Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niewielkich rozmiarów notes z grubą okładką powędrował w kąt pokoju. Nie znalazł się tam przypadkowo. Po raz kolejny został tam rzucony. Uderzając
o ścianę, spomiędzy kartek w kratkę wysunęło się zdjęcie. Wolniej opadło na ziemię, układając się obrazem do dołu. Nawet osoba z sokolim wzorkiem nie zdołałby ujrzeć w ciągu tych kilku sekund, co przedstawia. Wszystko to za sprawą odbijającego się sztucznego światła, które dawała lampa.

Za chwilę dało się słyszeć głośny krzyk. Przepełniony rozpaczą, bólem. Nikt nie miałby ochotę go usłyszeć. Było w nim zbyt wiele emocji. Emocji właściciela, który wydał go z siebie. Udawało mu się go powstrzymywać przy innych. Nie lada sztuka. Pozostając sam w pokoju czuł nagle uderzenia, dopadające go. Czego, tego nie można określić. Nie potrafił sobie z nimi radzić. Emanowały taką mocą, że obezwładniały go. Sprawiały, że wszystko znowu stawało się czarne. Otaczający świat okrutny. Bezlitosny dla niego, gnębiący na każdym kroku.

Opadł na miękkie łóżko, które teraz wydało mu się twarde niczym skała. Nie amortyzujący materac. Kołdra, pod którą spędzał mnóstwo czasu zimna jak lód.
A przecież to nią się okrywał, włączając
i oglądając jedno z nagrań, których był
w posiadaniu. Dawała mu wtedy niezbędne ciepło.

Poduszki szorstkie, nieprzyjemne
w dotyku. Zamiast śnieżnobiałego puchu wypełnione ostrymi kamykami, które po położeniu na nich wbijały się w skórę, raniąc czoło, policzki. A to właśnie w nie wtulał twarz, starając się zasnąć. Potrafiły wsiąknąć łzy, które spływały nieraz po jego policzkach.

Nawet powietrze stało się cięższe. Zwykle pokój wypełniał zapach jego perfum, które używał do odświeżenia. Nie ukrywał, że zapach ma dla niego znaczenie i umiejętnie je do siebie dobierał. Jego ulubiony, intensywny, ale przyjemny, który wdychał do płuc.
W tym momencie nie wyczuwał go. Co gorsza, miał wrażenie, jakby odcięto mu dopływ do tlenu. Ulatują stąd resztki substancji, bez której nie potrafi oddychać. Udusi się.

Dopadł do okna. Szybkim ruchem pociągnął za zasłonę, która stanowiła pierwszą przeszkodę do jego otwarcia. Siła, z jaką to zrobił sprawiła, że jasno niebieski materiał zerwał się z żabek
i zsuwając się w dół, spadł na chłopaka. Niespodziewane odcięcie od światła sprawiło, że krew coraz szybciej buzowała w jego żyłach. Instynkt podpowiadał mu, że musi pozbyć się tego z siebie. Zasłona prędko powędrowała na ziemię, a ręka zbliżyła się do uchwytu. Po drodze natrafiła jednak na kwiatka, który stanowił jedną z ozdób pokoju. Niebezpiecznie zakołysał się, po czym runął w dół. Z impetem uderzył
o posadzkę. Ziemia rozbryzła się na boki, a plastikowa doniczka potoczyła na środek pokoju. Nie zrobiło to na nim wrażenia.

Okno w końcu otworzyło się, a do pomieszczenia wleciał chłodny powiew jesiennego wiatru. Chłopak spuścił rękę w dół, chowając do kieszeni. Poczuł na swojej klatce piersiowej dłonie, które go oplatają. Musnęły jego kawałek t-shirtu oraz nagie ramię. Poczuł bijące od nich ciepło. Momentalnie odwrócił się, by wtulić w stojącą za nim osobę. Nie zorientował się nawet, jak długo tu była. Weszła zupełnie bezszelestnie. Chyba, że jej kroki zagłuszył upadający kwiatek.

Powoli się uspokajał, a zamiast złości, tym razem w jego oczach zagościły łzy. Spłynęły one, mocząc ciemną koszulkę kobiety. Tej, która tylko potrafiła sprawić, że chłopak poczuje się bezpiecznie
i będzie w stanie go opanować,
a wszystko wokół ponownie nabierze kolorowych barw.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro