Rozdział 32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Już jakiś czas temu opowiedziałem tobie jak stałem się tym kim jestem teraz. Ale to była jedynie malutka cząstka tego co chciałbym tobie opowiedzieć dzisiaj. Żeby mnie dobrze zrozumieć powinnaś poznać moje życie przed przemianą. - urwał na chwilę. - Urodziłem się w Paryżu w bardzo bogatej rodzinie. Mogę śmiało powiedzieć, że miała ona miano arystokratycznej. Z rodzicami miałem nikły kontakt. Od urodzenia opiekowała się mną służba. Uczyli mnie najwybitniejszy uczeni, wysyłano mnie na uniwersytety, gdyż zawsze łaknąłem wiedzy. Niemalże nie znałem własnej rodziny. Czas spędzałem głównie w teatrach, bibliotekach, z cenionymi i wybitnymi ludźmi. Lecz z czasem zaczęło mnie to nudzić. Te piękne stroje, zabytkowe pięknie rzeźbione meble, ten cały przepych były dla mnie nie do zniesienia. Łaknąłem towarzystwa kogoś w moim wieku i już po paru tygodniach na jednej z moich przechadzek poznałem grupę młodych i równie bogatych mężczyzn jak ja. Wiedzieli kim jestem mimo, że ja nawet nie kojarzyłem ich twarzy. Przygarnęli mnie do siebie natychmiast, zwabieni moim bogactwem i widoczną z mojej strony chęcią spędzania z nimi czasu. Ach co to były za czasy! - zaśmiał się gorzko. - Już nigdy sam nie zapuszczałem się do ogrodów, katedr by podziwiać sztukę. O nie. Stałem się stałym bywalcem na salonach. Nauczyłem się etykiety, tańca, uwodzenia kobiet a one tak łatwo mi ulegały. Wraz z moimi towarzyszami zabawialiśmy się kosztem innych ludzi zakładając się kto pierwszy uwiedzie którąś hrabinę. To były czasy rozpusty. Piękne zdobione złotem, kamieniami i perłami stroje, pudrowane twarze. Byłem w swoim żywiole. Zawsze miałem w sobie to coś co powodowało, że ludzie mnie słuchali. Nie ważne jak bardzo moje pragnienia czy prośby wydawały się abstrakcyjne oni mi ulegali. Nie wiedziałem wtedy, że było to przebłyskiem mojego teraźniejszego daru. Wkrótce stałem się głową tych bogatych znudzonych paniczów.

        -To ja wyznaczałem nagrody za zdobyte cele, organizowałem wystawne bankiety. Lista moich kochanek zastraszająco rosła. Nie obyło się bez skandali. Romans z zamężną bogatą kobietą był dla mnie codziennością . Ach ileż to razy grożono mi z tego powodu śmiercią! Jak mnie to bawiło. O ile było to możliwe stałem się jeszcze bardziej rozpuszczony. Nagle już przestały interesować mnie odkrycia w nauce, książki czy też sztuka. Nagle zapragnąłem coraz bardziej wykwintnych strojów, wystawniejszych przyjęć. Głośno o mnie mówiono za tych czasów w Paryżu. Jeśli byłeś moim gościem byłeś kimś. W pewnym momencie jednak zareagował mój ojciec. Nie podobało mu się, nie to za delikatne słowo wpadł w furię gdy zdał sobie sprawę z jaką łatwością przepuszczam jego bogactwo. Postanowił mnie więc oddać jednej z córek przyszłych dziedziczek większości winnic podlegających pod Paryż. Nasze przyszłe wspólne bogactwo miało być tak ogromne, że nawet ja żyjący niczym członek rodziny królewskiej, miałem nie przejmować się do końca życia niczym związanym z finansami. Ojciec bez mojej wiedzy zaaranżował parę spotkań i postanowiono nas połączyć węzłem małżeńskim. Córka tego rodu – Alice Cartedire była zachwycona na wieść z kim ma spędzić resztę życia. Tak już od dawna ostrzyła sobie na mnie zęby. - znowu się zamyślił. Wydawał się być daleko stąd. Wzięłam do dłoni kanapkę i przeżuwałam ją spokojnie czekając na dalszy ciąg.

        - Ja zaś wpadłem w taki szał, że niemal z tego powodu targnąłem się na własne życie. Nie wyobrażałem sobie życia z jedną kobietą. Ustatkowania się. Nie wyobrażałem sobie spokojnego życia w którym nagle miałem mieć jakieś obowiązki. Już tego samego wieczora zabrałem ze sobą tyle złota ile byłem w stanie unieść i planowałem ucieczkę. Ojciec domyślił się, że mogę wpaść na coś takiego i zakazał całej służbie pod groźbą śmierci wypuszczania z komnaty. Myślałem, że oszaleję. Moja matka kilkakrotnie próbowała przemówić mi do rozumu a muszę podkreślić, że rozmawiała ze mną bardzo rzadko. Rozpuszczono nawet wieści, że postradałem zmysły. Po części wydawało mi się, że tak było. Zdemolowałem cały pokój. Nie chciałem jeść ani pić. Niemal siłą ubrano mnie w strój pana młodego i zaciągnięto pod ołtarz. Ojciec lekceważył moje groźby, że odbiorę sobie życie. Postawił mnie do pionu dopiero groźbą wydziedziczenia. Otrząsnąłem się i starałem się myśleć o przyszłym bogactwie. Kościół był już pełen a ja czekałem tylko na moją przyszłą wybrankę. Co stało się po tym jak wszyscy znaleźli się w katedrze już wiesz. - urwał i pierwszy raz na mnie spojrzał. Zdałam sobie sprawę, że moja ręką z kanapką zastygła w połowie drogi do ust i pośpiesznie wgryzłam się w nią kiwając głową chcąc mu pokazać, że rozumiałam wszystko co do mnie powiedział. Byłam w stanie sobie wyobrazić takiego Pierra. Na samym początku te cechy z jego przeszłości były najbardziej widoczne. Pierre otoczony dziesiątkami kochanek. Ciężko było mi znieść tą myśl. Wyobraziłam sobie Pierra w stroju z tamtej epoki, w tym przepychu. Dopiero teraz po tym jak zobrazował mi swoje dawne życie zaczęłam rozumieć jego pewne zachowania.

- Joseph Marcelieu nie tylko okazał się moim wybawcą ale także nauczycielem, ojcem, przyjacielem. Ileż też musiał ze mną wycierpieć. - zaśmiał się szczerze. - moje ciągłe narzekania, humory. Nasze kłótnie ciągnęły się niekiedy tygodniami. Ta najdłuższa, najgorliwsza spowodowana była potrzebą opuszczenia Paryża. To był mój dom, tam było wszystko co znałem. Nie umiałem pogodzić się z myślą, że mam to wszystko porzucić mimo, że przecież nic już mnie nie trzymało w tym miejscu. Cała moja rodzina nie żyła. Nie miałem już majątku. Wszystko przepadło. Niestety byliśmy jednak zmuszeni opuścić to przeklęte miasto. Mój dar wymknął mi się spod kontroli. Nie potrafiłem jeszcze nad nim panować. Powodowałem spustoszenie. Myślano, że w Paryżu wybuchła jakaś epidemia. Ludzie ginęli jak muchy. Ja wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to z mojego powodu. Po prostu pomyślałem o tym jak bardzo łaknę krwi pięknej młodej dziewczyny a na mojej drodze stawały ich tuziny. To Joseph niemal natychmiast powiązał jedno z drugim. Podporządkował mnie sobie i uciekliśmy stamtąd. Żyliśmy od tąd w podróży. Spokojnie wysłuchiwałem opowieści mojego twórcy, chętnie się uczyłem, coraz lepiej panowałem nad swoimi zdolnościami. Nigdzie nie zawitaliśmy na dłużej z obawy że ktoś dowie się o mojej obecności. Mój „niezwykły” dar stał się moim przekleństwem. Wieść o mnie i o tym co potrafię rozniosła się błyskawicznie.

---------------------

Ten oraz kolejny rodział  będzie opowieścią Pierra. I tylko nią. Wiem, że nie dzieje się tutaj wiele i opowieść nie zapiera dechu w piersi...ale mam nadzieję, że mimo to się wam podoba. Już niedługo zacznie się dziać!!! Kocham Was!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro