Rozdział 36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Dzień dobry Panno Di Breu. - ukłonił się uroczyście co jak zwykle zbijało mnie z pantałyku.

-Dzień dobry. - kiwnęłam mu głową woląc nie zastanawiać się nad swoim wyglądem. Nie spałam całą noc a teraz czekał mnie naprawdę długi dzień. - Czy mógłbyś być tak miły i wskazać mi drogę do ciemni? Pani Marcelieu poprosiła mnie o wywołanie kilku zdjęć. - natychmiast zmaterializował się u mojego boku i wskazał z gracją korytarz skręcający na prawo. Całą drogę się do siebie nie odzywaliśmy. Było to dla mnie odrobinkę krępujące ale przecież nie miałam o czym z nim rozmawiać. Otworzył przede mną drzwi do pięknego białego gabinetu. Wszystkie ściany pomieszczenia pomalowane były na śnieżnobiałą biel. Meble były w odcieniu bardzo jasnego bieżu. Na stoliku stał ogromny bukiet małych różowych różyczek. Biurko stojące naprzeciw wejścia pełen był przegródek i segregatorów w odcieniach tęczy. Pokój był jednym słowem przepiękny. Gdy przestąpiłam próg na ścianie po prawej stronie dostrzegłam ogromne fotografie przedstawiające nieznane mi miasta. Były tak ogromne, że pokrywały niemal całą ścianę. Za jedną z gablot dostrzegłam niesamowitą kolekcję aparatów. Jean zamknął za mną drzwi i zostawił mnie samą sobie. Przyglądałam się aparatom i innym antykom przez parę minut, aż dotarło do mnie, że przecież przybyłam tu w jakimś celu. Wkroczyłam do ciemni i zapaliłam czerwoną lampkę. Po mojej prawej zauważyłam ciemne biurko zastawione przegródkami i kartonami. Od razu wzięłam się do roboty. W ciszy przyglądałam się schnącym zdjęciom z nieukrywaną fascynacją. Zdjęcia przedstawiały zarówno młode pary przechadzające się po ogrodach w sukniach ślubnych jak i modelki ubrane w skąpe stroje kąpielowe biegające po plaży. Po ponad trzech godzinach osunęłam się po ścianie ciemni i zwiesiłam głowę między udami. Byłam taka zmęczona, że ledwo trzymałam się na nogach. Nawet jeśli chciałabym wyjść musiałam poczekać, aż zdjęcia wyschną. Zamknęłam oczy i przysłuchiwałam się odgłosom kapania. Po paru minutach otrząsnęłam się i wstałam. Dokończyłam mężnie całą swoją robotę. I po posortowaniu zdjęć opróżniłam pojemniki z chemikaliów i z naręczem koszyków i kartonów opuściłam ciemnię. Musiałam poczekać kilka chwil zanim moje oczy przywykły do słońca.

Na biurku dostrzegłam tacę z imbryczkiem i filiżanką ale także mały stosik kanapek. Jean musiał przynieść to gdy byłam w ciemni. Musiałam opanować wzruszenie, żeby ruszyć się choćby o krok. Pamiętał o mnie i prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że mogłam być głodna. Odstawiłam wszystko na jedną z szafek i zasiadłam za biurkiem. Nalałam do filiżanki prawie już zimną kawę i wypiłam ją łapczywie. Dopiero po kolejnych dwóch byłam w stanie zabrać się za kanapki. Starałam się jak najmniej nakruszyć. Wyczyściłam talerz do cna i wstałam ociężała od ilości zjedzonego jedzenia. Wróciłam do głównego holu powoli udałam się w stronę pokoju Chelsei. Wzięłam długą gorącą kąpiel walcząc ostatkami sił z sennością. Nie miałam siły wybierać żadnych ubrań więc na bieliznę założyłam wielki workowaty srebrnoszary sweter z dużym nadrukiem króliczka sięgający mi do połowy uda. Na nogi wciągnęłam długie czarne podkolanówki i naciągnęłam je aż do połowy uda. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy do torby i udałam się w stronę pokoju Pierra. Idąc korytarzami wzięłam do ręki zaniedbany telefon i zaczęłam czytać wszystkie wiadomości tekstowe. Byłam aż zdziwiona, że dostałam ich aż tyle. Odpowiedziałam na wszystkie wiadomości, rzuciłam telefon na łóżko i sama się na nie wczołgałam. Przyciągnęłam do siebie jedną z poduch i zasnęłam zwinięta w kłębek na środku wielkiego łoża. Nie pamiętałam żadnego konkretnego snu. Przez moje myśli prześlizgiwały się najróżniejsze obrazy, od Pierra w stroju z XVIII, aż po pary ślubne biegnące razem przez plaże które widziałam na wywoływanych przeze mnie zdjęciach. Ścisnęłam mocniej poduszkę między nogami i poczułam, że na łóżku nie jestem sama. Moje udo było delikatnie muskane chłodnymi opuszkami palców. Uśmiechnęłam się do siebie. Pierre kazał mi długo na siebie czekać. Wyprostowałam nogi i ręce i zaczęłam się przeciągać. Usłyszałam cichy szelest upadającej na podłogę książki i wirowanie nagle wzburzonego powietrza. Przerzuciłam swoje ręce za głowę i obróciłam się na plecy. Moje dłonie zacisnęły się na ramie łóżka. Na swoich dłoniach poczułam chłodne dłonie Pierra przyciskające moje mocniej do ramy łoża. Ostatecznie wyprężyłam do góry swoją klatkę piersiową by rozciągnąć zesztywniałe mięśnie. Moja klatka piersiowa otarła się o coś gładkiego i chłodnego. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam nad sobą Pierra w rozpiętej koszuli. Zaśmiałam się gdy zobaczyłam tak przeze mnie uwielbiany szelmowski uśmiech. Usiadł na mnie okrakiem i spojrzał na mnie z wyższością.

-Dzień dobry kocie. - powiedziałam wesoło. Chciałam wyswobodzić swoje dłonie bu móc go dotknąć ale unieruchomił moje dłonie swoimi wyjątkowo skutecznie. Widząc moją niezadowoloną minę aż zachichotał z uciechy. Wolałam nie myśleć co on sobie właśnie układał w tej swojej głowie. Udałam, że mnie nie zirytował. - Długo spałam? - zamyślił się na chwilę po czym w ekspresowym tempie pochwycił moje nadgarstki w jedną dłoń a drugą położył na moim biodrze.

- Nie jestem pewien. Niedawno wróciłem. - odgarnął z mojego boku gruby sweter. Jego oczom ukazały się czarne koronkowe majteczki z różową wstążeczką na środku. Zaśmiałam się nerwowo i ponowiłam próbę wyrwania się Pierrowi. Spojrzał na mnie z rozbawieniem. Nie miałam najmniejszych szans na ucieczkę. Zamaszystym ruchem odsłonił mój brzuch i przejechał po nim dłonią. Automatycznie moje ciało wygięło się w łuk. O niczym tak nie marzyłam jak o wyrwaniu mu się i rzuceniu w jego ramiona. Od tak dawna nie dane nam było przebywać sam na sam zbyt długo. Zjechał wolno dłonią na moje udo i delikatnie, acz gwałtownie ściągnął z mojej prawej nogi kolanówkę. Przyglądał się przez chwilę materiałowi w jego dłoni. Nagle pomyślałam o tym samym. Był to idealny materiał do wiązania. Miałby wolne obie dłonie. Zaczęłam się szarpać.

- Nie błagam, tylko nie to. - uśmiechnął się do mnie szelmowsko i pochwycił materiał w zęby. Starałam się go z siebie zrzucić ale bez powodzenia. Już się nade mną pochylał. Owionął mnie jego słodki oddech. Postanowiłam odwieźć go od tego pomysłu. Nienawidziłam gdy się mnie unieruchamiało, a myśl, że nie mogłabym go dotknąć zaczęła doprowadzać mnie do szaleństwa. Na mojej twarzy wykwitły rumieńce złości. Przygryzałam sobie nerwowo dolną wargę. Pierre już obwiązywał moje nadgarstki materiałem. Wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i poruszyłam płynnie biodrami w górę. Spojrzał na mnie w dół zaciekawiony. - Proszę. - wyszeptałam wpatrując mu się głęboko w oczy. Z czystą premedytacją zjechałam wzrokiem na jego pełne i zaróżowione usta i ponownie przygryzłam sobie dolną wargę ponawiając magiczny ruch bioder udając, że chcę się podciągnąć do góry. Poczułam, że uścisk na moich nadgarstkach się nieznacznie poluźnił. To było to czego potrzebowałam. Chwili wahania. Spojrzałam na niego wyzywająco i podniosłam klatkę piersiową do góry tak by znaleźć się jak najbliżej niego. Niby to przypadkiem musnęłam ustami jego nagą pierś. Zadrżał. - Naprawdę chcesz bym nie była w stanie cię dotknąć? - przełknął głośno ślinkę. Czarne włosy opadły na jego przystojną twarz gdy pochylał się by mnie pocałować. I to postanowiłam wykorzystać do reszty. Gdy tylko jego wargi dotknęły moich wpiłam się w niego łapczywie muskając koniuszkiem języka jego dolną wargę, pochwyciłam ją delikatnie w zęby. Wykorzystałam jego słabość. Warknął niczym wielki kot.

-A niech cię kobieto. - puścił moje ręce a ja od razu zarzuciłam mu ręce na szyję przyciągając go do siebie niemal brutalnie. Pocałował mnie głęboko i namiętnie pozwalając mi opleść swoje biodra moimi nogami. Po omacku zsunął mi drugą kolanówkę i rzucił ją w głąb pokoju. Zaśmiałam się gdy jego dłonie błądziły po moim ciele zsuwając ze mnie sweter i gdy robił mi malinkę na lewej piersi.

-Przestań! - wyjąkałam tracąc nad sobą kontrolę. Obierałam naraz zbyt wiele przyjemnych bodźców.

-Nie mam zamiaru.- pocałunkami zaczął zjeżdżać w dół. Zatrzymał się przy dolnej części mojego brzucha. - Jeszcze jedno słowo a przyrzekam, że cię zwiążę i tym razem nie pomogą ci żadne sztuczki. - Chwilę później zaciskałam mocno dłonie na pościeli walcząc z chcącymi wyrwać się w mojej piersi jękami rozkoszy.

-----------------------------

Chciałam bardzo serdecznie podziękować wam za każdy pozostawiony komentarz! Jesteście cudowni :)

Kolejny rozdział pojawi się za 3-4 dni (sesja), więc w zamian za to zapraszam was do czytania mojego drugiego i trzeciego opowiadania "Plotkara" albo "Pozwolenie na śmierć".

Kocham!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro