Rozdział 24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zaczekaj - krzyknęłam na pędzącego przed siebie Pierra, który w szale starał się dostać do okupowanej przez nas rezydencji na wzgórzu. Bał się. Wyczuwałam to w jego zapachu. Mocniej wyczuwałam od niego jedynie wściekłość. Głęboką, dziką i straszliwą wściekłość. Szarpnęłam dłonią, za którą mnie ciągnął, zmuszając go, by zwolnił. Nie mogliśmy jeszcze stąd uciec. Widziałam, że właśnie to chciał uczynić. Tylko to znał. Tylko takie rozwiązanie. - Pierre! - zawołałam, zmuszając go, by się zatrzymał. - Nie możemy! - krzyknęłam jeszcze głośniej, szarpiąc dłonią, za którą mnie trzymał na tyle mocno, by mnie puścił, a sam odwrócił się do nie twarzą. Dyszał ze wściekłości, a jego granatowe oczy ciskały błyskawice. Poczochrane włosy dodawały mu dzikości. Był zupełnie innym mężczyzną, niż ten, który całował mnie na środku placu w promieniach słońca. Twarz miał ubrudzoną od sadzy, a jego dłonie nadal nosiły po sobie ślady krwi. Całe jego przedramiona miał nią umazane. Ja także. Spływałam krwią tej kobiety. 

- Musimy się stąd wydostać zanim nas odkryją - powiedział, starając się trzymać swoją wściekłość na wodzy. 

- Będą się tego spodziewali - powiedziałam prosto. - Ten straszny dom był wiadomością dla nas. Chcieli nastraszyć nas na tyle, byśmy zechcieli uciekać tej samej nocy. Zastawią na nas pułapki. Czuję to. 

Jedynie wpatrywał się we mnie, słysząc moje słowa. 

- Magnus zabezpieczył rezydencję. Masą zaklęć. Będziemy w niej bezpieczni. Musimy to przeczekać. Nie możemy dzisiaj uciec - jego oczy wwiercały się w moje i moglibyśmy trwać tak naprzeciw siebie całą wieczność, gdyby nie zdał sobie sprawy z tego, że prawdopodobnie miałam rację. - Mogę użyć swoją moc, by duchy nam służyły. By miały dla nas swoje oczy i uszy otwarte. Nikt nie zbliży się do nas bez naszej wiedzy - przyglądał mi się przez kolejnych kilka długich chwil, po czym odetchnął głęboko i pozwolił, by spięte ramiona opadły. Jego maska spokoju i determinacji opadła ukazując jedynie przeraźliwe zmęczonego i smutnego mężczyznę.

Uciekał od tylu wieków. Ujrzał śmierć dawnego przyjaciela, w której zamieniono go w dorodną muchę przybitą do ściany za pomocą igły. Wszystkie jego demony musiały budzić się ze swoich snów. Wyciągnęłam w jego stronę swoją dłoń. Tylko na nią spoglądał. Nadszedł czas, bym to ja była jego ostoją i siłą. Jego wsparciem. - Wyślę im wiadomość. Troszeczkę ich nastraszę ale będą gotowi, gdy do nich dojdziemy. Teraz oboje potrzebujemy chwili wytchnienia. 

Podszedł do mnie bardzo powoli w momencie, gdy do Blaise'a i Magnusa wysłałam jedną z zagubionych dusz z wiadomością. Była niczym cień, niczym szept, który jej przekazałam. 

- Szepcząca z cieniami - powiedział cicho, a jego palce oplotły moje. Nadal były śliskie od krwi. Kompletnie mnie to nie obchodziło. - Czasami je widzę, gdy na ciebie spojrzę. Otaczają cię niczym anielskie skrzydła. 

- Teraz także? - spytałam cicho, gdy jego palec delikatnie gładził skórę mojej dłoni. 

- Tak - kiwnął głową. - Co tobie szepczą? - spytał cicho. Był taki nieszczęśliwy. Próbował odwrócić swoje myśli od tego skąpanego w krwi mieszkania. 

- Ich tajemnice - powiedziałam równie cicho, odgarniając włosy z jego twarzy. - Pragnienia. Żale - moje dłonie musnęły jego skronie i powoli zsunęły się na jego kark. - Teraz mówią mi o pewnym jeziorku, które znajduje się o zaledwie dziesięć minut stąd. 

Nie musiałam dodawać niczego więcej. Pociągnął mnie w kierunku, który wskazałam dłonią i szliśmy powoli przez pokryte zielenią i ziołami polami w ciszy. Słyszeliśmy jedynie bzyczenie tysiąca pszczół. Świergot ptaków nad naszymi głowami. Muskanie lawendy pod naszymi dłońmi i na naszych nogach. Gdy dotarliśmy nad skraj jeziora, oboje stanęliśmy w bezruchu i jedynie spoglądaliśmy przed siebie. Oboje pachnieliśmy słońcem, wiatrem i kwiatami. To przynosiło ulgę. Małe jeziorko przed nami aż zapraszało do kąpieli. Otaczała je sama zieleń, a zagłębienie, w którym się znajdowało mogło dać nam wystarczająco dużo prywatności, by czuć się swobodnie. W jego tafli odbijało się błękitne niebo i wielkie białe obłoki. Widok był przepiękny. Zamknęłam oczy i uniosłam twarz do słońca, rozkoszując się jego ciepłymi promieniami na swojej skórze. Moja nikła tarcza wzmocniła się odrobinę i zamknęła wokół mnie, wyciszając wszystkie głosy, pozwalając jedynie tym wybranym, pilnujących dla nie miasta i rezydencji, na prawo do głosu. Milczały jak zaklęte, co jedynie pozwoliło mi się rozluźnić. Zrzuciłam ze swoich stóp trampki i poszarzałe od sadzy skarpetki. Włosy odrzuciłam do tyłu z dala od twarzy. Ich końcówki musnęły kawałek nagiej skóry na moich plecach. Gdy otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę Pierra, ten jedynie mi się przyglądał. 

Jego dłonie wsunęły się do tylnych kieszeni dopasowanych, czarnych spodni. Przesuwające się nad naszymi głowami chmury odbijały się w jego oczach o barwie nocnego nieba. Patrzyłam wprost w nie gdy szłam w jego kierunku powoli, pozwalając by zbyt luźne spodnie zsuwały się boleśnie powoli z moich bioder. Zerknął na nie tylko na chwilę, od razu wracając do moich oczu. Dłonie w jego kieszeniach drgnęły delikatnie, jakby chciał je z nich wyciągnąć i mnie dotknąć. Nie pozwoliłabym mu na to. 

Stanęłam przed nim, a jego wysoka sylwetka rzuciła cień na moją twarz. Jego szerokie ramiona zasłoniły mi cały świat, dokładnie tak jak tego pragnęłam. Brudnymi od sadzy i krwi dłońmi sięgnęłam pewnie po jego koszulę, a on jedynie obserwował moje ruchy. Badał uważnie jak sprawnie rozpinam jego guziki. Jak z każdym ruchem moich dłoni przed moimi oczami ukazuje się coraz więcej nagiej skóry jego klatki piersiowej. Zarys jego obojczyków. Linie pomiędzy piersiami. Płaski wyrzeźbiony przez lata walki brzuch i linia w kształcie ostrej litery V nisko na jego biodrach, prowadząca w sam dół mojego szaleństwa. Gdy rozpięłam ostatni guzik, położyłam dłonie płasko na jego piersi i pozwoliłam sobie nieśpiesznie zbadać każdą krzywiznę, każdy mięsień. Każdą bliznę, którą na sobie nosił. Gdy moje usta odnalazły drogę do jego obojczyka, zadrżał pod moim dotykiem. Widziałam jak jego mięśnie napinały się odruchowo pod moim dotykiem, a on walczył całym sobą, by mi nie przerywać. Widziałam jak jego dłonie zaciśnięte w pięści zwisały po obu jego bokach. Muskając kciukami zarys jego piersi, zsunęłam koszulę z jego ramion i pozwoliłam by z cichym szelestem opadła na trawę u jego kostek. Moje dłonie odnalazły swoją drogę do jego ramion i karku, gdzie gładziły gładką, wrażliwą skórę, doprowadzając go do szaleństwa. Nadal mnie nie dotknął. Czekał na mój znak. Moje pozwolenie, którego jeszcze nie miałam zamiaru mu dać. 

Odsunęłam się od niego o krok i zdjęłam z siebie zrujnowany sweter, który przyklejał się co rusz do mojej skóry. Zrzuciłam go na trawę tuż obok koszuli Pierra, a ciepły wiatr musnął moje nagie piersi i brzuch poplamiony krwawą wodą z fontanny. Uniosłam na niego swoje spojrzenie, a w jego oczach dostrzegałam jedynie ogień i miażdżące go pragnienie. Badał spokojnie moją bladą twarz, bardzo powoli spojrzeniem zjeżdżając w dół na moje ciężkie od podniecenia piersi, brzuch, który pokrywała gęsia skórka, ostatecznie zatrzymując się na spodniach, które ledwie trzymały się moich nagich bioder. Miał rację mówiąc, że tego dnia nie założyłam na siebie bielizny. 

Pozwoliłam, by tylko na mnie patrzył gdy do niego szłam. By mógł mnie oglądać taką jaka jestem. Jego miłość, która niemalże emanowała z jego skóry powodowała, że nie odczuwałam przed nim żadnego strachu ani wstydu. Wiedziałam, że w jego oczach byłam piękna i pożądana. Widziałam to po napięciu jego ramion. Jego przyspieszonym oddechu. Pragnieniu, którym się teraz dławił. Ten jeden dzielący nas od siebie krok zdawał się być torturą, którą musiałam natychmiast przerwać. Moje palce odnalazły drogę do jego spodni, a on spojrzał na mnie z najprawdziwszym ogniem w spojrzeniu. Odpięłam pasek jego spodni wraz z guzikiem i zamkiem i spojrzałam na niego, gdy powoli je z niego zsuwałam, opuszkami palców muskając najdelikatniejszą skórę na jego ciele. Wciągnął do ust powietrze z sykiem, gdy pozbawiłam go reszty ubrania. 

Od jego spojrzenia cała płonęłam, a moje nogi odruchowo mocniej się ze sobą złączyły. Cała pulsowałam. A nawet mnie jeszcze nie dotknął. Pozwalał mi na cokolwiek miałam ochotę. Spojrzałam na niego całego, jakbym widziała go po raz pierwszy. Sposób w jaki promienie słońca tańczyły na jego skórze. Na zarys jego drżących z wysiłku mięśni. Na jego męskość, która była gotowa na wysłanie mnie na wyżyny rozkoszy. 

Zatrzymałam swój wzrok na niej na odrobinę dłużej gdy ostatecznie pozbawiłam się ostatniej rzeczy ze swojego ciała, która nie pozwalała byśmy byli równie przed sobą obnażeni. Gdy sprane jeansy opadły na trawę, a ja stanęłam przed nim kompletnie naga. Byłam pewna, że na chwilę przestał oddychać. Drżąc pod jego spojrzeniem, którym dotykał mnie tam gdzie i tak już pulsowałam, obróciłam się do niego plecami i powoli zaczęłam iść w stronę błyszczącej tafli jeziora. Słyszałam za sobą jego ciche kroki, od których miałam gęsią skórkę. Musiałam potwornie się powstrzymywać, by nie zacząć przed nim uciekać. Gdy moje stopy uderzyły w zimną taflę wody, westchnęłam głęboko, a Pierre za mną wydał z siebie cichy pomruk, od którego włoski stanęły mi dęba na całym ciele. Weszłam powoli do wody i pozwoliłam by toń obmyła mnie całą z brudu i śladów po zbrodni, którą musieliśmy oglądać. Zanurkowałam na chwilę, by i moje włosy się odświeżyły i gdy wyłoniłam się ponad wodę, Pierre znajdował się na wyciągnięcie dłoni ode mnie. 

- Anaisse - jego ochrypły szept sprawił, że odruchowo przygryzłam wargę w oczekiwaniu. Jego mokre włosy przykleiły się do jego skroni, a małe kropelki wody tańczyły na końcówkach jego rzęs. Błagał o pozwolenie. Woda wokół nas zdawała się wrzeć. Przysunęłam się do niego o kilka milimetrów, a on patrzył na mnie jakbym była najpiękniejszą istotą jaką widział w swoim życiu. Nasze twarze znalazły się o zaledwie milimetry od siebie, a on pochylił się w moją stronę, jakby nie mógł oprzeć się ciężarowi tego co nas łączyło. Czekał na mnie, a ja widząc czerń jego oczu kompletnie się mu poddałam. Moje palce wplątały się w jego mokre włosy w momencie, w który moje wargi odnalazły jego. Naparł na mnie mocno, dłońmi mocno mnie do siebie przyciągając. Jego dłonie od razu odnalazły drogę do moich piersi, ściskając je delikatnie, na co dopowiedziałam gardłowym jękiem. W tym samym momencie pogłębił swój pocałunek, jakby pragnął zasmakować tego dźwięku. Odczuć na własnym języku jego drżenie. Całowałam go z całą pasją i nawet najmniejszą krztyną delikatności, gdy jego dłoń zjechała dół mojego brzucha i zatrzymała się niebezpiecznie blisko złączenia moich ud. Niemo błagałam go, by się nie zatrzymywał. Ucisnął delikatnie skórę w dole mojego brzucha, a przed moimi oczami zatańczyły iskry przyjemności. 

Oderwał się ode mnie i zaczął całować skórę na mojej szyi i piersiach, gdy jego długie palce wsunęły się we mnie boleśnie powoli. Syknęłam głośno gdy to uczynił, a on przygryzł skórę na moim ramieniu, gdy jego palce ponowiły swoje ruchy. Tylko o tym potrafiłam myśleć. O jego dłoni pomiędzy moimi nogami. Miękkie dno jeziora pod moimi nogami zaczęło osuwać się spod moich stóp, gdy jego kciuk odnalazł drogę do mojego najwrażliwszego miejsca. Odrzuciłam głowę do tyłu i wydałam z siebie głośne westchnienie rozkoszy. Chciałam go powstrzymać. Chciałam, by odbyło się to inaczej, jednak przyjemność kompletnie odebrała mi jasność myślenia. Moje biodra zaczęły poruszać się na jego dłoni, co przyjął z szerokim, szelmowskim uśmiechem.

Jego zęby musnęły moje gardło, a ja zacisnęłam swoje dłonie boleśnie na jego ramionach. Przez moje ciało przetoczyła się pierwsza fala przyjemności, która była zapowiedzią kolejnej, od której zaprało mi dech. Uwiesiłam się na jego szyi, kompletnie zdana na jego łaskę. Pocałował mnie mocno, widząc w jakim jestem w stanie i wolną dłonią uniósł moje biodra w górę bym oplotła udami jego talię. Nie potrafiłam tego uczynić, gdyż w tym samym momencie przetoczyło się przeze mnie najprawdziwsze tsunami spełnienia, od którego aż zapiekły mnie łzy w kącikach oczu. Drżącym głosem szeptałam jego imię gdy rytmicznie rozpadałam się i zapadałam w siebie, a on nie dawał mi ani chwili wytchnienia. Jego dłoń nie przestawała się poruszać, a ja nie miałam pojęcia ile jestem w stanie tak jeszcze trwać. Moje gorące czoło opadło na jego ramię gdy jego palce ostatecznie zatrzymały się we mnie i nacisnęły mocniej na jedno, jedyne miejsce, którego nie potrafiłam znieść. Wydałam z siebie niemal krzyk, bolesne błaganie. Nie mogąc już dłużej tego znieść ugryzłam go na złączeniu ramienia i karku. Spełnienie, które mną zawładnęło kompletnie mnie obezwładniło. Poczułam na swoich wargach nikły smak złotej krwi, która krążyła i moimi żyłami. 

Dłoń Pierra wysunęła się ze mnie niezwykle delikatnie, po to by ująć moje uda i unieść mnie w górę i owinąć wokół własnych bioder. Zmusiłam swoje drżące z wysiłku mięśnie, by go usłuchały, gdy powoli wynosił mnie z jeziora, a z naszych ciał kapała zimna woda. Wiatr muskał moje płonące ciało, a słońce całowało nagie plecy. Wtuliłam się w niego mocno, twarz chowając w jego włosach. 

- Jesteś moja - wyszeptał bez tchu gdy zatrzymał się na granicy jeziora, w miękkiej do kostek trawie. 

- Tak - wyszeptałam, odrywając twarz od jego szyi i patrząc na jego błyszczące oczy. Wpatrywał się w moje szczypiące od rumieńców policzki i błyszczące od łez oczy. Czułam jak bardzo nabrzmiały były moje usta. Całe ciało mnie bolało. Każdy cal. 

Bardzo powoli ukląkł na ziemi, całując mnie słodko w usta. Położył mnie na miękkiej trawie, po chwili unosząc się nade mną na swoich ramionach. Kolanem rozsunął moje nogi i po raz ostatni spojrzał na mnie całą, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie dzieje się w tej chwili. 

- Jesteś moja - powiedział po raz kolejny, gdy pochylił się nade mną. Pomiędzy nogami poczułam gorąco jego ciała. Niemalże zadławiłam się własną śliną, tak bardzo zaschło mi w ustach. 

- A ty jesteś mój - powiedziałam, wyciągając dłoń do jego twarzy. Opuszkami palców musnęłam jego opuchnięte od pocałunków usta. Pocałował powoli wnętrze mojej dłoni patrząc mi w oczy. Drugą odnalazł moją w wysokiej trawie, tylko po to by spleść ją ze swoimi palcami. Jego biodra przybliżyły się do moich, a ja zadrżałam czując to jak blisko mnie się znalazł. Odchodziłam od zmysłów. Wiłam się pod nim w oczekiwaniu. Odsunął moją dłoń od swojej twarzy i po tym jak i ją splótł ze swoimi palcami i położył bok mojej głowy, wsunął się we mnie głęboko. Powoli wsuwał i wysuwał się ze mnie, scałowując z moich warg każde moje westchnienie i szept jego imienia. Przyspieszył dopiero gdy niemalże łkając, go o to poprosiłam. 

Byłam pewna, że nasze okrzyki spełnienia słyszała cała okolica. Nie żebyśmy się tym nadzwyczaj przejmowali. Pierre leżał na mnie ciężko dysząc, gdy powoli oboje dochodziliśmy do siebie. Gładziłam powoli włosy na jego karku, jego gładkie plecy. Krzywiznę ramion. Mogłabym przysiąc, że pierwszy raz od naszego pierwszego spotkania, po ponad roku przerwy, się rozluźnił. Czułam jego ciepły oddech na swojej piersi, którą raz po raz muskał dłonią, posyłając iskry wzdłuż mojego kręgosłupa. Zapach otaczających nas traw i ziół był zniewalający, jednak jedyne o czym potrafiłam w tamtym momencie myśleć, to łącząca nas złota sieć, która śpiewała głośno w moich żyłach i jaśniała przed moimi oczami. Jego nos musnął przestrzeń pomiędzy moimi piersiami, a ja zaśmiałam się cicho pod jego dotykiem. Oderwał się ode mnie, a miejsce, w którym jeszcze chwilę temu leżał, wydało się przeraźliwie zimne. 

- Pachniesz mną - powiedział w pełni z siebie zadowolony. Zniżył się nade mną po raz kolejny i jego nos dźgnął skórę na mojej szyi. Byłam zbyt zmęczona by zareagować. - Tak. Zdecydowanie mną pachniesz. 

- Rozumiem, że to cię cieszy? - spytałam sennym głosem, a jego uśmiech się poszerzył. Jego dłoń z moich piersi zjechała na mój brzuch. Drgnęłam nieświadomie pod jego dotykiem. Mój wzrok padł na jego ramię, w które ugryzłam go wiedziona pasją. Pozostały po nim jedynie zasklepiające się na moich oczach ranki. Dowodami mojej małej zbrodni mogły być jedynie małe ślady zaschniętej krwi. 

- Tak. Każdy wampir, na którego się natkniesz, będzie wiedział, że do mnie należysz - powiedział z pełnym zadowoleniem. Należenie. Po raz kolejny to słowo. Zmarszczyłam brwi słysząc jego słowa, ważąc je. Smakując. Nie byłam jego przedmiotem. Nie byłam jego własnością. Chciał jedynie bym była tylko ja i on. Widząc moją minę zmusił mnie do siadu. Jęknęłam cicho z wysiłku. - Mam na myśli to, że jesteś częścią mnie. Moją duszą. Moim sercem. Jesteś moja w takim samym stopniu, jak ja jestem twój. 

- Wiem - powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy. - Wiem. Po prostu...

- Ja też miałem z tym problem - powiedział gładko, a jego dłoń odgarnęła włosy z mojej twarzy. Był taki czuły. - Zawsze był ktoś, kto chciał mnie na własność. Żądał moich umiejętności. Traktował mnie jak trofeum albo przedmiot kurzący się na półce. Nie tego od ciebie pragnę. Chcę...ciebie - powiedział, a jego głowa przekrzywiła się na bok gdy na mnie spoglądał. - Twojego serca. Niczego więcej. 

- Masz je już od dawna - powiedziałam cicho. Uśmiech, który mi posłał był tak boleśnie szczery i promienny, że coś w moim sercu drgnęło delikatnie na ten widok. - Myślałam, że o tym wiesz. 

Pokiwał przecząco głową. 

- Nigdy nie poprosiłbym cię o żadne deklaracje. Nie po tym co tobie zrobiłem. Po tych wszystkich manipulacjach i kłamstwach - spuścił wzrok na swoje dłonie. Sposób jaki przede mną klęczał w tej pięknej, soczyście zielonej trawie. Kompletnie nagi, w promieniach słońca sprawił, że mimowolnie zadrżałam. On mnie błagał. Nie miałam pojęcia, że mam nad nim tak ogromną władzę. Nie byłam pewna, czy mi się to podobało. - Długo mnie nie było. Myślałaś, że cię porzuciłem. Zakochałaś się w kimś innym. Nie śmiałbym mieć nawet nadziei. Wystarczało mi, że kocham nas za nas obojga. 

- Pierre...- zaczęłam i wyciągnęłam w jego stronę swoją dłoń. 

- Wiem, że to co czujesz do Roberta jest prawdziwe. Wiem, że go kochasz. 

- Tak - powiedziałam prosto. To miało sens tylko wtedy gdy byliśmy ze sobą szczerzy. - Kocham - dodałam, a on zamarł tak samo jak jego oddech w piersi. Nikt przecież na tym świcie nie potrafił się odkochać z dnia na dzień. - Problem polega na tym, że nigdy z nim już więcej nie będę. Zarówno dlatego, że najzwyczajniej nie mogę, ale dlatego też, że...nie chcę - powiedziałam cicho niczym sam szept wiatru. Oczami wyobraźni nadal widziałam to jak na mnie spojrzał po przemianie. Jego niechęć i obrzydzenie. Obrzydzenie i nienawiść zaraz po tym jak oddałam za niego życie. Nie wiedziałam, czy będę kiedykolwiek w stanie mu to wybaczyć. - Byłam z nim, bo ciebie nie było obok. Jakkolwiek moje uczucia nie byłyby czyste i szczere, a nasza miłość prawdziwa, był to jedynie pożyczony czas. Czas, który ty nam dałeś, starając się uratować moją skórę. Zastanawiam się czasami, w jakim stopniu było to wszystko tym, czego naprawdę chciałam. Tak desperacko starałam się zakleić tą potworną dziurę po twojej obecności - zamilkłam na chwilę. - Myślę, że było to prawdziwe tak długo jak tego potrzebowałam. Tak długo jak pozwalało mi to normalnie żyć - chwyciłam pewnie po jego dłoń, a on uniósł na mnie swoje ciemne oczy. - Żyć bez ciebie. 

 Przysunęłam się do niego delikatnie, a on uścisnął moją dłoń mocniej. 

- Czy kiedykolwiek byś po mnie wrócił? - spytałam, patrząc mu w oczy. - Gdybyśmy nie spotkali się w Wenecji? Czy wróciłbyś do mnie? 

- Tak - powiedział na jednym tchu. 

- I mnie kochasz? - spytałam, a on przysunął się do mnie bliżej. Jego dłoń pogładziła moje nagie udo. 

- Do końca naszych istnień i jeszcze dłużej potem. 

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, po czym schyliłam się, rozplatając swoje nogi przed nim. Mocno go pocałowałam, powoli się na niego wspinając. Dłońmi przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam na nim okrakiem, górując nad jego sylwetką. Odchylił głowę do tyłu, by na mnie spojrzeć. 

- To dobrze - powiedziałam, a on kiwnął głową powtarzając mój gest. Jego palce przesuwały się powoli po wewnętrznej stronie moich ud. - Bo w takim razie jest nas oboje. 

Co działo się potem, pozwoliłam pozostawić dla siebie samej. 

********************************

Ten rozdział....

Napisałam go dla własnej przyjemności oraz dla każdego, kto zarzucał mi, że pisałam takie rozdziały z udziałem Roberta, a nigdy Pierra. Tak więcej dostaliście smakowity kąsek #TeamPierre 

Do następnego? 

All the love! S. 

ps. nie będzie mnie tutaj przez tydzień (wakacje i podróżowanie) więc pojawi się tutaj coś dopiero w następną niedzielę! Wesołych Świąt Wielkanocnych? ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro