Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ja czytałam książkę, a Jonathan jakieś dokumenty. Oboje siedzieliśmy w salonie na kanapie. Bridget przygotowywała obiad i tak mijało nam południe, dopóki coś nie zaczęło mi przeszkadzać. Cisza. Zerknęłam ponad książkę i z ciekawości zaczęłam przyglądać się Bridget.

Chodziła nieobecna od blatu do blatu. Czasem zapomniała czegoś wziąć, po czym się wracała. Była przygnębiona i smutna. Nie wiedziałam, co było tego przyczyną i też nie zamierzałam w to wnikać, jednak dało się zauważyć tą anomalię. Kobieta była bardzo powolna w swoich ruchach i też nieobecna, jakby o czymś intensywnie myślała. Najpewniej o problemie, który ją trapił.

Kiedy Bri upuściła widelec wydawała się być zła i poirytowana, tak samo kiedy nie mogła znaleźć jakiejś przyprawy. Targały nią emocje, a roztargnienie musiało mieć swoje źródło.

Nagle upadł jej talerz, który ją wystraszył. Tłuczona ceramika zbudziła Jonathana znad dokumentów, który natychmiast wstał.

— Wszystko dobrze? — spytał natychmiast.

Kobieta stała chwilę nad rozbitym talerzem i zapewne na niego patrzyła. Była załamana, ale dopiero po chwili popłynęły jej łzy. Nie wybuchnęła płaczem, ale po prostu skuliła się i przetarła oczy.

— Przepraszam. Już to posprzątam i pójdę kupić nowy.

— Spokojnie Bridget, to tylko talerz. Nie brak ich, a i tak wystarczą tylko trzy by nas zaspokoić. Nie martw się tym, każdemu się może wyślizgnąć. — Uspokoił ją i podszedł do blatu.

— Tylko, że ja non stop coś psuję! Co jest ze mną nie tak?! — krzyknęła i kucnęła, by zająć się talerzem.

Wstałam z kanapy i podeszłam do nich.

— Wszystko jest w porządku. Przecież nie robisz tego celowo. — Tłumaczył jej spokojnie.

— No nie, ale zachowuję się jak wariatka, przez co psuje wszystko! Słusznie dałeś mi zakaz w obawie o swoje mienie, a ja i tak nie posłuchałam i rozwaliłam to lustro. Teraz talerz! Jak mam dbać o ten dom skoro jestem niezdarą! — krzyczała, zamiatając szkło na szufelkę.

— Widzę, że jesteś roztargniona i coś cię trapi. Może chcesz sobie wziąć wolne na resztę dnia? — Zaproponował Jonathan, opierając się o zewnętrzny blat.

— Nie! Po prostu się ogarnę i przestanę się wygłupiać! O nic się nie martwcie!

— To może chociaż usiądziesz na chwilę, napijesz się wody, a ja dokończę obiad? — powiedziałam, chcąc jej jakoś ulżyć i dać chwilę odpoczynku.

— Nie! Powtarzam, wszystko jest dobrze. Wróćcie do swoich zajęć! — krzyknęła agresywnie, co zmusiło mnie do wycofania się.

Jonathan sam był zdziwiony, ale pokornie wróciliśmy do salonu. Może i powiedziała, że mamy się nie martwić, ale jednak jej zachowanie raczej skłaniało do zaniepokojenia stanem kobiety, niż puszczeniem tego w niepamięć.

Równie dobrze mogło to być chwilowe.

*

Szok nastąpił dopiero kiedy Bri skończyła obiad i ponownie wstąpił w nią dobry duch. To dopiero było niepokojące. Taka nagłą zmiana samopoczucia?! Co było tego przyczyną?! Czy to jakieś zmiany psychotyczne? Od kiedy tu jestem to pierwsza taka sytuacja, więc może niepotrzebnie się martwię, a jej problem rozwiązał się kiedy akurat nie patrzyłam, jednak to mocno napawa mnie ostrożnością. Za żadne skarby świata nie chcę się wtrącać, ale może powinnam trochę poobserwować zachowanie kobiety.

— Siadajcie perełki! — krzyknęła z kuchni, kiedy na stole było już przygotowany i poporcjowany schab z dodatkami.

Oboje zasiedliśmy do stołu.

— Już się lepiej czujesz? — zapytał Jonathan.

— Och tak! Dziękuję! — odparła wesolutko i zaczęła porządkować coś w kuchni.

Odwróciłam się do niej tyłem i wymieniłam rozkojarzone spojrzenie z Jonathanem.

— Uroczo — szepnął ze strachem w oczach i zerknął na mnie. — Smacznego.

— Dziękuję, nawzajem.

Chwyciłam widelec i nóż, ale widelec postanowił zabawić się w akrobatę, bo niespodziewanie wypadł z mojej ręki i po prostu spadł na ziemię.

— Oj — jęknęłam, podczas schylania się. Kiedy dorwałam dziada, podniosłam się, ale coś źle obliczyłam i bardzo mocno uderzyłam się w stół — Kurwa! — krzyknęłam zdenerwowana przez naruszenie moich komórek nerwowych na głowie. Momentalnie zaczęłam drugą ręką masować obolałe miejsce i podniosłam się już w prawidłowy sposób.

— Wow — rzekła Bri, która pojawiła się obok mnie i wręczyła mi nowy widelec.

— Co? — spytałam, kiedy spojrzałam na nią i na Jonathana. Oboje byli zszokowani. — Och, przepraszam za przekleństwo... — powiedziałam przybita swoim nietaktem i tym, że gapili się na mnie jak na dziwaka.

— Spokojnie. Raczej nie chodzi o przekleństwo tylko o sam fakt, że jednak potrafisz czuć jakieś silniejsze emocje. — Zaśmiała się Bri.

— Wymsknęło mi się.

— No dobra, ale to znaczy, że gdzieś tam masz jakieś pokłady wściekłości, które możesz wykorzystać. Nie to co Jonathan, choć i do jego przekleństw przywykły te ściany. Nie są tak groźne, jak twoje, co w sumie zastanawia, no ale jednak! — odparła Bri.

— Bridget, nie wtrącasz się czasem do moich spraw? — odparł zirytowany.

— Absolutnie! — krzyknęła obronnie i szybko złapała kontakt ze mną. — A ty, jak potrzebujesz to sobie przeklnij, żaden problem! Problem będzie, jak Jonathan albo ja będziemy powodem twojej wściekłości. — Zachichotała.

— Wściekłość na poziomie chomika... — odparł prowokacyjnie Jonathan. Chyba się poczuł urażony.

— Słucham? Jakiego chomika?! — Oburzyłam się.

— Chomika, który nie dostał ziarenek do chrupania.

Czemu on mnie prowokował z uśmiechem na twarzy?! Miałam ochotę mu coś zrobić!

— Nie denerwuję się, jak chomik. Mogę się zdenerwować dużo bardziej! — Oznajmiłam urażona. — Smacznego! — Fuknęłam i zabrałam się do jedzenia.

— Wątpię. Jesteś za spokojna, by komuś nabluzgać, a co dopiero zrobić krzywdę, zwłaszcza, że jesteś lekarzem.

— Właśnie, pamiętaj, że jestem lekarzem. Chirurgiem! I obsługa skalpela nie jest dla mnie nowością, dlatego zwinnie bym sobie poradziła nawet z nożem, by dokonać na twoich miejscach intymnych rzezi! — Wysyczałam w jego kierunku, a on z lekką obawą odchylił się ode mnie tułowiem.

— Zapamiętam... — Rzucił wystraszony.

— Lepiej po ślubie z takimi czynami. Lepsze korzyści — szepnęła mi do ucha Bri, a ja się nawet zaśmiałam.

— Słuszna uwaga.

— Muszę wyjść do sklepu. Zaraz wracam — powiedziała i razem z torebką zmierzyła ku wyjściu.

Mimo że ja się śmiałam. Mężczyzna był zdegustowany i przestraszony.

— To był żart! Jestem profesjonalnym chirurgiem! Co prawda, urologia to nie moja specjalizacja, no ale umówmy się, nożem także się nie operuje, więc chodziło mi o sam fakt odcięcia — Wytłumaczyłam pośpiesznie, nie chcąc się robić za jakąś mądralę. — Nie mogłabym nikogo skrzywdzić! — krzyknęłam zirytowana, że nie zakumał.

— Wiem, bo jesteś niegroźna jak chomiczek.

— Ughh! — Jęknęłam wkurzona na jego lekceważący ton. — Jestem bardzo groźna! Przekonasz się!

Mężczyzna się zaśmiał, ale nic nie odpowiedział. Skupiliśmy się na jedzeniu, a ja już miałam plan! 


blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro