Rozdział 31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pamiętasz jak powiedziałem, że zacząłem marzyć by cofnąć czas? -pokiwałam głową. - Pamiętasz może także naszą rozmowę na temat nadzwyczajnych zdolności wampirów? O tym, że istnieje wiele teorii na temat tego dlaczego ktoś posiada moc, a ktoś inny nie? - dalej kiwałam głową pamiętając iż rozmawiałam o tym także z Pierrem. - Myślę, że jest to związane z wcześniejszymi cechami charakteru człowieka, jego talentami i predyspozycjami.... - urwał.- Ale mówię tobie to wszystko gdyż to o czym marzyłem w tamtym momencie sprawiło iż samoistnie skazałem się na śmierć. -spojrzałam na niego całkowicie zagubiona.

- Nie rozumiem.

- W momencie gdy o tym myślałem, nie wiedziałem, że osoby, które piły krew były wampirami bo nawet nie wiedziałem, że takie istoty istnieją. Nie zdawałem sobie także sprawy, iż w ogromnej kabinie pełnej gości znajdował się wampir, którego umiejętnością jest wynajdowanie i wyczuwanie utalentowanych wampirów, lub ludzi. -głośno nabrałam powietrza do płuc.

-Wyczuł cię. - odparłam bardzo cicho.

-Tak. Wyczuł mnie. - przerwał. - Ale to nie jest to co chciałem tobie powiedzieć. Nie chodzi o to, że wykryto moją moc, ale o to KTO to zrobił. - patrzeliśmy sobie długo w oczy. - Zrobił to Joseph Marcelieu. - poczułam się jakby ktoś uderzył mnie czymś bardzo mocnym w głowę.

-Joseph Marcelieu? Ojciec Chelsei i Chada? Ten Joseph.

-Dokładnie ten.

-Ale on nie ma mocy. Wszyscy to wiedzą.

-Wszyscy tak uważają, gdyż im tak powiedziano. - widząc, iż wątpię w jego słowa dodał szybko. - Sama pomyśl. Jakim cudem wampir, który nie posiada mocy potrafi poruszać się w promieniach słońca? Zastanów się Anaisse! Dlaczego tylko on i Sohpie nie mają mocy a cała reszta rodziny tak? Nie jest to zbyt duży zbieg okoliczności?- miałam mętlik w głowie. - Co więcej tylko obdarzone wampiry mogą chodzić w słońcu słonecznym. Przysięgam, że to prawda. Widziałem to wszystko na swoje oczy. Joseph Marcelieu to kłamca. -patrzyłam na niego zagryzając usta.

- Wiem.- powiedziałam cicho zanim zdążyłam ugryźć się w język. Blaise zerwał się z miejsca i podszedł do mnie .

-Jak to WIESZ. - powiedział stanowczo zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Westchnęłam głośno. Nie miałam ochoty mu opowiadać o tym co robiłam od ostatnich kilku miesięcy ale chyba musiałam. On był ze mną szczery. Ja także musiałam.

- Od kilku miesięcy go sprawdzam. - Blaise cały zesztywniał. - Jakiś czas temu dowiedziałam się paru rzeczy i po prostu musiałam coś wyszukać i w archiwum miasta natrafiłam na jego teczkę. Wszystko co się tam znajdowało było takie pomieszane. - potarłam swoje czoło myśląc intensywnie. - Chuck powiedział mi kiedyś, że istnieje rodzina "królewska" wampirów i opowiedział mi o jej praktykach. Dowiedziałam się przez przypadek, że był okres w którym robili nabory do swojej armii i że wszyscy w tym czasie uciekali z kontynentu żeby się ratować. - urwałam. Nie miałam śmiałości spojrzeć na twarz Blaisa. - Czy wiesz kto jest założycielem Bella Clairiere?- spytałam.

-Darius Alaine i Ireneo Luca.

-Tylko, że Ireneo Luca podawał się także za Elia, Tylusa i Francisa. -zamilkłam. Bałam się wyjawić mu to co wiem od tak dawna.

-Anaisse!

-Imiona, które ci podałam należą do wszystkich założycieli miast hybryd na świecie. A osobą ukrywającą się pod tymi imionami jest Cesare. Jest członkiem tej rodziny Blaise. Wszystkie miasta są kontrolowane przez tą rodzinę. Rodzinę, która poszukuje utalentowanych wampirów, które myśląc, że są bezpieczne uciekają do miast hybryd.

-O mój boże. - Blaise oparł się o ścianę i osunął się po niej na ziemię. - Wiedziałem, że mają coś wspólnego z tymi miastami ale nie wiedziałem...nie wiedziałem tego wszystkiego. Jak mogłaś mi tego nie powiedzieć?! - spojrzał na mnie a jego oczy płonęły. Wystraszyłam się.

-Blaise.- powiedziałam cicho bojąc się jego reakcji na dalszą część moich rewelacji.

-To nie wszystko, prawda? - powiedział zmęczonym głosem. Patrzył tępo w ziemię.

-Przeglądając teczki znalazłam pewne zdjęcie. - szepnęłam. - Mówiłeś, że Joseph ma moc. Że potrafi wyczuć talenty. Ale jakim cudem nigdy nie dowiedziała się o tym Chelsea? - urwałam swój tok myślenia i skupiłam się na ostatniej desce ratunku od tego szaleństwa.

-Bo potrafi się bronić. - powiedział równie cicho co ja. - wiele lat po tym jak stałem się wampirem chciałem się na nim zemścić za to co mi zrobił. Gdyby nie on nigdy bym nie stał się tym czym się stałem. - zapadła cisza. - Śledziłem go latami. Gdy na reszcie znalazł się dość blisko wykorzystałem okoliczności i postanowiłem cofnąć jego przemianę. Chciałem jego śmierci ale zwykły kołek w serce mi nie wystarczał. Nie mogłem tego uczynić gdyż się blokował. Posiada coś w stylu tarczy. To dlatego Chelsea go nie wyczuwa. Pewnie słyszy jego myśli ale tylko te, które on sam wybiera. Ale co mówiłaś o zdjęciu? - podniósł na mnie wzrok. Mimo tak młodego wyglądu miał oczy starca.

-Znalazłam zdjęcie. Zdjęcie na którym znajduje się Cesare z Josephem. - wyrzuciłam z siebie. Blaise nadal na mnie patrzał. - Zdjęcie zostało zrobione najwyżej 3 lata temu.

-Skąd to wiesz?

-Bosą na tle budynku który został zbudowany około 3 lata temu. - powiedziałam na jednym tchu. - Blaise co to wszystko oznacza? -milczał. - Gdzie ty ciągle znikasz? - dodałam. - Blaise! 

-Oznacza to, że zbliżają się niebezpieczne czasy Anaisse. - schował twarz w dłoniach. - Pracuję dla nich. Załatwiam dla nich drobne sprawy w zmian za informacje.

-Na jaki temat.

-Mojego stwórcy.

-Nie rozumiem. Dlaczego tak bardzo cię on interesuje? - milczał. - Blaise muszę wiedzieć wszystko. Nie możesz trzymać tego przede mną w tajemnicy. Nie kiedy jestem już w to wszystko zamieszana. -zawahał się.

-Pamiętasz jak opowiadałem o mężczyźnie przy stole, który mi się przyglądał? Ten o szmaragdowych oczach? - kiwnęłam głową, przygryzając usta niemal do krwi. - To on mnie przemienił. Nie zrobił tego oczywiście od razu. Pieczołowicie się najpierw mną zajął. - powiedział sucho. - Oszczędzę ci szczegółów gdyż nie są one nam teraz potrzebne. Byłem z nim przez niemal całe stulecie. Służyłem mu jako narzędzie i towarzysz za razem. Byłem jego niewolnikiem jednak nigdy nie dowiedziałem się jak na prawdę wygląda. - patrzyłam na niego w oczekiwaniu. - Potrafił zmieniać swój wygląd, głos, wszystko, niczym kameleon. Gdy już myślałem, że mam przed sobą prawdziwego jego ze śmiechem zmieniał się w kobietę tylko po to by mnie poniżyć. Po latach oddałem mu przysługę którą wykupiłem swoją wolność. Potem głównie podróżowałem i uciekałem przed nim. Nigdy nie wiedziałem do końca czy właśnie znowu nie stoję z nim twarzą w twarz nawet o tym nie wiedząc. To dlatego uciekłem do Bella Clairiere. To jedyne miejsce gdzie jestem bezpieczny i jestem pewien tego kto mnie otacza.- dotarło do mnie dlaczego zawsze był taki ostrożny w stosunku do nas, taki zamknięty w sobie, taki wyobcowany. Nie mógł przez całe swoje życie nikomu zaufać z obawy, że znowu wpadnie w sidła swojego stwórcy. Dlaczego więc chciał go teraz odnaleźć i dlaczego uważał Bella Clairiere za bezpieczne miejsce?

-Dlaczego Bella Clairiere jest bezpieczne? Przecież nie możecie używać w nim mocy tylko dlatego ze jest taka umowa a nie dlatego, że ktoś was od tego broni prawda? - spytałam w wahaniem.

-Miasto jest objęte bardzo starym i potężnym zaklęciem. - powiedział. - to ono broni wampiry przed używaniem mocy.

-Chelsea mogła ją używać. Cała rodzina Marcelieu mogła.

-Ponieważ w zamian za tą przysługę Chad, Madlene i Aurora zobowiązali się do czegoś. Nie mogę o tym mówić i nie ma to znaczenia dla tej rozmowy. - powiedział zanim zdążyłam o to spytać. - Ale tylko ich troje mogli. Pierre i cała reszta nie .

-Pierre próbował, ale nie potrafił. Ty za to mogłeś.

-Mogłem.

-Dlaczego.- cisza. - kolejna tajemnica?

-Tak. Na prawdę nie ma to związku z tym o czym rozmawiamy teraz.

- Dobrze. Już nie będę o to pytała.

-Dziękuję. - odparł i westchnął głośno.

-Dlaczego chcesz odnaleźć stwórcę?

-Bo jest mi winny życie. Jest je winny wielu istotom.

-Chcesz zemsty.

-Tak.

-Co zamierzasz z nim zrobić?

-Cofnąć jego narodziny. - zadrżałam. Straszna śmierć. Będzie cofał się w czasie tak długo aż umrze, o ironio, rodząc się.

-A co z Pierrem? - powiedziałam nawet nie panując nad własnymi ustami. - Uciekał przez całe życie przed tą rodziną gdyż bał się, że będą go wykorzystywali do strasznych rzeczy. Zamieszkał w mieście myśląc, że jest bezpieczny a dał się złapać w pułapkę.

-Powinnaś z nim porozmawiać. - powiedział stanowczo. - Wiedział, gdzie zamierza zamieszkać. Wiedział, na co się pisze. Jak mówiłem, powinnaś z nim porozmawiać. - wstał. - Myślę, że to dość informacji na dziś. Muszę iść się przejść i rozejrzeć. Masz zostać na noc w domu. Nie wychodź. Obiecaj. - spojrzał na mnie twardo.

-Obiecuję.

-Dobranoc Anaisse.

-Dobranoc Blaise. - spojrzał na mnie z miną wyrażającą jedynie zmęczenie, po czym wyszedł z pokoju. W głowie szumiało mi od myśli. Wszystko czego się dzisiaj dowiedziałam było przytłaczające. Wiedziałam, że nie zasnę. Usiadłam na parapecie i patrzyłam na wodę w kanale. Odbijał się od niej blask księżyca. Falowała łagodnie hipnotyzując mnie i uspakajając za razem. Musiałam porozmawiać z Pierrem. Cały czas powtarzał mi to Blaise. 

Czego musiałam się jeszcze dowiedzieć? Czy potrafiłam czekać? Spojrzałam na śpiącego Nicolasa, który o niczym nie wiedział. Zazdrościłam mu. Chyba czasem lepiej żyć w niewiedzy. Sięgnęłam po swój telefon i niczym w transie wystukałam numer telefonu, którego nie wybierałam od tak dawna. Wątpiłam by zadział. Podskoczyłam zaskoczona na parapecie gdy w słuchawce usłyszałam dźwięk połączenia. Czekałam cierpliwie zbierając w sobie odwagę i myśli za razem. Odezwał się cichy, niski głos, który spowodował, iż po moim kręgosłupie przepłynął dreszcz.

-Anaisse?- był całkowicie zaskoczony.

-Musimy porozmawiać. - powiedziałam łamiącym się głosem. Nawet nie wiedziałam, że cała drżałam. Po mojej twarzy spływały łzy. Chyba emocje, które w sobie dusiłam od kiedy usłyszałam to wszystko wypłynęły na powierzchnię, gdy tylko usłyszałam jego głos. W słuchawce zapadła cisza.

-Gdzie jesteś? - spytał spokojnie. Chyba zdawał sobie sprawę, że Blaise mnie na niego nakieruje. W końcu robił to niemal cały czas od kiedy Pierre znowu pojawił się w moim życiu.

-W swoim mieszkaniu. - wątpiłam by wiedział gdzie sypiam co noc, więc zaczęłam mówić mu adres gdy mi przerwał.

-Wiem gdzie mieszkasz. Przyjdę po ciebie. Nie wychodź dopóki nie dam ci znaku. - rozłączył się a ja otępiała patrzyłam na telefon. Wiedział gdzie mieszkam. Westchnęłam jedynie nie chcąc zawracać sobie głowy większą ilością myśli. 

Wiedziałam, że tej nocy dowiem się czegoś co całkowicie odmieni moje życie i obawiałam się tego. Na dźwięk sms pochwyciłam szal i kurtkę po czym zeszłam na dół i otworzyłam drzwi w ciemność nawet się za siebie nie oglądając, mając za to całą masę złych przeczuć. 

-----------

Nadchodzi przełomowy rozdział! + nie wiem czy wiecie że zostało bardzo niewiele rozdziałów do końca części 2! Gdy opublikuję ostatni rozdział w tej części będę zmuszona napisać osobną notką z pytaniem do każdego z was. Ale do tego jeszcze chwila :) 

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro