Rozdział 42.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Robert, mój Robert łowcą wampirów? Robert wiecznie pakujący się w kłopoty i niezdarny. Nie mogłam tego zrozumieć. Te kilka miesięcy go zmieniło. Zmieniło go nie do poznania. Pierre odprowadził mnie pod właściwą salę i wepchnął mnie do niej, po czym sam zniknął w ułamku sekundy. Byłam totalnie skołowana. Potrzebowałam czasu, żeby sobie wszystko poukładać w głowie. Nadal w głębokim szoku usiadłam na swoim miejscu i niczym maszyna wykonywałam polecenia nauczyciela całkowicie pochłonięta swoimi myślami. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam na nowo wszystko przemyśleć.

Robert jest łowcą. To zdążyłam już przyjąć do świadomości. Z rozmowy przeprowadzonej dawno temu z ojcem dowiedziałam się o ich istnieniu tylko, żeby stać się łowcą potrzeba było lat. Lat nauk, praktyk i treningów. Kiedy tego wszystkiego dokonał? Czy robił to pod moim nosem cały ten czas? Zawrzałam z gniewu. Jedynym wytłumaczeniem dla niego był fakt że dopiero od niedawna wiedziałam o istnieniu wampirów, to dlatego nie mógł mi o niczym powiedzieć. Zaczynało mieć to dla mnie sens. Cała jego zmiana. Jego pewność siebie, której wcześniej nigdy nie posiadał. Jego cała fizyczna strona się zmieniła. Doszło do mnie nagle z jaką zręcznością wczoraj mnie ocalił przed upadkiem w sklepie. Jeszcze sekundę wcześniej nikogo nawet nie było w alei, a on pojawił się znikąd i mnie złapał. I ta jego broń wycelowana wprost w mojego ukochanego. Normalny człowiek nie dostrzegł by nawet pojawienia się Pierra u jego boku, tym bardziej by nie zareagował. To był ledwie ułamek sekundy. Nie zauważyłam momentu, gdy Robert wyciągał nawet broń! Oparłam czoło o chłodny blat ławki. Przypomniałam sobie także słowa Chada. Uważał Sorela za „diabelnie” dobrego łowcę. Czyżby wiedział coś o jego wyczynach? Tak, musiał coś o nich wiedzieć. Ale przecież Robert był taki młody! I jeszcze słowa i reakcja Pierra. Wiedział o Robercie z własnego doświadczenia czy może kiedyś o nim słyszał? Ich obustronna wrogość doprowadzała mnie do szaleństwa. Pierre pojawił się tak nagle. Był taki wściekły. Nie rozumiał naszego zachowania. Może uznał je za jawny flirt? Coś niebezpiecznie przewróciło mi się w żołądku. A jak na to zareagował Robert? Do teraz paliło mnie jego spojrzenie, gdy stanęłam między nimi broniąc Pierra. Czy właśnie zniszczyłam naszą dopiero co odbudowaną przyjaźń? Poczułam chłodną dłoń na karku. Podniosłam twarz z ławki zdezorientowana. Cała klasa zajęta była badaniem próbek pod mikroskopem. Chelsea przyglądała mi się zmartwiona. Na śmierć zapomniałam, że to ona była moją parą na zajęciach z biologii.

- Dobrze się czujesz? Jesteś bardzo blada. - kiwnęłam potakująco głową i rzuciłam się po swój zeszyt i szybko zaczęłam przepisywać notatki przyjaciółki. Jej pytanie wydało mi się dziwne, zważywszy, że przecież świetnie mogła usłyszeć moje myśli. Spytałam ją o to. - Potrafię się wyłączyć. - szepnęła bo właśnie mijał nas nauczyciel. - Inaczej bym zwariowała na lekcjach. - uśmiechnęłam się do niej ze zrozumieniem. Zaczęłam energicznie masować sobie skronie by pozbyć się bólu głowy. - Co się stało? - zanim opowiedziałam jej o tym co się stało na korytarzu dokończyłam notatki upewniając się, że wszystko zrozumiałam i zapisałam. Po krótkim sprawozdaniu z mojej strony Chelsea ścisnęła mocno moją dłoń spoczywającą na blacie. - Teraz rozumiem twoją reakcję. Znowu dowiadujesz się niezwykłych rzeczy o swoich bliskich. Choć osoba Roberta Sorela mnie intryguje. Nigdy nie wspominałaś, że się przyjaźnicie. A po twojej reakcji na te wiadomości widzę, że nie jest to pierwszy lepszy znajomy. - spłonęłam rumieńcem. I udałam, że bardzo zainteresowała mnie badana przez nas próbka. - Musisz uważać na tą dwójkę. Już od dawna nie widziałam Pierra tak wrogo do kogoś nastawionego. W sumie co się dziwić. Po takim postrzale, ja bym co najmniej urwała mu głowę...- aż podskoczyłam na krześle. Chelsea zbladła. Wypaplała coś czego nie miała mi mówić. Posłałam jej tak intensywne spojrzenie, że aż się wzdrygnęła. - Weź tak na mnie nie patrz. !

- Jaki do cholery postrzał? - wypiszczałam jej w ucho.

- Rany. Pierre mnie zabije. Ale już skoro wiesz, to nie ma sensu tego ukrywać. - bardziej się do mnie przysunęła udając, że tłumaczy mi coś zaczęła pośpiesznie wszystko tłumaczyć. - Wczoraj byliśmy na polowaniu niedaleko granic miasta. - zadrżałam. Chelsea zaczęła się pośpiesznie tłumaczyć. - Nie mieliśmy czasu na dalsze wyjazdy, zresztą nikogo nie zabiliśmy. Tylko spijamy trochę krwi więc często ofiary nawet nie wiedzą, że zostały zaatakowane. Zero bólu czy też niemiłych sytuacji. Właśnie w trakcie namierzania ofiary ten twój Robercik – powiedziała to z wyraźnym wstrętem. - postrzelił Pierra. Przebił mu ramię na wylot. - Zrobiło mi się słabo. - Ofiara uciekła i Zel musiał się nią zająć. Cała reszta rzuciła się by powstrzymać Pierra przed rozdarciem tego gnojka na kawałki. Nie mogliśmy go tknąć. Jest z naszego miasta. Był na zwiadach to był jego obowiązek jak to powiedział. Tłumaczył się tym, że nie był w stanie ocenić czy jesteśmy mieszkańcami Bella Clariere czy nie. Przepraszał, ale mimo to i tak wiedziałam, że dokładnie zdawał sobie sprawę z tego do kogo strzela. Anaisse nie wiem dlaczego ale wyczułam, że Robert od dawna to planował. - spojrzała na mnie kontem oka. Nawet się nie poruszyłam. - Ostatecznie .- Chelsea westchnęła- łowca się zmył a my musieliśmy zabrać Pierra do miasta żeby go opatrzyć. Wiesz bronie łowcy to paskudna sprawa. Rany strasznie się paprają i nie chcą się goić. To przez ten proch i naboje ze srebra z drewnianym sercem...- Chelsea nadal psioczyła na broń łowców gdy ja walczyłam o to by nie zemdleć. Robert od dawna planował zaatakować Pierra. Tylko dlaczego? Za to, że był wampirem, przez to, że był ze mną czy może był jeszcze inny powód? I ta rana. Aż zaklęłam pod nosem na myśl, że rano chyba właśnie złapałam go za tą ranę co wyjaśniało by jego syknięcie i tak nagłą reakcję. I ta ich niechęć do siebie. Nie mogłam już tego naprawić. Złość na Roberta mnie otrzeźwiła. Jak on śmiał strzelić do jedynego sensu mojego istnienia! A co jeśli trafiłby w serce tłumacząc się, iż nie widział twarzy sprawcy? Wepchnęłam książki do torby i szybkim krokiem wyszłam z klasy. Natychmiast dogoniła mnie Chelsea.

-Tylko się uspokój.

-Zabije gnojka. - złapała mnie za ramiona i ustawiła do siebie twarzą.

- Nie możesz robić mu scen. Przynajmniej nie w szkole. Później go zabijesz a ja chętnie na to popatrzę. - zaczęłam się jej wyrywać.

- Zrobię to teraz. Nie będzie mógł mi uciec. Co za...- potrząsnęła mną.

- Nie. Nie tutaj. - ścisnęła mi ręce tak mocno, że aż zadała mi ból. Powiedziałam jej o tym co spowodowało, że mnie puściła. Zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać od 10 do 1 biorąc głębokie oddechy. Musiałam Chelsei spytać jeszcze tylko o jedną rzecz.

-Czy Sorel powiedział coś Pierrowi? - potrząsnęła głową. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby powiedział mu...nic nie było by w stanie powstrzymać Pierra przed urwaniem mu głowy. Pożegnałam się z przyjaciółką i pobiegłam do swojej szafki. Jeszcze nie było przy niej Pierra. Szybko się przepakowałam i ubrałam. Oparłam się o swoją szafkę i niecierpliwie czekałam na swojego lubego. 

------------

Mam nadzieję, że ten krótki rozdział się wam spodobał! Przepraszam, że musieliście tak długo na niego czekać. Miałam kilka szalonych dni z dala od internetu... :) Przypominam o tym, że opowiadanie się kończy i że na moim profilu pojawi się lada chwila jego druga część nazwana "Bella Clairiere 2" :)

Komentujcie i gwiazdkujcie :)

P.S Dzięki wam to opowiadanie znalazło się na #1 miejscu w swojej kategorii. Brak mi słów na to by wam za to podziękować ! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro