I don't care. pt. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga! Mogło mnie odrobinkę ponieść z przekleństwami w tym shocie, mam nadzieję, że się nie pogniewacie. 

Jedyne co mogłoby powstrzymać Bellamy'ego przed troszczeniem się o Clarke... Nie. Nie było czegoś takiego. Nic nie mogło sprawić, że przestałaby go obchodzić.Nawet rozstanie.


-Jak bardzo żałośni jesteśmy w skali od 1 do 10, jak myślisz Blake? - spojrzałem na Murphy'ego. Nie spodziewałem się takiego pytania z jego ust, ale w sumie to miał rację. Byliśmy żałośni.

-W skali od 1 do 10? - spytałem. John skinął głową. -12. - odparłem, bez przekonania. Murphy prychnął w odpowiedzi, a Miller uśmiechnął się tylko krzywo pod nosem.

Jak co piątek spotykaliśmy się w trójkę w moim mieszkaniu, graliśmy w karty, piliśmy piwo i udawaliśmy, że nie doskwiera nam samotność. Mogliśmy udawać twardzieli, ale prawda była taka, że lata leciały, wszyscy byliśmy już po trzydziestce i żadne z nas nic w życiu nie osiągnęło,ani żadne z nas nie miało dziewczyny, czy chłopaka. Natomiast każde z nas miało za sobą jakiś zawód miłosny, przez co mieliśmy problemy z zaufaniem, co prowadziło do samotności. Nasze życia były jak jakieś pierdolone domino, którego nie dało się zatrzymać w żaden sposób.

John miał za sobą jeden poważny związek z dziewczyną o imieniu Emori, ale jakiś rok temu rozstali się, z niewiadomych dla mnie powodów, Murphy nie chciał o tym gadać, ale podejrzewałem, że chodziło o Raven i o jego "małe" zauroczenie nią. Rayes oczywiście żyła w błogiej nieświadomości i nie wykazywała miłosnego zainteresowania chłopakiem. 

Nate natomiast niedawno rozstał się z chłopakiem - Bryan'em. I tutaj również nie wiedziałem do końca co się stało, Miller tłumaczył to rozstanie "brakiem zaufania do siebie nawzajem". Widać było, że nie chciał o tym gadać, a ja nie wnikałem. Wiedziałem natomiast, że potajemnie spotyka się z jakimś Jacksonem, ale kiedy próbowałem go o to podpytać za każdym razem mnie zbywał. 

A ja? O moich problemach wolałem nie myśleć. 

Właśnie sięgałem po otwieracz do piwa, leżący na blacie, kiedy zadzwonił mój telefon. Ale ponieważ jak już wspomniałem wcześniej, poza dwoma kumplami, którzy przebywali w tej chwili w tym samym pomieszczeniu co ja, nie miałem nikogo – uznałem ten telefon za nieważny i go po prostu zignorowałem. Nate uniósł brwi i spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie odbierzesz? - spytał. Wzruszyłem ramionami.

-A po co? To pewnie nic ważnego.

-A jak to twoja siostra? Może coś się stało? - dopytywał Miller. Ponownie wzruszyłem ramionami.

-Z tego co wiem, to ma dzisiaj randkę z Lincolnem, więc nie sądzę, żeby coś się mogło stać.

Miller nie odezwał się więcej, a telefon przestał dzwonić. Ale sekundę później ponownie usłyszałem dzwonek. Przyjaciele spojrzeli na mnie znacząco, ale zignorowałem ich, podobnie jak komórkę i usiadłem do stołu, po czym zacząłem przygotowywać karty do gry. Nate i Murphy przysiedli się bez słowa, ale czułem na sobie ich wzrok. Telefon zadzwonił trzeci raz.

-Odbierzesz kurwa ten telefon czy mam to zrobić za ciebie? - Murphy w końcu nie wytrzymał. Westchnąłem teatralnie i wstałem z krzesła. Ktoś musiał być naprawdę zdesperowany by się do mnie dodzwonić. Spojrzałem na ekran komórki. „Raven Rayes", przeczytałem na wyświetlaczu.Zmarszczyłem brwi. Po jaką cholerę dzwoni do mnie Raven? -pomyślałem. Nie rozmawialiśmy od dłuższego czasu. Odkąd ja i Clarke zerwaliśmy, konkretnie mówiąc.

Na tę myśl poczułem znajome ukłucie żalu w sercu, ale zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by zignorować to uczucie i odebrałem telefon.

-Oby to było ważne. - powiedziałem ostro zamiast przywitania.

-Żebyś kurwa wiedział pajacu. -usłyszałem znajomy głos Rayes po drugiej stronie słuchawki. -Nie umiesz odebrać zasranego telefonu czy jak? - warknęła na mnie. Zgrzytnąłem zębami i powstrzymałem niemiłe słowa cisnące mi się na usta.

-Co się stało? - spytałem siląc się na spokojny i w miarę miły ton. -Nie ukrywam, że trochę mi przeszkadzasz.

-Średnio mnie to obchodzi. Potrzebuję twojej pomocy.

-Nie masz znajomych czy jak?

-Trzeźwych? W tej chwili chyba nie, a właśnie takiego potrzebuję. Powiedz, że jesteś trzeźwy Bellamy.- Raven była zdesperowana, nie musiałem widzieć jej twarzy, by to wiedzieć, słyszałem to doskonale w jej głosie.

-To twój szczęśliwy dzień Rayes, przeszkodziłaś mi w piciu. - powiedziałem. -Przejdź wreszcie do rzeczy. Potrzebujesz kierowcy?

-Nie ja. - usłyszałem. -Clarke.

Zamarłem. Przełknąłem głośno ślinę i poruszyłem się niespokojnie. To się nie skończy dobrze... - pomyślałem.

-Wiem, że zerwaliście i takie tam..

-Ona ze mną zerwała, dobrze o tym wiesz. - przerwałem jej.

-Mam gdzieś kto z kim zerwał, słuchaj mnie Blake. - Raven podniosła głos. Postanowiłem zamknąć jadaczkę i słuchać. -Aktualnie mamy tutaj małą imprezę..

-"Tutaj" czyli gdzie?

-W domu Finna.

Zacisnąłem wolną dłoń w pięść i włożyłem całą siłę woli w to, by powstrzymać się od walnięcia nią w ścianę. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, Rayes kontynuowała.

-Clarke wypiła.. odrobinę za dużo..- chwila ciszy. - No dobra nawaliła się jak stodoła i nie ma kto jej  odwieść do domu.

-Wiesz, że istnieje coś takiego jak taksówka? - spytałem sarkastycznie.

-Oh dziękuję Bellamy za twój genialny pomysł, bo przecież nikt z nas nie wpadł na to wcześniej.- chyba ją wkurzyłem. -Taksiarz jak ją zobaczył to powiedział,że jej nie przewiezie, bo jeszcze zarzyga mu tapicerkę.

-Wow.

-Bellamy błagam cię. Przyjedziesz po nią?

-Dlaczego ja? - spytałem ponownie.- Nie wierzę, że nie masz żadnego innego znajomego, który mógłby po nią przyjechać. Dlaczego nie na przykład moja siostra?

-Bo wiem, że ty sobie z nią najlepiej poradzisz. - powiedziała Raven. Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co. -Umiesz się o nią zatroszczyć jak nikt inny, nie mów, że nie.

-Czas przeszły Raven. Było minęło. Ona nie chce mnie widzieć. - powiedziałem, pierwszy raz w tej rozmowie, bez cienia wściekłości czy sarkazmu w głosie.

-Tym lepiej.

-Jakim cudem?

-Jak cię zobaczy to natychmiastowo wytrzeźwieje. - zaśmiałem się gorzko i pokręciłem głową.

-Nie sądzę.

-Proszę cię Bellamy. - głos Raven był przepełniony desperacją i smutkiem. Chyba naprawdę byłem jej ostatnią deską ratunku. -Chyba, że wolisz, żeby została na noc u Finna. - dodała dziewczyna po chwili. To przechyliło szalę.

-Będę tam za 10 minut. - odparłem i rozłączyłem się. Wszedłem z powrotem do kuchni, gdzie chłopaki cierpliwie czekali aż skończę rozmowę. Spojrzeli na mnie wyczekująco, oczekując wyjaśnień, ale zbyłem ich machnięciem ręki.

-Później wyjaśnię. - powiedziałem,jednocześnie zakładając kurtkę. -Będę za jakieś pół godziny,zacznijcie beze mnie.

-Hola hola, wstrzymaj konia kowboju,może chociaż po krótce wyjaśnisz co się stało? - spytał Nate.

-Księżniczka w opałach. -powiedziałem gorzko i wyszedłem czym prędzej z mieszkania, aby uniknąć dodatkowych pytań.  

~~~

Około 8 – minutowa jazda do domu Collinsa ciągnęła mi się w nieskończoność i dała zdecydowanie zbyt dużo czasu do namysłu.

Przez ostatnie kilka miesięcy (5 miesięcy i 16 dni konkretnie, nie żebym to liczył), robiłem wszystko, ale to absolutnie wszystko, by o Clarke nie myśleć.Myślenie o niej sprawiało, że bolało mnie serce, ręce zaciskały się w pięści i miałem ochotę coś rozwalić.

Doskonale wiedziałem, że to była moja wina. To moja wina, że się rozstaliśmy, moja wina, że Clarke ze mną zerwała. Byłem zazdrosny jak cholera, wręcz chorobliwie zazdrosny. O każdego kto za bardzo zbliżył się kiedykolwiek do Clarke, a najbardziej o Finna i Lexę. Clarke mogła mi w nieskończoność tłumaczyć, że zakończyła już ten etap wżyciu, że kocha mnie i tylko mnie, ale tak bardzo bałem się ją stracić, że przeginałem pałę i to nie raz. Próbowałem ją kontrolować, robiłem jej kłótnie o nic. Griffin w końcu niewytrzymała, wykrzyczała mi w twarz, że jestem nienormalny,trzasnęła drzwiami i nigdy nie wróciła. A ja nie próbowałem jej odzyskać, bo kiedy mnie zostawiła uświadomiłem sobie jakim kretynem jestem i że na nią nie zasługuję. Dlatego odpuściłem.Ale rana w sercu została.

Kiedy podjechałem pod dom Finna, od razu ją zobaczyłem. Siedziała z Raven na schodach przed wejściem,oparta głową na ramieniu przyjaciółki, kiedy ta próbowała ją utrzymać w pozycji pionowej. Westchnąłem przeciągle i wysiadłem z samochodu, nie wyłączając silnika. Raven zauważyła mnie od razu, Clarke natomiast dopiero kiedy stanąłem jakiś metr od nich.

Blondynka chyba nie wiedziała, że się tu zjawię, bo gdy podniosła głowę i mnie zobaczyła, natychmiast usiadła prosto i spojrzała na mnie przerażona. Rayes miała rację– Clarke chyba wytrzeźwiała na mój widok.

-Co on tu robi? - odezwała się Griffin drżącym głosem, zwracając się do przyjaciółki, ale patrząc prosto na mnie.

-Ciebie też miło widzieć Księżniczko. - odezwałem się, próbując zabrzmieć nonszalancko,ale wyszło raczej żałośnie. Clarke powoli podniosła się z pozycji siedzącej i stanęła przede mną ( i o dziwo zachwiała się tylko trochę ).

-Nie. Mów. Tak. Do. Mnie. - warknęła na mnie blondynka, wyraźnie zaznaczając spację między każdym kolejnym słowem. -Co tu robisz?

-Robię za szofera. - nie pozostawałem jej dłużny i mój ton już nie był miły.

-Nie potrzebuję szofera.

-Raven twierdzi inaczej.

Clarke pierwszy raz odkąd mnie zobaczyła odwróciła ode mnie wzrok i spojrzała na przyjaciółkę,która natomiast wpatrywała się w swoje stopy.

-Co ty odwaliłaś Raven? - warknęła Clarke.

-Nie wyglądasz jakbyś była bardzo pijana. - zwróciłem się do Griffin, na co ta spojrzała z powrotem na mnie, ciskając laserami z oczu.

-Bo nie jestem! Kto ci takich bzdur ...- Clarke przerwała w połowie zdania. Obydwoje spojrzeliśmy na Raven, która wyglądała jakby miała ochotę uciec w popłochu.

-Ty mała intrygantko. - odezwałem się, po chwili ciszy, która nastąpiła. -Jaja sobie robisz?

-Musicie w końcu ze sobą porozmawiać.- odezwała się w końcu Rayes, podnosząc na nas wzrok i rozkładając ręce. -To się robi śmieszne, cały czas słucham jak biadolisz, że za nim tęsknisz. - zwróciła się ciemnoskóra w stronę Clarke. Blondynka podniosła na nią wskazujący palec.

-Stul dziób Rayes. - warknęła. Raven chciała coś chyba jeszcze dodać, ale powstrzymała się,prawdopodobnie w obawie, że przyjaciółka się na nią rzuci,Clarke była nieprzewidywalna, też bym się bał.  

Griffin spojrzała na mnie i westchnęła. -I tak miałam już się zbierać do domu, skoro tu jesteś to możesz się przydać do czegoś. - powiedziała i ruszyła w stronę mojego samochodu. Spojrzałem na nią osłupiały i nie ruszyłem się z miejsca. W końcu Raven popchnęła mnie w stronę blondynki.

-Zrób wszystkim przysługę i napraw to co spieprzyłeś. - powiedziała. Pokiwałem głową i bez słowa ruszyłem do samochodu.

-------------------------------------------------------------------------------------

Część druga prawdopodobnie dzisiaj wieczorem :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro