We don't talk anymore

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Znowu cuś inspirowane piosenką xd macie ją oczywiście w mediach powyżej. Modern AU*

Bellamy wszedł leniwym krokiem do baru w centrum miasta. Miał zły humor i najchętniej zalałby się w trupa. Wracał właśnie z kolejnej w ciągu ostatnich kilku miesięcy, nieudanej randki. Czuł się samotny i próbował zacząć się z kimś spotykać, ale jego starania były na marne.

Bellamy nie wiedział w czym leży problem. Dziewczyny, które spotykał były naprawdę w porządku, miłe, inteligentne i tak dalej. Ale chłopak nie mógł się przemóc. Każdej czegoś brakowało. Żadna nie była do końca taka, jaką Bellamy by chciał. Żadna nie była Clarke...

Na myśl o dziewczynie humor Blake'a pogorszył się jeszcze bardziej. Nie mógł wyrzucić jej ze swojej głowy. Mimo, że zerwali ze sobą już ponad rok temu, on wciąż nie mógł o niej zapomnieć. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, po prostu nie był w stanie.

Nie chciał tego zerwania. To prawda, to on zakończył ich związek. Ale nie zrobił tego do końca z własnej, nieprzymuszonej woli. Wszystko przez Abby. Matka Clarke nigdy go nie lubiła. Mimo że spotykali się przeszło dwa lata, a przyjaciółmi byli jeszcze dłużej, starsza Griffin wciąż twierdziła, że Bellamy nie był dla jej córki wystarczająco dobry, że Clarke zasługuje na kogoś lepszego.

Bellamy słuchał tego tak długo, że sam zaczął w to wierzyć. Zaczął myśleć o sobie, że był dla Clarke beznadziejny, że nie pasują do siebie, że dziewczyna zasługuje na kogoś z wyższym wykształceniem, dobrą pracą i bez masy kredytów na głowie.

Abby wreszcie dopięła swego i Bellamy zerwał z Clarke, mimo że bardzo ją kochał. Dziewczyna nie rozumiała dlaczego, a on nie spieszył z wyjaśnieniami. Tak po prostu powiedział jej, że to koniec. Kiedy dziewczyna domagała się wyjaśnień, Bellamy w przypływie złości, wykrzyczał jej w twarz, że już jej nie kocha, mimo że serce wrzeszczało co innego.

Po tym Clarke nie chciała już go więcej widzieć.

Minął rok a Bellamy wciąż żałował, że dał się zmanipulować Abby. Że dał sobie wmówić, że jest kimś gorszym, że nie zasługuje na Clarke. Rana w sercu nigdy się nie zabliźniła.

Nie widział Clarke od tamtej pory, mimo że mieszkali w tym samym mieście. Ale miasto było duże, a Clarke w zasadzie mogła się już wyprowadzić, Bellamy nie miał o niej żadnych wieści.

Dlatego kiedy przeszedł przez drzwi lokalu, a przy barze zobaczył tak dobrze znaną mu twarz, o mało się nie przewrócił. Potrząsnął głową i na wszelki wypadek uszczypnął się w ramię, by upewnić się, czy to aby na pewno mu się nie śni. I nie śniło, to działo się naprawdę.

Minął rok, a teraz Clarke siedziała sobie przy barze, tym samym, do którego udał się Bellamy. Blake raczej nie wierzył w coś takiego jak przeznaczenie, a przynajmniej nie od momentu, w którym jego związek z Clarke dobiegł końca, ale w tamtej chwili był bliski uwierzenia, że może ono jednak istnieje.

Bellamy ruszył niepewnie w stronę baru. Wiedział, że to prawdopodobnie zły pomysł, ale nie mógł się powstrzymać. Zbyt długo jej nie widział i tak bardzo tęsknił za nią, za jej widokiem, za jej głosem, za jej uśmiechem. Z wahaniem usiadł na stołku obok niej. Sekundę później dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zamarła. Rozszerzyła gwałtownie oczy, otwarła usta, by coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Nie odezwała się słowem, gapiła się na niego tylko, jakby był duchem.

"Hej." powiedział w końcu Bellamy. Nadal cisza. "Kopę lat co?" Clarke w końcu przypomniała sobie jak się mówi. "Co ty tu robisz Bellamy?" spytała drżącym głosem. Chłopak spróbował się uśmiechnąć. "Dokładnie to samo co ty." powiedział, wskazując na w połowie wypitego przez Clarke drinka, po czym odezwał się do barmana i zamówił dla siebie piwo. Czuł, że nie był w stanie przeprowadzić tej rozmowy na trzeźwo.

Clarke nie odezwała się, gapiła się tylko na niego, najwyraźniej oczekując, że to on coś powie, biorąc pod uwagę, że to on się przysiadł. Bellamy odchrząknął.

"Co u ciebie?" spytał. Clarke nie odpowiedziała od razu, zlustrowała chłopaka z góry na dół i spowrotem. Patrzyła mu przez sekundę lub dwie, prosto w oczy, po czym poświęciła uwagę zawartości swojej szklanki. "Nic się nie zmieniło." stwierdziła. Bellamy czekał, aż dziewczyna rozwinie trochę tę myśl. "Nadal pracuję w szpitalu, mieszkam w tym samym małym mieszkaniu, a moja matka nadal jest wredną żmiją." Clarke uśmiechnęła się krzywo. Bellamy pokiwał powoli głową. "A co u ciebie?"

Bellamy przełknął ślinę. "U mnie też nic szczególnego." powiedział nieśmiało, nie patrząc jej w oczy. Wiedział, że gdy to zrobi będzie zgubiony, padnie jej do stóp i będzie błagał o wybaczenie.

"Spotykasz się z kimś?" takiego pytania z ust blondynki, Bellamy się raczej nie spodziewał, a przynajmniej nie tak od razu. Spojrzał na nią zaskoczony. "Nie." powiedział. "Chyba nie jestem materiałem na chłopaka." dodał po chwili. Brzmiało to tak, jakby to kobiety odpychały jego, a nie na odwrót, ale tak było prościej. Wszystko było prostsze niż prawda. "A ty?" Bellamy zapytał czym prędzej, by uniknąć pytań Clarke.

"Nie." odparła. Bellamy wiedział, że nie powinien, ale poczuł swego rodzaju ulgę. Oczywicie chciał, żeby Clarke była szczęśliwa. Ale chciał też, żeby była szczęśliwa z nim, z nikim innym, z nim.

Bellamy szybko zmienił temat, nim wpadł na pomysł, by powiedzieć coś głupiego, czego by potem żałował. Z czasem rozmawiało im się coraz swobodniej. Rozmawiali o tym co działo się u nich przez ostatni rok. Faktycznie nie było tego dużo, ani nic szczególnie interesującego, ale Bellamy i Clarke zawsze potrafili rozmawiać o wszystkim i o niczym. Nadawali na tych samych falach, rozumieli się bez słów, nawet po roku rozstania.

Z czasem rozmowa była tak swobodna, jakby nigdy tak naprawdę się nie rozeszli. Oboje uśmiechali się do siebie nawzajem, opowiadali dowcipy i anegdoty z życia. Jak za starych dobrych czasów.

"Brakowało mi tego." powiedział w pewnym momencie Bellamy. Clarke spojrzała na niego, nie rozumiejąc. "Brakowało mi naszych rozmów." wyjaśnił. Clarke speszyła się. Nie powinien był tego mówić, ale alkohol najwyraźniej sprawił, że chłopak nabrał zbyt dużo odwagi i mówił dalej.

"Tęskniłem za tobą." powiedział. Clarke ośmieliła się spojrzeć mu w oczy, a on nie odwrócił wzroku. Nie zrobił żadnego kroku w jej stronę, nie dotknął jej, nie odezwał się więcej. Bał się przerwać tę cienką nić porozumienia, która była teraz między nimi.

"Ja też." powiedziała Clarke, tak cicho, że gdyby Bellamy nie był całkowicie na niej skupiony, pewnie by jej nie usłyszał. Ale usłyszał i nie mógł uwierzyć. "Naprawdę?" spytał.

"Oczywiście, że tak, ty idioto." - mruknęła pod nosem, odwracając wzrok. Bellamy zebrał w sobie odwagę, by chwycić ją za rękę. Nie odtrąciła go, ale też nie odwzajemniła uścisku. Kilka razy otwierał i zamykał usta, niczym ryba bez wody, ale w końcu wydusił z siebie, to co chciał jej powiedzieć, odkąd ją tu zobaczył.

"Ani na sekundę nie przestałem cię kochać Clarke." powiedział, przyciszonym głosem. Dziewczyna podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego zszokowana. "Nigdy nie powinienem był z tobą zrywać. Ale twoja mama.. Nie byłem w stanie dłużej znieść jej przytyków, uwierzyłem jej, że naprawdę na ciebie nie zasługuję. Przepraszam."

Clarke nie odzywała się, patrzyła mu w oczy, nic nie rozumiejąc. Bellamy pomyślał, że wszystko zepsuł. Chciał zabrać rękę, którą trzymał dłoń dziewczyny, ale ta w tym samym momencie odwzajemniła uścisk.

"Ja też nigdy nie przestałam Bell." powiedziała. Tym razem to Bellamy był tym, który zapomniał języka w gębie. Siedzieli tak, patrząc sobie w oczy, żadne z nich nie wiedziało co powinno zrobić.

W końcu Clarke odchrząknęła. "Co ty na to... Co ty na to by spróbować jeszcze raz? Nie patrząc na innych, na ich opinię. Miejmy gdzieś cały świat. Tylko ty i ja." powiedziała, a Bellamy nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

Mocniej ścisnął rękę Clarke i odparł : "O niczym innym nie marzę."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro