Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Co? — spytałam zdziwiona, kiedy Bri wgapiała się we mnie kolejną godzinę.

Siedziałam normalnie w salonie na fotelu i czytałam wiadomości na tablecie, ale ciągle czułam jej wzrok na sobie.

— Ładna jesteś.

— Dziękuję — odparłam wdzięcznie, ale i z lekkim skołowaniem.

— Do twarzy ci w czerwonym.

— Jakież to nieszczęście, że dziś idę w białym... — odparłam, bo nie do końca wiedziałam o czym ona gada.

— Nie mówię o ubraniu, a tak w ogóle to piękny pierścionek — skomplementowała mnie, wskazując na moją dłoń.

Pierścionek, na który zerknęłam był już dla mnie czymś innym, niż początkiem zniewolenia i ucieczki. To już była czysta nadzieja, której nie zdejmowałam od bardzo dawna nawet będąc sam na sam. Z początku robiłam to nieświadomie, ale całkiem niedawno się zorientowałam, że go nie zdejmuję, że już nie patrzę na niego i ubolewam. Stał się moją częścią i nowym lepszym wspomnieniem,

— To o czym? — spytałam wprost, ale z góry dobiegł nas przeraźliwy pisk.

Na górze był Jonathan i to on krzyczał. Razem z Bri rzuciłyśmy się na pomoc. Sypialnia była uchylona, ale pusta. To w łazience znajdował się mężczyzna.

— Jonathan, wszystko okej? — zapytałam, pukając do środka.

— Tak! — odparł pośpiesznie.

— Dlaczego krzyczałeś?

— Zaciąłem się... To nic takiego... — odparł z żalem.

— Na pewno?

— Tak.

— Co ty sobie jaja zaciąłeś, żeś się tak wydarł?! — Ona to ma teksty.

— Nie! — odkrzyknął jej. — Twarz, ale już zahamowałem krwawienie.

— W którym miejscu? — dopytałam.

— Przy uchu

— Jak on mógł się przy uchu rozciąć? — spytała zdziwiona Bri. — Jonathan, pokaż się! Może to trzeba opatrzyć!

Nagle drzwi się otworzyły. Nigdzie nie było krwi za to była jedna wielka, goła krecha, która przecinała lewy pas przy włosów uchu mężczyzny.

Nie mogę powiedzieć, że się nie roześmiałam, bo razem z Bridget cholernie mocno próbowałyśmy powstrzymać śmiech.

— Idźcie sobie! — Wkurzył się i zamknął za nami drzwi.

— Spróbuj to przykleić na żel do włosów! — Poradziła mu Bri i jeszcze bardziej się roześmiałyśmy.

Jonathan już nam nie odpowiadał, więc poszłyśmy się brechtać na dół. Elvis się nam popsuł. Po kilkudziesięciu minutach mężczyzna zszedł na dół. Jego wzrok mógł zabijać. Był niezadowolony, bo niestety, ale musiała zgolić to do normalnej długości i to po obu stronach. No wyglądał inaczej.

— Kim pan jest? — spytała Bri, a ja na zaczęłam się brechtać w najlepsze.

— Bridget! — Pisnął wkurzony.

— Mogę tylko powiedzieć, że i tak wyglądasz dobrze.

Mężczyzna załamany podszedł do blatu, przy którym usiadł. Skonfiskował nam paczkę czekomisiów i zaczął je ze smutkiem zajadać.

— Och, biedaku. Wyhodujesz sobie nowe. Nie rozpaczaj! — Pocieszyła go, jak tylko mogła.

Nadszedł czas przygotowania się do najważniejszego. Bridget pomogła mi się ubrać, umalować i uczesać. Strasznie się sobie podobałam, ale tak czy siak zżerał mnie stres, mimo że to była tylko formalność.

— Dobra. Czekaj, zobaczę co u Jonathana. — Oznajmiła i wyszła z mojego pokoju. — O ty już gotowy! Dobra! Susan, możesz wychodzić. — Wyszłam na korytarz, ale słyszałam tylko jak Bri nakazuje Jonathanowi, żeby ten się odwrócił.

— Ale po co?

— Bo chcę widzieć wyraźnie twoją reakcję.

— Wiecie, widzę jeden pozytyw w tym ślubie.

— Jaki? — spytała Bri, gdy schodziłam ostrożnie po schodach.

— Nazwisko. Brzmi tak dostojnie i szlachecko.

— Jonathanowi bliżej do wieśniaka niż do hrabi.

— Bri!

— Ale Susan Hurrington nie brzmi źle. Będę musiała zamówić nową tabliczkę na drzwi i prawo jazdy. — Pocieszyłam się.

— To brzmi szlachecko, ale Jonathan Hurrington? Nie, to nie brzmi szlachecko.

— Jesteś wredna.

— Dobra, panie hrabio. Może się pan odwrócić. — Pozwoliła mu Bri, co mężczyzna uczynił i zaniemówił na mój widok.

— Wyglądasz przepięknie.

— Dziękuję. Dostojne nazwisko zdobi dostojnie ubranego mężczyznę.

— Poza Henrym. Jego nie komplementujemy. — Wtrąciła Bri, która czekała z telefonem w ręku. — A teraz czas dla fotoreporterów! Zdjęcie!

Ustawiliśmy się do zdjęcia, a Bri cyknęła parę fotek.

— Dobrze, jedźmy już.

— Gdzie! Jeszcze jedno zdjęcie! Tym razem proszę się pocałować! — Oboje spanikowaliśmy. Czy ona wiedziała?! Musiała nas nakryć. — Co?! Zatkało kakao?! — krzyknęła zirytowana. — Po kątach się obściskiwaliście i myśleliście, że się dobrze chowacie, tak? Akurat! Macie problem, bo mi nic nie umknie. I w ogóle powinniście się wstydzić, że słowem się nie odezwaliście!

— Och, jak dobrze, że nie jesteś księdzem, byśmy ci się od razu spodziewali. — Zaśmiał się mężczyzna i zapozowaliśmy w uroczym pocałunku.

Kto nie wierzył w żadną religię, która miała osobną ceremonię zaślubin albo pragnął szybkiego ślubu dla papierka, wybierał się do urzędu i prosił o takową sprawę. Tego kogoś nie obchodziło kto udzieli im ślubu, bo liczył się sam fakt. Tak więc, nie przeszkadzał nam fakt, że ślubu miał nam udzielić robot.

Jedna z pierwszych generacji humanoidów, którzy mieliby sprawować funkcję asystenta człowieka. Spotkałam się już z tą maszyną i byłam pod wrażeniem, jak idealnie został stworzony jego system na podstawie sztucznej inteligencji. Czasem nawet można by go pomylić z człowiekiem, o ile nie widziałoby się jego stalowego korpusu. W zależności od funkcji, bądź zawodu asystenta miał różne programy zakodowane. Asystenci w aptece mieli pełną wiedzę medyczną oraz farmakologiczną. Asystenci w urzędach znali się świetnie na zasadach administracyjnych. W szpitalach pełnili role pielęgniarzy. W jednostkach wymiaru sprawiedliwości również byli potrzebni i mieli swoje własne unikatowe funkcje do spełnienia. Niezależnie od tego, w której dziedzinie życia pomagali łączyło ich odróżnianie i reakcja na emocje oraz wszechstronna wiedza na temat ludzkich zachowań.

Pod urzędem czekali na nas rodzice, a sam budynek był wysokim wieżowcem. Było tu kilka działów, w tym nasz – cywilny, do którego zmierzaliśmy.

— Świetnie. Chodźmy. — Ponaglił nas Henry. Był bardzo zniecierpliwiony, a przecież było jeszcze przed czasem.

Mieliśmy piętnaście minut, by przedrzeć się między tłumami petentów, załatwiających własne sprawy. Korytarze urzędu nie były wykwitnie udekorowane. Były po prostu białe i jasne za sprawą ostrego światła, a co krok była jakaś sala z automatycznymi drzwiami oraz interaktywnymi panelami, pokazującymi kolejkę, informującymi kto przyjmuje i w jakiej dziedzinie. Zachowanie w korytarzach takich instytucji nie zmieniło się na przestrzeni lat. Wciąż zdarzają się krzyki z niezadowolenia w obsłudze, wciąż mimo pełnej cyfryzacji trzeba wypełnić jakiś papierowy wniosek, o którym się zielonego pojęcia nie miało i dalej są długie kolejki.

— Przepraszam, chciałbym chwilę porozmawiać z Susan — powiedział mój ojciec przed salą i za zgodą tłumu pociągnął mnie na bok. Zachwiałam się na szpilkach, ale odeszłam z tatą mocno skołowana jego natarczywością. Stanęliśmy w sąsiednim korytarzu tak, że pozostali nas nie widzieli, a gdzie nikt nie przechodził.

— Susan, skąd masz te wszystkie siniaki? — spytał zrozpaczony, wskazując na malutkiego siniaczka na nadgarstku. — Mówiłem, że masz uciekać! — Miał bardzo strapioną i zdenerwowaną minę, a w głowie działa się prawdziwa batalia, co teraz począć.

Czy on na siłę szukał jakiegoś śladu? Jak on się dopatrzył tego maluszka?! Z resztą te konkretne są akurat po stoczeniu się z górki, ale nie muszę mu o tym wspominać.

— Tato, Jonathan doszkala mnie z samoobrony. Mam znacznie więcej siniaków przez to — wyjaśniłam spokojnie. — Nie robi mi takiej krzywdy, jak myślisz — wyszeptałam.

— Doszkalasz się ćwicząc z nim twarzą w twarzy?! — rzucił zszokowany. — W prawdziwych pojedynkach, w których używacie siły i się dotykacie?! Oszalałaś?!

— Czemu znowu oszalałam?! A jak mamy ćwiczyć jeśli nie w praktyce?! — Powiem więcej, my się nawet całujemy, ale nie podczas ćwiczeń naturalnie.

— Jakoś na odległość! Nie możesz go prowokować!

— To tylko ćwiczenia! — wysyczałam zirytowana i ściszyłam ton. — Chcę ci przypomnieć, że zostałam postrzelona! Nie zamierzam być ponownie w takiej sytuacji, więc ćwiczę, żeby w przypadku kolejnego ataku skutecznie unieszkodliwić napastnika!

Ojciec był mocno przytłoczony moimi słowami, można nawet powiedzieć, że zasmucony.

— Jonathan nie zrobi mi krzywdy. A w ogóle to dlaczego miałby mi ją zrobić, będąc synem Henry'ego? On wcale nie chce być taki jak ojciec! Dlaczego nie ufasz jemu i Henry'emu. Przecież to twój przyjaciel! — mówiłam wściekle ze ściszonym tonem, żeby nie zacząć tu krzyczeć i robić niepotrzebnej szopki.

Niestety ojciec nie mógł mi odpowiedzieć, bo zza rogu wyłonił się Henry, który chrząknął niezadowolony, próbując nas odciągnąć od wszelkiego momentu konspiracji.

— Nie mogę ci powiedzieć. Jesteś zdana na samą siebie... — odparł, kiedy ruszyliśmy wolnym krokiem za Henry'm. — Uważaj na własnego męża.

— Przez kogo to będzie mój mąż? — syknęłam z jadem. — Z resztą, to ja z nim żyję pod jednym dachem i nie muszę się go bać, bo go znam — rzekłam i przyśpieszyłam kroku, by wejść do sali razem z Jonathanem. Bez wzruszającego wejścia z ojcem pod ramię.

Odprawiliśmy ceremonią z uprzejmym robocikiem, który potrafił nawet rzucić żartem. Kilka minut, przelotny buziak i do widzenia.

Na odchodne ojciec Jonathana złożył nam mocno sztuczne i przesadzone życzenia, podczas których, nie tyle, co się cieszył z samego zawarcia związku małżeńskiego, tylko że sprawił nam tym wyjątkowy dyskomfort, i jakby się cieszył, że zniszczył nam tym pewien fragment życia o ile nie całą przyszłość. Czułam do niego wyjątkowe obrzydzenie podczas tego i tak samo sztucznie mu odpowiedziałam, ale wcale nie czułam, że zapamiętam tę chwilę.

— Bridget! — Zaczął wołać Jonathan, kiedy weszliśmy do mieszkania.

— Tak, szefie? — odrzekł kobiecy głos z dołu.

— Na dół! — Rozkazał.

Nic nie wspominał, że czegoś chce od kobiety, dlatego zdziwiona czekałam na rozwój sytuacji.

— Co się stało? — spytała zmartwiona kobieta, przejęta tonem mężczyzny.

— My wychodzimy i ty także wracasz do domu.

— Wychodzimy? — spytałam zdziwiona jego rozporządzeniem.

— Tak, zabieram żonę do restauracji, dlatego Bri bez przeszkód może wrócić do domu.

— Taaak? — powiedziałam przeciągle z zadziwieniem. — A kim jest twoje żona? — spytałam, próbując zabrzmieć bardzo poważnie.

— Tak się składa, że tobą — wyjaśnił cierpliwie z bardzo szatańskim uśmiechem.

— Naprawdę?! To bardzo fajnie! — powiedziałam zszokowana.

— No widzisz... — odpowiedział mi z chytrym uśmiechem i wrócił do Bri. — Bridget, zbieraj się!

— Ale ja się muszę przebrać, bo mnie coś na plecach drapie ten kombinezon! — powiedziałam, wcisnęłam Jonathanowi moją kopertówkę i ruszyłam po schodach. Mężczyzna, tym razem, użył swojej zdenerwowanej i poirytowanej miny na mnie.

— O takich rzeczach się mówi wcześniej! — Skarciłam go.

— Daj się zaskoczyć! — odkrzyknął, gdy byłam już pod swoim pokojem.

Miałam szczęście, że posiadałam w swojej kolekcji białą sukienkę, dlatego zbytnio nie zakłóciłam kolorystyki tego dnia. Szybko zdjęłam szpilki i kombinezon. Do szpilek chciałam wrócić, ale najpierw odnalazłam w garderobie swój strój. Była to nieco odważniejsza sukienka, którą do koszyka wrzuciła mi Bridget, a ja ją nieumyślnie kupiłam. Nie odesłałam, bo mi się spodobała. Miała ona średniej grubości złote ramiączka, które były łańcuszkami. Dzień był dziś upalny, więc nie martwiłam się o potrzebne dodatkowego okrycia. Dekolt opadał w luźnej fali przez co trochę odsłaniał, zwłaszcza że nie potrzebowałam stanika, ale dziś nie czułam, że muszę się skrzętnie zakrywać. W talii była dopasowana aż do bioder, od których opadała luźno do samych kostek, bo z kroju rozkloszowana. Materiał był gładki, nieprześwitujący ani nie ozdobiony. Same ramiączka robiły robotę, a mnie się to bardzo podobało.

Ubrałam się, poprawiłam makijaż, dołożyłam zapachu i wróciłam do nich.

— Wiedziałam, że ją założy! — powiedziała Bri, gdy schodziłam po schodach. — Jestem dumna z tego zakupu.

— Żebyś ty jeszcze płaciła! — Zwróciłam jej surowo uwagę odnośnie tego jej „zakupu".

Byłam już na przed ostatnich schodkach. Jonathan podszedł i podał mi dłoń, sprowadzając mnie po nich. Jak filmowo... ale za to jak uroczo. Nie można umniejszać jego manierom, są na najwyższym poziomie.

— Ach, dobra! Nieważne! — zachichotała. Unikanie nieprzyjemnych tematów to jej ulubione zajęcie!

Po przyjemnym obiedzie zostałam zabrana na balet. Jonathan powiedział, że oglądałam przedstawienie z tak szeroko otwartymi oczyma, że wyglądałam, jakbym bała się mrugać, żeby tylko nie stracić sekund przedstawienia. Może to była prawda. Patrzyłam na to, jak zahipnotyzowana. Teraz na pewno podejmę próbę tego tańca. Przez ten czas trochę z tym zwlekałam, głupio się tłumacząc, jednak Jonathan dobrze myślałam, że to mnie ostatecznie zmotywuje. Nigdy nie marzyłam o występowaniu przed widownią, zawsze tylko pragnęłam poruszać się z taką gracją, delikatnością, balansem i pewnością siebie. Teraz już nic mnie nie powstrzyma!

Wieczorem spacerowaliśmy w jednym z parków. Trzymałam mężczyznę pod ramię i wolnym krokiem szliśmy przed siebie.

— Dziękuję, wspaniałe wesele — powiedziałam wdzięcznie. — Czy to kolejna randka? — spytałam rozbawiona, próbując dotrzeć do charakteru tego spotkania.

— Wszystko naraz i ja również dziękuję za świetnie spędzony czas z tobą — odpowiedział z sympatycznym uśmiechem.

— Tak się już robi w małżeństwie... — zrobiłam małą, tajemniczą pauzę i się do niego zalotnie uśmiechnęłam. — Spędza się wspólnie czas. — wyjaśniłam ciekawskiemu spojrzeniu.

Jonathan nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się delikatnie z dumą. Pocałował mnie w skroń, odwrócił wzrok, patrząc znów przed siebie i pogłębił uśmiech, który mówił: „Mam fantastyczną żonę!"

Mam nadzieję, że tak myślał...

Spacerowaliśmy spokojnie do momentu, w którym poczułam kropelki na rękach. Tuż po tym nadszedł szum i deszcz się rozlał na dobre.

Puściłam ramię Jonathan zrobiłam parę szybszych kroków w przód i ze śmiechem zaczęłam się obracać wokół własnej osi, delektując się ciepłym deszczem. Nim sukienka na dobre została przemoczona i obciążona przez wodę, tańczyła wokół mnie w szerszym okręgu, falując w powietrzu. Kiedy przesiąkła nieprzyjemnie przyklejała się do moich nóg, wydając śmieszne dźwięki plaskania.

— Proszę! — powiedział Jonathan, który próbował mnie nakryć swoją marynarką.

Szybko od tego uciekłam.

— Nie! — odparłam rozbawiona. — Dziękuję! — rzuciłam i znów zaczęłam się cieszyć zjawiskiem pogodowym w dupie, mając jak fatalnie wyglądam.

— Dlaczego tak cię cieszy deszcz? — spytał ze zdziwienie, ale i radością w głosie.

— Bo nigdy nie chciałam do niego wyjść, a on jest taki fajny! Zawsze podziwiałam go z suchego wnętrza. Pragnęłam go poczuć, a jednak mój głupi umysł nie pozwalał mi na tę radość. Twierdził, że dorośli się tak nie zachowują, że to bezsensu i nic mi nie da. Teraz się przekonałam, że mam ochotę w nim tańczyć! Czuć te krople i wolność! — krzyknęłam i zaczęłam wirować. — A tobie się rozpuszcza żel na włosach! — stwierdziłam, czym bardzo rozbawiłam mężczyznę, który przeczesał sobie fryzurę, chylącą się ku upadkowi, bo pojedyncze kępki włosów już niesfornie opadały na jego czoło.

Nagle ten złapał mnie za dłoń, dołączyłam drugą i okręciliśmy się parę razy. Później zostałam poprowadzona do piruetów, a następnie sprowadzona do odchylenia w tył. Jonathan pewnie mnie przytrzymywał i w tej pozycji także mnie ucałował. Był to subtelny, acz bardzo emocjonalny pocałunek. Trwał wiele, wiele chwil w mojej głowie, choć fizycznie szybko zostałam wyprostowana, a następnie porwana w ramiona. Jonathan chwycił mnie w pasie i przerzucił przez swoje ramie krzycząc.

— Wspaniały pierwszy taniec, a teraz uciekamy, bo żel mi się rozpuszcza!

Zaśmiałam się na jego panikę.

— Już za późno, Elivs!

Uciekliśmy tak do samochodu, w którym chusteczkami mogłam bez trudu zmyć swój makijaż. Z fryzury Jonathana nic nie zostało. Moja także była już w rozsypce, bo nawet nie wiedziałam w którym momencie moje włosy się rozpuściły.

Szybko dotarliśmy do docelowego wieżowca. W windzie zostałam obdarzona rozbawionym i załamanym spojrzeniem Jonathana, a sekundę później moje usta całowały jego.

Zrobiło się wyjątkowo gorąco. Mój organizm zareagował na czułość i namiętność. Nie trafił mi się także brzydki mąż. Było na czym intensywnie zawiesić oko.

Na naszym piętrze się rozstaliśmy i wyszliśmy z windy.

— Oberwanie chmury, panowie — zagaił niewinnie Jonathan do ochroniarzy.

— Widzimy, ludzie znów oszaleją na drogach, a zaraz zmiana warty — odrzekł Phil, wpatrujący się w okno, za którym szalała ulewa i dołączyła do niej burza.

— Uważajcie na siebie — powiedziałam do niego i do Brada, który z nim schodził z posterunku.

Panowie uprzejmie podziękowali, gdy wchodziłam do mieszkania, jako ostatnia. Gdy zamknęłam drzwi, nawet nie zorientowałam się, kiedy zostałam przyszpilona do ściany w czułym, długim i rozkosznym pocałunku.

Naparłam na tors mężczyzny i oddawałam mu pocałunki z taką samą pasją i przyjemnością. Świat się ponownie zatrzymał, tak jak podczas mojego deszczowego tańca. Ciepło obejmowało mnie doszczętnie. Byłam rozpalona i podniecona. Ciężko przy takim mężczyźnie, który cię wielbi, nie być podnieconą. Czułam ten stan z odwzajemnieniem. Wplotłam dłonie w wilgotne włosy mężczyzny, by móc mieć go jak najbliżej. Jego dłonie zaś wędrowały spokojnie po mojej talii. Nic innego mnie już nie obchodziło. Dostałam podniecenie z odwzajemnieniem, więc chciałam, pragnęłam to poczuć bardziej.

Zahaczyłam lewą nogą o ugięcie prawego kolana mężczyzny. Zmusiłam go, by ugiął nogę przez co stracił równowagę. Wtedy postanowiłam przejąć przewagę. Naparłam na niego i lekko pociągnąwszy go za włosy przerzuciłam go na bok, na ścianę. Teraz to ja go przyszpilałam do ściany.

Odchyliłam się od mężczyzny. Mogłam się jedynie uśmiechnąć szelmowsko, na jego zdziwienie zaistniałą sytuacją i z tym uśmiechem chwyciłam go za dłoń i zaczęłam prowadzić do szklanego stołu w jadalni. Wszystkie krzesła przy stole nie był potrzebne, dlatego niedawno je usunęliśmy, co dało sporo miejsca przy dłuższym boku, do którego podeszłam. Następnie odwróciłam się do mężczyzny i jednocześnie oparłam pupą o blat. Jonathan ani myślał mnie dotykać, chyba próbował wybadać co ja takiego wyczyniam, ale obserwował mnie niczym swoją ofiarę, u której nie mógł przegapić żadnego zmysłowego gestu. Nie pragnął mnie pożreć, ale kto wie. Pragnął chłonąć moje ruchy i każdy mój oddech.

Wtedy zrobiłam coś, czego z pewnością się nie spodziewał.

Zsunęłam sobie powoli i zmysłowo ramiączka, które pod wpływem swojego ciężaru opadły dość mocno, ciągnąc ze sobą materiał, który zatrzymał się dopiero na biodrach.

Widziałam, jak jego oczy zabłysły żywym srebrem, nawet gdy panował w pomieszczeniu mrok. Jedyne światło dochodziło zza okien. Było to słabe światło miasta oraz co chwile światło, płynące z błyskawic. Głośne grzmoty dodatkowo potęgowały płynące w żyłach napięcie. Wzmacniały tę chęć pożądania. Ciężko by nie spodobał mu się widok jędrnego biustu i pierwszy raz, gdy na niego spojrzał wstrzymał oddech. Widziałam tę chwilę i byłam skrycie usatysfakcjonowana, że gapił się bezwstydnie. Mnie także się to podobało.

Wyciągnęłam ku niemu dłoń na wysokości jego brzucha. Dotknęłam go bezwstydnie, przykładając zewnętrzne części palców do jego ciała, patrząc mu głęboko w oczy. Wyczułam fragmenty mięśni, ale szybko przesunęłam dłonią ku górze i chwyciłam jego krawat, który owinęłam sobie wokół dłoni.

Koniec żartów.

Pociągnęłam mężczyznę za krawat ku sobie i natarczywie go pocałowałam. Wszystkie hamulce puściły, zwłaszcza te u Jonathana, bo nie omieszkał zacząć badać kawałek po kawałeczku moich pleców. Dotykał mej nagiej skóry, a jego ciepły dotyk wywoływał u mnie przyjemne doznania. Okalał mnie swoim ciepłem, będąc przy tym delikatnym i zmysłowym. Poruszał się w dół aż doszedł do materiału i na pupę. Nie omieszkał również wykonać gwałtownego ruchu, bo podniósł mnie z lekkością, posadził na stole i usytuował się bliżej mnie, między nogami.

Wygodna pozycja sprawiła, że mogłam go jednocześnie całować i rozpinać pojedynczo guziczki jego koszuli, idąc od góry. Kiedy całkowicie rozchyliłam jego koszulę nie oddaliłam się, by podziwiać tak jak uczyniłam to bezwstydnie w łazience. Teraz mogłam poczuć! Mogłam sama udawać, że rysuję my każdy z tych mięśni, gładząc go po klatce piersiowej i cudownym brzuchu. Ale tego było już za wiele i czułam to również u Jonathana. Czułości, czułościami. Oboje je lubimy, ale teraz oczekiwaliśmy jakiejś takiej eksplozji. Czegoś mocnego! Ogarnęła nas ogromna żądza poczucia siebie nawzajem. Ciekawości trzeba było dać upust, przecież oboje i tak tego chcieliśmy.

Nie wiedziałam, kiedy pomogłam mu rozpiąć i zdjąć, ale oboje robiliśmy to nerwowo i w pośpiechu, bo nie mogliśmy się doczekać! Jonathana ponownie chwycił mnie za pośladki i przysunął mnie bliżej, a następnie momentalnie podwinął sukienkę i doprowadził do naszego złączenia, kiedy to ja wstrzymałam oddech i wydałam podczas tego cichy jęk w jego usta. Gdy doszło do przyspieszenia tempa nie czułam nic innego niż chora przyjemność z tego, co tu się dzieje. Nie mogłam się powstrzymać przed zdjęciem całkowicie marynarki mężczyzny, któremu z pewnością robiło się coraz cieplej. Każdy grzmot, każda błyskawica sprawiała, że i tak robiło się goręcej, choć nawet tego nie liczyłam, bo pochłonęła mnie czarna dziura rozkoszy i nawet nie wiedziałam, kiedy oboje utraciliśmy całkowicie ubrania podczas tego aktu seksualnego. Tak czy siak nasze jęki i pomruki zgrywały się ze sobą, a płynęły one z czystej rozkoszy. Nasze ciała były rozgrzane i wcale nie pragnęły ochłodzenia.

Nadeszła nowa pozycja i tym razem leżałam brzuchem na stole, podczas kiedy Jonathan najpierw sprawić mi przyjemność ustami, a później po moich szaleńczych błaganiach i brzydkich słówkach przejść do konkretniejszych czynów. Dzięki moim prośbom uzyskaliśmy dzikie tempo, a on wciąż rozpalał mnie dotykiem, które chłodziła tylko złota obrączka, gładząc moje plecy albo nagradzając moje pośladki uderzeniami, które sprawiają, że odczuwam więcej i więcej.

Ale wszystko ma swój koniec i gdy ten akt doszedł, a moje kurcze całego ciała się uspokoiły wciąż czułam niedosyt, jednak non stop nie potrafiłam uspokoić szaleńczo bijącego serca po tej ekstazie.

Zamiast się tym cieszyć i delektować usłyszałam dziwne trzaskanie. Patrzyłam na szklany blat, pręty idące pod nim i podłego, ale to na szybie zauważyłam rysę, która wychodziła spod mojego ciała i biegła przed moją twarzą. W mgnieniu oka zrozumiałam, że stół zaczął pękać. Odepchnęłam się mocno, by nie runąć na szkło, ale chyba siła, którą włożyłam w odepchnięcie spowodowała całkowite zawalenie stołu. Na szczęście ja wpadła na tors Jonathana, który mnie objął i razem patrzyliśmy na setki malutkich kawałeczków szkła. Ze stołem runął także wazon z kwiatami. Wazon także się rozbił, woda rozlała, a kwiaty spoczęły na stercie szklanych odłamków.

— Sprzedawca zaręczał, że możne na nim tańczyć dziesięć osób, taki jest wytrzymały! — powiedział zdruzgotany Jonathan, który wciąż trzymał mnie w ramionach, ale pusto wpatrujący się w rozbity stół. Przez chwilę obawiałam się, że znów do drzwi zapuka ochrona, by dowiedzieć się co to był za huk, ale nic takie nie nastąpiło.

— Tańczyć! Nie uprawiać seks! — poprawiłam go, co wywołało u Jonathana poprawę humoru.

— Faktycznie — zachichotał w zagłębienie mojej szyi, które zaczął całować.

To wydarzenie szybko poszło w niepamięć, a my otrzymaliśmy kolejne siły witalne. Zostałam wzięta na ręce, a nasza lokalizacja mocno się zmieniła, bo do sypialni.

Chwilę później leżeliśmy już na łóżku zatraceni w sobie. Z koniecznością i dokładnością poznaliśmy swoje ciała, które wielbiliśmy z należytą rozkoszą. Wszystko nabierało tempa, gdy Jonathan wszedł we mnie, podczas kiedy ja leżałam na plecach pod nim. Wstrzymałam przez sekundę oddech podczas tej chwili, bo całe napięcie i niecierpliwość odchodziło i zaczynało się najlepsze. Mężczyzna przyśpieszył i mogłam tę błogość uwolnić tylko w postaci jęków. Nasze ciała nie chciały zwolnić i wciąż pragnęły nowych doznań. W końcu to ja górowała, to ja nadawałam tempa i intensywności naszych przyjemności, bo tym razem pragnęłam, byśmy osiągnęli szczyt w tej pozycji. I tak się stało. Ja doznałam przyjemnych skurczów i on doszedł we mnie. W tej chwili czułam się, jak w raju. W tej chwili byłam najszczęśliwsza i spełniona.

Fantastyczne i upojne chwile zakończyliśmy czułym i wdzięcznym pocałunkiem.

Po opłukaniu się z potu trzeba było ocenić straty. Jonathan krążył wokół rozwalonego stołu ubrany tylko w bokserki i szlafrok. W milczeniu przyglądał się miejscu zbrodni, podczas kiedy ja, ubrana tylko w ciasno zawiązany szlafrok, zbierałam z podłogi swoją sukienkę i bieliznę. Jego wzrok chyba spojrzał na każdy najmniejszy kawałeczek jakby w głowie ponownie składał ten stół niczym puzzle. Tak zamyśloną miał twarz.

— O czym myślisz?

— Jak to musiało wyglądać... — urwał i sam zaczął się schylać po swoją koszulę, by następnie podejść do spodni.

— Na pewno zjawiskowo — zachichotałam, podnosząc jego marynarkę, którą otrzepałam z prochu.

— Ależ nie to — odpowiedział w zadumie i wskazał gestem na stół. — Jak musiała wyglądać twoja intymna relacja z Williamem, który twierdził, że jesteś w tych sprawach kiepska? Tu wszak mamy zupełna zaprzeczenie jego słów, bowiem z twojej inicjatywy, czyli de facto, przez ciebie, mam rozwalony stół! — opowiedział mocno skonfundowany, a w trakcie jego słów na moje usta wychodził malutki uśmiech dumy.

— To był po prostu typ człowieka, który nawet podczas łóżkowych spraw musiał mieć rozpisany plan wydarzeń krok po kroku, a i też warunki musiały sprzyjać. W pokoju musiało być dostatecznie ciepło i wilgotno. — Jonathan zaczął marszczyć coraz bardziej brwi, kiedy wymieniałam warunki. — Musiały być dekoracje i to nie byle jakie. Dwanaście świec rozstawionych w sypialni o zapachu kwitnącej łąki. Do tego nastrojowe zielone światło, zawsze musiał mieć coś zielonego w pobliżu seksu, bo uważał że mu to przynosi szczęście. Żadnej muzyki i tylko w wyznaczone przez niego dni, a kiedy nie mogłam, bo na przykład miałam pracę to był wielki foch! — wyjaśniłam, a Jonathan miał tak skwaszoną i zdegustowaną minę, jakby zjadł coś obrzydliwego. Nie, wystarczyło usłyszeć trochę o życiu Williama.

— Wariat — prychnął Jonathan i pokręcił głową, odrzucając myśli od niego. — Obiecuję, że ja nie będę stawiał takich wygórowanych warunków, o ile zapragniesz jeszcze kiedykolwiek się ze mną przespać.

— A jakiekolwiek warunki w ogóle postawisz? — spytałam z przymrużonymi oczyma.

— Jeden. Otwartość na nowe doznania.

— W takim wypadku mogę zapragnąć jeszcze raz się przespać z własnym mężem — odpowiedziałam, ukazując mu dłoń i palec z oboma pierścionkami.

Mój zaręczynowy pierścionek spoczywał na mojej dłoni od kilku dni nawet w momentach, w których nie musiał tam być i wcale nie czułam, że mnie palił. Kiedy dołączyła do niego obrączka, coś się zmieniło. Natomiast gdy teraz spoglądałam na obrączkę, na palcu Jonathana, której nie ściągnął po przybyciu do domu tylko się w niej ze mną kochał ,ponownie się rozpalałam. Tak samo się pobudzałam, gdy czułam ten mały chłód metalu, kiedy Jonathan mnie dotykał podczas upojnych chwil.

— Będę niebywale uradowany — powiedział, podchodząc i dając mi namiętnego buziaka. — Posprzątamy jutro.


Będę wdzięczna, jeśli po przeczytaniu rozdziału zostawicie mi swoją opinię na temat samej sceny erotycznej.

Czy było to coś nawet dobrego, co można ewentualnie lekko poprawić (chętnie przyjmę rady odnośnie tego co, jest do poprawy; za pewne wiele momentów),a może raczej było to coś w stylu: "Ej weź kobieto nigdy już nie pisz takich rzeczy dla naszego dobra, bo można sobie oczy wyłupać".

blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro