Wkroczenie w ciemność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Plan działania jest następujący... – Terry krążył po swoim biurze, podczas gdy zarówno ja, jak i Nathan siedzieliśmy na kanapie, naprzeciwko niego. – Nie ma cię już w pierwszej piętnastce WBC, ale nie straciłeś licencji.

– Pierwszej piętnastce? – zapytałam, marszcząc brwi.

– Książę Ciemności był o jedną walkę od tytułu mistrza wagi półciężkiej, ale odszedł na chwilową emeryturę. Nie może ot, tak wrócić po dwóch latach nieobecności i zmierzyć się z obecnym mistrzem.

– Obecnym mistrzem nadal jest Tornado, tak?

– Tak... Miał swoje wzloty i upadki, ale finalnie zawsze pas trafiał z powrotem w jego ręce.

– To znaczy, że jest dobry... – stwierdziłam, jednak zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

– Nie aż tak dobry, jak Foster – trener skwitował.

Ostatnie dni minęły nieubłaganie szybko. Morgan wróciła do Los Angeles, obyła ze mną jedną z najtrudniejszych rozmów w całej naszej przyjaźni i pomimo początkowego protestu, zgodziła się nawet spędzić z Nathanem troszkę czasu. Minie oczywiście kilka dobrych tygodni, zanim zarówno ona, jak i ja przyzwyczaimy się do tej nowej sytuacji. Foster zgodnie z moją prośbą, rozpoczął przygotowania do walk, jednak już na początku spotkaliśmy się z dość sporym problemem.

Nie wiedziałam o boksie zbyt wiele. Naturalnie trenowałam od kilku miesięcy pod okiem Terry'ego, jednak walka w klubie to nie to samo, co walka na prawdziwym ringu, podczas gali. Świat ten był bardziej skomplikowany, niż mogło się wydawać. Liczyła się nie tylko ilość wygranych, waga, spryt, umiejętności czy plan, ale także i promocja.

Wielu świetnych bokserów, nigdy nawet nie zaznało namiastki sławy, a wszystko to z uwagi na brak funduszy i brak promotora. Trener zarabia wtedy, kiedy zarabia jego zawodnik. Kiedy dotarło to do mnie, zrozumiałam, dlaczego klub, którego właścicielem jest Terry, wyglądał w taki, a nie inny sposób. Wraz z przejściem na emeryturę Księcia Ciemności, jego trener utracił nie tylko stabilne, ale i pokaźne, źródło dochodu.

Promotor odpowiadał nie tylko za negocjacje kontraktów, ale także i za organizację walk, promocję wydarzeń, zarządzanie karierą zawodnika, negocjacje z telewizjami i innymi sponsorami. W dużym skrócie pełnił on wiele funkcji, które miały na celu wspieranie kariery jego zawodników, organizację wydarzeń bokserskich i promowanie sportu na różnych płaszczyznach.

I tutaj pojawiał się problem... Książę Ciemności nie miał promotora.

Choć moim pierwszym pomysłem była Morgan Brooks, wiedziałam, że pomimo jej talentu do wszelakich działań marketingowych, kompletnie nie był to jej świat. Mój zresztą też nie. Musieliśmy znaleźć profesjonalistę, który będzie w stanie zaryzykować swoje dobre imię na rzecz potencjalnego, przyszłego mistrza WBC, a to okazało się nie lada wyzwaniem.

– Miejmy to już z głowy – rzucił Foster, podnosząc się do góry. Wyciągnął dłoń w moją stronę, którą złapałam i pomogłam sobie wstać.

Wygładziłam materiał czarnej, długiej, przylegającej do mojego ciała, sukienki, a następnie uśmiechnęłam się w stronę dwóch mężczyzn stojących naprzeciwko mnie. Moich dwóch mężczyzn, jakkolwiek to nie brzmiało... Trzyczęściowy garnitur i kaszkiet Nathana, pięknie kontrastował ze spodniami garniturowymi i T-shirtem Terry'ego. Mimo to każdy z nich wyglądał nienagannie.

Podróż samochodem minęła nam w kompletnej ciszy. Żaden z nas nie wiedział, jak się zachować, ani co powiedzieć. Dzisiejsza noc będzie zdecydowanie trudna, jednak wiedziałam, że muszę ponieść konsekwencję swoich czynów, a ta impreza będzie jedną z tych konsekwencji. Max 'Stele' Johnson słynął nie tylko z organizowania najlepszych imprez, ale także i z tego, że w jego domu zjawiało się wiele osób z branży. Była to więc dla nas idealna okazja, aby ogłosić, że Książę Ciemności wraca do gry i nie zamierza powstrzymać się przed niczym, aby osiągnąć sukces.

Dla mnie wizyta w domu Johnsona była czymś więcej, niż tylko sposobem, na zdobycie sponsora. Była koniecznością stanięcia twarzą w twarz z wszystkimi osobami, które wypytywałam o Nathana Fostera, posługując się swoją, jakże prawdziwą, wymówką. Wiedziałam, że tego wieczoru wyjdę na kompletną szajbuskę, która szukała tylko sposobu, aby nabić się na kutasa, pieprzonej legendy... Świetnie.

Dźwięk otwieranych drzwi od strony pasażera, sprawił, że podskoczyłam. Jedynie spokojny i opanowany wzrok Fostera, powstrzymywał mnie przed omdleniem na środku ulicy. Wsiadłam z samochodu i ujęłam go pod ramie. Skierowaliśmy się w stronę wejścia.

Drzwi otworzył nam kamerdyner, a następnie wręczył każdemu z nas kieliszek szampana. Zatrzymałam się, wypiłam cały trunek w ciągu kilku sekund i natychmiast sięgnęłam po kolejny. Opróżniłam również drugą lampkę, a następnie trzecią. Zapewne kontynuowałabym swoje czyny, aż do upadłego, gdyby nie Nathan, łapiący mnie za rękę, którą chciałam chwycić kolejną porcję alkoholu.

– Aniele... będzie dobrze. To nie moje pierwsze rodeo – szepnął mi do ucha, a jego oddech na moim karku sprawił, że moje ciało przeszły ciarki.

Save a horse, ride a cowboy. - Co ja w ogóle bredzę?

Wzięłam głęboki wdech, a następnie wypuściłam całe powietrze. Skinęłam głową w stronę Terry'ego, a na mojej twarzy zagościł sztuczny uśmiech. Dobra mina do złej gry to moja specjalność.

Z Fosterem pod ramieniem ruszyliśmy w stronę salonu, w którym to śmietanka świata bokserskiego pogrążała się w rozmowie i alkoholu. Ta chwila nie trwała jednak długo.

Niczym w najlepszym filmie, wzrok wszystkich osób szybko powędrował w naszą stronę. Widziałam, jak jedni ludzie szepczą coś do siebie nawzajem, a inni wskazywali na nas palcami, licząc zapewne na to, że nikt z nas nie zauważy tego niezbyt dyskretnego gestu. Nogi ugięły się pode mną, jednak Foster objął mnie w talii, pomagając mi ustać stabilnie. Dlaczego on był taki opanowany?

Właśnie w tym momencie dotarło do mnie, to co powiedział wcześniej. „To nie moje pierwsze rodeo". Nathan Foster był pieprzoną legendą. Księciem Ciemności, który walczył pomimo rozlewającej się wokół niego krwi. Oczywiście, że bywał na takich imprezach. Oczywiście, że przyzwyczaił się do wzroku milionów osób skierowanych i analizujących każdy jego ruch. Dlaczego jednak mnie tak to przytłaczało? Powinnam być ekspertką w tym temacie. Występowałam na największych arenach, byłam śledzona przez paparazzi, a mimo to... przy nim całkowicie traciłam głowę. Pozbywałam się maski silnej kobiety, którą zdecydowanie nie byłam.

Foster jakby czytając mi w myślach, nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moim policzku.

– Chodźmy do baru. Bądź spokojna – szepnął tak, że tylko ja go słyszałam.

Skinęłam głową i skierowaliśmy się w stronę dobrze znanego mi miejsca. To właśnie tutaj podczas pierwszej imprezy wypytywałam Tornado o jego niedoszłego przeciwnika, przekraczając jakiekolwiek granice przyzwoitości. Drugiej nocy natomiast, upiłam się w trupa kolorowymi szotami, a następnie pozwoliłam, aby mój prześladowca zrobił mi palcówkę w sypialni gospodarza na piętrze.

Moja trzecia impreza w domu Johnsona, a ja wciąż zaskakuję. Jednak na pewno nie można tego uznać za pozytywne zaskoczenie.

Usiadłam na wysokim hokerze i ku mojemu zadowoleniu, barman wciąż był tym samym miłym chłopakiem, którego poznałam ostatnio. Posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam.

– Dla panienki to samo co ostatnio? – nachylił się w naszą stronę.

– Tym razem może jednak nie w pojemności litrowej – Foster odpowiedział za mnie, na co przewróciłam oczami. Teraz przydałby mi się litr czystej.

Foster odwrócił się i twarzą skierował się w stronę obserwującego nas bacznie towarzystwa, opierając tym samym plecy o wysepkę barową. Chociaż zazwyczaj na scenie potrafiłam pięknie udawać, że moja pewność siebie przewyższa ego największego narcyza na tym świecie, teraz zwyczajnie zabrakło mi języka w gębie. Skierowałam się więc do jedynej przyjaznej mi tutaj osoby – barmana, z prośbą o dolewanie mi kolejnych porcji alkoholu, gdy tylko mój towarzysz spojrzy w inną stronę.

Wiedziałam, że przyjaźń z barmanem, wyjdzie mi kiedyś na dobre.

Foster szturchnął mnie delikatnie łokciem. Oderwałam się więc od swojego drinka i obróciłam.

– Serena! Jak miło cię widzieć – Clair Johnson, wręcz wpadła mi w ramiona.

– Ciebie też, kochana – odpowiedziałam sztucznie, łapiąc każdy oddech. Ona mnie zaraz udusi.

– Boże dzisiaj jesteś jeszcze piękniejsza niż ostatnio! – zapiszczała, przyglądając się dokładnie mojej kreacji. – Chociaż po ostatnim to mało pamiętam – nachyliła się i szepnęła mi do ucha.

– Kamikadze... – Foster wyszeptał, czym zwrócił naszą uwagę.

Clair posłała mi pełne przerażenia spojrzenie, co odwzajemniłam. Już po chwili dołączył do nas jej mąż. Ku mojemu zdziwieniu również przywitał się najpierw ze mną, wspominając o tym, jak dobrze jest mnie ponownie widzieć i komplementując mój wygląd. Co tu się kurwa dzieje?

Przez cały ten czas Nathan przyglądał się całej tej szopce z boku. Nie sądziłam, że kiedykolwiek taka myśl, przejdzie mi przez głowę, ale było mi go szczerze szkoda. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jakie to musi być uczucie, być częścią środowiska, które nie ma nawet w sobie na tyle godności, aby rzucić głupie „cześć". W stu procentach rozumiałam już, dlaczego mój prześladowca postąpił w taki, a nie w inny sposób. Zachowanie państwa Johnson, jedynie upewniło mnie w tym, co już wcześniej krążyło w moim umyśle. Foster miał rację. Od samego początku Diabeł miał rację.

– Clair, Max... znacie Nathana Fostera? – wyrzuciłam z siebie w nagłym przypływie odwagi pomieszanej z agresją.

– Masz tupet, aby tutaj się pokazywać... – Max wycedził przez zęby, stając nad Fosterem. Różnica wzrostu pomiędzy nimi była znikoma, jednak ewidentnie Steel próbował mu pokazać, kto tutaj jest gospodarzem.

Foster jedynie poprawił garnitur i zaśmiał się pod nosem. Nie był kompletnie wzruszony tym, że każda osoba w tym budynku go albo nie lubi, albo wręcz nienawidzi.

Ain't no rest for the wicked – Foster odpowiedział, idealnie wpasowując swoje słowa w piosenkę lecącą w tle. – Schlebiasz mi, Steel.

Bóg zdecydowanie miał swoich ulubieńców...

– Czego tutaj szukasz? Zaczepki? – Johnson nadal lustrował nas wzrokiem.

– Można tak powiedzieć... – Nathan zaśmiał się. – Nie będziemy jednak lać się po mordach, w towarzystwie naszych kobiet, prawda? – objął mnie ramieniem, a sposób, w jaki to zrobił, miał tylko jeden przekaz.

Mężczyźni walczyli jeszcze chwilę, posyłając sobie pełne nienawiści spojrzenia, aż w końcu zauważyłam, jak całe ciało Maxa Johnsona się rozluźnia, a na jego usta wkrada się ogromny uśmiech.

– Dobrze cię widzieć, książę – wpada Fosterowi w ramiona.

Co się tutaj odpierdala?

– Ciebie też, żelazna bestio – Nathan odpowiada, rozdzielając ich uścisk. – Z tego co mi wiadomo, znacie się już całkiem dobrze, z Sereną Wallace – spojrzał na mnie.

– Aż za dobrze – Clair zachichotała. – A więc... udało ci się. Znalazłaś go!

– Znalazłam – skinęła głową. – Jak widać.

– Czyli to ta piękna kobieta, sprawiła, że książę wyszedł w końcu z ciemności? – Max uśmiechnął się w moją stronę, co odwzajemniłam.

– Nie tylko wyszedłem z ciemności... planuję również wyjść gdzie indziej – Nathan wzruszył ramionami.

– Nie pierdol... Wracasz na ring?

– A pytasz dzika czy sra w lesie? – Ponownie, cios poniżej pasa. To tekst mój i Morgan, a ty go sobie bezczelnie przygarnąłeś, Nathanie Fosterze.

– Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem... Świetnie, chodź, wkręcę cię do rozmowy.

Obserwowałam, jak mój mężczyzna znika w salonie. Ten widok napawał mnie nie tylko satysfakcją, ale i radością. Dzięki mnie Foster wrócił do tego, co kocha robić. Choć ten świat zdecydowanie nie należał do przyjemnych, cieszyłam się, że choć w ten sposób będzie w stanie odzyskać swoją pasję.

Po chwili obserwacji z uśmiechem na twarzy uświadomiłam sobie, jak bardzo się zmienił od czasu, gdy się poznaliśmy. To niezwykłe, jak determinacja i siła woli potrafią przekształcić człowieka. I chociaż nie zawsze podzielałam jego entuzjazm dla boksu, to teraz, patrząc na niego, czułam dumę z tego, że mogłam być częścią tego procesu.

W głębi serca wierzyłam, że powrót do tego, co kocha, otworzy przed nami nowe możliwości. Był to krok w stronę odzyskania równowagi i spełnienia. Mimo że wciąż tkwiły we mnie wątpliwości co do tego świata, wiedziałam, że teraz nie mogłam mu przeszkodzić. Musiałam wspierać go w jego wysiłkach, nawet jeśli oznaczało to wejście w nieznane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro