Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyjęcie się rozpoczęło. Harmonogram był dosyć prosty. Za trzy godziny miał zostać podany posiłek, a po bogatym posiłku miały odbyć się, jakieś aukcje. Do tej pory można było szaleć i tak też zostałam zaproszona do kolejnego tańca z Jonathanem.

— Dziękuję — szepnęłam, wpatrując się w spokojną i wesołą twarz narzeczonego. Szczerze mówiąc, był uroczy i przystojny z tym uśmiechem.

— To ja dziękuję! Uchroniłaś mnie od tańca z panią Blackwood! — odpowiedział żartobliwie, nie chcąc ani na moment wprowadzić mnie w zły humor.

— Proszę bardzo — odparłam wesoło.

— Za co mi dziękujesz? — spytał i wykonaliśmy piruet.

— Nie wiem, jak to ująć — rzekłam niepewnie.

Byłam po prostu oczarowana, jeśli nie zaczarowana. Każdy gest Jonathana dziś, każde słowo, które wypowiadał tylko do mnie to zawsze były rzeczy pełne szacunku, finezji oraz czegoś, co próbowałam odczytać z oczu Jonathana. Ekscytacja? Uwielbienie? Pożądanie? Czułam się, jakbym nie była w centrum zainteresowania tylko tego przyjęcia, ale także w centrum zainteresowania Jonathana. Zawsze szukał kontaktu wzrokowego ze mną. Zawsze był blisko i mnie nie peszył, a raczej w tej naszej komedii, dodawał mi pewności siebie. On po prostu mnie szukał, tylko po co? Żeby pilnować mnie, jak małej dziewczynki? Żeby cieszyć się moim towarzystwem, tak jak zapowiedział? Odczuwałam taniec z nim jako uwielbienie, czyste i podszyte romantyzmem uwielbienie. Przecież jasno było powiedziane, że nie idziemy w tym kierunku, a jednak tak się działo. To było robione na pokaz? Było mi z nim gorąco, bo to mógłby być partner idealny, a może to ja zaczęłam za wiele odczuwać... tylko przecież nie wydawałoby mi się, że ktoś mnie kokietuje, jeśli by tego nie robił! Może był trochę podpity i ponosiło go? Tylko, że nie robił tego nachalnie, a mnie się to podobało. Może wyszło u mnie zwykłe ludzkie zafascynowanie tym, że ktoś się mną interesuje, ale nie mogłam powiedzieć, że w tamtej chwili nie przemknęło mi przez myśl marzenie o Jonathanie, jako o moim prawdziwym mężu... Jeśli to jego prawdziwe oblicze i szczere zachowanie względem kobiety.

— Przepraszam — powiedziałam spanikowana i wbrew rytmowi odsunęłam się od Jonathana. Spanikowałam przez tę bliskość i obezwładniające ciepło, może nawet pożądania, które raczej zrodziło mi się z mojej opitej i trochę rozszalałej wyobraźni.

Uciekłam. Potrzebowałam chłodu i świeżego powietrza. Przecisnęłam się przez tłum i udało mi się wyjść na jeden z małych tarasów, który akurat był pusty. Miałam widok na ładny park i labirynt, w którym niedawno się kryliśmy przed publiką. Zaczęłam obserwować kamienną i dużą fontannę złożoną z kilku pięter, które według swojego algorytmu inaczej wypuszczały wodę. Oparłam się o metalową barierkę i chwilę oddychałam głęboko. Rześkie powietrze mnie otuliło, a ciśnienie w moich myślach lekko zelżało.

Umowa, umowa, umowa!

Nie chcę znów czegoś poczuć, by później znów leczyć się z miłości.

— Julio, moja Julio! Choć ciemna noc, a księżyc w pełni to i tak nie przyćmi on twych lic! — rzekł teatralnie Jonathan. Jego głos dobiegał z dołu tarasu. Był on bowiem na niewysokiej platformie.

Nie prosiłam o chwilę spokoju od niego, więc nie poczułam spięcia, a raczej rozbawienie, które ocierało się o zażenowanie, że powiedział coś takiego! Chyba naprawdę przesadził z alkoholem.

Zaśmiałam się niemrawo. Nie wiedziałam, co on wyczynia. Chciał mnie rozbawić, czy co? Speszyłam się i spuściłam głowę. Zaczęłam się bać tej relacji.

— Odejdź Romeo. Marny twój kres, razem ze mną... — odpowiedziałam, zdradzając zakończenie dramatu. Bohaterom tej historii lepiej by było, gdy się nie zakochali.

Jonathan miał rozpiętą marynarkę i włożone do kieszeni spodni dłonie. Patrzył się na mnie i miał na twarzy lekki uśmiech.

— Wiem, co niesie mi przyszłość, ale tego pragnę, a teraz spuść mi swe włosy! — Poprosił zrozpaczony.

— To nie ta historia. — Zachichotałam z jego błędu.

— Nie?! — krzyknął zdruzgotany informacją. — To jak mam się wspiąć do ukochanej?!

Spojrzałam rozbawiona w bok, gdyż były tam schody.

— Nie wiem, ukochany. Myśl! — Rzuciłam ironicznie. Przecież to było takie głupie, takie infantylne. Nie chciałam się czuć jak w taniej komedii romantycznej! To jest podły i niebezpieczny świat! Po co nam uczucia?!

— Wiem! — Rzucił, łapiąc jakąś myśl. — Skoro ja nie wejdę na górę, to ty zeskoczysz na dół! Nie obawiaj się, ja cię złapię Julio!

— Oszalałeś, Romeo? — Jonathanowi udało się mnie rozluźnić.

Może niepotrzebnie spanikowałam? Tak! Po Prostu za dużo sobie wyobraziłam. Nie Susan, nie możesz być księżniczką i nią nie będziesz.

— Julio, błagam wróć do mnie! — krzyknął z rozpaczą. — Obawiam się, że dłuższa rozłąka z tobą sprawi, że pani Blackwood zacznie się do mnie przystawiać! — wyszeptał drugą wypowiedź.

Zaczęłam się śmiać.

— Zła kandydatka? — podpytałam złośliwie. — Jest majętna, wykształcona, obyta w świecie... — Wyliczałam jej zalety, podczas czego Jonathan wykrzywił twarz w grymasie i wrzasnął.

— Ale luba, ja mą miłość tobie wyznałem i tobie obiecałem! Nie odtrącaj mnie i nie wrzucaj w ramiona innej!

Zawyłam ze śmiechu na jego kunszt teatralny.. Rozbawiony mężczyzna przyszedł do mnie na taras. To z pewnością była bardzo żenująca scena, zwłaszcza w naszym położeniu. Alkohol odebrał nam rozum przez co gadaliśmy głupoty i się z nich śmialiśmy. Na szczęście alkohol odebrał mi też możliwość bycia przygnębioną przez to udawanie wspólnej miłości na pokaz. Gdybym się nie napiła, odczułabym mocne zdołowanie tymi pustymi słowa.

— Wybacz, nie zamierzam sprawić byś został jej ofiarą. Wracajmy, zahaczymy o bufet!

Mimo nadmiernego wyluzowania i już znacznego upojenia nie zamierzałam zrezygnować z alkoholu, chociaż gadałam absurdalne rzeczy. Przecież każdy się tutaj raczył bogatymi w smak trunkami do rewelacyjnych opowieści. To był obowiązkowy punkt, żeby w towarzystwie było znośnie. Nie tylko ja tutaj nie przepadam za większością, ale jest tutaj wśród tych gości, znacznie większa część wrogów niż przyjaciół. Oni tylko udają, że się lubią, znoszą i uśmiechają się szczerze. Oni to robią albo by poznać wroga, albo by poczuć się lepszym. Oczywiście nieliczni. Poszczególne jednostki są sobie bliskie, choć i w niektórych małżeństwach dojrzałam wielka wrogość. Takie przyjęcia pozwalają mocno poznać innych gości, a ludzie nieskupieni przez alkohol dają się czytać, jak z otwartych ksiąg. Ich maski magicznie znikają przez nieuważności. Prawdę mówiąc, na dzisiejszym balu niczym się nie wyróżniamy od pozostałych. Z naszymi kłamstwami jesteśmy podobnie obłudni do nich. Właśnie przez to jestem bardzo zaskoczona, że tak dobrze mi idzie to całe podsycanie ekscytacji wśród tłumu. Nie sądziłam, że potrafię tak dobrze zmyślać i wczuwać się w rolę. Może w wolnej chwili zacznę pisać bajki...

Znów znaleźliśmy się w towarzystwie i znów z łatwością opowiadaliśmy wymyślone rzeczy zazwyczaj mówiące o naszym bogactwie, luksusach i wspaniałej miłości oraz tego jaką mam fantastyczną pracę! Przecież nic tak nie wkurza, jak sukcesy zawodowe i miłosne!

— Zapowiadały się cudowne święta w Kalifornii! — krzyknął wesoło Jonathan, który był już w trakcie opowiadania następnego łgarstwa. — Wybraliśmy nieco obcesowy środek transportu na tak odległą podróż, ale chcieliśmy zobaczyć coś więcej! Wyjechaliśmy tydzień przed naszymi rodzinami, żeby zwiedzać nasz cudowny kraj!

— I fantastyczne restauracje po drodze! — Dodałam rezolutnie, co wywołało cichy chichot wśród słuchaczy.

— Ale też się nasłuchałem przez większość czasu w co się ubierzesz na rodzinny obiad! Rozumieją panowie, bity tydzień słuchałem o jednym stroju na jeden obiad! — Panowie słuchający tej opowieści zaśmiali się i przytaknęli Jonathanowi, że mają takie same problemy ze swoimi kobietami.

— I co naprawdę ubrałaś?! — spytała Darla Perkins. Zawistna koleżanka ze studiów, która dzięki znajomościom magicznie dostała się do głównego zarządu Izby Lekarskiej.

— Nic specjalnego. Raz zostałam zaproszona na pokaz w domu mody Chanel i gościom zostały wręczone specjalne podarunki. W moim wypadku okazała się to przepiękna suknia!

— Powiedz, że masz zdjęcie! — krzyknęła roztrzęsiona. Oczywiście, że musiała to zobaczyć, żeby porównać, czy wyglądam dobrze. To, co najpewniej powie po ujrzeniu fotografii, będzie kłamstwem.

— No oczywiście! — odparłam, wyjęłam telefon i odszukałam konkretne zdjęcie.

Posiadając narzeczonego z umiejętnościami informatycznymi można za pomocą kilku programów graficznych wyczarować prawdziwe cuda. Naprawdę stałam na tym zdjęciu na tle kominka i świątecznej choinki w sukience od Chanel, no ale przecież nie było żadnych świąt w Kalifornii, ani sukienki, ani...

— Jasna cholera! Przepiękna! A co zdobi twoją szyję?! — krzyknęła przyjaciółka Darli, Charlotte.

— No to się okazał prezent od Jonathana. Diamentowy naszyjnik z królewski skarbców. Co jakiś czas można znaleźć takie perełki na aukcjach! Nie spodziewałam się, że stanę się właścicielką tego naszyjnika, ale dzięki mojemu Jonathanowi to stało się rzeczywistością! — pisnęłam radośnie i objęłam czule ramię Jonathana.

— Dlaczego go nie założyłaś?! — spytała zszokowana Darla.

— Czy wkładałabyś naszyjnik, należący niegdyś do królowych na przeciętne przyjęcie?! Pewnie jest zabezpieczony w jakimś bankowym skarbcu! — odkrzyknęła jej Charlotte.

— Ale nie powiem, w którym! — Zażartowałam na co panie zachichotały, jednak to na co czekałam wydarzyło się sekundę później po radosnych chichocie.

Mordercze spojrzenia kobiet w kierunku swoich mężczyzn. Zazdrość była potężna, a ich mężowie, jeśli nie poprawią swojego zachowania, będą mieli wiele cichych dni. Nie wiem, jak przebiją królewski naszyjnik. Chyba tylko zamkiem albo królewską koroną.

— Wracając do naszej podróży... Był jeden moment grozy — odparł dramatycznie. — Myślałem, że moje serce pęknie!

— Postanowiliśmy się zatrzymać w przydrożnym sklepiku, żeby zakupić prowiant, który już był na wyczerpaniu. Ja dostałam telefon od mamy, więc zostałam w samochodzie, a Jonathan poszedł z listą zakupów do sklepu. Szybki postój, no co może pójść nie tak? Wiele! Gdyby upadek starszej pani na chodniku po przeciwnej stronie nie wyrwał z tego samochodu to bym zginęła! — powiedziałam dramatycznie, a nasza publiczność wstrzymała oddech.

— Jak to?! — krzyknęła Blackwood. Co ciekawe jej wierna przyjaciółka, gdzieś zniknęła i to nie sama, bo ze swoim byłym. Gdzie? No nie wiem, ale z pewnością poniosło ich pożądanie.

— Sam myślałem, że w tamtej chwili skończę, jak Romeo, bo przez kilka minut moje serce było w kawałkach! Otóż... Robiłem zwyczajne zakupy, kiedy nagle usłyszałem i poczułem huk oraz wybuch! Normalnie ziemia zadrżała, a szyby w oknach popękały. Momentalnie spojrzałem, co się stało! Patrzę, a tam dwa samochody zderzone ze sobą płoną! Zorientowałem się, że to nasz samochód, wybiegłem i zrozpaczony padłem na kolana i rozpaczałem, bo myślałem, że Susan tam została i zginęła!

— A ja pomagałam wstać starszej pani po przeciwnej stronie, bo wybuch i przerażenie powaliły nas ponownie na ziemię. Jej piesek zaczął wyć, no ale wszystko było z nami dobrze i uspokajałam tego psa, a ona wzywała pomoc! Patrze, a tam Jonathan klęczy i krzyczy. Przeraziłam się i natychmiast do niego podbiegłam i krzyczę! „Jonathan, jesteś ranny! Co się stało?!". On podniósł na mnie zrozpaczony głos i mówi „Nie żyjesz". Powiedział to tak smutno i spokojnie, za to ja popatrzyłam na niego jak na wariata! Mówię mu, że przecież żyję. Popatrzył na mnie chwilę i pisnął, jak mała dziewczynka, bo przez sekundę przemknęła mu w głowie myśl, że jestem duchem.

— Nie pisnąłem, jak dziewczynka! — Oburzył się Jonathan.

— Oj pisnąłeś! — odparłam mu słodko. — Ale to miłe, że tak gorliwie byś po mnie płakał!

— Diabli złego nie biorą... — mruknął pod nosem.

Wszystko było częścią planu. Nawet nasze przekomarzanki. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie.

— Rozmówimy się później! — wysyczałam przez zaciśnięte zęby!

— Następną część podróży odbyliśmy samolotem i z powrotem, także postawiliśmy na samolot. Chwała, że ciuchy na święta wysłaliśmy wcześniej do wuja. — Jonathan taktycznie powrócił do naszej opowieści, po tym jak ludzie zrozumieli, że kłótnie i przekomarzanki to także część naszego życia, dlatego oni nie mają tak najgorzej.

— Podróże samolotem także mają swoje plusy, zwłaszcza prywatne czartery! — powiedziałam wesoło.

— Jakież to plusy? — spytała ciekawsko pani Meyers, właścicielka galerii artystycznej, która niegdyś uczyła mnie malować. Była nieświadoma podtekstu.

— Seks, mamo — Uświadomiła ją córka i znacząco przytuliła się do swojego męża. Ja także utuliłam narzeczonego i słuchałam tylko tego zalotnego śmiechu wszystkich dookoła. Był on mieszanką zazdrości oraz doświadczenia, bo miny niektórych pań zdradzały, że i one taki seks zaliczyły.

Pani Meyers nie speszyła się po słowie „seks" za to popatrzyła zamyślona na córkę i zięcia.

— Dlatego wybieracie inne loty! — Zaśmialiśmy się na orientację pani Meyers.

— No nie mów Dolores, że sama z tego nie korzystasz. — Wtrąciła się rozbawiona Warren.

— No dobrze, nie było tematu! — Poddała się, a to wywołało śmiech towarzystwa.

black_orchid

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro