Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z każdą kolejną minutą coraz bardziej popadałam w rozpacz. Nie spodziewałam się, że tak potoczy się moje życie, i że zostanę zmuszona do jakiegokolwiek ślubu w przyszłości. Łudziłam się, jak zwykle, i zawsze się na tym przejechałam. W końcu to moja domena. Jednak teraz czułam się jak przejeżdżana walcem. Wszystkie myśli mnie taranowały. Niepokój we mnie rósł, a ja krążyłam po pokoju, próbując się nie rozpłakać. Wszystko legnie w gruzach, trafię do innego, nowego życia, które mnie zniszczy. Miałam kilka buntowniczych myśli, by uciec, by się przeciwstawić, ale szybko je pominęłam. Nie chcę nikogo narażać przez moją chwilową panikę, ale chciałabym się uspokoić, a nie potrafię sama ze sobą! Nie sądziłam, że przydałaby mi się druga osoba do zwykłej rozmowy, w której wyrzucę z siebie złe emocje. Gadanie do lustra daje przeciwny efekt.

Skończę uwięziona w małżeństwie. Za pewne będę w każdym aspekcie kontrolowana przez przyszłego męża. Będę musiała być na każdy jego rozkaz, bo takie jest życie kobiet w tym świecie. Będę musiała się nienagannie zachowywać w towarzystwie. Oczywiście będę też musiała chwalić mojego męża, jakim to on nie jest wspaniałym człowiekiem. Na samą myśl o tym, bierze mnie na wymioty, a na samą myśl o tym, że zostanę zmuszona do porzucenia mojego zawodu zbierają mi się łzy, mam ochotę walnąć się na łóżko i rozpłakać, a gdy do tego dojdzie to wiem, że będę doszczętnie zniszczona.

Kiedyś marzyłam o rodzinie, rodem wyjętej z reklam. Lekarka, kończąca dyżur. Strudzona po pracy, wraca do przytulnego domu. Do rodziny... Ukochanego męża, z którym tworzy jedną całość, do dzieci, które są w zasadzie darem, szczęściem i miłością w jednym oraz do wesoło hasającego między nimi labradora, który domaga się zabawy i wyjścia na spacer, na którym cała rodzina cieszy się swoim życiem. W moim wypadku nie będzie niczego! Może poza domem, ale wątpię by był przytulny. Nie będzie ukochanego, bo nie chcę wiązać z tym człowiekiem żadnych uczuć poza ogólna tolerancją, żebyśmy dobrze funkcjonowali. Z tego powodu nie będzie także dzieci, które powinny być wynikiem aktu miłości dwojga dorosłych i tym bardziej nie będzie psa...

Obawa przed całkiem nie znanym mi człowiekiem, który będzie obecny w moim życiu i mojej przestrzeni powodowała koszmarny ból brzucha, a lekki obiad który tam miałam chciał się stamtąd wydostać i to górą. Nie denerwowałam się tak od czasu mojej pierwszej operacji! Dlaczego moje życie musi się tak wywracać.

Nagle wpadła do mojego pokoju matka.

— Pomogę ci się ubrać — Rzuciła i nawet nie zerknąwszy na mnie, ruszyła do mojej garderoby. — Nie masz najgorszego gustu... — rzekła z pochwałą, przeglądając moje wieszaki. Nie wiem, czy moja garderoba jej to właśnie teraz uświadomiła, czy była w jej tonie jakaś dezaprobata tego, że jednak nie jestem najmodniejsza.

— Potrafię się sama ubrać.

— Dobrze, a ja ci przy tym doradzę! — odparła wesolutko.

W końcu wyjęła wieszak z czerwoną sukienką.

Kiedy to zobaczyłam przeszedł mnie wstrząs obrzydzenia. Nie przed kolorem ani sukienką, która nie była wyzywająca tylko przed tym, że ten kolor zwróci uwagę wszystkich i będę w centrum uwagi. Jak ja tego nienawidziłam. Każdy człowiek, który nachalnie czegoś ode mnie chciał albo który fałszywie podejmował ze mną rozmowę wysysał ze mnie energię. W tym świecie jest wiele takich jednostek, a ja zwyczajnie wolę szary kąt, do którego prawdopodobnie trafię w nowym domu.

— Buty już mam — powiedziałam, hamując ją z wyciągnięciem pudełka.

— Jesteś kobietą, powinnaś ubrać szpilki, a nie, jak mała dziewczynka, pantofelki. Musisz się wyróżnić, w końcu to ty jesteś dzisiejszą gwiazdą. Ubieraj i nie próbuj przynieść nam wstydu! — Nakazała z surowszym tonem. Naprawdę poczułam się, jak mała dziewczynka. W sumie, po czułam się też jak przedmiot.

Przebrałam się w odświętny strój i czułam się, tak jakbym była naga. Jakbym została pozbawiona wszelkich osłon i murów. Cały czas próbowałam się za czymś schować, zmieszać z tłumem, a teraz przy głupim aranżowanym małżeństwie musiałam się pokazać! Jakie to chore!

Podczas ostrożnego schodzenia po schodach dopadł mnie stres. Nie wiedziałam w co ja się pcham i dlaczego jestem do tego zmusza. Dlaczego zostałam wystawiona, jak laleczka na wystawę, którą ten konkretny klient musi kupić?! Szalałam, a tym bardziej nie widziałam, jak mam się zachować i co odpowiadać, by nie przynieść wstydu, czy nie popełnić gafy.

Stanęłam u podnóży schodów, gdyż nasi goście już wjechali na nasz plac.

— Weź się uśmiechnij! Z tym grymasem na twarzy wyglądasz, jak śmierć, no i się rozluźnij. Nie jesteś w aż takiej znowu złej sytuacji — odparła gburowato. Śmiem twierdzić, że ona też coś wie o aranżowaniu związku, jednak jej słowa wcale mnie nie pokrzepiły. Za to wywołały u mnie jeszcze gorsze podniesienie tętna. — Uśmiech! Uśmiech! — krzyknęła, widząc że drzwi frontowe zaczęły się otwierać. Kobieta dobiegła do nich, a ja zaczęłam dyskretnie wycierać spocone dłonie o sukienkę.

Do środka najpierw wszedł tata, który wprowadził dwóch mężczyzn. Najstarszy, pan Hurrington, był wysokim, szczupłym i dobrze zbudowanym mężczyzną, z wyraźnymi rysami twarzy. Mimo swojego wieku na pewno miałby wzięcie u kobiet. Jego twarz była spowita zmarszczkami, a włosy naturalnie oprószała siwizna. Przywitał się czule z moją mamą, która następie przywitała drugiego mężczyznę. To z pewnością był Jonathan. Był wysoki, jak ojciec, i postawny. Włosy miał koloru ciemno brązowego, które były zaczesane do tyłu na niewiarygodną ilość żelu. Wraz z idealnie dociętymi baczkami, które wystylizował sobie chyba na Presleya.

— Matko, dlaczego mój przyszły mąż wygląda, jak tania podróbka Elvisa Presleya? — Pomyślałam z totalnym załamaniem.

Czy to będzie jakiś odklejony od rzeczywistości typ, który ma więcej dziwactw niż realnych zasad w życiu?

Twarz była mieszanką dwóch osób. Podobnie jak ojciec miał wyraziste rysy twarzy. Jego wyraz przystojnej twarzy i tak dawał wrażenie, jakby był kiś groźnym. On już nie miał na twarzy uśmiechu. Jego twarz nie wyrażała, żadnych uczuć, a wręcz chciał właśnie wzbudzić grozę, żeby każdy uciekł. Te ciemne oczy właśnie to powodowały... Chciałam uciec, bo mężczyzna za którego wyjdę nie jest zdecydowanie spokojnym i zwykłym przedsiębiorcą. Pierwsze wrażenie świra jest zdecydowanie mylne.

Kiedy moja mama się z nimi witała, postanowiłam podejść bliżej, żeby również dobrze się zaprezentować.

Najpierw zaatakował mnie pan Hurrington. Nie znałam go więc normalnie mu się przedstawiłam. Ten mi rzucił jakiś tani komplement, że jestem ładna i jeszcze bardziej spowodował, ze chciało mi się wymiotować.

— Susan, proszę poznaj mojego syna! — powiedział, odsłaniając ciałem swoją niezadowoloną pociechę.

— Jonathan — Oznajmił, podając mi dłoń.

— Susan — powiedziałam jakaś taka skołowana. Miał ciepły głos, a jego dłoń, którą uścisnęłam, była skalana pracą przez uwydatnione kości oraz żyły na śródręczu... Tylko jaką pracą? Nie potrafiłam na niego spojrzeć, by przyjrzeć się jego twarzy. Byłam onieśmielona całą tą sytuacją.

— Świetnie! Skoro już się znamy to zapraszam do jadalni! — Rzucił radośnie mój tata i zaprzestając kontaktu z Jonathanem poszliśmy właśnie tam.

Rozpoczęliśmy kolację w atmosferze, która była iście 'udawana'. Tata i pan Hurrington prowadzili jakieś sztywne biznesowe rozmowy, w których co rusz udzielała się moja mama. Ja i Jonathan siedzieliśmy cicho i odpowiadaliśmy tylko jeśli ktoś nas o coś zapytał, co było wyjątkowo dziwne! Ten facet wyglądał, jakby tu siedział za karę albo nie miał za wiele do powiedzenia, albo coś mu dolegało!

Kiedy ten cyrk się skończył, a kolacja była zakończona przemówił do mnie pan Hurrington:

— Słyszałem, że masz jakieś warunki co do tego małżeństwa, tak? — spytał, a ja się na chwilę zmieszałam. Pierwszy raz byłam zakłopotana w takim towarzystwie. Wszyscy na mnie patrzeli. Rodzice wymagali, bym przenosiła góry i patrzyli na mnie ze złością, żebym nie powiedziała czegoś głupiego. Pan Hurrington patrzył na mnie zaciekawiony, a Jonathan patrzył nijako.

— Tak. — Oznajmiłam i ponownie zamilkłam.

— Skoro to nasze małżeństwo to może tylko we dwoje to omówimy? — Zaproponował Jonathan, który okazał się moim wybawcom z tej niezręcznej sytuacji.

— Dobrze! — powiedział radośnie jego ojciec.

— Skorzystajcie z gabinetu. — Poradził mój ojciec.

— Dziękuję. — Wstałam z miejsca i zwróciłam się do Jonathana, który również wstał. — Zapraszam.

Zaprowadziłam mężczyznę do gabinetu ojca, wpuszczając go przodem, mówiąc, żeby usiadł na kanapach. Mężczyzna to uczynił, więc ja również usiadłam tylko naprzeciwko jego. Na osobnej kanapie. Od razu poczułam ulgę i byłam w stanie przemówić, dlatego zaczęłam.

— Skoro nie mam specjalnego wyboru to mam parę warunków. Jeśli w teorii mamy spędzić ze sobą resztę życia, to chciałabym, żebyśmy chociaż akceptowali siebie, a żeby to sprawić oferuję chęć poznania się, żebyśmy nie byli całkiem obcy dla siebie... — odparłam, czekając na reakcję.

— Rozumiem, to bardzo mądre podejście... Kontynuuj. — Polecił cierpliwie.

— Zero dzieci. Zero uczuć. Zero przemocy wobec mnie. Kontakt fizyczny ograniczony do minimum tylko podczas wyjścia, gdzie jakoś się złapiemy za rękę czy coś w tym stylu. Zero cyrku ze ślubem i weselem. Skoro małżeństwo to będziemy musieli ze sobą zamieszkać, ale żądam osobnego pokoju z dostępem do łazienki i małej przestrzeni do pracy. Zrobię wszystko, żeby nie wchodzić ci w życie, jeśli ty zrobisz to samo. Nie mam wyboru i muszę zmienić swoje życie, a bardzo nie lubię zmian. Te rzeczy pomogą mi się przystosować i nie będę odczuwać spięcia, nerwów i stresu. Jeśli choć trochę mnie szanujesz to proszę o to wszystko.

— Zgadzam się na wszystko — odparł natychmiastowo. — Co prawda nie wiem czy z tym ślubem tak to wyjdzie. Wiesz, że nasi rodzice raczej robią wszystko na pokaz. Ja jednak zrobię wszystko, żeby tak było.

— Dziękuję — odpowiedziałam uspokojona. Liczę, że na tym etapie coś warte jest jego słowo i że na miejscu nie będzie zgrzytu.

— Też miałbym jeden warunek.

— Jaki?

— Zależy mi na dobrej reputacji, dlatego prosiłbym o pozorną wierność. Jeśli chcesz się z kimś spotykać to proszę bardzo, ale proszę o dyskrecję. Chcę, żeby obyło się bez skandalu, a jestem dosyć znany. Ze swojej strony obiecuję to samo... Jesteś lekarzem i twoja reputacja również jest ważna — Oznajmił. No może trochę mnie zaskoczył tym, że martwi go opinia o mnie.

— Nie musisz się niczym martwić. Nie zamierzam się z nikim umawiać. Nie po drodze mi z mężczyznami, dlatego skandalu nie będzie, ale będzie mi miło jeśli ty to obiecasz.

— Obiecuję. Znasz datę ślubu? — zapytał, zmieniając temat.

— Nie. Nie wręczono mi zaproszenia — powiedziałam przytłoczona i przybita tym, w jaki barbarzyński sposób oszpecono taką piękną uroczystość, o której swego czasu marzyłam, by była piękna, niepowtarzalna i idealna.

Jonathan na mój komentarz się delikatnie uśmiechnął. Chyba go rozbawiłam. Nie przemyślałam swojego tekstu, ale był zgoła sarkastyczny.

— Za dwa miesiące — odpowiedział. — A przenieść się do mnie możesz kiedy chcesz, ważne żeby było to chociażby jeden dzień przed ślubem.

— Jak dla mnie może to być nawet za tydzień. Im szybciej się przyzwyczaimy i zaczniemy poznawać tym lepiej.

— Kiedy tylko chcesz... — Powtórzył spokojnie.

— Za tydzień — Potwierdziłam, a on kiwnął twierdząco głową. Nie chcę tego odwlekać tylko od razu wskoczyć do tej wody i przekonać się, czy będę potrafiła się nauczyć pływać.

Nim opuściliśmy gabinet wymieniliśmy się numerami i uzgodniliśmy, że mężczyzna pomoże mi z przeprowadzką, więc mam mu dać tylko znać, a on się zjawi.

Kiedy wróciliśmy do towarzystwa, Jonathan przedyskutował z rodzicami kwestię ślubu, a oni przystali na naszą prośbę. Co najmniej połowa zmartwień odeszła, ale za pewne pojawią się inne.


blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro