Skryty demon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego dnia w klubie znajdowało się naprawdę wiele osób. Terry, mając na uwadze rosnące zainteresowanie jego biznesem, postanowił wyprawić małą imprezę. Była ona jednak dość specyficzna. 

Klub nie należał do najnowszych, a co za tym szło na plastikowych stolikach leżały przygotowane przez niego kanapki, a ludzie, którzy pojawili się dzisiejszego południa byli ubrani zarówno w dresy, jak i w wieczorowe kreacje. Z uśmiechem na ustach stałam przy lodówce z napojami i obserwowałam jak dwa zupełnie różne światy zderzają się z tym jednym, zdecydowanie nieprzyjemnie pachnącym, miejscu.

Trener podszedł do mnie i również oparł się o chłodziarkę. Uśmiechnął się pod nosem, patrząc na gości swojej posiadówki.

– Dziękuję Ci – skierował się nagle w moją stronę. – Gdyby nie ty, już dawno zamknąłbym to miejsce.

– Do usług! – odparłam dumnie, salutując w powietrzu, co spotkało się z cichym chichotem z jego strony.

Morgan latała obecnie od jednego stolika do drugiego, robiąc zdjęcia, kręcąc filmiki i rozmawiając z gośćmi. Nigdy nie sądziłam, że zobaczę ją, w wysokich obcasach i krótkiej, obcisłej kiecce przymilającą się do spoconych mężczyzn. Moja przyjaciółka była jednak osobą, która się nie poddawała. Obrała sobie za cel zrobienie z tego miejsca, najgorętszego klubu bokserskiego w całych Stanach Zjednoczonych i szczerze wierzyłam, że jej się to uda.

– Chodź, chcę, abyś kogoś poznała – odezwał się w końcu Terry, przerywając ciszę. – Spodoba Ci się... to byli znajomi Fostera. – dodał, puszczając oczko w moją stronę.

Terry nigdy publicznie nie kwestionował mojej niezaprzeczalnej obsesji na punkcie byłego boksera, jednak byłam pewna, że w głębi uważał mnie za kompletną wariatkę. Podeszliśmy jednak do grupki mężczyzn, którzy wpisywali się raczej w styl: spocone dresy i tanie piwo w ręce. Uśmiechałam się do każdego po kolei. Wiedziałam, że nie zapamiętam ich imion, niezależnie od tego, jak bardzo bym się starała.

Już po chwili Terry zostawił mnie samą, kiedy to rudowłosa krzycząc przez pół lokalu, zmusiła go, aby jak najszybciej przyszedł ustawić się do zdjęcia. Cisza, która wynikneła z powodu jego nieobecności między mną a grupką mężczyzn była bardzo niezręczna. Wiedziałam, że muszę zrobić cokolwiek, aby ją przerwać.

– Jak długo znacie Terry'ego? – zagadałam, starając się rozluźnić atmosferę. 

– Był naszym trenerem. Zapisaliśmy się tu we dwóch – odpowiedział jeden z mężczyzn, wskazując na kolegę obok. – Polecił nam to miejsce dobry znajomy, który wychowywał się na tym samym osiedlu, co my.

– Chyba nawet wiem, co to za znajomy – odparłam, uśmiechając się lekko. Zbyt łatwo mi to wszystko idzie.

– Czyli słyszałaś o Księciu Ciemności? – zapytał drugi z nich, odwzajemniając uśmiech.

– Tak, mówiłam Terremu, mój ojciec był jego fanem – pozory, zachowaj pozory Wallace.

– Fanem? Fostera?

– Doszły mnie słuchy, że nie ma tutaj zbyt dobrej opinii... właściwie chyba nigdzie nie ma zbyt dobrej opinii – odpowiedziałam, biorąc do ręki butelkę piwa stojącą na stoliku obok nas.

– Tak. Foster jest... specyficzny.

– Co znaczy specyficzny? – dopytałam, upijając łyk tego obrzydliwego trunku. Boże jak ja nienawidzę piwa. 

Pozory Wallace, pozory.

– Był bardzo wybuchowym nastolatkiem. Boks bardzo do niego pasował, mógł w końcu lać ludzi po pyskach i nie lądować za to na komisariacie – odpowiedział, śmiejąc się do swojego kolegi.

O mało nie wyplułam alkoholu. Czyli Foster był notowany. To jest naprawdę dobry trop w moim małym śledztwie. 

– Czyli świat bokserski zezwala na to, aby przestępcy wchodzili na ring, zyskiwali sławę, uznanie i obrzydliwe pieniądze? – zagadałam, starając się udawać luz.

– Z tymi obrzydliwy pieniędzmi to bym nie przesadzał. W porównaniu z koncertowaniem dostawaliśmy marne ochłapy.

– Cios poniżej pasa – zmierzyłam go wzrokiem. 

– Ojciec Fostera to było niezłe ziółko, najwyraźniej niedaleko pada jabłko od jabłoni, jak to mówią.

– On też był przestępcą, czy on też był bokserem?

– Chyba oba... on, jednak nie walczył na ringu, a w zaciszu domowym - odpowiedział, chichocząc z własnego żartu, niczym mała dziewczynka. 

Racja, matka Fostera wspominała mi o swoim mężu. Mówiła, że był przemocowy i wybuchowy. Czy Nathan był taki sam? Może dlatego nie mają ze sobą kontaktu.

Pasjonującą rozmowę przerwała nam Morgan, która podleciała do nas, prosząc mnie, abym również ustawiła się na grupowym zdjęciu. Niechętnie zrobiłam to, o co prosiła, wiedząc, że im więcej pytań będę zadawać, tym dziwniejsza zrobi się rozmowa pomiędzy mną a dwoma, zdecydowanie zbyt wylewnymi, mężczyznami.

Ustawiając się do zdjęcia, uśmiechnęłam się, jednak w mojej głowie panował wyłącznie niepokój. Oczywiście Nathan Foster był złym człowiekiem, który zasługiwał na karę, jednak im mocniej brnęłam w jego życie, tym bardziej zastanawiałam się, dlaczego otaczał się takim towarzystwem. Jego matka powiedziałaby mi o nim wszystko, a nie byłam pewna, czy nawet nie wiedziała do końca, kim jestem. Koledzy z branży wypowiadali się o nim jedynie prześmiewczo i negatywnie. Znajomi z młodzieńczych lat, których najwyraźniej zaraził pasją do boksu, byli gotowi wyśpiewać wszystkie jego sekrety. Zapewne, gdybym założyła dzisiaj zamiast dresów obcisłą kieckę z dekoltem, podaliby mi również jego grupę krwi i długość przyrodzenia. Nawet Terry... kochałam go, był cudownym człowiekiem, jednak zaakceptował moje dopytywanie o Fostera, jakby to było coś normalnego. Gdyby nagle w moim otoczeniu pojawiła się obca osoba, zafascynowana postacią Morgan Brooks, trzymałabym gębę zamkniętą na kłódkę. 

Oni wszyscy mi to ułatwiali. To było zbyt proste.

Flesz błysnął mi przed oczami, a ja na ułamek sekundy poczułam się znów tak, jakbym właśnie stała na czerwonym dywanie w najpiękniejszej kreacji, czekając na to, aby usiąść obok najsławniejszych piosenkarzy na całym świecie. To właśnie w tym momencie mój żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, a ja zatęskniłam za swoim starym życiem, które odeszło już w zapomnienie.

Zastanawiałam się nad tym, czy ta nostalgia, która czasem mnie ogarniała, to pragnienie powrotu do czegoś, co naprawdę było warte tej tęsknoty, czy tylko próba ucieczki od obecnej rzeczywistości. Moje stare życie było dalekie od ideału – męcząca walka z samą sobą, kłamstwa, które ukrywałam przed światem i ciągłe udawanie, że jestem kimś, kim nigdy nie chciałam być. Ale czy to sprawiało, że tęsknię za tym? Czy chciałam wrócić do tego labiryntu, który doprowadził mnie na skraj? Czy może ta nostalgia to tylko cień, który rzucał przeszłość, by pokazać mi, jak daleko przeszłam?

W ostatnim czasie często rozmyślałam nad tym, czy warto było poświęcać zdrowie psychiczne i emocjonalne, aby osiągnąć sukces w show-biznesie. Czy to wszystko było warte tych nagród, tych chwil chwały, które teraz wydawały się tak ulotne? Czy warto było oddychać tym samym toksycznym powietrzem, co inni, tylko po to, by być na szczycie? Może to nie był tak wielki cel, na jaki wydawał się być. Może istnieją inne wartości, które są ważniejsze niż popularność i bogactwo. Może to czas, by spojrzeć w głąb siebie i zrozumieć, co naprawdę mnie definiuje, poza światłem reflektorów i blichtrami Hollywood.

– Naprawdę nie musiałyście zostawać, posprzątałbym sam – powiedział Terry, wpychając kolejną pustą butelkę do worka na śmieci.

– Nonsens! – odpowiedziałam, również, zbierając śmieci.

– Morgan, dziękuję Ci – mężczyzna zwrócił się do rudowłosej. – Bez Ciebie ta impreza byłaby kompletną klapą.

– Jest najlepsza w tym, co robi, prawda? –puściłam oczko trenerowi.

– Ej! Potrafię sama mówić – skarciła mnie. – Dziękuję, Terry. To bardzo miłe z twojej strony.

Wspólnie, całą trójką sprzątaliśmy klub już którąś godzinę z rzędu i o dziwo, powoli zaczynało tutaj wyglądać tak, jak wczorajszego wieczoru. Terry miał rację, Morgan naprawdę spisała się na medal i choć początkowo nie byłam pewna, jak to wszystko wyjdzie, impreza naprawdę była udana. Zupełnie nietypowa, łącząca ze sobą kompletnie nieznajomych sobie ludzi, w specyficznym miejscu i o specyficznej godzinie.

Dzięki temu, że Terry chciał wcześniej zacząć, ale i wcześniej skończyć, udało nam się ogarnąć pomieszczenia na błysk tak, że miałyśmy jeszcze czas z przyjaciółką wyskoczyć na drinka i opić jej dzisiejszy sukces. 

Spadające niemalże do zera zainteresowanie moją osobą miało jeden wielki plus – po raz pierwszy zdecydowałyśmy pójść do modnego baru, a nie do speluny, w której przebywałyśmy zazwyczaj.

Już po zaledwie trzydziestu minutach, spocone, zmęczone i zapewne śmierdzące tanim piwem, przekraczałyśmy próg baru Inferno

Czy wspominałam już, że moje życie to jeden wielki żart i ironia? 

Bar prezentował się wyjątkowo modnie i przytulnie. Jego nowoczesny design i eleganckie wykończenie przyciągały wzrok każdego gościa. Wnętrze urządzone było w stonowanych kolorach, a miękkie, skórzane fotele zapraszały do komfortowego odpoczynku. Światła odbijały się od lśniących blatów stołów, tworząc przyjemną atmosferę i dodając blasku całemu pomieszczeniu. Muzyka w tle dodawała energii i tworzyła odpowiedni nastrój do relaksu i zabawy. To miejsce było prawdziwym odkryciem dla tych, którzy szukali modnego i przyjemnego lokalu na wieczorne spotkania.

Zasiadłyśmy z Morgan przy jednym ze stolików i czym prędzej zaczęłyśmy przeglądać kartę menu z kolorowymi, fikuśnymi drinkami.

– Znalazłam idealnego drinka dla Ciebie! – poderwała się nagle rudowłosa i zastygła, czekając na moją reakcję. – Szatański trunek! – krzyknęła tak, że kilka głów zwróciło się w naszą stronę.

– Zamorduję Cię kiedyś... – wycedziłam przez zęby, kiedy kelner podszedł w naszą stronę.

– Dla nas będzie cztery razy „szatański trunek" – Morgan skierowała się w stronę młodego chłopaka. – Jak skończymy te, proszę od razu przynieść następne i tak w kółko – dodała, podsuwając mu hojny napiwek na start.

Kelner odpowiedział jej skinieniem głowy, po czym wrócił za bar, aby przygotować dwa nasienia samego szatana. Skarciłam Morgan wzrokiem, na co ta wybuchła śmiechem.

– Znosisz to lepiej, niż ja – odezwałam się w końcu.

– Może to dlatego, że to nie mnie prześladuje sam Belzebub – odparła. Okej, punkt dla niej.

Już miałam odpowiedzieć coś iście wrednego, ale nagle poczułam, że wibruje mi telefon w kieszeni jeansów. Wyciągnęłam urządzenie i gdy tylko zobaczyłam nazwę kontaktu na ekranie, skierowałam go w stronę Morgan.

Lucek: Miłej zabawy, dziewczyny :)

Rudowłosa ponownie się zaśmiała, a ja przewróciłam oczami. Nie miałam teraz ochoty na przepychanki z diabłem. Choć postanowiłam mu nie odpisywać, niemalże w ciągu kilku sekund przyszło kolejne powiadomienie.

Lucek: Szatański trunek... czyżbyś, aż tak za mną tęskniła?

Nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu. Tego SMS-a postanowiłam już nie pokazywać rudowłosej. Bałam się jej reakcji, a byłyśmy jednak w miejscu publicznym.

Ja: Skoro nas obserwujesz to może się przyłączysz? Widziałam w karcie, że mają drink, który nazywa się „Virgin Mary", akurat twoje klimaty.

Znów – odpowiedź przyszła bardzo szybko.

Lucek: A obmacasz mnie pod stolikiem? :)

Okej, tego już było za dużo...

Jak nie cytował Biblii i nie pierdolił o oczyszczaniu mnie z grzechu to był oblechem, który zapewne wysłałby mi bez ostrzeżenia zdjęcie swojego przyrodzenia na Instagramie.

Pokręciłam głową i schowałam telefon do torebki. Gdziekolwiek był, obserwował nas i dokładnie wiedział, co robimy. Postanowiłam jednak całkowicie to olać. Nie chciałam, aby, choćby przez ułamek sekundy myślał, że ma nade mną jakąkolwiek przewagę.

Barman przyniósł nasze drinki, a my natychmiastowo rzuciłyśmy się do ich konsumpcji. Choć nie chciałam tego przyznawać Morgan, faktycznie „szatański trunek" smakował tak dobrze, jak brzmiał.

– Porozmawiajmy o czymś innym, niż twój własny osobisty władca piekieł – Morgan odkleiła się od słomki.

– Ostatnio nie opowiadasz mi nic, na temat tego, co dzieje się w swoim życiu – zauważyłam.

Faktycznie, ostatnie wydarzenia pochłonęły nas obie tak mocno, że życie Morgan spadło na dalszy plan. Winiłam się za to. Doszłam do wniosku, że jestem najgorszą przyjaciółką na świecie i jak najszybciej muszę to naprawić.

– Bo nie ma co mówić – odpowiedziała. – Mi nikt nie robi palcówki w willi sławnego boksera.

– Przestańmy już do tego wracać! – zaprotestowałam. – Ewidentnie potrzebujesz, aby ktoś się wyruchał. Bez obaw, pamiętaj, że jestem świetną swatką.

– Nie potrzebuje swatki – spojrzała na mnie gniewnie.

– Potrzebujesz. Ciocia Serena zapewni ci noc pełną wrażeń! – uśmiechnęłam się złowieszczo.

Zaczęłam skanować wzrokiem pomieszczenie. Było tutaj zdecydowanie zbyt dużo par, jednak udało mi się wypatrzeć dwóch przystojnych chłopaków stojących przy wejściu czekających na wolny stolik. Przeniosłam wzrok z powrotem na Morgan, która właśnie gestykulowała mi, że jeśli zrobię to, co mam w głowie to udusi mnie w tym momencie przy wszystkich tych świadkach. Nie przejmowałam się jednak zbytnio jej reakcją. Podniosłam się od stolika i ruszyłam w ich stronę.

– Oni są z nami – rzuciłam do kelnerki wpuszczającej ludzi.

– W porządku, proszę – odpowiedziała, przepuszczając chłopaków.

Bez słowa zaprowadziłam chłopaków do naszego stolika, a następnie gestem ręki zachęciłam ich, aby dosiedli się na kanapy, które aktualnie zajmowałyśmy. Tak, jak przypuszczałam, jeden z nich usadowił się koło Morgan, a drugi czekał, aż ja wejdę pierwsza.

– Harrison – odezwał się chłopak siedzący obok Morgan, był wysokim mężczyznom z kręconymi blond włosami i niebieskimi oczami. Zdecydowanie był w typie rudej.

– Ethan – tym razem przedstawił się chłopak siedzący obok mnie. Był całkiem przystojny, wyglądał na młodego i miłego chłopaka. Krótko ścięte włosy, koszulka idealnie wyprasowana. Nie mój typ, ale czego się nie robi w imie przyjaźni, prawda?

Kiedy chłopaki zaczęli opowiadać o sobie, nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Czułam jak Morgan wbija mi noże prosto w klatkę piersiową. Ruda nigdy nie była zbyt otwarta na nowe znajomości. Całe życie trzymałyśmy się razem i każda osoba, którą poznawała i z którą miała kontakt, pojawiała się w jej życiu z uwagi na mnie. Chciałam, aby tego wieczoru się wyluzowała, zasługiwała na to. Musiałam zadbać o jej życie łóżkowe.

– Więc, Harrison, Ethan... – zaczęłam. – Co was sprowadza do pięknego Miasta Aniołów?

– Odziedziczyłem firmę po ojcu, więc pracuję z dowolnego miejsca na świecie. W tym miesiącu padło na LA – odezwał się pierwszy Harrison, a ja natychmiast zauważyłam, jak rudej zaświeciły się oczy.

– Jestem maklerem – tym razem opowiedział o sobie Ethan.

– A Ty? – blondyn zwrócił się do Morgan. Jest nią zainteresowany, dobrze.

– Ja... eee... – Morgan zacięła się. 

No tak, co ma powiedzieć? Jestem ex menadżerką piosenkarki, której zrujnowano karierę.

– Morgan to prawdziwa bizneswoman. Gdyby miała wymienić wszystkie swoje talenty, siedzielibyśmy tutaj do jutra – odpowiedziałam za nią, posyłając jej uśmiech.

– A jak z Tobą? Co robisz w LA? – zapytał mnie Ethan. Kurwa, co teraz.

– Byłam piosenkarką – odpowiedziałam w końcu zgodnie z prawdą. – Teraz po prostu żyję.

Harrison kontynuował rozmowę z moją przyjaciółką, a Ethan przysuwał się stopniowo coraz bliżej mnie. Już miałam do niego zagadać, jak nagle mój telefon ponownie powiadomił mnie o kolejnej wiadomości. Przeprosiłam swojego rozmówcę na sekundkę i sięgnełam po urządzenie do torebki. 

Lucek: Lepiej, żeby się od Ciebie odsunął.

Zignorowałam wiadomość i odłożyłam telefon na stolik.

– A więc Ethan...

Kolejna wiadomość.

– Jak długo będziesz w LA?

Kolejna wiadomość.

– Wstępnie miesiąc, ale kto wie, może troszkę dłużej – odpowiedział, kątem oka, zerkając na powiadomienia pojawiające się na ekranie.

Kolejna wiadomość.

– Czyli łączysz przyjemności z biznesami? – zapytałam ponownie, mrugając do niego zalotnie.

Kolejna wiadomość.

– Można tak powiedzieć. A Ty? Łączysz przyjemności z biznesami?

Z rozmowy wytrącił mnie dźwięk otwieranych drzwi do lokalu. Ktoś pchnął je z takim impetem, że wszystkie oczy skierowały się tamtą w stronę. Wszystkie oczy poza moimi. Ja wciąż skanowałam wzrokiem chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Wzięłam kolejnego łyka swojego drinka. Dla odwagi. Kiedy już miałam odpowiedzieć, zobaczyłam jak postać Ethana znika sprzed moich oczu, a zamiast niego pojawia się on. Diabeł.

Morgan o mało nie zakrztusiła się drinkiem, a Ethan przeklął przed nosem, próbując wygładzić swoją koszulkę. Wpatrywałam się w Fostera z ustami szeroko otwartymi, starając się przetworzyć to, co właśnie się wydarzyło. 

Po raz pierwszy, siedział naprzeciwko mnie, widziałam go. Widziałam każdy detal jego twarzy. Jego zarost, jego szarozielone oczy, jego niecny uśmieszek.

Przełknęłam nerwowo ślinę, zastanawiając się co powinnam w tym momencie zrobić. Odepchnąć go? Zacząć krzyczeć? Zrobić szybko zdjęcie, aby później policja mogła sporządzić rysopis? Przez moją głowę przelatywało milion pomysłów, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa.

– Foster – odezwała się w końcu Morgan. Najwyraźniej najodważniejsza z naszej czwórki.

– Morgan Brooks – odpowiedział, kiwając głową.

Ethan bez słowa dosunął krzesło do naszego stolika i zajął swoje nowe miejsce. Pizda. Poczułam do niego wręcz obrzydzenie. Nie zareagował w żaden sposób, gdy obcy facet dosłownie wyrzucił go z kanapy. 

Przeniosłam swój wzrok z powrotem na Fostera, a czas zaczął, jakby wolniej płynąć. Patrzył mi prosto w oczy, głęboko, a ja usilnie starałam się wyczytać coś z jego spojrzenia, jednak na marne. Był tak samo chłodny i opanowany jak ostatnim razem.

– Wallace – odezwał się w końcu, przywracając mnie do realnego świata. – Niekulturalnie jest się tak gapić – zauważył.

– Przepraszam – odpowiedziałam natychmiastowo.

Nadal nie potrafiłam jednak oderwać z niego wzroku. Mężczyzna skinął do kelnera, a gdy ten podszedł do stolika, zamówił „Virgin Mary". Przewróciłam oczami, słysząc, jak te słowa wychodzą z jego ust. Spojrzałam na Morgan, która lustrowała zarówno mnie, jak i mojego prześladowcę.

– Nie wiedziałem, że ktoś będzie do nas dołączał – odezwał się Harrison, obejmując ramieniem Morgan.

– Też nie wiedziałyśmy... – odpowiedziała moja przyjaciółka, wyraźnie zakłopotana.

Nastała niezręczna cisza, podczas której nikt nie wiedział ani jak się zachować, ani co powiedzieć. Foster ewidentnie napawał się moją reakcją. Po raz kolejny miał nade mną przewagę.

Razem z drinkiem Nathana, kelner uzupełnił również zapasy naszego „szatańskiego trunku". Rzuciłam się w stronę szklanki i opróżniłam ją najszybciej, jak tylko byłam w stanie, po czym również podkradłam napój Morgan i powtórzyłam tę czynność. Ethan zareagował cichym chichotem, za co Foster skarcił go wzrokiem. 

Energia, którą emanował mój prześladowca była naprawdę przerażająca. Nie wiedziałam, jak dalej przebiegnie, to spotkanie, jednak jednego byłam pewna... moje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Pijana Morgan, za moją namową, wróciła razem z Harrisonem na hotel. Zapewnianie jej, że poradzę sobie sama zajęło jedynie dwadzieścia minut przy papierosie na zewnątrz. Gdy tylko nowo powstała parka się oddaliła, Ethan również opuścił bar, zostawiając mnie sam na sam z Niosącym Światło. Nadal żadne z nas się nie odezwało. Sparaliżował mnie strach, więc w kompletnej ciszy opróżniłam kolejne szklanki alkoholu, siedząc naprzeciwko niego. 

Nie wiem, ile czasu minęło. Kilka minut, kilkadziesiąt, kilka godzin, a może pięć lat? Ta chwila wydawała się trwać wieczność.

– Aniele – odezwał się nagle Foster, przerywając tą niezręczną ciszę. – Czyżby po raz pierwszy zabrakło Ci języka w gębie?

Jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Zamiast przerażenia, zapanowała nade mną złość.

– Po co tu przylazłeś? – wycedziłam przez zęby, nie ukrywając zdenerwowania.

– Nie odpisywałaś na SMS-y – wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic.

– Zazwyczaj, jak ktoś nie odpisuje, to oznacza, że nie jest zainteresowany.

– Czyli wcześniej byłaś mną zainteresowana? – Co za chuj!

– Nie, znudzona – skwitowałam, próbując zachować równie nonszalanckie podejście, co i on.

Niestety, w odpowiedzi jedynie roześmiał się i podsunął mi kolejną szklankę z alkoholem. Nasz stolik obecnie przypominał tor przeszkód zbudowany z pustych szklanek po drinkach. Co gorsza, ja byłam jedyną osobą pijącą alkohol z naszej dwójki. Choć wiedziałam, że nie skończy się to dla mnie dobrze, nie miałam teraz głowy do racjonalnego myślenia.

Już chwilę po pojawieniu się mojego prześladowcy chciałam opuścić to miejsce. Wiedziałam jednak, że dopóki siedzimy tutaj, w miejscu publicznym, jestem bezpieczna. Gdy wyjdę z powrotem na ulicę wszystko może się zmienić. Nie wiedziałam, do czego jest zdolny, jednak jednego byłam pewna. Żadna liczba treningów nie przygotowałaby mnie do starcia z prawdziwym bokserem. Foster był silny, bardzo silny. Poczułam to już wtedy, w pokoju podczas imprezy. Nie miałam z nim żadnych szans.

– Wiesz, że nie musisz się mnie bać? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

– Łatwo mówić – parsknęłam. – Zniszczyłeś mi karierę. Wiesz, gdzie mieszkam. Wysyłałeś mi listy, pisałeś, dzwoniłeś. Wiesz o rzeczach, o których nie masz prawa wiedzieć. Jak miałoby to wszystko nie sprawić, że się ciebie boję?

– Nigdy nie zrobiłem nic, co cię skrzywdziło.

– Zniszczenie mi kariery nie było skrzywdzeniem mnie?

– Nie.

– Ty i ja mamy zupełnie inne patrzenie na świat.

– Możliwe... – nachylił się do mnie przez stolik. – Rodzi się, więc pytanie: czyje patrzenie na świat jest właściwe? Moje czy twoje?

Zagiął mnie.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Co zrobiłem, Aniele?

– Dlaczego postanowiłeś mi zniszczyć życie? Proszę nie używaj tylko tej wymówki o „oczyszczeniu mnie z grzechu", bo przysięgam, że zwymiotuje.

– A co, jeśli taka jest prawda? Co jeśli faktycznie chciałem cię oczyścić z grzechu? – uśmiechnął się.

– Spełnianie marzeń jest grzechem?

– To zależy, o czym marzysz, mała. Niektórzy marzyli o pozbyciu się Żydów z tego świata...

– Czy ty właśnie porównałeś mnie do Führera?

Nie wiem, czy to ilość wypitego alkoholu, czy moja głupota, ale nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. To, co mówił do mnie Foster było tak absurdalne, że nawet ja zdążyłam pogubić się w naszej małej gierce.

– Czyli... – zaczęłam. – Przyszedłeś tutaj, bo nie odpisywałam na wiadomości, a prześladujesz mnie, bo moje dotychczasowe życie było skąpane grzechem? – podsumowałam.

– Patrząc na Twoje ostatnie ruchy mógłbym stwierdzić, że to ty prześladujesz mnie, a nie ja ciebie.

– Chyba sobie ze mnie żartujesz – krzyknęłam.

– Zastanów się nad tym. Trenujesz u Terry'ego, chodzisz na afterki po galach bokserskich, kokietujesz z Tornado, byłaś u mojej mamy, masz w domu teczkę pełną informacji o mnie. Plotkujesz sobie z moimi kolegami z dzieciństwa... Mam wymieniać dalej?

Wiedziałam, że ma rację. Stawałam się nim, a co gorsza, wcale mi to nie przeszkadzało. Moim życiem kierowała ostatnio adrenalina. Uzależniłam się od niej do tego stopnia, że kiedy nie miałam nic zaplanowanego danego dnia to po prostu snułam się bez celu po domu, nie potrafiąc opanować myśli nawet na sekundę. Moje całe życie kręciło się obecnie wokół Księcia Ciemności.

– Co dalej? – zapytałam w końcu, patrząc mu prosto w oczy. Starałam się wyglądać i brzmieć na tyle poważnie, na ile pozwalało mi upojenie alkoholowe.

– Myślę, że czas, abyś przestała pić – skarcił mnie, odsuwając ode mnie szklankę. – Zabiorę Cię do domu.

Wstał od stolika i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwilę zawahałam się, jednak finalnie zrezygnowałam ze stawiania oporu i ujęłam jego dłoń. Zaprowadził mnie do wyjścia. 

Na dworze panowała przyjemna chłodna bryza, jednak to nie z uwagi na pogodę moje ciało przeszedł dreszcz. Już podczas naszego pierwszego spotkania to poczułam. Nathan Foster był chłodny niczym lód. 

Powinien ewidentnie udać się do kardiologa. Chłop ma poważne problemy z krążeniem.

Zaprowadził mnie do swojego samochodu, zaparkowanego zaledwie uliczkę obok baru. Pomógł mi zająć miejsce pasażera, a następnie nachylił się, aby zapiąć moje pasy. Instynktownie przesunełam swoją twarz w jego stronę. Ten zapach. Nadal pachniał jak idealna mieszanka dymu papierosowego i esencji z piżma. Z jakiegoś powodu, działało to na mnie jak narkotyk. Nathan, widząc ten gest, złożył bardzo delikatny pocałunek na moim czole, po czym wycofał się, obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą.

Spojrzałam na niego spod pół zamkniętych oczu i kiedy jechaliśmy przez miasto, aż na jego obrzeża, czas płynął bardzo powoli. Z kasety VHS, właśnie leciało The Chain od Fleetwood Mac. 

Uśmiechnęłam się pod nosem.

I can still you hear you saying... – zaśpiewałam, poprawiając swoją pozycję na fotelu.

Nathan odwzajemnił mój uśmiech.

We would never break the chain – odśpiewał, dołączając do mnie.

And if you dont love me now – kontynuowałam.

You will never love me again

I can still you hear you saying – tym razem wydarł się tak głośno, że wybuchłam śmiechem.

Co ja odpierdalam.

Gdy dotarliśmy do momentu solówki na gitarze, ja zaczęłam dłońmi naśladować ruchy i chwyty, a Foster stukał palcami w kierownicę w rytmie perkusji grającej w tle. Co za noc. 

Pchnęłam drzwi wejściowe do swojego domu, po czym odsunęłam się na bok, aby przepuścić swojego prześladowcę przodem. Cierpliwie czekałam, aż wykona krok w stronę środka, jednak on nie ruszył się nawet o centymetr. Nadal stał, opierając się ramieniem o moją werandę.

– Nie wchodzisz? – zapytałam zdziwiona, podtrzymując się drzwi.

– Nie. Upewniam się jedynie, że zamkniesz za sobą drzwi na klucz.

– Myślałam, że będziesz chciał wejść, w końcu jesteś... wiesz...

– Tak, tak – przewrócił oczami. – Nie planuję Cię wykorzystywać, gdy jesteś pod wpływem – zaśmiał się.

– Na imprezie też byłam pod wpływem – skwitowałam, wzruszając ramionami.

– Ale nie aż tak – odpowiedział. – Zmykaj, Aniele. Przygotuj sobie wodę. Poranek będzie ciężki.

Nie odpowiedziałam nic. Weszłam do środka, spojrzałam na niego po raz ostatni i zamknęłam drzwi. Zrobiłam to, co kazał. Zamknęłam je na klucz, po czym z kuchni zabrałam butelkę wody i ruszyłam w stronę sypialni.Opadłam na łóżko i byłam gotowa zasnąć dokładnie w tej sekundzie. Zanim, jednak to zrobiłam, usłyszałam jeszcze samochód Fostera wyjeżdżający z mojej posesji. Uśmiechnęłam się pod nosem. 

Ciekawe, co robi teraz Morgan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro