Rozdział 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — To oczywiste, że pomysłodawczyni weźmie udział we własnym pomyśle! — rzuciłam w chwili, gdy zaparkowaliśmy przed adresem Lucy Prescott.

Na dobrą sprawę nikt nie wiedział, co mogliśmy tutaj zastać, więc nie można było zakładać, że jest wysoki procent niebezpieczeństwa. Trzeba było tylko dopuszczać, że może się ono pojawić, a ja nie po to ćwiczyłam tyle godzin, by nie użyć tego w dążeniu do wyjaśnienia wszystkich pytań! Nie bałam się już, że ktoś pobije niewinną i słabą panią doktor. Kiedyś byłam słaba, zamknięta i przez to ograniczona w wielu sprawach, ale dziś jestem świadoma i idę naprzód z tym, co mam. Mam niewiele, bo tylko przyjaciela u swojego boku, ale może to, współpraca i upór dadzą nam odpowiedzi. Jeśli nie, to w końcu zrobi to świat. Kiedyś bym się bała odpowiedzialności za stawianie kroków na nowej ścieżce, dziś mi to wyjątkowo nie ciąży, bo mam dość tkwienia w złotej bańce. I choć może oblatywały mnie myśli, że ktoś może nas zaatakować, a ja nie będę w stanie się obronić to niewielkiej pewności siebie dodaje mi Jonathan i broń schowana pod czarnym płaszczem.

Zaczęliśmy obserwować dom. Osiedle niczym wyjęte z reklamy deweloperskiej. Jednakowe domki jednorodzinne ustawione jeden obok drugiego. Idealnie przystrzyżone trawniki, a to co odróżniało te domy to zawartość podwórek i różnorodność pojazdów, najczęściej był to rodzinne samochody różnych marek oraz zagospodarowanie roślin ogrodowych. Niektóre domy miały kolorowe place zapełnione różnorakimi kwiatami, a inni posiadali zwykłe żywopłoty. Na wielu domach walały się przeróżne dziecięce zabawki, które właśnie rodziny zaczęły zbierać i chować w garażach, gdyż było już po dziewiątej. Większość domów była zamieszkana właśnie przez małe rodziny, seniorów, czy młode pary. Nikt podejrzany z zarejestrowaną przeszłością kryminalną. Poczciwi obywatele i to właśnie w ich domach paliło się światło, a nasz dom spowity był w mroku. Mieliśmy także pewność, że pani Prescott nie przebywa w Atlancie, dlatego dziwnym było dla nas, gdy w domu panowała ciemność. Kto w takim razie miał mi pomóc?

Spędziliśmy na obserwacji dwie godziny. Ostatni dom zgasił światło z myślą, by pójść spać, a my obserwowaliśmy dom, wokół którego absolutnie nic się nie działo! Nikt nie wychodzi, nikt nie wchodził, nich nie przejeżdżał i nie czaił się na niego, nikt się nie krzątał pośrodku. Nic!

— Dziwne. Dlaczego nikogo nie ma w domu? — odezwał się Jonathan. Nie męczyło nas zmęczenie, czy nuda, ale trzeba było przerwać tę sielankę, w końcu całe osiedle już zasnęło.

— Zerknijmy, co jest w środku. Jak miałabym uzyskać pomoc w pustym domu?! — Zaproponowałam. Jonathan lekko się zawahał, ale w końcu się zgodził.

Przeszliśmy pod dom i dyskretnie zaczęliśmy zaglądać do środka przez okna. Niewiele było widać, ale gdy przeszliśmy na tył domu poświeciliśmy w okno latarką. Ogródek tego domu był nieużywany. Nie było tu mebli ogrodowych, żadnego sprzętu ani nawet posadzonych roślin ozdobnych. Sam trawnik i wysoki żywopłot wokół ogrodzenia.

— Pusto — odparł Jonathan, który sprawdzał co jest w środku, a moją uwagę przykuły delikatnie uchylone tylne drzwi.

— Jonathan — szepnęłam, a gdy mężczyzna na mnie zerknął, wskazałam mu otwarte drzwi.

Dosyć lekkomyślnie weszliśmy do środka. Jonathan szedł przodem. Po przekroczeniu progu, po lewej stronie znajdowała się kuchnia z blatami i szafkami pod ścianą oraz wyspą kuchenną. Po prawej stronie pomieszczenia był okrągły drewniany stół z czterema krzesłami od kompletu, a zanim znajdowały się zamknięte drzwi.

Nie był to unowocześniony dom. Nie miał on wewnętrznego systemu i był zwyczajnie staroświecki, jak na aktualne standardy. Nie każdy lubi postęp technologiczny i jego wynalazki, ale było tu po prostu czysto. Kuchnia i jadalnia nie dawały znaków użytkowania. Blaty były puste. Żadnych urządzeń, przyborów kuchennych, czy pojedynczej szklanki w zlewie.

Dalej był salon, który został zmodyfikowany. Kanapa i pusty malutki biały stolik zostały przesunięte pod ścianę. Na kanapie leżała poduszka i równo złożony w kostkę koc. W centralnej części salonu znajdował się długi biały stół. Stały na nim trzy monitory, jakieś porozwalane kable, klawiatury i myszki.

— Nie ma komputerów — szepnął Jonathan, gdy stanęliśmy przed stołem. — Nie dowiemy się za wiele.

Zaczęliśmy przeszukiwać komody w salonie. Wszystkie były puste poza jedną, w której były schludnie poukładane kobiece ciuchy.

Rozdzieliliśmy się. Ja poszłam do pokoiku w jadalni, a Jonathan zerknął do sypialni. Gdy sobie oświetliłam pomieszczeni zatkało mnie. Była to mała spiżarnia, ale bogato wyposażona i to nie tylko w jedzenie. Po prawej była ogromna biała gablota z przeszkloną górą i system utrzymywania stałej temperatury. Znajdowały się tu leki na każdą okazję od zwykłego bólu głowy po przygotowanie operacji. Z najnowszymi szczepionkami oraz antybiotykami. Chwyciłam koniec płaszcza i otworzyłam przez materiał dolne nieprzeszklone drzwi, była to lodówka, a w niej cały zapas krwi. Zamknęłam, by nie uciekała temperatura i otworzyłam szafkę obok. Tutaj był cały sprzęt medyczny od narzędzi chirurgicznych, przez opatrunki każdego rodzaju po urządzenia chirurgiczne.

— Ja pierdzielę... — szepnęłam i zamknęłam drzwiczki.

Po lewej stronie spiżarni znajdowało się totalne przeciwieństwo zawartości ratującej życie. Pudła ze śmiercionośną bronią. Granaty, broń na zwykłe pociski, a także broń laserowa i wszystkie jej rodzaje. Na ścianach były rozwieszone wszelkiego rodzaju noże, a nawet maczety.

— Jonathan! — krzyknęłam za mężczyzną, bo nie wiedziałam co mam o tym myśleć.

Kiedy mężczyzna zaczął tutaj zmierzać, rzekłam:

— Ktoś się chyba przygotowuje na wojnę... — odparłam, a ten zajrzał do środka i zaczął się rozglądać.

— Chodź zobacz moje odkrycie — polecił zmartwiony i zaprowadził mnie do pokoju, który miał chyba służyć za sypialnie, ale był w rzeczywistości salą operacyjną. Pod ścianą stało łóżko przykryte przeźroczystą płachtą. Był to pierwszy z modeli Vity. W zasadzie był to antyk i nigdy na takim nie pracowałam, a więc nie wiedziałam jakie miało możliwości. Z wyglądu przypominało zwykłe stare łóżko szpitale, które służyło tylko jako łóżko z tym faktem, że dół był zabudowany. Obok znajdował się stojak na kroplówki i mała szafka. Po drugiej stronie była komoda i coś wysokiego przykryte białą płachtą.

— W komodzie są ręczniki i pościel. Wszystko jednorazowe i sterylnie zapakowane — rzekł Jonathan. — Pod tym materiałem jest jakaś maszyna i chyba lampa. Łazienka zwykła, ale bez rzeczy, z których można by pobrać materiał genetyczny. Drugi pokój także bez rzeczy osobistych. Tylko materac w nim jest, ale bez ani jednego włoska.

— Sala i wyposażenie szpitalne? — podjęłam zdziwiona. — Czego ten ktoś oczekuje? Końca świata?

Jonathan, nie wiedząc co odpowiedzieć wzruszył ramionami i wspólnie przeszliśmy do kuchni. Najpierw otworzyliśmy lodówkę, z której okropnie zaśmierdziało, więc momentalnie ją zamknęłam. Nie zdążyłam się przyjrzeć, co był wewnątrz, ale to chyba nie miało znaczenia.

— Zaśmierdło, a więc ktoś długo tutaj nie przebywał — zauważył Jonathan i zaczął otwierać kolejno szafki. — Jeden kubek, a w środku po kilka sztućców, jeden talerz. — Przeszedł do następnej. — Pół paczki płatków śniadaniowych. Spleśniały chleb. — Następna, tym razem dolna szafka. — Przybory biurowe i coś do szycia. — Następna. — Zamknięte napoje i jeden otwarty, również z pleśnią w środku. — Następna szafka. — Patelnia, garnek i zestaw noży.

Mężczyzna zakończył przeszukiwania i zerknął na mnie.

— Skromne wyposażenie, więc ktoś żyje oszczędnie albo nie zabawi tu na długo — zaczęłam mówić, opierając się podbrzuszem o blat, ale dokładnie wtedy coś zapiszczało. Szybko się odsunęłam, a fragmenty blatu zaczęły się rozchodzi. Ze środka wyłoniły się ruchome, metalowe szkielety, na których było zawieszonych kilka dodatkowych sztuk broni. A to wszystko podświetlane kolorowymi ledami.

— No to są już żarty! — rzekłam i ze spokojem się odsunęłam, a później przyjrzałam się części blatu, o którą się oparłam. Pod spodem był ukryty przycisk, który kliknęłam i sprzęt się schował.

— To już okrawa o szpan — zażartował Jonathan. — Wracając! Ktoś chyba wiedział, że znika na dłużej. Ktoś wysprzątał. Pozbył się śladów własnego użytkowania. Za pewne ukrył komputery z ważnymi danymi. I dlaczego drzwi były uchylone? Ktoś próbował się włamać?

— Tu miały być odpowiedzi, a nie więcej pytań! — warknęłam niezadowolona i zaczęłam krążyć pomiędzy blatem kuchennym, a stołem.

— Lepiej stąd chodźmy. Nie wiemy, czy warto się natknąć na kobietę, która tu mieszka.

Jonathan miał rację, więc wróciliśmy do samochodu i szybko odjechaliśmy.

— Czyli jest to lokum jakiejś kobiety... — Zrobiłam krótką przerwę na zebranie myśli. — Co jeśli to ta sama kobieta, która pojechała do twojego ojca. Dlaczego u niej miałabym znaleźć pomoc i dlaczego mój tata jej ufa?

— Nie wiemy kim jest, nie znamy jej twarzy, więc żadna technologia nie pomoże nam jej znaleźć. Jedyną osobą, która może nam coś zdradzić, jest twój ojciec. Nie ufa mojemu ojcu, ostrzegł cię dyskretnie i może nawet się go boi, a ojciec go może inwigilować. Nie wiem, czy to jest możliwe, byśmy się z nim spotkali — wyznał swoje obawy.

— Kurwa, nadeszły burzowe chmury i coś mi się wydaje, że jak uderzy grzmot to dowiemy się nieciekawych rzeczy... — odparłam zmartwiona.

blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro