Unity Day

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*UWAGA! ALERT! ONE SHOT ZAWIERA DOKŁADNIE ZERO FABUŁY 😅 SKUPIA SIĘ ON NA WŁAŚCIWIE JEDNEJ RZECZY 😏ALE MOŻE KOMUŚ PRZYPADNIE TO DO GUSTU.😅*

Bellamy obserwował dzieciaki w obozie. Dzisiejszy wieczór był nieco inny niż dotychczasowe wieczory na Ziemi. Ponieważ dzisiaj był "Dzień jedności". Z tej okazji Bellamy i Clarke jako "liderzy" pozwolili wszystkim nieco spuścić z tonu i się wyluzować. Ba - sama Clarke chyba pierwszy raz odkąd wylądowali na Ziemi wyglądała na wyluzowaną. Ona i jeszcze kilka innych osób, a mianowicie : Octavia, Jasper, Monty, Raven, Harper i Miller siedzieli razem przy niewielkim ognisku. Rozmawiali i śmiali się jak normalni nastolatkowie.

Bellamy nie chciał się przyznać przed samym sobą, ale jego wzrok wędrował głównie w kierunku Clarke. Od ich wycieczki do bunkra, było między nimi.. inaczej. Nie skakali już sobie do gardeł, wręcz przeciwnie, byli dla siebie w miarę mili. Nie była to jeszcze przyjaźń ale ich relacje z pewnością uległy znacznej poprawie.

Clarke właśnie zaśmiała się głośno z czegoś co powiedział Jasper i Bellamy nie mógł się powstrzymać i na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Chłopak uważał, że jej uśmiech to jedna z piękniejszych rzeczy jakie w życiu widział. Szkoda, że tak rzadko rozświetlał on jej twarz. Bellamy naprawdę starał się by pojawiał się on częściej. Ale zazwyczaj mizernie mu szło. Z innymi dziewczynami nie miał problemu. Każdą udawało mu się rozśmieszyć. Każdą prócz Clarke. Clarke nie ulegała jego urokowi. I to Bellamy'ego irytowało. Bo od jakiegoś czasu Clarke była jedyną dziewczyną, o której opinię Bellamy dbał. Jedyna, którą chciał rozbawić. Jedyna, o której myślał. Na wiele sposobów.

Bellamy naprawdę pragnął by Clarke uśmiechała się częściej. A najlepiej żeby robiła to z jego powodu.

Chłopak zamyślił się do tego stopnia, że dopiero po chwili zauważył, że woła go jego siostra. Westchnął i ruszył w jej stronę.

"Hej Bell! Przyłączysz się do nas?" - spytała Octavia. Bellamy zawahał się. Rozejrzał się po towarzystwie. Wszyscy byli wyraźnie rozbawieni i wyraźnie wstawieni. Moonshine najwyraźniej zrobił swoje. Bellamy zerknął z ukosa na Clarke. Patrzyła ona na niego wyczekująco, uśmiechając się szeroko, również czekając na jego odpowiedź. "No dobra.. " - powiedział w końcu Bellamy, zajmując miejsce tuż obok Clarke.

"Mam świetny pomysł!" - krzyknęła nagle Octavia. Już się boję.. - pomyślał Bellamy. "Zagrajmy w butelkę!" - stwierdziła z ekscytacją w głosie. "To.." - zaczął Bellamy. "..jest bardzo zły pomysł". "Dlaczego?!" - zaprotestowała żywo Octavia. "Daj spokój Bellamy, nie umiesz się bawić? Spałeś z połową dziewczyn z obozu, a boisz się niewinnej gry w butelkę?" Bellamy zacisnął zęby żeby nie odpowiedzieć siostrze w jakiś wredny sposób, bo mógłby potem tego żałować.

Octavia chwyciła jedną z pustych butelek leżących obok niej i położyła na środku ich okręgu. Bellamy nieszczególnie miał ochotę oglądać jak jego młodsza siostra całuje kogokolwiek. Ale z drugiej strony - on mógł mieć okazję pocałować Clarke. Oczywiście pod warunkiem, że kręcona przez niego butelka ją wskaże, bądź też odwrotnie.

Gdy tylko myśl o pocałowaniu Clarke uformowała się w głowie Bellamy'ego chłopak zaczął nagle być podekscytowany grą. Od jakiegoś czasu widział w Clarke, mało że współ lidera i przyjaciółkę, to także kobietę. Bardzo atrakcyjną, młodą kobietę. Może ta gra nie będzie jednak taka zła.

Zaczęli grę. Butelka chyba postanowiła być złośliwa dla Bellamy'ego bo uparcie nie chciała go wskazać. Grali od około 10 minut i każdy został już wylosowany conajmniej raz, prócz niego. Bellamy musiał oglądać jak Clarke całowała Monty'ego i olaboga! - Octavie. Na szczęście, gdy do tego doszło ograniczyły się one tylko do niewinnego buziaka więc nie było najgorzej. Bellamy zaczynał się już naprawdę nudzić. Przestał już nawet skupiać uwagę na grze, dlatego był lekko zdezorientowany, gdy usłyszał, że ktoś wymawia jego imię. "Bellamy głuchy jesteś? No, wreszcie się obudziłeś! Spójrz tylko kogo wskazuje butelka!" Bellamy spojrzał i rzeczywiście - wreszcie wskazywała jego! Pytanie tylko - kto nią kręcił? "A kto kręcił?" - spytał Bellamy na głos próbując nie okazać po sobie żadnych nadziei czy zainteresowania. Jasper uśmiechnął się szeroko i odparł wesoło "Clarke!" .

Bellamy poczuł, że zaczyna się pocić z nerwów. Spojrzał na siedzącą obok niego blondynkę. Wydawała się zakłopotana całą sytuacją. Dziwne.. Kiedy wylosowała Monty'ego zachowywała się normalnie.. - pomyślał Bellamy. Brunet przełknął ślinę. "Okej miejmy to za sobą." - zwrócił się do Clarke, jednocześnie obracając się tak by siedzieć przodem do niej. Próbował brzmieć jakby był wyluzowany ale tak naprawdę już dawno nie był tak zestresowany. Tak bardzo obchodziło go co Clarke o nim myśli, że aż sam był w szoku.

Clarke najwyraźniej faktycznie chciała mieć to jak najszybciej za sobą bo nie czekając dłużej pochyliła się do przodu i złączyła ich usta. Bellamy delikatnie odwzajemnił pocałunek. Najchętniej przyciągnąłby ją do siebie bliżej, położył ręce na jej talii i znacznie pogłębił ten pocałunek ale cóż.. Nie mógł tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze : gdyby to zrobił, Clarke prawdopodobnie odsunęła by się natychmiast, a następnie za pomocą szybkiego kopniaka pozbawiła możliwości posiadania dzieci kiedykolwiek. A po drugie : nie byli sami. Ich przyjaciele siedzieli obok i gapili się na nich, z jego młodszą siostrą włącznie.

Pocałunek trwał jeszcze kilka sekund, aż przerwała go Clarke. Bellamy niechętnie się odsunął. Mimo, że pocałunek był krótki i raczej nie miał w sobie zbyt wielu emocji - Bellamy stwierdził, że był jednym z lepszych jakie miał. Nie miał pojęcia dlaczego Clarke tak na niego działała. Ale działała naprawdę silnie. Poczuł, że nie wysiedzi tam ani minuty dłużej kiedy Clarke jest tak blisko niego, a jedyne o czym on był w stanie myśleć to jak bardzo chce ją jeszcze raz pocałować. Tylko tym razem znacznie dłużej. Sam na sam. Najlepiej bez ubrań.

Bellamy zerwał się nagle z miejsca, tłumacząc się, że jest już zmęczony i idzie do swojego namiotu. Usłyszał jak przyjaciele i siostra wołają go żeby posiedział jeszcze z nimi trochę ale nie słuchał. Udał się szybkim krokiem do swojego namiotu. Zrzucił z siebie większość ubrań i położył się na materacu wpatrując się w przestrzeń. Sen oczywiście nie nadszedł. Bellamy leżał tak dobrą godzinę czy dwie, aż wszyscy byli chyba zbyt pijani by dalej hałasować bo obóz wreszcie ucichł niemal całkowicie.

Bellamy stwierdził, że jak będzie tak dłużej leżał to zwariuje, dlatego wstał, ubrał spodnie i buty i wyszedł na chłodne, nocne powietrze. Bellamy miał nadzieję, że spacer trochę go uspokoi i uda mu się wreszcie zasnąć. Rozejrzał się po obozie i zobaczył, że w namiocie Clarke jest wciąż jasno. Jej namiot był jednocześnie "szpitalem polowym" ale Bellamy nie przypominał sobie żeby ktoś ostatnio został ranny więc Clarke musiała być tam sama. Zanim Bellamy zdążył pomyśleć, jego nogi poniosły go w kierunku namiotu dziewczyny.

Bellamy "zapukał" jeśli można to w ogóle tak nazwać, w klapę namiotu. Odczekał chwilę ale nie usłyszał odpowiedzi. Mimo to postanowił wejść do środka. Clarke chodziła po namiocie w tę i z powrotem, najwyraźniej zbyt skupiona na własnych myślach bo nawet nie zauważyła, że Bellamy wszedł do środka. "Hej." - powiedział niepewnie Bellamy, bojąc się trochę, że gdy Clarke go zobaczy to wykopie go stamtąd. Dosłownie.

Clarke wreszcie otrząsnęła się z rozmyślań i spojrzała na Bellamy'ego. "O cześć.." - odpowiedziała zmieszana. Bellamy zauważył, że jej wzrok zatrzymał się nieco dłużej na jego klatce piersiowej. I poczuł się tym niesamowicie usatysfakcjonowany. "Też nie możesz spać?" - spytała. "Tak, dokładnie.." - odpowiedział Bellamy. Gdybyś tylko wiedziała dlaczego.. Clarke pokiwała tylko głową ze zrozumieniem. Przestała chodzić po namiocie i oparła się o niewielki stolik. Bellamy dołączył do niej. Stali tak przez chwilę w milczeniu aż wreszcie Clarke zabrała głos "Też się z tym dziwnie czujesz?" - spytała. Bellamy zmarszczył brwi "Z czym?" . "Z tym pocałunkiem." - odpowiedziała Clarke. Bellamy oblizał nerwowo usta. "Może trochę." - odparł w końcu. Ale po chwili pomyślał : Raz się żyje. "Ale wiesz co?" - spytał. Clarke tylko spojrzała na niego pytająco. "Chętnie bym to powtórzył" - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Clarke zamrugała kilka razy, najwyraźniej głęboko zaskoczona tym co usłyszała. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć ale żadne słowa nie wyszły z jej ust.

Ponieważ Bellamy nie usłyszał protestu ze strony dziewczyny, nachylił się nad nią i zakrył jej usta swoimi. Clarke nie odepchnęła go. Wręcz przeciwnie. Zaplotła dłonie na jego szyji i pogłębiła pocałunek. Z ust Bellamy'ego wydobył się stłumiony jęk. Posadził Clarke na stoliku, po czym jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele. Dłonie Clarke natomiast przeniosły się z szyji Bellamy'ego na jego nagi tors.

Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, gdy nagle Bellamy usłyszał za sobą osobę, którą najmniej chciał teraz usłyszeć : Octavię. "Hej Clarke, widziałaś może Be.." - urwała w połowie zdania, gdy zobaczyła scenę, która się przed nią rozgrywała. Bellamy i Clarke odskoczyli od siebie jak oparzeni. Octavia chyba w życiu nie uśmiechała się szerzej niż w tamtej chwili. "Chyba go znalazłaś." - stwierdziła radośnie. Bellamy spojrzał na Clarke. Na twarzy była cała czerwona i wyglądała jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. Bellamy podejrzewał, że wygląda niewiele lepiej. Postanowił jak najszybciej opuścić namiot Clarke. Octavia wyglądała jakby chciała coś powiedzieć ale Bellamy ją uprzedził "Nic nie mów" - warknął i wyszedł. Gdy był już w swoim namiocie opadł na poduszki i uśmiechnął się do siebie. Jeszcze do tego wrócimy Clarke, obiecuję - pomyślał tylko. I z tą właśnie myślą zapadł w głęboki i spokojny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro