarnął zarówno moje ciało, jak i jego. Jednak Nathan nie przestawał. Pieprzył mnie jeszcze dobre kilkadziesiąt sekund, aż w końcu oboje opadliśmy z sił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro