Rozdział 15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po całym dniu świętowania z rodziną przy wyjątkowo obfitej kolacji na reszcie poczułam się jak dawna ja. I nie tylko ja to dostrzegłam. Wszyscy wokół wydawali się emanować szczęściem. Przecież nie tego tak bardzo pragnęli? By powróciła dawna roześmiana Anaisse? Rozsiadłam się wygodnie w moim ulubionym fotelu przy oknie i zapaliłam lampkę do czytania. Owinęłam się szczelnie kocem i uchyliłam trochę okno. Do pokoju wpadło ciepłe, pachnące kwiatami powietrze. Ciszę przerywały tylko cykady. Nalałam do stojącej obok filiżanki gorącej herbaty i otworzyłam wręczoną mi dzisiaj przez nauczyciela teczkę.

Intrygowała mnie jej zawartość, zwłaszcza ze względu na sposób w jaki mi ją wręczono. Moim oczom ukazał się rękopis. Od bardzo dawna nie dane mi było czytać tekstu pisanego odręcznie. Od razu otworzyłam na pierwszą stronę opowiadania i zaczęłam czytać. Zanim się obejrzałam dotarłam już niemal do połowy. Zaskakujące jak pewne dzieła potrafią człowieka zainteresować. Pogładziłam delikatnie tekst opuszką palca i odłożyłam go delikatnie na bok. Wstałam i rozciągnęłam zesztywniałe ciało. Było w tym opowiadaniu coś niepokojącego. Historia była bardzo prosta. Młody chłopak zakochuje się w o wiele starszej od niego kobiecie i przez cały czas próbuje zaimponować jej swoją dojrzałością i gotowością do dojrzałego związku. Im bardziej jednak chłopak się stara tym bardziej kobieta się od niego oddala. Cała opowieść napisana była bardzo starannie, jakby tekst był poprawiany kilkadziesiąt razy. Dopracowany do ostatniego szczegółu. Usiadałam na szerokim obitym poduszkami parapecie i ponownie zaczytałam się w opowieści. Gdy tylko przeczytałam wymiany zdań między bohaterami jakaś nieznośna myśl ciągle do mnie powracała. Nie miałam pojęcia z czym była związana ani dlaczego nie daje mi to spokojnie czytać. Potarłam sfrustrowana czoło i ponownie odłożyłam rękopis. Coś było nie tak. Rozejrzałam się po pokoju jakby z obawy, że może ktoś na mnie w nim czekać. Byłam jednak całkowicie sama. To samo tyczyło się podwórza. Co się dzieje? Mój wzrok spoczął na pierwszej stronie opowiadania. Moje oczy zmieniły się w spodki.

- Niemożliwe - szepnęłam cicho i przybliżyłam mały napis w rogu rękopisu do światła. - O mój Boże! - rękopis należał do mojego nauczyciela! To dlatego był tak zestresowany gdy mi go wręczał. Zarumieniłam się po uszy. Dlaczego dał go właśnie mnie? Było to bardzo osobiste z jego strony. Niczym nie mal artefakt doczytałam ostatnie strony tragicznej historii i spakowałam ją do teczki i schowałam do torby. Skąd ja znam takie zakończenie? Oczywiście całe to opowiadanie było bardzo w moim stylu. Mrok, smutek, ból istnienia i śmierć kochanka. No może nie do końca. Kochanek nie umarł jednak porzucił ukochaną. Dla niej było to jednak niczym śmierć. Straciła go bezpowrotnie a myśl że żyje ani trochę jej w tym nie pomagała. Ostatecznie rzuciła się z klifu na którym się poznali i oddała swoje ciało i duszę ciemnej toni. Piękno i romantyzm. Tak właśnie określiłabym to opowiadanie.

Dlaczego jednak wręczono to opowiadanie właśnie mi? Czy miało to nawiązać do mojej historii? Czy to możliwe? Historie w jakiś sposób do siebie pasowały. Jednak nie mogłam być taką egoistką. Nie wszystko kręci się przecież wokół mnie, prawda? Zaśmiałam się gorzko pod nosem. Miałam szczerą nadzieję, że to nie miało mnie dotyczyć. Sam fakt, że o mojej osobistej tragedii wiedzieli najbliżsi, a reszta się tylko wszystkiego domyślała doprowadzała mnie do szaleństwa. Spakowałam się na kolejny dzień i przygotowałam wszystko czego mogłabym jutro potrzebować. Było już bardzo późno jednak nie powstrzymało mnie to przed ubraniem się i zejściem przez okno do ogrodu. Przeskoczyłam zgrabnie przez płot i zaczęłam biec truchtem przed siebie. To był mój sposób na myśli i bezsenność. Bieg. Biegłam, cicho oddychając przez ciemne i puste uliczki licząc na to, że nie spotkam nikogo po drodze. Nikogo nigdy nie spotykałam o tej godzinie. Pod moimi stopami chrzęścił żwir a moje włosy niczym bicz smagały powietrze. Moje nogi i płuca pulsowały bólem, nie miało to jednak w żaden sposób spowolnić moich ruchów. Ból utwierdzał mnie tylko w tym, że żyję a to było jedną rzeczą jakiej teraz potrzebowałam. W połowie conocnej trasy zatrzymałam się w parku i oparłam się o drzewo wycierając twarz o t-shirt. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Tylko ja i ciemność. Nie odczuwałam żadnego strachu, już po prostu nie potrafiłam. Przecież najgorsze rzeczy w życiu i tak już mi się przytrafiły prawda? W przypływie adrenaliny, niczym strzała pognałam przed siebie i wbiegłam z małą zadyszką na wzgórze. Miasto z tej wysokości i o tej godzinie prezentowało się niesamowicie. Tylko gdzieniegdzie paliły się jeszcze pojedyncze światła. Nawet i one zaczęły jedno po drugim gasnąć. Zostało tylko jedno. Rozpoznałam w nim moje własne. Tylko ja jeszcze nie spałam. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i pobiegłam dalej. Gdy dotarłam do swojej ulicy całkowicie wykończona i mokra od potu ostatnie metry postanowiłam przebiec sprintem. Chciałam całkowicie się wykończyć by zasnąć natychmiast zbyt zmęczona by śnić. Na tym polegał właśnie mój plan.

Wróciłam zgrabnie i najciszej jak tylko potrafiłam do swojego pokoju i zatoczyłam się wykończona do swojego pokoju. Było już mocno po 3. Po szybkim, chłodnym prysznicu rzuciłam się na łóżko z mokrymi włosami i natychmiast zasnęłam. Rano obudziłam się zmęczona. Za nocne wyprawy trzeba jakoś zapłacić i to właśnie była moja zapłata. Ciągłe zmęczenie. Z przyjemnością tak płaciłam za sen wolny od koszmarów i wspomnień. Niechętnie podniosłam się z pachnącej pościeli i poczłapałam do łazienki, to co zobaczyłam ani trochę mnie nie pocieszyło. Moje włosy sterczały na wszystkie strony. Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam się poranną toaletą. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i zajęłam się włosami. Włosy przy twarzy wyprostowałam za pomocą odżywki, a resztę ugniotłam za pomocą pianki podkreślając fale. Całkiem łady efekt. Dołożyłam trochę innych specyfików i włosy wyglądały całkiem ładnie. Zrobiłam szybki, delikatny makijaż ograniczający się to różu i tuszu do rzęs po czym zeszłam na dół z torbą w ręku.

W kuchni powitała mnie radośnie Mama. Nadal była w euforii. Nie chcąc psuć jej dobrego humoru udałam, że ze mną jest podobnie udałam radość i słuchać jej paplaniny zjadłam śniadanie i po chwili wyszłam z domu. Poranek był bardzo rześki i chłodny. Opatuliłam się sweterkiem szczelniej i owinęłam sobie cienki szalik wokół szyi. Spacer do szkoły zabrał mi więcej czasu niż zwykle. Ostatnio to w ten sposób spędzałam czas. Sporo się ruszałam. Gdy weszłam do szkoły do dzwonka pozostało już tylko parę minut więc prędko się przepakowałam i z książkami i zeszytami na pierwsze 3 lekcje i kubkiem parującej kawy udałam się w stronę klasy. Gdy weszłam do środka powitało mnie parę okrzyków i wesołych uśmiechów. Odwzajemniłam każdy gest równie oddanie i zasiadłam na swoim miejscu. Na samym środku sali. Od razu zagadało mnie parę osób siedzących obok. Wieść o mojej wygranej rozniosła się już po całej szkole. Poczułam się mile zawstydzona. Pierwszy raz od dawna plotkowano o mnie w sposób bardzo przyjemny. Przełknęłam gorący łyk kawy gdy nauczyciel wszedł do klasy i nas uciszył. Od razu przeszedł do rzeczy i zabrał się za zbieranie pracy domowej. Cała lekcja nie należała do specjalnie męczącej. Zadanie pochłaniały mnie całkowicie i nie miałam nawet chwili by zmęczona spojrzeć na zegarek. Ciągle pracowałam na pełnych obrotach. Bardzo mi to pomagało. Nie miałam od dawna problemów z tym przedmiotem. Zapisałam szybko zadanie domowe w notesie i uciekłam z klasy gdy tylko zadzwonił dzwonek. Trochę jak we śnie popłynęłam do kolejnej klasy gdzie otocznie znajomych reagowało podobnie na najnowsze wiadomości. Większość lekcji mijała w ten sposób. Całkowita koncentracja na zajęciach i rozluźnienie na przerwach. Nie miałam nawet czasu myśleć gdyż ktoś ciągle mnie zaczepiał i zagadywał. Gdy zadzwonił ostatni dzwonek z ulgą przyjęłam wieść o końcu zajęć. Ten dzień był aż zanadto długi. Udałam się zmęczona w stronę szafek i spakowałam powoli torbę w potrzebne mi książki. Poczułam nagle oplatające moją talię dłonie. Znałam ten gest aż za dobrze. Obróciłam się z delikatnym uśmiechem i ujrzałam Laurenta. Korytarz szkoły był całkowicie pusty. Odgarnęłam mu z twarzy potargane włosy i pozwoliłam namiętnie się pocałować. Objął mnie ściśle swoimi ramionami i pchnął delikatnie w stronę szafki. Zaśmiałam się łagodnie i odsunęłam go od siebie na parę centymetrów.

- Jakie masz plany na dzisiaj? - spytał całując mnie w szyję. Westchnęłam. Cała ta historia z tym chłopakiem powinna dawno się skończyć. Ja jednak beznadziejnie ją kontynuowałam. Tęsknota za ciepłem ludzkiego ciała była dla mnie wyjątkowo dotkliwa.

- Hmmm... - ustami podjechał do mojego ucha. - Cały dom będzie tylko dla nas - nadal udawałam, że się zastanawiam. Przygryzł delikatnie moje ucho, a ja zaczęłam się skręcać ze śmiechu.

- Dobrze. Niech Ci będzie - wyjęczałam i pozwoliłam mocno się do niego przytulić. Zdecydowanie powinnam z tym skończyć.

- Dobrze. Wpadniesz do mnie czy mam cię odebrać? - spojrzałam na niego jak na kosmitę.

- Wpadnę.

- Będę czekał - pochwycił moją brodę w swoje palce i pocałował mnie delikatnie w usta. Uśmiechnęłam się do niego serdecznie i poczekałam aż zniknie mi z oczu.

- Cholera - zakryłam dłońmi twarz. Powinnam sobą gardzić za to co robię. Nie potrafiłam tego jednak zrobić. Spotykałam się z nim tylko w jedym celu. Niczego więcej od niego nie pragnęłam. Zaczęłam jednak zauważać, że mimo, iż Lauren bardzo starał się zachować dystans nie do końca mu to wychodziło. Wiedziałam, że z nikim od dawna się nie spotyka. Byłam tylko ja. Zaczęło mnie to martwić. Powinnam z tym skończyć zanim go zranię. Ale jak miałam to uczynić skoro ciągle okazywał się taki pomocny? Był zawsze gdy go potrzebowałam. Pragnęłam dotyku, od razu był obok. Chciałam wyładować swoją frustrację, był obok. Nie potrafiłam już bez niego funkcjonować. To było chore. Powinnam być z kimś z kim mogę być sobą i robić wszystko to co robię z nim bez żadnej obawy. Nie potrafiłam jednak. Całkowicie zamknęłam się na miłość. Była tylko miłość cielesna. Nic więcej. Zatrzasnęłam swoją szafkę i całkowicie zdezorientowana opuściłam budynek szkolny. Gdy przemierzałam parking usłyszałam Sorela. Super kolejne komplikacje. Obróciłam się w stronę wołającego i patrzyłam jak roześmiany biegnie w moją stronę. Każdy mięsień niesamowicie odznaczał się pod jego dopasowaną czarną bluzką. Nienawidziłam siebie za to w jaki sposób zaczęłam go postrzegać. Przyjaciel nigdy nie powinien być brany pod uwagę jako obiekt seksualny. Nigdy. Uśmiechnął się do mnie błyszcząc białymi ząbkami i odgarnął sobie ciemne włosy z oczu. Powinien przestać tak robić. Musiałam spuścić wzrok by przestać się na niego gapić. Zastanawiałam się czy już dostrzegł jak na mnie działa. Z pewnością musiał.

- Wracasz do domu?

- Tak.

- To świetnie. Poczekaj na mnie chwilę to pójdziemy razem dobrze?

- Jasne - uśmiechnęłam się do niego i odeszłam kawałek. Gdy tylko rozsiadłam się na murku zaczęłam go obserwować. Podszedł do grupy znajomych. Szybko coś im opowiedział rozbawiając tym zebraną grupkę po czym odebrał z ramienia jednego z kolegów torbę. Jedna z obecnych dziewczyn uważnie śledziła każdy jego krok i gdy tylko choćby spoglądał w jej kierunku odrzucała włosy do tyłu i uśmiechała się zaczepnie. Robert nawet tego nie zauważył. Pożegnał się ze znajomymi wskazując na mnie głową po czym uścisnął dłonie kolegów i ucałował w policzek jedną z dziewczyn. Cała grupa widząc mnie siedzącą na murku zawołało do mnie i pomachało do mnie przyjacielsko. Odmachałam po czym zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu gumki do włosów. Dzisiaj było za ciepło na rozpuszczone włosy. Dodatkowo dało mi to chwilę by nie musieć na niego patrzeć. Pociąg fizyczny jaki ostatnio do niego odczuwałam stawał się coraz nieznośniejszy. Pomyślałam o Laurencie. Tak, tylko on trzymał mnie jeszcze w ryzach. Splotłam włosy w ciasny supeł na czubku głowy po czym założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. W ten sposób mogłam podziwiać wręcz idealne ciało przyjaciela bez jego wiedzy. Wstałam z miejsca gdy tylko Sorel stanął przede mną i ruszyliśmy przed siebie. Bez słowa zgarnął z mojego ramienia ciężką od książek torbę i zarzucił ją na swoje ramię.

- Dziękuję. Dzisiaj jest wyjątkowo ciężka - wzruszył ramionami jakby był to dla niego drobiazg. Właściwie tak właśnie było. Zawsze to robił. Przez takie drobne gesty ciężko mi było przestać choć na chwilę go uwielbiać. Był najwspanialszą osobą jaką znałam. Kochałam go całym sercem, dlaczego więc nie potrafiłam po prostu dać mu się pokochać i zaopiekować się sobą? To rozwiązanie było by najlepszym z możliwych. Obroniłby mnie, kochał jak nikt inny i nigdy by mnie nie zranił. Nigdy. Spojrzałam na niego spodełba. Dostrzegł to od razu.

- Co jest? - tym razem to ja wzruszyłam ramionami. - Coś cię gryzie?

- Nie - przyglądał mi się jeszcze chwilę, po czym wrócił do swoich myśli. Właśnie przechodziliśmy przez główną alejkę sklepową w mieście. - Poczekaj sekundę dobrze? - zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, przebiegłam przez ulicę i podbiegłam do budki z napojami. Zakupiłam mrożone napoje w ogromnych kubkach. Jego ulubione. Gdy tylko do niego wróciłam roześmiał się.

- Który tym razem dla mnie? - podałam mu niebieski kubek. A sama pociągnęłam ogromnego łyka z mojego czerwonego. - Idziemy od razu do domu czy jeszcze się gdzieś przejdziemy? - zastanowiłam się chwilę i ruszyłam przed siebie. Pogoda była dzisiaj wyjątkowo piękna. Słońce mocno prażyło, a na niebie nie znajdowała się żadna chmurka. Z przystojnym przyjacielem u boku udałam się do miejskiego parku. Na wszystkich trawnikach porozkładane były rodziny z dziećmi, nasi znajomi, zakochane pary. Co jakiś czas ktoś machał naszym kierunku chcąc nas do siebie zaprosić jednak my jedynie odmawialiśmy. Nawet nie wiem kiedy staliśmy się aż tak popularni. Swoją drogą wszyscy myśleli, że jesteśmy w potajemnym związku. Po części tak było. Byliśmy parą najlepszych przyjaciół choć często łapałam się na tym, że zachowujemy się jak typowa para. To był mój kolejny kłopot. Za bardzo się od tego uzależniłam. Miałam zbyt wiele substytutów związku. Powinnam wybrać coś albo porzucić wszystko. Byłam jednak w tym momencie zbyt słaba, egoistyczna i przerażona na to by zostać sama. W milczeniu poszliśmy do fontanny, która była już w dużej części oblegana. Usiedliśmy na niej i po szybkim zrzuceniu butów zanurzyliśmy w niej stopy. Było to zabronione jednak nikt z tam obecnych się tym nie przejmował. Wilgotne od fontanny powietrze cudownie chłodziło nasze ciała. Wiatr rozwiewał nasze włosy i moczył ubrania. Nie miałam nic przeciwko temu. Zdjęła z oczu okulary i sięgnęłam dłonią do wody. Obmyłam nią sobie kark i pozwoliłam jej zmoczyć górę i plecy mojego t-shirtu. Cudowne uczucie. Oparłam się rękami i marmurową fasadę i wystawiłam twarz do słońca. Wokół panowała cudowna atmosfera. Śmiech dzieci i plusk spadającej kaskadami do fontanny wody. Zamruczałam z zadowolenia.

- Picie się tobie topi - otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Bena. Trzymał mój kubek w ręku. Wyciągnęlam po niego dłoń. Podał mi go spijając trochę swojego napoju. Mimowolnie spojrzałam na jego usta. Potrawało to trochę dłużej niż powinno. Nasze oczy się spotkały. Odwróciłam wzrok i zamknęłam ponownie oczy.

- Masz niebieskie usta.

- To od tego głupiego napoju.

- Wybacz ale wzięłam go, bo to twój ulubiony. Poza tym ostatnio powiedziałeś, że to fajnie, że farbuje.

- Mówiłem to o czerwonym, a nie niebieskim.

- To nie lubisz już tego niebieskiego? - spytałam zrezygnowana i zmuszona ponownie na niego spojrzałam.

- Lubię - wywróciłam oczami. Ta rozmowa była wyjątkowo idiotyczna. Zaczęłam pić swój sok machając stopami w krystalicznie czystej wodzie. - Nie dasz mi trochę swojego? - pokiwałam z niedowierzaniem głową. Sorel, który często onieśmielał swoją dojrzałością i oziębłością teraz kłócił się ze mną o napój. Ostatnio coraz częściej zachowywał się jak dziecko.

Podałam mu kubek bez słowa. Nachylił się w stronę mojej słomki zadowolony i wtedy wpadłam na idiotyczny pomysł. Za sprawą impulsu oddaliłam nagle kubek od niego co spowodowało, że zachwiał się nad krawędzią i najzwyczajniej w świecie wpadł cały do wody. Zawyłam ze śmiechu. Z wrażenia kubek wypadł mi na trawnik i cały się rozlał. Nie miało to dla mnie jednak znaczenia gdyż śmiałam się jak dziecko. Na cały głos. Zwinęłam się w pół płacząc ze śmiechu. Sorel podniósł się z wody i cały nią ociekający spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Zakryłam sobie usta dłonią. Zdusiłam śmiech chwiejąc się niebezpiecznie do tyłu. Cały park widział teraz mokrego Sorela i śmiał się razem ze mną. Ben nie postanowił jednak zostać dłużnym. Spojrzał na mnie jak na ofiarę i zwinny niczym kot skoczył na mnie i jednym zgrabnym ruchem wziął mnie na ramiona. Zaczęłam krzyczeć i błagać o wybaczenie. Desperacko uchwyciłam się jego bluzki nie mając zamiaru jej puszczać. Cały drżał. Jego mokre ciało przyjemnie chłodziło moje spocone. Nawet w takiej chwili pomyślałam o jego napiętych otaczających mnie ramionach. Było ze mną coś nie tak. Nie miałam jednak już ani chwili więcej by się nad tym zastanawiać, gdyż Sorel wrzucił mnie do wody.

Woda była lodowata. Na pierwszą chwilę aż odebrało mi dech. Gdy tylko się wynurzyłam odrzuciłam włosy do tyłu i spojrzałam na niego z mordem w oczach. Robert popłakał się ze śmiechu. Zgiął się w pół i śmiał się tak serdecznie, że aż sama musiałam się zaśmiać. Był taki uroczy gdy się śmiał. Nie często dane mi było dane mi oglądać go takiego. Wyglądał jak wyrośnięty chłopiec. Beztroski i szczęśliwy. Siedziałam spokojnie w wodzie aż się uspokoił i tylko się mu przyglądałam. Oczarował mnie. Uśmiechałam się do niego czule i czekałam aż do mnie podejdzie i się uspokoi. Spojrzał mnie z taką miłością w oczach, że mimowolnie zadrżałam. Już był przy mnie i przysięgam, że w tamtym momencie mogłabym pocałować go i wyznać mu miłość, jednak jak zawsze w takich momentach, nam przerwano. Wielu ludzi poszło w nasze ślady i postanowiło się wykąpać wraz z dziećmi i to właśnie one nam przerwały. Pobiegły do mnie i zaczęły mnie chlapać. Wstałam posyłając Sorelowi przeciągłe spojrzenie po czym ze śmiechem zaczęłam gonić te nieznośne dzieciaki wywołując burzę śmiechu u zebranych. Mnóstwo osób zebrało się przy fontannie. Gdy tylko pozwolono mi odejść wyszłam z kaskad wody i otrząsnęłam się z niej. Jak dobrze, że było tak ciepło! Mimo iż byłam od dłuższego czasu w fontannie moje włosy zdążyły już niemal całe wyschnąć. Związałam je w byle jaki kok i rozejrzałam się za Sorelem. Cały czas mi się przyglądał. Zarumieniłam się. Coś się zmieniło. Zmieniło się w tamtej chwili w fontannie. Podeszłam do niego powoli brodząc po łydki w wodzie.

- Mam nadzieję, że nasze telefony ocalały? - usiadłam obok niego.

- Tak, zostały w torbach - wytarłam dłonie o już suchy t-shirt i zaczęłam grzebać w plecaku. Nie wiedziałam jak się zachować ani co powiedzieć. Wolałam nie kusić losu trzymając aparat nad wodą więc wyszłam z wody i stanęłam na trawniku. Otrzymałam parę wiadomości. Wszystkie od Laurenta. Nagle jego osoba wydała mi się tak obojętna. Pisał o dzisiejszym wieczorze i co dla mnie szykuje. Nawet się nie zarumieniałam. Wiedziałam, że dzisiaj to zakończę. Odpowiadając na jego wiadomości położyłam rękę na wilgotnych włosach przyjaciela i bezmyślnie przeczesałam je dłonią. Oparł głowę o mój brzuch i westchnął. Pogładziłam go jeszcze raz i odsunęłam się od niego. Zrozumiał. Czas na nas.

Bez słowa pozbieraliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy w milczeniu przed siebie. Nadal czułam się nieswojo jednak mimo milczenia nie czułam się zestresowana. Mogłam w ten sposób spokojnie pomyśleć, lub dać myślom swobodnie przepływać przez moją głowę. Idąc rozglądałam się na boki wdychając głęboko wonne powietrze. W połowie drogi poczułam jak Sorel delikatnie dotyka mojej dłoni. Nie odsunęłam jej. Bardzo powoli, nie patrząc w moją stronę splótł nasze palce ze sobą. Zapieczętowałam to delikatnym uściśnięciem jego dłoni. To właśnie byliśmy my. Uwięzieni gdzieś pomiędzy przyjaźnią, a związkiem. Jedynie ten jakże intymny gest mógł coś zdradzić. Sama jeszcze nie wiedziałam co to oznaczało dla nas. Nie dbałam o to wtedy. Czułam ciepło bijące od jego dłoni i mi to wystarczało. Odprowadził mnie aż pod sam dom. Gdy oddał mi torbę jak naturalniej podziękowałam mu za pomoc, ponarzekałam za zmoczenie mnie w fontannie po czym pocałowałam go w policzek na pożegnanie. Poczekał, aż drzwi frontowe się za mną zamkną po czym po prostu zniknął.

-------------

Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale następne rozdziały to jedne z moich ulubionych + oj będzie się działo!

All the love! S.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro