Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam obolała po małym treningu. Tylko, że nie wiem co bardziej bolało. Obolałe mięśnie, czy serce po wyznaniu Jonathana. Kurwa, on w jednej chwili dostał ataku paniki i go dla mnie pokonał. Bo się o mnie martwił. Martwił, udawał? Bolałoby mnie serce, gdybym czuła, że to fałsz? Nie, boli bo wierzę że to prawda, że był szczery. Byłam w szoku i znów zaczęłam analizować, czy to prawda. Zamiast powiedzieć coś więcej, że jestem z niego dumna, wdzięczna i że nie powinien się tym zamartwiać, że to nie jego wina, że to zbieg okoliczności, a mnie się nic nie stało i jeszcze wiele bym zniosła! Znów źle postąpiłam, znów źle się zachowałam! Znów go uderzyłam...

Byłam wściekła na samą siebie przez co nosiło mnie w łóżku. Wstałam i nerwowo zrobiłam kilka rundek po moim pokoju. Nie potrafiłam się uspokoić. Wyszłam na korytarz w poszukiwaniu tego, który zmącił mój spokój. On był winowajcą tej burzy, która się teraz działa w mojej głowie, ale on również był tą osobą, która w jakiś sposób zakończy tę burzę.

Jonathan był w kuchni i delektował się ciastem czekoladowym, które niezręcznie próbował ukryć przede mną, kiedy schodziłam po schodach. Nie wiedziałam, czy bał się mojej reprymendy o nocnym podjadaniu, czy gniewu, bo zjada ostatni kawałek.

Ale ja nie o tym...

— Jonathan — zaczęłam niezręcznie.

— Jeszcze jeden został! — rzucił pośpiesznie na swoją obroną, ale tylko cicho na to parsknęłam.

— Ja nie o tym. Myślałam o mojej reakcji na twoje wyznanie. Bardzo źle zareagowałam i chciałam się poprawić. — Jego reakcja była jednoznaczna. Był zdziwiony i przerażony, że wracam do tego tematu. — Nie jesteś niczemu winien i nie odpowiadaj za moją krew. Po prostu nie bierz tego bólu na siebie. Mam nadzieję, że już nikt nie ucierpi, ale wciąż jest taka szansa i znów mogę to być ja. Jeśli się tak stanie to nie z twojej winy, ale wierzę że zrobisz wszystko co w swojej mocy, by już się tak nie stało albo żeby mi wtedy pomóc. Już i tak to robisz, doszkalając mnie. Jestem ci naprawdę wdzięczna za twoją troskę. Moja reakcja... — zaczęłam ostrożnie. — Wyznałabym ci prawdę, ale jesz, a nie jest to zbyt smaczne wyznanie...

Jonathanowi zależało na poznaniu prawdy. Schował kawałek ciasta do lodówki i usiadł w oczekiwaniu na wyjaśnienie.

— Byłam zszokowana tym motywem krwi... Pamiętasz ten mój nieszczęsny sen? — spytałam, na co ten kiwnął twierdząco głową. — To właśnie we krwi tonęłam. No i kiedy wyznawałeś mi swoje przeżycia zamyśliłam się, chociaż nie wierzę w żadne senniki i tego typu rzeczy. Po prostu było dużo krwi. Ale teraz chcę powiedzieć, że gdy pokonałeś ten atak paniki to wykazałeś się naprawdę wielką siłą własnej woli. To nie byle jaki krok. Pokonanie fobii, ale też ataku paniki to wielki sukces.

— Nie mogę dać się strachowi, gdy na szali jest twoje... — Wyciągnął dłoń ku mojej twarzy, ale szybko ją cofnął. — Nasze bezpieczeństwo. — Poprawił się. — Nawet nie chcę myśleć, co by było gdybym był tam z tobą, a strach by mną zawładnął przez co ucierpiałabyś bardziej... Mam nadzieję, że nigdy do takiej sytuacji już nie dojdzie, bo nie wiem, jaką karę bym musiał sobie wymierzyć za taki przejaw słabości... — Obrócił się napięcie, gdy wyrzucił katujące się myśli na forum i przeszedł kilka kroków tyłem do mnie. Był zdenerwowany i zdecydowanie zbyt przejęty moją osobą.

— Strach nie kształtuje słabości tylko sposobność zawalczenia o lepszy rozdział w życiu — powiedziałam w chwili, gdy mężczyzna przystanął i obracał się w moim kierunku. Nie wiele myśląc, z nadzieją ulżenia jego katuszom podeszłam te kilka kroków i nim się zorientował wtuliłam się w jego tors. — Przepraszam, że tak cię potraktowałam. Przyjaciół się nie odtrąca, jestem świadoma swojego błędu i chociażby nie wiem co, nie popełnię go już.

Nie wiem, co to był za ruch. Spontaniczny i prawdopodobnie bardzo głupi, jednak poczułam się dużo lepiej gdy także się do mnie wtulił w milczeniu.

— A patrząc na to z drugiej strony, gdybyśmy byli w takiej sytuacji, mógłbyś się w sumie czuć spokojnie, bo masz przecież narzeczoną, która radzi sobie rewelacyjnie z nożami.

Jonathan parsknął nad moją głową.

— Walczyłabyś w mojej obronie? — wymruczał niskim tonem. Był to zadumany szept z aromatem pożądania.

— Naturalnie, jesteś moim narzeczonym na warunkach umowy, którą chcę zmodyfikować. Ty dbasz o mnie, a ja o ciebie. Nie będę bezbronną dziewczynką, chowającą się za plecami mężczyzny. Ja będę te plecy ubezpieczać i kiedy trzeba, schowam cię za własnymi plecami.

— Zgłaszam reklamację — odparł rozbawiony i zaczął nami lekko kołysać. — Ja nie wchodziłem z panią w żadne interesy. Ja zawierałem umowę ze spokojną, beznamiętną Susan, pogrążoną w szarości, mroku własnej przeszłości i cieniu rodziców. Gdzie ona jest?

— Została postrzelona. Ustanie akcji serca na skutek wstrząsu hipowolemicznego. Zgon na miejscu. Nie była to bezbolesna śmierć, ale płakać i ubolewać nad nią nie będziemy — odpowiedziałam na wesoło i się odsunęłam od mężczyzny. — Ciasta?

— Szampana! — poprosił entuzjastycznie, widząc co tu się wydarzyło.

— Proście, a będzie wam dane!

Już szampan był nalany, już ciasto przygotowane do konsumpcji, lecz ktoś postanowił nam w tym przerwać. Z gabinetu Jonathana zaczął dochodzić do nas dźwięk połączenia wideo. Oboje byliśmy troszeczkę zadziwieni, dlaczego ktoś dzwoni kilka minut przed północą i to na wideo. Ktoś natomiast mógłby być zdziwiony dlaczego pijemy szampana do wątpliwej jakości ciasta z marketu kilka minut przed północą, ale to jak zwykle można było przemilczeć.

Jonathan zerknął na swoją komórkę, by odczytać tożsamość dzwoniącego.

— Mój ojciec... — odparł i wiadomym było, że trzeba koniecznie odebrać to połączenie.

Przeszliśmy do tego gabinetu. Jonathan odebrał połączenia będąc sam w kadrze. Ja usiadłam na kanapie poza kadrem, ale wzrokiem naprzeciwko mężczyzny i oczekiwałam powodu tej rozmowy.

— O! Odebrałeś! Fantastycznie! — powiedział uradowany.

— Dlaczego tak późno dzwonisz?

— Bo mam fantastyczne wieści! — No ciekawe.

— Jakie? — spytał chłodno, próbując jak najbardziej rozluźnić się przed kamerą.

— Udobruchałem Lloyda, a tak ściślej mówiąc sprawiłem, że za spokój dla naszej rodziny będzie ściągał haracz — odparł nieco mniej entuzjastycznie, ale chyba uważał to za i tak duży sukces, z którego Jonathan nie zanosił się radością.

Wypuścił ciężko powietrze, bo był wprost zdruzgotany tym, jaki los na nas zesłał jego ojciec. Bycie dłużnikiem takiego człowieka to jedna z najgorszych możliwości! Sama była zrozpaczona, wiedząc że to nie załatwi problemu...

— Co jest tym haraczem?

— To co zwykle, synu. Pieniądze. Co kwartał oczekuje pół miliona.

— Do spełnienia, ale co gdy rata zacznie wzrastać i stanie się niewypłacalna? Będziemy tak do końca życia mu płacić? Próbowałeś chociaż ustalić cenę, która by była tą ostateczną, a my moglibyśmy żyć w całkowitym spokoju? Nie sądzisz, że i tak będziemy musieli obracać się za siebie, w obawie, że jednak coś może odjebać Lloydowi i w końcu sięgnie po czyjeś życie?! — zaczął z agresją atakować go swoimi wątpliwościami.

— Nie martw się, Jonathanie. Nie musicie się obracać za siebie. Problem haraczu to mój problem i ja go mam pod kontrolą — powiedział ze stoickim spokojem. — Zaręczam, że Lloyd nigdy nie sięgnie po niczyje życie! — oświadczył pełen wiary i zawzięcia. Mocno w to wierzył, ale mógł być po prostu naiwny, bo takim ludziom się nie wierzy.

Jonathan zdecydowanie nie był przekonany i tak też wpatrywał się w obraz ojca na ekranie z ogromnymi wątpliwościami.

— Gwarantuję, że ty i twoja narzeczona możecie odetchnąć ze spokojem — Przekonywał z wiarą. — Już nikt nie uroni choćby jednej kropelki krwi! Wszystko spoczywa na moich barkach i gwarantuję, synu, że zrobię wszystko by was przed tym uchronić — rzekł niczym troskliwym ojciec.

Jonathan pozwolił, by Henry uwierzył, że go przekonał i że wierzy w to, iż jego ojciec zrobi wszystko. Oczywistym było, że nie można mu ufać.

— Ojciec musiał coś więcej mu zaoferować niż tylko marne pół miliona. Taki człowiek chciałby możliwie, jak najwięcej i to nie koniecznie pieniędzy, a informacji! — zaczął Jonathan, który zaczął kręcić się na swoim fotelu za biurkiem.

Ja wstałam z kanapy i przysiadłam, po lewej stronie Jonathana, na biurku z założonymi rękoma na piersi.

— Jakie informacje może mieć twój albo mój ojciec?

— Nie wiem, może jakieś wtyczki w policji? — Spekulował. — Informatorów! Nie należymy do Dystryktu, ale ojciec ma swoje kanały i kontakty.

— Więc jeśli dał to Lloydowi to spokój będzie tylko do czasu, aż ten nie zapragnie więcej — stwierdziłam smętnie.

— Nie zrezygnujemy z dodatkowej ochrony. Przezorny zawsze ubezpieczony — rzekł pewnie Jonathan. — Będziemy ostrożni, ale dla pozorów wrócimy do normalności sprzed ataku.

Mężczyzna energicznie wstał, co również uczyniłam.

— Wiem, że się trochę boisz, więc nie czuj się zobowiązana do szybkiego powrotu do pracy — powiedział troskliwie i mnie troszeczkę zadziwił, przez co zmarszczyłam brwi. To nie było to co właśnie odczuwałam.

— Ale ja się nie boję. — odpowiedziałam, gdy razem z Jonathanem zmierzaliśmy ku jadalni.

— Nie? — spytał, unosząc jedną brew w zdziwieniu.

— Nie. Jestem wkurzona na Lloyda i z ogromną chęcią bym go postrzeliła, ale nie wiem, czy także w rękę! — wyrzuciłam to z siebie, wymachując energicznie rękoma w górę.

Mina Jonathana mówiła wiele, ale przede wszystkim to, że jest w ogromnym szoku.

— Takie słowa w ustach lekarza? — spytał i nawet odważył się skarcić mnie wzrokiem. — Panno Peyton, nie poznaję pani!

Usiadłam niepokornie przy stole, gdzie czekał już częściowo wygazowany szampan, ale którego i tak się napiłam.

— Jestem lekarzem. Nie wypada mi życzyć komuś krzywdy, cierpienia, śmierci, bla, bla... — odparłam ignorancko na okrojoną treść przysięgi, co powinno już dla mnie być wstydem, ale bardziej niż wstyd ogarniała mnie zwykła ludzka wściekłość na człowieka, który dla własnej uciechy może zesłać na człowieka śmierć tylko przez pstryknięcie palcami, bo oczywiście nie zrobił by tego osobiście! Co to w ogóle za sort człowieka?!

— Jestem wściekła, że ktoś kto się dorobił na cierpieniu drugiego śmie uważać się za kogoś kto może wszystko! — krzyknęłam i napchałam sobie do ust ciasta. — Kim on w ogóle jest w Dystrykcie i jak to w ogóle działa?

— Przestępczy światek całego świata się zjednoczył i utworzył coś na kształt państwa. Ze względu na swój nielegalny charakter jest to tylko państwo w domyśle i tyczy się najniebezpieczniejszych ludzi oraz dzielnic na całym świecie. Jest dziewięć Dystryktów na całym świecie, które ze sobą współpracują, choć nie ma sztywno ustalonych granic. Przynajmniej o granicę piątego i szóstego dystryktu nikt się nie kłóci, bo jest nią po prostu granica Meksyku ze Stanami zjednoczonymi. Hierarchia w Dystrykcie to nie prosta sprawa i szczerze mówiąc nie da się nawet określić, kto jest na szczycie. Można tylko spekulować, bo nie będą to zwykłe rodziny mafijne, które w całej strukturze to tylko marne bobki w morzu tego szamba — opowiadał, co wywołało u mnie widoczne zaskoczenie. — Dokładnie... — skomentował z potwierdzeniem, że jego to też zaskakuje i przeraża, po czym wypił całkowicie swojego, ciepłego już, szampana. — Jest to dużo bardziej skomplikowana organizacja przestępcza, która nigdy nie padnie.

— Dlaczego? — spytałam zmartwiona.

— Bo Lloyd, jego rzesza, rodzina, armia, czy co on tam sobie ma to tylko jedna czerwona krwinka całego organizmu Dystryktu. Wiesz, co utrata jednej pojedynczej krwinki oznacza dla ludzkiego organizmu.

— Zupełnie nic, bo krwinki tak czy siak obumierają.

— Kto jest zatem mózgiem? — zadał ogólne pytanie, dłubiąc widelczykiem w cieście. — Mówią, że palce maczają w tym wszyscy, którzy pragną władzy. Od polityków, sędziów, czy skorumpowanych gliniarzy, po szerokie grono naukowe, czy też artystyczne. Krążą plotki o konkretnych osobach i ich miejscu w hierarchii, ale to tylko plotki. Niemniej każdy zainteresowany tą strefą, tych plotek, jak i osób się po prostu boi. Zwykła plotka o przynależności do Dystryktu powinna mrozić krew w żyłach, powinna wywracać treść żołądka na wszystkie strony, powinna nogi zmusić do ucieczki, jak najdalej od tego kogo plotka dotyczy, a duszę powinna zmusić do ucieczki za samą próbę kontaktu z taką osobą. Takie właśnie mam odczucia, bo obawiam się, że mój własny ojciec zaoferował coś, za co został do Dystryktu włączony...


blacK_orchiD 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro