Rozdział 28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby tylko mieszanie parującej herbaty mogłoby naprawić wszystkie problemy tego świata. Gdyby tylko łyżeczka miodu mogła osłodzić wszelkie trudności, a powolne ruchy dłoni uspokoić wszelkie burze, przez które przechodziliśmy w naszym życiu. Gdyby tylko. 

Myślałem o tym i wszystkim innym (między innymi dlaczego po raz kolejny stoję po kolana w szambie), nie wiedząc za bardzo, co mam począć. Po paru godzinach nieustannego czuwania przy boku nieprzytomnej Anaisse, prób wdarcia się do jej umysłu, by dostać choć skrawek informacji na temat tego, co do cholery się wydarzyło, postanowiłem się wreszcie poddać. Jej moc doskonale zdawała sobie sprawę z mojej obecności. Wyczuwała ją, wiła się przy niej, czasami miałem nawet wrażenie, że przysuwała się do niej odruchowo, w poszukiwaniu bliskości, jaką dawało jej to, kim byłem. Nigdy jednak się przede mną nie cofnęła. Nie odstąpiła swojej pani na krok, jakby ta nakazała jej ścisłe pilnowanie swojego umysłu. Gdyby tylko pozwoliła mi zobaczyć, to co ona sama zobaczyła. Gdyby tylko pozwoliła mi zdjąć choć ten jeden ciężar z jej ramion. Nie byłem pewien, czy po zobaczeniu jej koszmarów, sam potrafił bym jeszcze kiedyś zasnąć. Obawiałem się, że nie, jednak byłem gotów podjąć to ryzyko. 

Zostawiłem ją na chwilę samą, wiedząc pokrętnie, że będę wiedział kiedy dokładnie się przebudzi. Sen, który narzucił na nią Magnus miał za zadanie ją wyleczyć. Pozwolić jej ciału odpocząć po horrorach, na które się zgodziła. Naprawić mógł on jednak rany fizyczne. Tych psychicznych nie mógł wyleczyć nikt poza nią samą. 

Kompletnie zamyślony nie zauważyłem gdy do nieskazitelnie czystej kuchni weszła Chelsea. Oparła się o marmurowy blat u mojego boku i spojrzała smętnie, na moje splecione na parującym kubku, dłonie.

- Morta się obudziła - powiedziała cicho, a jej poszarzała twarz, uniosła się na moje przyćmione spojrzenie. 

- Mówiła coś? - spytałem.

- Nic, co miałoby sens - odparła zmęczonym głosem, siadając na wysokim stołku u mojego boku. - Ciągle powtarza imię Anaisse i żąda jej obecności. 

- A jej umysł? 

- Szaleństwo - potarła zmęczoną twarz drobnymi dłońmi. - Przypomina to zaglądanie do umysłu kogoś, kto postradał zmysły. Nic z tego, co w nim widziałam, nie ma sensu. Widziałam jedynie obrazy.

- Jakie? - oboje nie chcieliśmy znać odpowiedzi na to pytanie. Na chwilę zapadła pomiędzy nami ciężka cisza. 

- Koszmaru - wzdrygnęła się, to mówiąc. - W jej wizjach piekło to nie tylko ogień i ból i potwory - zaczęła powoli tłumaczyć. - To jakby jedna wielka sieć połączonych ze sobą piekieł. Koszmarów odtwarzanych raz za razem w głowach tych biednych dusz. 

- Nie ma jednego piekła - powiedziałem cicho. 

- Nie. Jest ich tak wiele, jak jest w nim dusz. 

- To ma sens - westchnąłem, czując jak mój żołądek boleśnie się zaciska ze strachu. - Każdy przeżywa swoje własne w otoczeniu innych. Wyrafinowana tortura - Chelsea jedynie skinęła twierdząco głową. - Jakie było jej? 

- Pełne mroku. Zagubienia - odebrała z moich dłoni parujący napój i upiła z niego łyk. - Była zawieszona pomiędzy milionami wspomnień innych ludzi. Zabijały ją wspomnienia innych. Śmierć innych. 

- Nie spodziewałbym się niczego innego po osobie, która od wieków żyła w głowach innych. 

- Mnie spotka to samo - wyszeptała nagle Chelsea. - Teraz to wiedząc, przeraża mnie to jeszcze bardziej. To co z nami zrobią w zaświatach - oboje nawet nie zakładaliśmy, że moglibyśmy trafić gdzieś indziej. Ruszyć dalej. 

- Jeśli zacznę o tym myśleć, to chyba oszaleję - przerwałem jej bieg myśli, czując jak przerażenie odbiera mi umiejętność oddychania. Doskonale wiedziałem jak wyglądałoby moje piekło. Wiedziałem też, że utknąłbym w nim na całą nieskończoność, po tym wszystkim czego się dopuściłem. - A co z Anaisse? Widziałaś ją? Wiesz cokolwiek? - pokiwała przecząco głową. 

- Morta traktuje ją jako wybawicielkę. Widziałam jedynie jej ocalenie. To jak po nią przyszła. Nie wiem ile jej to zajęło i jak tego dokonała. 

- Mogła być tam przez...

- Wieki. Lata. Miesiące - powiedziała Chelsea, wzdrygając się na swoim miejscu. - Tego nie ustaliłam. 

Oboje zamilkliśmy, wpatrując się w swoje dłonie. Jej, obejmujące skradziony mi napój, moje tak blade we wpadającym do kuchni blasku słonecznym. Musieliśmy jeszcze tego samego dnia się stąd ewakuować. Po tym do jakiej rzezi doprowadziliśmy wczoraj, nie mieliśmy prawa tutaj przebywać. Nawet jeśli nie złamaliśmy żadnych umów ani postanowień. Zemsta była zbyt słodka by rodziny straconych pozwoliły nam odejść w spokoju. I to wszystko przez Sorela, który planował coś, nad czym nie miałem ochoty się nawet zastanawiać. Nawet chyba nie musiałem. W najgorszym scenariuszu mógł pragnąć naszej śmierci. Każdego z nas, co wcale nie wydawało się tak mało prawdopodobne. Zastanawiało mnie jedynie, czy do listy straconych wliczał także Anaisse. Jeśli tak było, pozostała mi tylko jedna rzecz do wykonania. Musiałem go zabić, nie ważne jaką miałem za to zapłacić cenę. 

- Anaisse zaczyna się przebudzać - wraz z Chelsea drgnęliśmy na swoich miejscach, nagle w wejściu do pomieszczenia widząc Blaise'a. Wyglądał na przeraźliwie zmęczonego. Od wczoraj nawet się nie przebrał, a jego rozsypane na głowie, w nieładzie włosy, sprawiały, że wyglądał doprawdy żałośnie. Nie mogłem go o to winić. Wczoraj spotkał się z kimś, kogo nie widział od setek lat. Kogoś, kto tyle kiedyś dla niego znaczył. Kogoś, kogo błagał o wybaczenie. Nie mówiąc już o tym, że pewnie obwiniał się o to, co musiała przejść Anaisse. Jeśli mieli oni między sobą niewyrównane rachunki, byłem pewien, że w tym momencie każdy dług został spłacony. Nie wiem sam, czy ja kiedykolwiek  śmiałbym poprosić Isse o równie ogromną przysługę. - Magnus jest u jej boku, ale jestem pewien, że bardziej ucieszy się na twój widok niż jego. 

Tylko na niego patrzyłem walcząc z niechęcią, którą odczuwałem w stosunku do niego w tamtym momencie. Nie miałem zamiaru ukrywać tego jak potwornie byłem na niego wściekły za to, że wykorzystał wraz z Anaisse moment mojej nieuwagi na to, by zrobić coś tak idiotycznie głupiego. Nie miałem zamiaru jednak wspominać o tym słowem. Ani o tym, że wszyscy prawie z tego powodu zginęli. Di Breu poprosiła o tylko jedną rzecz. Jedną jedyną, którą musiałem uszanować. Pragnęła sama decydować o sobie i podejmować własne decyzje, nie ważne czy mi się one podobały czy nie. Wiedziałem, że w momencie, w którym po raz kolejny przekroczę wyznaczoną przez nią granicę, po prostu ją stracę. Zapędziłem ją w sam kąt. Odebrałem jej wszystko, nawet jej wolność. Jedyne czego ode mnie pragnęła, to zwrócenie jej prawa, którego nawet nie miałem prawa tknąć. 

Dlatego nie wypowiedziałem absolutnie ani jednego słowa. Po prostu wstałem ze swojego miejsca i powoli ruszyłem w stronę wyjścia z kuchni. 

- Pierre... - zaczął zmęczonym głosem, jednak ja jedynie minąłem go w drzwiach i ruszyłem wolnym krokiem w stronę sypialni, w której spała. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Nie mogłem także przewidzieć tego jak się zachowa. Najbardziej bałem się chyba tylko jej samej. Nie wiedzieliśmy jak wiele czasu spędziła z zaświatach i czy wróciła z nich jako ta sama osoba. Kto by pomyślał, że tak wiele może zmienić się w zaledwie 60 sekund? Właśnie takie momenty sprawiały, że dwa razy zastanowiłem się, nim uznałem coś za pewnego. 

Zapukałem cicho do drzwi jednej z gościnnych sypialni, czekając na cichy głos zapraszający mnie do środka. Zamiast tego drzwi po prostu otworzyły się przede mną otworem, a ja ujrzałem Magnusa pochylającego się nad leżącą na łóżku Anaisse, skąpaną w słonecznym blasku. Wiedziałem, że po tej całej ciemności, której zaznała, będzie tego pragnęła. Tyle blasku i jasności, ile jest to możliwe. Wszedłem powoli do środka, pozwalając by Magnus po raz kolejny wyręczył mnie swoją magią, w zamykaniu drzwi. Nie widziałem niczego poza nią. Spoglądającą spokojnie przez boleśnie świetliste okna. Pozwalającą by Magnus leczył reszki jej ran, które goiły się na naszych oczach. Wystarczyło jeszcze tylko kilka chwil, by jej skóra z czerwonej i poznaczonej szramami, zamieniła się w idealny, miękki alabaster. Nawet nie ukrywałem, że odczułem powalająca mnie ulgę, że cokolwiek się jej przydarzyło, nie miało to pozostawić na jej skórze nawet najmniejszej blizny. 

Magnus wyszeptał do niej kilka słów po czym zostawił nas samych. Ją nadal wpatrzoną w odległe okno, zakopaną po samą szyję w puchowej pościeli i mnie, stojącego u podnóża łóżka, jedynie na nią patrzącego. 

- Miałeś do mnie przyjść - powiedziała cicho, odwracając powoli swoją twarz w moją stronę. Zmarszczyłem czoło zmieszany, a ona wyciągnęła w moją stronę swoją dłoń. - Po zwiadach miałeś do mnie przyjść - drgnąłem słysząc jej słowa. To były ostatnie słowa, które do niej skierowałem zanim wraz z Blaisem i Magnusem wpakowała się w magiczne gówno. 

- Nie odstępowałem cię na krok. Obiecuję - obszedłem łóżko i usiadłem na jego skraju. Pewnie pochwyciłem jej dłoń, a ona odgarnęła pościel, robiąc dla mnie miejsce. Nie udawałem, że kompletnie mnie tym zaskoczyła. Tym jak normalnie się zachowywała. Przysunąłem się do niej, a ona przesunęła się na bok. Zacząłem zrzucać ze swoich stóp zakurzone buty, gdy dodała. 

- Porzuciłeś mnie z tym szaleńcem dla kubka herbaty - jej ton był tylko i wyłącznie oskarżycielski. Położyłem się obok niej, a ona pociągnęła mocniej nosem. - I byłeś z Chelsea. 

- Imponujące - rzuciłem jedynie pod nosem, a ona zarzuciła na nas pościel, przysuwając się do mnie. Uniosła na mnie spojrzenie swoich zielonych oczu, które choć wyrażały radość, wydawały się nadal nieobecne. Nigdy wcześniej tak na mnie nie spojrzała. Nawet gdy była człowiekiem. Jej spojrzenie stało się wierną kopią mojego własnego. Pełnego ukrytego smutku i mądrości przeżytych lat i widzianych potworności. Spojrzenie człowieka o wiele starszego niż mogłoby się zdawać. 

- Dotknij mnie - wyszeptała, dłonią powoli dotykając mojej twarzy. Zawahałem się na chwilę, a ona dodała. - Nic mnie nie boli. Nie zrobisz mi krzywdy. 

Nie musiała powtarzać tego jeszcze raz. Moje ramiona odnalazły ją po omacku, przyciągając ją mocno do mojego ciała. Jej twarz wtuliła się w moją pierś, a jej ramiona objęły mnie ściśle. Objąłem ją ściśle i wtuliłem się w nią równie oddanie, co ona we mnie. Dopiero gdy nasze oddechy się ze sobą wyrównały, poczułem jak całe moje ciało, które przeraźliwie spięte od wczoraj, dopiero teraz się rozluźniło. Jej zrobiło to samo. Westchnęła cicho, gdy jedną z dłoni zacząłem przeczesywać złote pasma jej włosów, powoli pieszcząc skórę na jej karku. Zamknęła zrelaksowana oczy, a ja przyłożyłem usta do czubka jej głowy. 

- Tęskniłam za tobą - powiedziała tak cicho, że równie dobrze mógłby to być szelest wiatru. - W każdej sekundzie. Przy każdym oddechu. Jedynie myśl o tobie i powrocie do ciebie, pozwoliła mi się tam nie zgubić. Tak długo jak ciebie tam nie spotkałam, wiedziałam, że nadal śnię. Dusza obiecała mi minutę na ziemi. Wiedziałem, że jesteś bezpieczny. Że nadal będziesz żył, kiedy wrócę. 

Poczułem jak jej dłoń odnalazła moją, ściśle oplatającą jej talię. Kciukiem pogładziła srebrny pierścień na moim palcu. Ten sam, który należał do mojej rodziny od wieków. Zamarliśmy w pełnej ciszy przerwie na kilka długich chwil.

- Wiem o co chcesz spytać - powiedziała, podnosząc się z mojej klatki piersiowej, spoglądając na mnie z dołu. - Nie wiem ile tam byłam - oparła brodę o moją pierś, a ja odruchowo z jej karku, przesunąłem dłoń na jej policzek, odgarniając zagubiony kosmyk za jej ucho. - Kilka dni? Tygodni? Na tyle długo, bym zaczęła wierzyć w to, że nie wrócę - zadrżałem słysząc jej słowa. Widząc moją reakcję pochwyciła moją dłoń i ucałowała jej wnętrze. 

- Jak odnalazłaś Mortę? - spytałem.

- Gdy odnalazłam siłę na to, by się nie poddawać i wykonać zlecone mi zdanie, zlokalizowałam ją po wspomnieniach innych. Dotarłam do niej w momencie, w którym wiedziałam, że jestem wzywana spowrotem. Coś wokół się zmieniło. Chwyciłam ją w ostatnim momencie. 

- Czy cierpiałaś będąc....

- Nie - powiedziała niemal od razu. - Nie fizycznie. Jestem jedynie pośrednikiem. Nie należę tam. Nie przechodziłam przez to samo, co te dusze. 

- Ale twoje rany... - wpadłem jej w słowo a ona skrzywiła się na nieznane mi wspomnienie. 

- To, że nie przechodziłam przez to samo, co trzymane tam dusze, nie znaczy, że w momencie, w którym dane mi było powrócić, nie próbowały zmusić mnie, bym zabrała je ze sobą. 

Zapadła pomiędzy nami miażdżąca cisza. 

- Dlaczego nie wróciłaś szybciej? - spytałem cicho, gdy ona zaczęła sunąć w górę mojego ciała, zawisając tuż nad moją twarzą. - Jesteś pośrednikiem. 

- Bo zawarłam umowę - powiedziała prosto. - Wpadłam na to po kilku dniach. Myślę, że w normalnych warunkach mogłabym wrócić kiedy zechcę. - Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - jej dłonie odnalazły drogę do mojego karku. Cały ciężar jej ciała opadł na moją pierś, co przyjąłem z cichym pomrukiem zadowolenia. - Dlaczego jeszcze na mnie nie krzyczysz? - jej twarz znalazła się o zaledwie kilka centymetrów od mojej. 

- Szczerze? - spytałem. Ona jedynie kiwnęła głową, bawiąc się moimi włosami na karku. - Nie wiedziałem w jakim stanie będzie dane mi z tobą rozmawiać. Czy będziesz w ogóle w stanie rozmawiać. Po tym, przez co przeszłaś...

- Jest ci mnie szkoda - powiedziała tak prosto, że zamarłem w bezruchu. - Szkoda i żal. 

- Nie możesz mnie o to winić - powiedziałem, patrząc prosto w jej piękne, smutne oczy. 

- Myślałeś, że jaka wrócę? 

- Inna - odpowiedziała mi jedynie cisza. - Przerażona. Zraniona. Przytłoczona. To co widziałaś...

- Nie chcę twojej litości - powiedziała mocno i stoczyła się z mojego ciała. Opadła bezwładnie na pościel i spojrzała tempo na sufit. 

- Nie to ci oferuję - uniosłem się na ramieniu i spojrzałem na nią z góry. - Pocieszenie. Wsparcie. Bezpieczeństwo. To właśnie tobie oferuję po tym, jak skończyłaś w cholernym piekle na kilka tygodni - mój głos uniósł się bezwiednie, zamieniając się niemalże w krzyk. - Jestem ciekaw, jak ty byś się zachowała na moim miejscu - podniosłem się do siadu, patrząc na nią z coraz większą złością. - Jak byś się zachowała gdybym wykorzystał chwilę twojej nieobecności, by zrobić coś tak kurewsko idiotycznego... 

Choć nie mogłem w to uwierzyć, na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. 

- Czy ty mnie właśnie sprowokowałaś? - spytałem ze złością, wstając z łóżka z zamiarem stoczenia tej walki stojąc. W tamtym momencie miałem gdzieś to, że właśnie wróciła z piekła. Kompletnie jej nie rozumiałem. - Chciałaś, bym na ciebie nawrzeszczał? 

- Tak - odparła nadal patrząc na ten pieprzony sufit. - Po pierwsze, dlatego, że mi się to należy. Po drugie - westchnęła i poniosła się do siadu. - by udowodnić to, że nie jestem w kolejnej pętli wspomnień - przez jej twarz przebiegł cień. Szukała kotwicy. Czegoś co upewni ją w tym, że nie śni. Że wróciła. - I po trzecie, głównie dlatego, że gdy na mnie krzyczysz wiem, że mnie kochasz. 

- Nie wiedziałem, że teraz lubujemy się w szorstkiej miłości - fuknąłem na nią, a ona spojrzała na mnie z błyskiem w oku. - I żeby było jasne, jestem ostatnią osobą, która by się nad tobą litowała. 

- Wiem - powiedziała jedynie. Burza blond włosów opadła na jej piersi i twarz, gdy przesunęła się do przodu w moją stronę. - Wiem.

- I żebyś nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że jestem na ciebie wściekły. Ciebie, Magnusa ale głównie cholernego Blaise'a. Powinienem mu za to skopać dupę, ale w tym momencie nawet ja nie mam serca kopać leżącego. 

Nawet nie drgnęła słysząc imię przyjaciela. Nie spytała o niego. Niczego nie drążyła. 

- Pójdę po niego - zacząłem odwracać się do niej plecami. - Widzę, że jesteś w nastroju do krzyku. Możesz spokojnie się na nim wyżyć. 

- Nie chcę go oglądać - powiedziała cicho. Sposób w jakim to powiedziała, sprawił, że zatrzymałem się na swoim miejscu. - Nie mogę. Nie jestem jeszcze na to gotowa. 

- Ale jesteś gotowa na to, by mieszać mi w głowie i obrzucać mnie oskarżeniami. 

Kompletnie nie zareagowała na moje słowa. 

- Mogę jedynie domyślać się tego co zobaczyłaś i jak to na ciebie wpłynęło. Z jakimi koszmarami stanęłaś twarzą w twarz. Nikt po czymś takim nie byłby sobą. Nie możesz oczekiwać ode mnie tego, że w pierwszej chwili, w której cię zobaczę, będę zachowywał się normalnie. 

- Niczego nie rozumiesz, prawda? - powiedziała cicho, przyciągając kolana do swojej piersi. Odwróciła twarz ponownie w stronę wielkich, kryształowych okien. - To właśnie takie chwile sprawiają, że jeszcze czuję, że mam grunt pod nogami. Ten mały pierwiastek normalności. Poczucie, że nawet po zobaczeniu tego wszystkiego, usłyszeniu tych głosów, mogę wrócić tutaj i żyć. Być normalna

- Nie jestem pewien czy coś takiego jak normalność jeszcze dla nas istnieje. 

- Czy nie tego pragnąłeś po koszmarach jakie przeżyłeś w Meksyku? Czy nie porzuciłeś wszystkiego, by zaznać spokoju i doświadczyć przyziemnego życia? 

Podszedłem do niej powoli i usiadłem na skraju łóżka, wiedziony ciężarem wspomnień tak krwawych i bolesnych, że na chwilę kompletnie się w nich zatraciłem. 

- Tak - odparłem po bardzo długiej chwili. Byłem jej winny szczerość. - Tak. Jestem to w stanie rozumieć. 

- Zrozum więc, że w najbliższym czasie mogę nie być sobą. Mogę desperacko szukać normalnego życia. Normalnych reakcji. Że mogę nie być w stanie znieść tego jak się ze mną obchodzicie. To wszystko będzie mi tylko przypominało o... - urwała.

- Mamy bardzo kiepskie wyczucie czasu - westchnąłem głośno i przeczesałem włosy dłonią z dala od moich oczu. Zimne palce opadły na mój kark, gdy spojrzałem na nią z żalem. Nadal na mnie nie patrzyła, a jej szczupłe ciało odziane jedynie w białą koszulę wydawało się tak kruche. - Jest coś co powinienem tobie powiedzieć. 

- I coś czuję, że mnie to nie ucieszy ani nie podniesie na duchu. 

- Nie - odparłem niemal od razu. Zmarszczyła czoło i powoli odwróciła się w moją stronę. 

- Dobrze - spojrzała w moją twarz, mocno się nad czymś zastanawiając. - Zanim jednak mi to powiesz, musisz coś dla mnie zrobić. 

- Co tylko zechcesz. 

- Musisz odebrać mi te wszystkie wspomnienia. Je wszystkie - przygryzła nerwowo wargę, przeczesując włosy z dala twarzy z roztargnieniem. - Wszystkie wspomnienia z zaświatów - jej oczy odnalazły moje, pozwalając mi, pierwszy raz od jej przebudzenia, naprawdę zobaczyć co się z nią dzieje. W jej oczach zalśniły łzy, a bariera, którą tak szczelnie się osłaniała, zaczęła powoli się przede mną otwierać. - Miałeś rację mówiąc, że nie wrócę taka sama. Że mnie to przytłoczy - mówiła coraz szybciej. - Że to wszystko mnie odmieni - po jej policzku potoczyły się łzy, a moją głowę zalała taka potworna wrzawa krzyków i wrzasków bólu i błagania, że niemalże odruchowo zakryłem uszy dłonią. Wnętrzności podjechały mi do gardła, gdy ujrzałem skrawek jej wspomnień. To było potworne. Tak potworne. - Nie zniosę tego Pierre. Nie dam rady tego udźwignąć. Zabierz to ode mnie. Na tak długo aż będę gotowa stawić temu czoła. 

- Anaisse... - wyszeptałem, a ona kompletnie się przede mną załamała. Widziałem jak jej maska spokoju opada, a wszystko co próbowała przede mną ukryć, odpada z niej niczym pokruszona skorupa. Była w rozsypce. Kompletnej i niezaprzeczalnej rozsypce. Widziałem już to dawno, dawno temu. Wtedy doprowadziło to do czyjejś  śmierci. 

- Wiem o co cię proszę i wiedz, że nie zrobiłabym tego, gdyby nie najczystszy akt desperacji. Wiem, że nienawidzisz tego daru. Że już raz mi to zrobiłeś i prawie mnie przez to straciłeś - wyciągnąłem dłoń w stronę jej twarzy, a kolejna z setek wylewanych przez nią łez, opadła na nią niczym kropla deszczu. - Tym razem cię jednak o to błagam. 

Patrzyłem na nią, na to co się z nią działo. Na jej ból. Pozwalając, by to wszystko co widziała i słyszała przelewało się przez mój umysł znacząc go koszmarnymi bliznami i szramami. 

- Nie zniosę tego - wyszeptała na sam koniec. - Nie zniosę - i widząc jej spojrzenie, wiedziałem, że nałożyła na siebie wyrok. Nie była na to wszystko gotowa. Nikt by nie był. Zdecydowanie w takich ilościach, tak szybko i boleśnie. Była taka młoda. Dostała tak potworny dar. Zrobiła to wszystko dla nas. Nie miała czasu by na nowo się odkryć. Opłakiwać życie, które straciła i wszystkie związane z nim możliwości. Nie posklejała jeszcze swojego złamanego serca, ani nie pogodziła się z tym jak będą wyglądały od teraz jej stosunki z rodzicami. Każdy postradałby z tego powodu zmysły. Każdy. 

- Dobrze - powiedziałem szeptem, a ona wydała z siebie cichy jęk ulgi i pozwoliła się przytulić. Nie wiedziałem ile przepłakała w moich ramionach. Ile czasu wylewała z siebie to całe cierpienie i ból. I ja przejąłem go na siebie. Przez ile jej wspomnień sam miałem nigdy więcej nie zaznać spokoju. Gdy uspokoiła się w moich ramionach, delikatnie ująłem jej podbródek w swoje palce i uniosłem jej zapłakaną twarz, tak bym mógł spojrzeć w jej oczy. 

- Jesteś tego pewna? - spytałem. - Wszystko jest jeszcze bardzo świeże. Może za kilka dni będziesz w stanie... - nawet nie pozwoliła mi zakończyć tego zdania. 

- Zabierz je ode mnie - jej dłonie desperacko zacisnęły się na materiale mojej koszuli. Niemalże ją darła. - Zostaw tylko tyle, ile muszę wiedzieć. Tyle to, co jest niezbędne - mój kciuk delikatnie pocierał jej blady policzek. To była jej decyzja. Tylko i wyłącznie jej do podjęcia i choć miałem całą masę słów sprzeciwu i powodów dla, których nie powinienem tego robić, powodów dla których i ona powinna zachować własne wspomnienia, postanowiłem uszanować jej decyzję. Kolejny raz. Tak jak powinienem robić to od samego początku. 

- Zamknę je wszystkie w twojej podświadomości - powiedziałem, chwytając mocniej za jej podbródek. - Odzyskasz je, gdy będziesz na to gotowa - kiwnęła jedynie głową. Jej dłonie na mojej piersi drżały, tak samo jak jej usta. Zamknęła powoli oczy i pozwoliła by cała jej świadomość i umysł się przede mną otworzył. By jej instynkt samozachowawczy kompletnie się wycofał. Kompletnie się przede mną otworzyła. Była niezaprzeczalnie obnażona. Tak bezbronna. Dla mnie. 

Pokazywała mi wszystko oto co widziała, wszystkie dusze i ich katorgi. Wszystkie wizje. Wylewała z siebie cały ból i strach. Czyste przerażenie na myśl, że mogła utknąć tam na zawsze. Dzieliła się wszystkim co miała i czym była, a ja to chłonąłem, wiedząc dokładnie co mam od niej odebrać, a co zostawić. Dokładnie tak jak mnie o to poprosiła. Widząc to wszystko rozumiałem dlaczego nie chciała tego pamiętać i nie potrafiłem jej o to winić lub ją o to osądzać. Była przecież taka młoda. Miała zaledwie 19 lat. Ja miałem za sobą całe wieki zanim tak potwornie mnie przytłoczono.

Przybliżyłem się do niej, chcąc na własnych ustach poczuć jej oddech. Chciałem scałować z jej warg jej strach. Uspokoić jej usta. Chciałem dać jej to wszystko czego tak bardzo ode mnie pragnęła. 

- Kocham cię - powiedziałem pewnie, zmuszając ją tym samym, by otworzyła ponownie oczy. 

- I ja ciebie kocham - wyszeptała, pozwalając, by nasze wargi złączyły się w pełnym bólu pocałunku. Moje kciuki pocierały jej policzki, gdy powoli się ode mnie odsuwała. 

- Jesteś gotowa? - spytałem po raz ostatni. 

- Tak - powiedziała po raz ostatni. 

Uderzyłem w nią całą swoją mocą, całą swoją miłością, robiąc to, o co mnie błagała. Jej ciało stężało w moich ramionach, a jej oczy zaszkliły się, z każdą chwilą stając się coraz bardziej nieobecne. Odbierałem jej wszystko to, co co prosiła. Zamykałem za drzwiami, które wybudowałem w jej umyśle. Zostawiałem jedynie skrawki, jedynie podstawowe i najważniejsze informacje. Miała wiedzieć co się wydarzyło i dlaczego tego wszystkiego nie pamięta. Miała być w pełni świadoma swojego wyboru. I co najważniejsze, miała być jedyną osobą, która mogła to wszystko sobie przypomnieć. Tylko ona miała być tą, która otworzy te bramy ponownie i tylko wtedy gdy będzie na to gotowa.

Ostkami sił, tworząc sieć wspomnień tak perfekcyjną i boleśnie idealną, piękną tak jak tylko potrafiłem, wykorzystując wszystko co w sobie miałem, kreując istne arcydzieło w jej umyśle, dodałem do niego coś jeszcze. Coś, o co mnie nie prosiła, a co dodałem z czystej miłości do niej. 

Zasadziłem w jej umyśle myśl. Ziarno, które w chwili potrzeby miało wykiełkować i jej pomóc. Małą kroplę nadziei i siły na to, by gdy nadejdzie czas by ponownie sobie wszystko przypomnieć, uwierzyła, że jest gotowa na to, by to wszystko udźwignąć. By ta malutka cząstka nadziei i siły, którą jej od siebie dałem, pozwoliły jej to wszystko znieść. Tylko tyle mogłem jej dać. Tylko tak mogłem jej pomóc, gdy nadejdzie ten ważny moment. Tylko tyle mogłem jej jeszcze od siebie dać. 

*************

Piosenka: Billie Eilish - Lovely

Wybaczcie za dłuższą przerwę! 

Pozostawcie po sobie ślad :)

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro