Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziwnie się czułem, gdy stanąłem przed kobietą, o której mówiono mi, że jest martwa, a którą widywałem tylko na zdjęciach, które ukradłem z gabinetu ojca. Nienawidził, gdy o nią pytałem ani wspominałem. Nienawidził, bo kłamstwa są niewygodne.

Stałem przed kobietą, która od zdjęć różni się tylko pojedynczymi śladami upływu czasu. To ta kobieta, za którą tęskniłem i wypłakiwałem w poduszkę wiele łez przez lata. To też ta kobieta, której przez pewien czas nienawidziłem, aż stała się kobietą, o której zapomniałem, a która magicznie przede mną stanęła z zamiarem odkrycia kłamstw mojego ojca.

Prawie obca mi kobieta stanęła przede mną ze łzami i uśmiechem szczęścia. Ja także miałem łzy, które na dobre poleciały mi strugami po policzkach, gdy ją utuliłem.

W tym momencie byłem rad, że ona wróciła. Przypomniałem sobie, że gdy miałem pięć lat postrzegałem ją jako niesamowitą bohaterkę i anioła o czarnych włosach. Była najwspanialsza i to wspomnienie mnie teraz przepełniło. Nie nienawiść, którą wpajał mi ojciec tylko najczystsza miłość, która przetrwała jego propagandę.

— Wybacz mi wszystko... Tęskniłam, ale to wszystko to moja wina... — wyszlochała w moje ramię. — Usiądźmy... To będzie bardzo długa opowieść.

Kobieta ode mnie odeszła i razem zasiedliśmy do stołu.

— Wszystkie odpowiedzi postaram się zawsze w jednej opowieści, tego co się podziało w przeszłości. Kiedyś były trudne czasy. Innym się udawało drugim nie, jeśli chodzi o miłość. — Zerknęła na Susan. — Małżeństwo twoich rodziców, Susan, to była ustawka i bardzo burzliwa historia. Twoja mama była z natury buntowniczką i nie chciała wychodzić za twojego ojca. Natomiast ich rodzice byli bardzo zatwardziali w swoim głupim prawie i chcieli ją siłą do tego zmusić. Więzili ją w domu i podawali leki uspokajające, bo atakowała wszystkich dookoła. Wszystko za sprawą mężczyzny, którego naprawdę kochała.

— Juliana Parkera — rzekłam, składając układankę w całość. Zdziwiło to Elizabeth i z pewnością zapytałaby, skąd go znam, dlatego ją uprzedziłam. — Zjawił się na przyjęciu u burmistrza i wyszła z tego mała kłótnia. Ubzdurał sobie, że może być moim prawdziwym ojcem, po czym zażądał testów genetycznych. Wynik był negatywny.

— Bardzo wdałaś się w Dave'a. Fakt, były co do tego z początku wątpliwości, ale ciche. Nikt nie śmiał nad tym spekulować. Ojciec Lindy był na tyle wpływowy, że zagroził rodzinie Parkera i zmusił ich do wyprowadzki z Atlanty. Twoja matka wpadła w szał, ale postanowiła tego nie okazywać tylko obmyślić plan zemsty. Próbowała zamordować swojego ojca i za pierwszym razem się jej nie udało...

— Za pierwszym razem? A był drugi? — wtrącił się Jonathan. Słuchając tych wyjaśnień we troje byliśmy zdruzgotani i ciężko nam było sobie wyobrazić, że to wszystko dotyczy moich rodziców. Teraz jestem w miarę skłonna zrozumieć jej gburowatą postawę wobec świata, który ją skrzywdził, a ona prawdopodobnie przegrała walkę o spokój w życiu.

— Tak. Kiedy już była żoną Dave'a. Nienawidziła go do tego stopnia, że i jego planowała zamordować, ale Dave nigdy nie był potworem. Przejawiał oznaki prostych uczuć i także nie chciał tego małżeństwa, ale i on został zmuszony. Zawarli układ. Zamordują swoich ojców i każdego kto się przyczynił do ich małżeństwa po czym się rozwiodą. Najpierw udało im się zamordować ojca Lindy. Pomiędzy morderstwami coś ich poniosło. Upili się i poszli do łóżka, a to zaowocowało ciążą, o której jeszcze nie wiedzieli. Przystąpili do mordu ojca Dave'a. Niestety była to ich pierwsza i ostatnia porażka. Uszedł z życiem i wprowadził terror do życia Lindy i Dave'a. Oboje zniknęli na miesiąc. Ja i Henry byliśmy obserwatorami z boku — opowiedziała o swojej roli z grymasem przykrości i bólu. — Nie wiedzieliśmy, co się z nimi działo, dopóki nie wrócili do społeczności. Oczywiście nie opowiadali o tym, ale po gojących się ranach, które skrzętnie zakrywali doszliśmy do wniosku, że byli torturowani. Linda obwieściła tylko, że jest w ciąży. Nikt nie wiedział, jak do tego doszło, czy siłą, czy nie, dopiero później Dave o tym opowiedział. To był cud, że pomimo tortur dziecku nic się nie stało. — Pogładziła ramię Susan i spojrzała na nią z przykrością. — Twój tata pokochał cię szczerze... Twoja mama nigdy. Niestety znienawidziła cię już kiedy była w ciąży. Miała ciężką depresję i nic sobie nie robiła z gróźb zamordowania ją przez ojca Dave'a wręcz go do tego prowokowała. Kilka razy uchroniono ją przed samobójstwem, co zmusiło wszystkich, by faszerować ją lekami, żeby w żaden sposób nie zagroziła życiu dziecka. Musieli mieć dziecko. Jeśli chłopczyk to dziedzic, jeśli dziewczynka to bilet do wszelakich interesów. W tym stanie niekiedy nie kontaktowała ze światem, ale jeśli już to nienawidziła absolutnie każdego. Dopuszczała do siebie tylko Dave'a, nie wiedzieć dlaczego. Prawdopodobnie, tylko dlatego, że jako jedyny o nią dbał. Nigdy nie był wobec niej agresywny, a wręcz czuły. Pomagał jej się wymyć, ubrać, uczesać, karmił ją i pocieszał. W pewnym momencie coś sobie obiecali, nie wiem, co konkretnie. Dave o tym nie mówił. Linda urodziła. Nie pokochała córeczki, ale Dave był najszczęśliwszy! Pokochał cię calusieńką! — Uśmiechnęła się do Susan z czułością.

— Jakoś nie widziałam tej miłości po ojcu — odparła posępnie.

— Bał się ją ujawniać. Ukazywał ją w dbaniu o twoje bezpieczeństwo. Uwierz mi, było wiele niebezpieczeństw, a on zawsze chronił cię piersią. Spełnił swoją rolę idealnie, przez to że ani na chwilę się nie bałaś, że jesteś w zagrożeniu. Kiedy byłaś maleńka to dbał o ciebie, kiedy podrastałaś wolał się odciąć. Chciał cię ukryć, schować przed światem dla twojego bezpieczeństwa.

— Dlaczego się nie rozstali po tym? — spytała Susan.

— Planowali, ale niestety mocno się pomylili, co do tego kto pociągał za sznurki. James Hurrington. Ojciec Henry'ego i twój dziadek — Zerknęła na mnie — był potworem, którego bali się nasi rodzice. Twoi rodzice postanowili wybrać mniejsze zło i trwać w małżeństwie, choć nie wiem, co było tym gorszym złem.

— Dziadek James... — szepnąłem, próbując przywołać tego człowieka z pamięci. — Pamiętam go. Pamiętam jak mi coś czytał... — Coś o pajączku, który miał kamienie w butach.

— Tak, grał dobrego dziadka, ale tylko grał. Henry, choć bał się ojca, był jego ulubieńcem. Zawsze wielbił swojego ojca, a ten widział w nim swojego dziedzica i choć zakochał się we mnie szczerze to ożenek ze mną dał Jamesowi pewne korzyści dzięki mojej rodzinie. Był to szlak między Atlantą, a San Diego. W dodatku, kiedy daliśmy mu wnuka staliśmy się jego ulubieńcami. Zawsze mieliśmy łatwiej i byliśmy faworyzowani. Kiedy stary się przekręcił oczywiście przekazał spadek Henry'emu, a była nim wysoka pozycja w Dystrykcie i coś, co się nazywało „łowca". Nigdy nie powiedziano mi, co to jest, ale ta broń siała postrach. Dla Lindy i Dave'a to była szansa. Nie miał już kto ich szantażować, więc mogli się rozstać, gdyby nie głupi błąd.

— Błąd, jaki błąd? — dopytałem.

— Henry zdobył pełną władzę nad Atlantą i oszalał na jej punkcie. Dystrykt stanął przed nim otworem, bo w końcu zaczął coś znaczyć. Poszybował na samą górę, ale to odcisnęło na nim spore piętno. Został zniszczony, obsesja go zniszczyła. To już nie był mężczyzna, którego kochałam. Zaniedbywał rodzinę w stopniu znacznym. Zostałam sama z synem, dla niego liczyły się tylko biznesy. Niestety to ja zawiniłam, to ja jestem początkiem problemów, to ja zniszczyłam wszystko po kolei. Jak? Zdradziłam Henry'ego z twoim ojcem, Susan. Po prostu pod wpływem chwili... Nie usprawiedliwiam się, byłam po prostu samotna. Żałuję. Henry to odkrył, wściekł się i dopiero zapanował terror. Kazał mi odejść. Powiedział, że mnie nie zabije, bo nie da się zabić miłości. Kazał mi odejść i nigdy nie pojawiać się w twoim — odparła w moją stronę — ani w jego zasięgu pod groźbą, że ucierpi kto inny z mojej rodziny. Na szczęście mogłam ci towarzyszyć zdalnie, ale też nie wszędzie. Krótko mówiąc znienawidził kobiety i naopowiadał ci niezrodzonych głupot. Myślałam, jednak, że zabije Dave, ale też to nie nastąpiło. Zniewolił jego oraz Lindę, której nie pozwolił odejść. Zabrał im wszystkie, cały majątek, oznajmiając, że będą dla niego pracować za darmo. Utrzymają swój styl życia tylko dla pozorów, jednak wszystko należało do Henry'ego. Wiem, że miał chwilę słabości, kiedy Susan sama zaczęła zarabiać i sama zarobiła na swoje studia. Byłam w szoku, że pozwolił ci zrobić te studia, mimo że on ze wszystkiego musiał mieć pożytek. Dlatego tak ucieszył się, że chciałeś być jak twoja matka. — Znów spojrzała na mnie.

— Zapewniałem mu bezpieczeństwo — powiedziałem na głos, to jak wykorzystał mnie ojciec.

— Niestety. A ja tylko patrzyłam. Henry uwielbiał uprzykrzać życie kobietom i to samo chciał zrobić wobec Susan. Poznała smak litości przez studia, ale teraz skończy w związku małżeńskim z moim synem. Kiedy się dowiedziałam o tym chorym planie, stosunkowo dość późno. Próbowałam interweniować, pojechałam do Henry'ego, chciałam pogadać, nawet oddać życie, ale nie było dyskusji. Pojmał mnie i uwięził. Nie wiem po co, w końcu uciekłam. Miałam ze sobą sprzęt do zakłócania sygnału. Kiedy uciekłam rozwaliłam go, wiedziałam, że to wywoła przepalenie kamer w tamtym magazynie, a wtedy przyjedziesz ty.

— Co teraz?! — spytała Bri. — Henry na pewno cię szuka!

— Z pewnością.

— Trzeba coś zrobić! — krzyknęła Bridget.

— Tego człowieka nic nie powstrzyma... powiem więcej. Ma zakładników...

— Moich rodziców — odparła przerażona Susan.

— To wy spróbujcie przejąć kontrolę! — krzyknęła Bridget.

— Jak? — spytałem.

— Skoro dajesz mu bezpieczeństwo to je także zabierz! Będzie bezbronny, a żeby rodzice Susan byli bezpieczni to się ich porwie! — krzyknęła.

— Na pewno będą chronieni — przyznałem sceptycznie. — Potrzebna by była armia, by ich odbić, a tym nie dysponujemy. Pieniądze też ma pod ścisłą kontrolą. Z resztą ja straciłem całą moc. Nic już nie potrafię... — odparłem załamany.

— Sama też się niewiele zdziałam. Mogę dużo ryzykować — rzekła mama.

— Dobrze, no to chyba w końcu mamy czas, by skontaktować się z Lorraine... — rzekłem.

Wykręciłem numer, kiedy Susan zaakceptowała plan.

— A tak mnie coś lewe bioderko swędziało — odezwał się wcale niezmieniony i radosny głos Lorraine. — Czy to Elvis we własnej osobie?

— Tak, to ja. Cześć, Lorraine.

— No, ale się za tobą stęskniłam! Los sprawił, że sobie przypomniałam studenckie czasy i tak sobie wspominałam. Co u ciebie słychać? Jeśli mi powiesz, że przestałeś używać żelu to pójdę się za ciebie pomodlić.

— W tym świecie to nierealne... — odparła Susan.

— W sumie racja, a z kim mam przyjemność? — spytała zaciekawiona Lorraine.

— To była Susan, moja żona — odpowiedziałem wesoło i dumnie.

— Cześć — Przywitała się Susan.

— Co?! — krzyknęła jak szalona Lorraine. — Jaka żona?! Ty ledwo dziewczynę chciałeś mieć, a masz żonę i to w ogóle jak, kiedy?!

— Świeża sprawa...

— Nie wiem kiedy, ale masz mi ją koniecznie opowiedzieć. Śmiem twierdzić, że nie dzwonisz z plotkami.

— Owszem, masz rację. Dzwonie prosić o pomoc.

— Tobie zawsze służę pomocą, o ile nie wymaga mojej obecności w Atlancie. Teraz nie mogę sobie pozwolić na podróże.

— Chcę zniszczyć mojego ojca, który jak się okazuje sporo znaczy we wschodnim Dystrykcie, albo przynajmniej się od niego i tego gówno odciąć, a więc potrzebuję twojej pomocy, bo wiem, że potrafisz takie rzeczy zrobić niemal bezszelestnie.

Ścisnąłem delikatnie prawą pięść, bo miałem na niej wyrytą przysięgę związaną z wiedzą, którą posiadłem o Lorraine i jeśli chodzi o wojny z Dystryktem to jest ona idealnym ratunkiem.

— Ale chyba nie za darmo? — spytała z oczywistością.

Lorraine nigdy nie robiła niczego za darmo. Zawsze czegoś chciała, jednak nie była to typowa zapłata. Nie prosiła o pieniądze, przysługę, lojalność, czy kawałek duszy. Czasem zdarzyło się, że trzeba było jej postawić butelkę tequili. Raz poprosiłem ją o pomoc i trafiłem akurat w momencie, gdy przechodziła bolącą miesiączkę i jako zapłatę musiałem po prostu kupić jej tampony, bo nie była w stanie sama się ruszyć. W każdym razie były to zapłaty do przeżycia, a niektóre nawet mnie dawały szczęście, bo często w zamiast za przysługę, po prostu musieliśmy gdzieś razem wyjść.

— A czego oczekujesz w zamian?

— Sporo się zmieniło od studiów i moje usługi poszybowały w górę... — powiedziała z domieszką tajemniczości.

— Wszyscy są pazerni w tym świecie! — syknęła moja matka, która uderzyła w stół ze wściekłości.

— Żeby pani wiedziała, a pani to?

— To moja mama... — odpowiedziałem, ale chwila milczenia ze strony Lorraine była niepokojąca, a ja nie chcąc z niej robić wariatki dodałem: — Tak, moja mama żyje. Jak już wspominałem, to walka z Dystryktem, a to jest jeden z jego sekretów...

— Cóż — odparła opanowanie, zdając sobie sprawę z przewinień naszego wroga, i że nie jest to ich najwybitniejszy numer. — To będzie szalona przygoda. Oczywiście, że pomogę. Mam teraz trochę pracy, ale chciałabym z wami porozmawiać w Holo. Możemy się umówić za dwie godziny? — odparła z powagą i profesjonalizmem godnym władczej kobiety, ale wciąż słychać było domieszkę serdeczności.

— Oczywiście.

Zakończyłem z Lorraine połączenie.

— To ma być nasza ratunek?! — krzyknęła zrozpaczona matka. — Czego ona będzie chciała?! Czy nie wdepniemy w większe gówno, gdy będziemy jej za coś wdzięczni?! To jest ten sam typ, co twój ojciec. Kojarzę tę kobietę. Próbowałam znaleźć o niej trochę informacji, kiedy byliście na studiach, ale znalazłam tyle co nic! Mam złe przeczucia.

Brak ufności po tym wszystkim co ją spotkało w ogóle nie zadziwia. Życie w jakim żyła to był ciągły strach o następny krok. Każdy krok musiał być wyważony, przemyślany, a i tak stawiany był z ostrożnością, jakby brnęła przez zamarzniętą taflę, która i tak pod naciskiem tego kroku zaczynała pękać. Pod lodem zawsze mógł się czaić Dystrykt i przez to, że podchodziła do wszystkiego z czystym strachem odnalazła mnie, doprowadziła do spotkania. Nie mogę się na nią złościć, że jest nerwowa i reaguje złością.

— Tajemniczość Lorraine nie robi dobrego wrażenia, ale musi ukrywać pewne aspekty samej siebie, by przeżyć — rzekłem spokojnie.

— Więc czego będzie chciała?!

— Nie wiem. Nie znam obecnego cennika usług — odparłem rozbawiony. — I nawet się tego nie obawiam.

Wierzyłem w Lori.

blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro