Rozdział 31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To było niczym oglądanie kompletnie zdziczałego i oszalałego zwierzęcia zza krat żelaznej klatki. Niczym wstrzymywanie oddechu za każdym razem gdy bestia postanawiała rzucić się na widzów, wściekle wymachując pazurami. Niczym ukłucie żalu, że tak piękna istota musi być zamknięta w tak ograniczającej przestrzeni. Współczucie, że niczego nie da się dla niej już zrobić. Ulga, że tak cienki, zdradliwie trwały materiał nas od niej chroni. 

Może nie byliśmy tak delikatni i krusi jak ludzkie istoty, ale nadal zdawaliśmy sobie świetnie sprawę z własnych ograniczeń. Głównie z tego, że pomimo nieśmiertelnego ciała, posiadanie kończyn pozostawało nadal dość istotne. 

- Magnusie, czy to było konieczne? - zaczęłam powoli, patrząc niepewnie na jaśniejącą czerwienią klatkę, którą czarownik zarzucił na wampirzycę. Jej przerażające wrzaski od czasu naszego dotarcia do salonu, nie ucichły nawet na minutę. Spoglądałam na zwiniętą na zimnej podłodze kobietę, czując do niej tylko i wyłącznie współczucie. Aż do momentu, w którym nagle nie zerwała się ze swojego miejsca po raz kolejny z próbą rzucenia się na nas. 

Magnus jedynie spoglądał to na kobietę, to na nas wszystkich. Zaschła krew nadal znajdowała się na jego twarzy, jakby wrzaski wampirzycy i jego wyrwały z mocnego letargu, w który popadł dzięki, albo może lepiej można rzecz, przez, Pierra. Nikt go w tamtej chwili nie żałował, a po wyrazie jego twarzy domyślałam się, że nareszcie zdał sobie sprawę z tego, że sobie porządnie na to zasłużył. Nie powstrzymało to jednak jego wyniosłego tonu, oburzonego spojrzenia i włosów w tak skandalicznym nieładzie, że aż świerzbiły mnie dłonie, by pobiec po grzebień.

- Tak - powiedział sucho i obrzucił istotę spojrzeniem pełnym pogardy. - Tak, było - jego zakrwawiona dłoń raz po raz wracała do powoli leczącej się rany na jego policzku. 

- Czy ktoś z was chociaż spytał ją, co się stało? - spytałam spokojnym głosem, czując coraz większe zirytowanie do otaczających mnie mężczyzn. Chelse'a jak na złość w momencie, w którym zdecydowanie by się przydała, musiała zniknąć jak kamfora. 

- Możesz spróbować jeśli...- głos Blaise'a zagłuszył kolejny nieboski wrzask wampirzycy. - Jeśli ją przekrzyczysz. 

- Jesteście bezużyteczni - zawarczałam pod nosem i ruszyłam powolnym krokiem w stronę kulącej się na środku pułapki kobiety. - Myślałam, że łowcy wtargnęli do domu, dach się zawalił albo Blaise'owi zabrakło odżywki do włosów. 

Blaise nie pozwolił sobie nawet na oddychanie w moim towarzystwie. Dokładnie wiedział jak wyglądała sytuacja między nami. On winien mi był wszystko, ja mu absolutnie nic. Minęłam go więc bez słowa, kompletnie ignorując fakt, że pewnie powinnam zastanowić się jakiego rodzaju przyjaciółmi się staliśmy. Czy kiedykolwiek nimi byliśmy? Czy nadal mieliśmy prawo się tak nazywać? 

W momencie, w którym stanęłam o krok od drżącej od mocy klatki, Morta uniosła nagle głowę i spojrzała na mnie poczerniałymi z głodu oczami. Nie miałam pojęcia, że zmarłe istoty mogą być głodne. Wyciągnęłam powoli dłoń w jej stronę, spodziewając się kompletnego oddania i zaufania jakie okazywała mi wcześniej, jednak ta w przerażający sposób jedynie na mnie syknęła. Dźwięk był na tyle głośny i przeszywający, że aż włoski stanęły mi dęba na karku. 

- Czy próbowała któregoś z was zaatakować? - spytałam, kucając przed nią i jedynie się jej przyglądając. Niczym dzikiemu zwierzątku, którym w tamtym momencie była.

- Magnusa - odezwał się za moimi plecami Alessio i powoli podszedł do miejsca, w którym kucałam. Obrzucił ją spojrzeniem pełnym pogardy. - Kompletnie postradała zmysły. Wampiry nie żywią się krwią czarowników. Nie z głodu. 

- A jednak...- zaczęłam, jednak Magnus wszedł nam w słowo. 

- Jednak zaatakowała mnie i domyślam się dlaczego - wskazał na coś, czego jeszcze nie dostrzegłam. Z każdym jego krokiem w stronę oszalałej kobiety, magiczne pręty klatki syczały nieprzyjemnie, a ja nie mogłam ukryć współczucia, które do niej czułam. Pomimo faktu, że rzuciła się na bezbronnego człowieka. Nawet jeśli ostatnio był skończonym dupkiem. Dopiero co wyciągnęłam ją, i to dosłownie, z samego piekła. Nie miałam bladego pojęcia czego się po niej spodziewali. Mnie jej zachowanie pokrętnie w ogóle nie szokowało. Szczerze, spodziewałam się po sobie samej podobnego zachowania. Pewnie bym skończyła podobnie, gdyby nie moja poniżająca desperacja i nagła pomoc Pierra. Na samą myśl o tym, co wydarzyło się zaledwie parę godzin temu, zrobiło mi się nie dobrze. Nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam się tym przejmować. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Wiedziałam, że w momencie, w którym bym zaczęła, nie było by już odwrotu. 

 Przyjrzałam się uważniej skulonej przede mną postaci, marszcząc czoło nadal niczego nie rozumiejąc. Nadal była pokryta ranami, które niemalże na naszych oczach się zasklepiały. Jej biała koszula nocna była porwana w kliku miejscach, odsłaniając skrawki mlecznobiałej skóry. Jej dłonie i ramiona trzęsły się chorobliwie, a ona sama niczym porzucone dziecko, powoli kiwała się w tył i przód w poszukiwaniu pocieszenia. Jej porwane i połamane, rude włosy przypominały stóg siana, jednak nie to sprawiło, że nie odbierałam jej pozę, jako symbol bólu. Jej skulone boleśnie plecy coś ukrywały. Jej całe ciało wydawało się chronić coś, co dostrzegłam właśnie w tamtej chwili. 

- Jej dłoń - obok swojego ucha usłyszałam cichy szept Pierra. - Spójrz - na szyi poczułam jego ciepły oddech, co zmusiło mnie do spojrzenia w jego stronę. Jego twarz znajdowała się o zaledwie milimetry od mojej własnej. Nasze usta dzieliły od siebie zaledwie milimetry. Kompletnie nie przeszkadzała nam tak nagła bliskość. Wierzyłam, że nie istniało już nic, co mogłoby nam przeszkadzać. W jego granatowych, błyszczących oczach ujrzałam jedynie ciepło i oddanie. Gdyby nie nagły ruch, który dostrzegłam kątem oka, jak nic bym go pocałowała. Wiedziałam, że on czuł się podobnie, choćby po tym, że jego dłoń uścisnęła moje udo znacząco.

Wydałam z siebie ciche westchnienie zaskoczenia, gdy uświadomiłam sobie, że Morta nagle znalazła się o zaledwie centymetry ode mnie i Pierra. Zachwiałam się niebezpiecznie do tyłu, podpierając się całym ciężarem na swoim ukochanym. Żaden nasz ruch nie uniknął czujnego spojrzenia Morty. Wyglądała jakby nagle na chwilę oprzytomniała. Wpatrując się wprost w Pierra. Krępującą niemalże intensywnością. Jej lewa dłoń wystrzeliła w jego kierunku, podczas gdy ta druga nadal schowana była w materiale piżamy. I wtedy to dostrzegłam. To o czym mówił Pierre. Jej dłoń. Wyglądała doprawdy paskudnie. I nie była to żadna rana, jaką mogły zadać nam demony w drodze z zaświatów. Rana wydawała się żyć własnym życiem. Tętnić nim. Nagle zrobiło mi się potwornie niedobrze. 

- Pierre... - wyrzuciła z siebie z cichym sykiem, a my wszyscy nagle zamarliśmy w bezruchu. Jedynie na nich patrzyłam. Na zmarszczone czoło. Oszalały z zachwytu wzrok. Czego ja właśnie byłam świadkiem? Marcelieu patrzył na nią  bez mrugnięcia okiem. Przez naszą złotą więź czułam jego napięcie. Raz po raz przesyłał po niej delikatnie drgania, które w jego mniemaniu miały mnie uspokoić. Działało to wręcz odwrotnie. 

- Morta - skinął jej głową na powitanie, a ona rzuciła się na klatkę, która zasyczała w kontakcie z jej ciałem. Po salonie poniósł się paskudny wrzask bólu. 

- To ty? - spytała kuląc się z bólu. - To na prawdę ty? Pierre, mój kochany...- wyraz mojej twarzy musiał wyrażać więcej niż tysiąc słów, gdyż nagle do rozmowy wciął się Blaise. 

- Może zostawmy ich samych...

- Po moim trupie - powiedziałam twardo, patrząc na dwójkę patrzących na siebie wampirów z doprawdy potworną mieszanką uczuć. Spoglądałam na Pierra z góry oczekując od niego jakiegoś wyjaśnienia. Jakiegokolwiek. Tak naprawdę oczekiwałam, że po prostu ją wyśmieje, on zamiast tego przybliżył się bardziej do magicznej klatki i patrząc wampirzycy prosto w oczy, szeptał uwodzicielsko. Morta jedynie na niego patrzyła. Pełna niedowierzania. Zachwycona. Kompletnie nim zahipnotyzowana. 

-  Morto, co ci się stało w dłoń? - wyszeptał, patrząc na nią ze współczuciem i choć wiedziałam, że udawał, doprowadzało mnie to do szału. Odruchowo się do nich przybliżyłam na co Morta zareagowała agresywnie. Pierre gestem dłoni nakazał mi się nie zbliżać. Jego wzrok nie schodził z jej oczu, a ona z każdą chwilą wydawała się w nim coraz bardziej zatracać. 

- Twój dar na mnie nie zadziała - powiedziała łagodnie, uśmiechając się do niego z zadowoleniem. - Nie uda ci się to, co ostatnio. Nie porzucę cię. Nigdy więcej. Nie gdy dopiero, co do ciebie wróciłam.

Pierre na chwilę zamarł w kompletnym bezruchu. Widocznie zbierał kompletnie porwane myśli. Nie mógł nią manipulować. Nie mógł nad nią zapanować. Byliśmy straceni, a on bezradny. Nie wzięliśmy tego nawet pod uwagę. Morta była przecież poniekąd martwa. Nie można było już jej niczego zrobić. Niczego poza ponownym zesłaniem jej do piekieł, z których ze mną wypełzła. 

- Co stało się z twoją dłonią? - spytał ponownie, tym razem poważniejszym tonem. Morta wiła się przed nim niczym kotka. Nie mogłam tego znieść. Dzieliły mnie jedynie sekundy od wkroczenia do tej cholernej klatki i zdzielenia jej w twarz. 

- Była taka gdy się obudziłam. Strasznie boli - powiedziała i nagle wyciągnęła zranioną kończynę spod materiału. Smród rozkładanego mięsa niemalże powalił nas z nóg. Ona gniła. Jej ciało gniło. Nie miałam pojęcia, że do tego dojdzie. Skąd miałam to wiedzieć. Magnus z kąta pokoju wydał z siebie głośne westchnięcie. 

- Jesteś przeklęta - powiedział spokojnie, choć jego spojrzenie było niepokojąco błyszczące. Cała mowa jego ciała zdradzała, że chciał stąd uciekać. W jak wielkim szambie się znaleźliśmy? - Ucieczka z piekła nie jest tak łatwa. 

- Co to znaczy? - spytała ruda wampirzyca. Ramiona Pierra zaczęły delikatnie drżeć. Jego głos pozostawał jednak bardzo spokojny. 

- Nic strasznego - powiedział przekonująco, podnosząc na sekundę spojrzenie na czarownika. - Magnus będzie musiał cię częściej leczyć. Rana będzie się odnawiała. To nic strasznego - urwał i uśmiechnął się do niej słodko. - Prosilibyśmy jednak o małą przysługę w zamian. Jest jedno wspomnienie...

 - Nie! - jej pełen przerażenia wrzask niemalże zatrząsł domem w posadach. - Nie. Nie. Nie - wampirzyca owinęła się ponownie ramionami w pocieszającym geście. Wiedziałam co widziała przed oczami. Tego wspomnienia Pierre mi nie odebrał. Piekła w jakim była. Piekła, w którym utknęła we wspomnieniach innych nie wiedząc już kim ani czym jest. Co jest jej. Co jest obce. Co jest rzeczywistością. Pełną bólu i cierpienia i to takiego, którego doświadczała na własnej skórze. - Nie, nie, nie, nie - powtarzała cicho do siebie, a ja pomimo niechęci poczułam do niej nić współczucia. 

- Nie jest na to gotowa. To co przeżywała w ostatnich wiekach... - powiedziałam, a w salonie zapadła martwa cisza. - Nie będzie w stanie teraz tego zrobić. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. 

- Nie mamy czasu, o którym mówisz - odezwał się beznamiętnie Alessio. - Pod miastem czeka na nas armia Łowców, a Cesare z drugą, gdzieś na granicach Francji, ostrzy na nas pale. Musimy poznać prawdę tak szybko jak jest to możliwe.

- Niczego nie rozumiesz - wyrzuciłam z siebie, nadal widząc otchłanie piekielne przed oczami. Nikt nie był w stanie tego zrozumieć. Nikt kto choć raz tam nie był. 

- Co byś chciała od nas w zamian? - spytał Morta'e w prost, a my spojrzeliśmy na niego ze zrezygnowaniem. Był potwornie uparty. Gdzie swoją drogą, do cholery, była Chelse'a?

Morta ku naszemu zaskoczeniu nagle kompletnie znieruchomiała poważnie rozważając jego słowa. 

- Może jest oszalała i dopiero co wróciła z piekła, ale nadal jest wampirem - powiedział Alessio, denerwująco dumny z siebie. - Jest urodzoną egoistką - podszedł do klatki i kucnął przed nią, by być twarzą w twarz z naszym więźniem. - Co byś chciała Morto w zmian za swoją pomoc? Wolność? Przepustkę na ziemię? Trochę krwi? 

Morta jedynie spoglądała na niego znad burzy czerwonych włosów. Jej przeraźliwie wychudzona twarz i zapadnięte policzki upodobniały ją do demona. Patrzyła na nas wszystkich podejrzliwie, aż ostatecznie uniosła zranioną rękę i wskazała nią na Pierra. W tamtym momencie poczułam jak bryła lodu opada na dno mojego żołądka. Dokładnie wiedziałam co zaraz nam powie. 

- Jego - powiedziała drżącym głosem. - Chcę jego. Krwi. Przepustkę. Wolność. 

W tej własnie kolejności. Uświadomienie sobie tego, kompletnie mnie obezwładniło. 

- Nie jestem przedmiotem, który możesz mieć Morto - powiedział spokojnie Pierre, choć jego spięta sylwetka kompletnie go zdradzała. Był równie zdenerwowany tą sytuacją, co ja. Łącząca nas nić śpiewała, co ja zdecydowałam kompletnie zignorować. 

- Postawiliście swoje warunki, a ja swoje - powiedziała trzeźwo, powoli zdając sobie sprawę z tego jak wiele może ugrać. - Zawsze możecie odesłać mnie do piekła, marnując w ten sposób całe tygodnie, które wycierpiała Anaisse. Decyzja należy do was. Wiem dokładnie czego chcę - powiedziała przeraźliwie poważnie, patrząc na Pierra jak na kawał soczystego mięsa. 

Nie miałam bladego pojęcia jak mam na to zareagować. Śmiać się? Płakać? A może po prostu zesłać ją do piekła, tam gdzie należała. Najbardziej z tego wszystkiego to chciało mi się po prostu krzyczeć. Czy los choć raz nie mógł mi dać spokoju? Choć na jeden dzień. 

- Ocaliłam cię - powiedziałam, patrząc na nią z mordem wypisanym na twarzy. - Wyciągnęłam cię z twojego koszmaru, na który zostałaś skazana na wieki. Dałam ci szansę ponownego życia, a ty tak mi się odwdzięczasz? 

- Nie zrobiłaś tego bezinteresownie - mówiła spokojnie, choć jej ciało drżało z wycieńczenia. Była nadal tak słaba. - A ja mam prawo prosić o coś w zamian za moje usługi. 

- Moja usługa jest twoją zapłatą - wyrzuciłam z siebie coraz bardziej wściekła. - Moje szukanie ciebie w tym cholernym piekle jest twoją zapłatą. Jak śmiesz...

- Widziałam jak na niego patrzysz - przerwała mi, kompletnie nie wzruszona moją złością. - Nie podoba mi się to. On jest mój. Zawsze nim był. Zawsze będzie. 

- Ześlę cię tam. Przysięgam. Jeszcze tylko jedno słowo - poczułam jak moja moc zaczyna wić się wokół moich ramion i stóp. Dzieliły nas sekundy od wezwania tych przeklętych duchów i rozprawienia się z tą szumowiną.

- Obie wiemy, że tak się nie stanie - powiedziała z uśmiechem i powoli wstała z podłogi patrząc na nas z góry. W porwanych ubraniach, wyglądając jak zjawa. Pomimo naszej mocy i umiejętności, nadal potężniejsza od nas. Miała coś czego potrzebowaliśmy. Z desperacją, a ona postanowiła to wykorzystać. - Nie wrócisz tam po mnie, a nie chcesz marnować swojego cierpienia na marne. Daj mi to czego pragnę, a ja dam ci odpowiedzi na pytania, które są dla ciebie tak ważne. 

- Nie będę miała po co wracać. Uwierz mi po tym już niczego więcej dla ciebie nie będzie. 

- Myślisz, że dlaczego tak bardzo jej na tym zależy? - powiedział Magnus cicho, podchodząc do naszej piątki. - Nie ma już niczego do stracenia - stanął twarzą w twarz z wampirzycą i po prostu opuścił otaczającą ją klatkę. - Zgadzamy się na twoje warunki - powiedział mocno, a Morta po prostu się na niego patrzyła. - Jeśli jeszcze raz spróbujesz zaatakować mnie lub kogoś innego z mojego rodzaju, po prostu cię zabiję i nie będzie mnie obchodziło, kto przez co przeszedł żeby cię tutaj ściągnąć. 

- Magnusie! - zawołałam równocześnie ja z resztą zgromadzonych. - Chyba oszalałeś...

- Postanowione - powiedział jakby to on miał prawo do podejmowania takich decyzji. - Morto idź do siebie do sypialni. Przyjdę za chwilę, by cię uleczyć. 

Wampirzyca pokornie go posłuchała. Jeszcze zanim się od nas oddaliła, dopadliśmy do niego niczym jeden mąż. Pierre miał z nas wszystkich najmniej cierpliwości, po prostu szarpnął za przód jego koszuli i niemalże zmiażdżył go w swoich dłoniach niczym dorodnego robala, którym był. 

- Co ty sobie wyobrażasz...

- Zaufajcie mi - powiedział stanowczo, za nic biorąc sobie agresję mojego ukochanego. - Wyjaśnię wam wszystko w najbliższym czasie. Na tą chwilę musicie być cierpliwi i mnie słuchać - odepchnął dyszącego ze złości Pierra i spojrzał w prost na mnie. - A ty musisz się od niego trzymać z daleka. 

- Chyba sobie ze mnie żartujesz - niemalże się roześmiałam. - Nie ma takiej opcji. 

- Nie bądź głupia - powiedział jedynie, patrząc tylko i wyłącznie na mnie. Jego spojrzenie wwiercało się w moje, starając się przekazać coś, czego jeszcze wtedy nie wiedziałam. - Odpuść - dodał, sięgając mocno za rękę Pierra. - A ty idziesz ze mną. Będzie oczekiwała tego, że ze mną pójdziesz. W końcu zgodziliśmy się na jej warunki. 

Pierre wyrwał się z jego uścisku i rzucił się w moje ramiona, by pocałować mnie tak żarliwie, jak tego potrzebowałam w tamtym momencie. 

- Kocham cię - powiedział prosto. - Wiesz o tym. Kocham cię. 

- Ja cię też kocham - Magnus po raz kolejny szarpnął Pierrem, a ten tym razem się temu poddał. Oboje powoli ruszyli w głąb korytarza. Z każdym krokiem z jakim się ode mnie oddalali miałam wrażenie, że zemdleję.

- Nie zgadzam się na to! - krzyknęłam za oddalająca się dwójką. - Pierre! - wrzasnęłam za brunetem, a ten jedynie posłał mi smutne spojrzenie. - Kurwa - wyrzuciłam ręce w górę. - I co? Od tak mamy na to przystać?  - jęknęłam czując, że ze złości i frustracji zaraz zrobię coś głupiego. 

- Uspokój się - po raz pierwszy od dłuższego czasu Blaise'a zwrócił się do mnie bezpośrednio. - Zaufaj Pierrowi. Nigdy nie przystałby na to, co powiedział Magnus, gdyby nie to, że widzi w tym plan żeby zmylić Mortę. Nigdy by ciebie nie oddał ani nie porzucił. Nigdy więcej. 

Jedyne co potrafiłam uczynić to spojrzeć w głąb korytarza, którym udała się cała trójka. Kompletnie załamana. Z żądzą mordu większą niż w całym moim życiu na raz. 

*************************************************************************************

Kochani moi dziękuję, za wszystkie komentarze, które zawsze zostawiacie pod rozdziałami. Dziękuję, też za ciągłe czytanie tego opowiadania. Na prawdę jesteście cudowni. 

Obiecałam Wam, że coś nowego zacznie się pojawiać i mam w zamiarach dotrzymać obietnicy. Wykorzystam ten okres przerwy Świątecznej na pisanie. 

Kocham i życzę Wam Wesołych Świąt :) <3

All the love! S.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro