Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Nie podoba mi się ten plan! — Rzucił Roger niemrawo, który wszedł właśnie do windy.

Plan był względnie prosty. Roger miał się jeszcze bardziej wkupić w łaski brata, by ten zezwolił mu na udział w jednym ze spotkań w firmie Crawforda. Zdobycie zaproszenia zajęło mu trzy dni podczas, których właził bratu w tyłek i udowadniał, że jest wart dostąpienia tego zaszczytu. Samo spotkanie jednak, nie miało żadnego znaczenia. Ktoś musiał fizycznie wejść do firmy i znaleźć się możliwie, jak najbliżej właściwej serwerowni. Po co? Żeby podarek od Lorraine zadziałał.

Paczka, którą otrzymaliśmy zawierała małą metalową puszkę, a w środku proszek. Tylko, że to nie był proszek, a tylko tak wyglądał. Był to wynalazek kobiety. Pierwszy prototyp jej projektu, który dla niej okazał się niewypałem, ale mógł służyć jako fenomenalne urządzenie szpiegujące. Strukturę proszku tworzyły mikroskopijne nanosensory. Kiedy Bridget nazwała je mini-komputerkami powieka Lorraine zadrgała na znak irytacji ignorancją ludzi z zewnątrz. Przełknęła ten fakt i w końcu wyjaśniła, że każdy robocik tworzy system, jakby jeden organizm, który przenosi autorskiego wirusa. To właśnie on nam te dane wykradnie, bo wnikną one do komputera głównego i zaczną go hakować. Wyjaśniono mi to na podstawie ludzkiego organizmu. Roboty podłączają się pod mózg komputera, czyli procesor i z lekkim hałasem, bo pozostaną po tym ślady i Henry szybko zauważy tę kradzież, dowiedzą się co jest w środku, skopiują to, a oryginał zniszczą. Sensory same w sobie nie są wykrywalne i były wzorowane na małe robo-robaczki, które posiadały zdolność poruszania się i kiedy tylko znajdą się blisko serwerowni „wyczują" ją i samodzielnie do niej trafią.

Główny problem polegał na tym, że do danych nie można było się dobrać zdalnie, po to były nanosensory, ale także zrobić to bez szumu. Mimo wszystko zostaliśmy zapewnieni, że nigdy nie dojdą do tego, że jest to działanie Lorraine przez samo urządzenie.

System samej firmy szybko padł i mieliśmy trójwymiarowy obraz firmy z położeniem wirusa oraz Rogera. Dzięki kamerom widzieliśmy także jego osobę.

— Przykro mi, mieliśmy ograniczony wybór, co do tajnego agenta — stwierdziła Lorraine z rozbawieniem. — Proszę przesłać pełną skargę na mojego maila.

W zasadzie tylko on nim mógł być.

— Fakt — odpuścił i akurat opuszczał windę.

Henry czekał na niego w jakiejś sali konferencyjnej, bo za pięć minut mieli przyjąć gościa, który odpowiadał za szukanie sprawcy podpalenia. Specjalistyczne kukły, które zostały podłożone pod moich rodziców zdały test i zostały uznane za nich. Henry uwierzył w tą mistyfikację, zwłaszcza po tym jak to ja odwaliłam małe przedstawienie. Jonathan chwilę po ataku otrzymał powiadomienie, co się wydarzyło. Pojechaliśmy tam od razu. Musiałam udawać roztrzęsioną tym wypadkiem. W końcu nie wiedziałam, co z moimi rodzicami. Próbowałam się z nimi wtedy kontaktować, ale na marne. Nie mogłam przesadzić z reakcją. Henry wiedział, jak mnie traktowali, a więc wiedział, że nie mamy bliskiej reakcji i nie zareaguję gwałtownie. Udawałam zdenerwowaną, ciągle domagałam się informacji od policji i straży. Zapłakałam dopiero, kiedy wynosili trzy czarne worki. W trzecim była kukła gosposi, która także była zastraszana, a którą Roger i Megan uratowali. Na pokaz, oczywiście, byłam przez Jonathana uspokajana, ale i on sam zgrywał zdenerwowanego i zaniepokojonego. Przecież to w gruncie rzeczy wielka tragedia była.

Druga szopka odbyła się na przesłuchaniu przez policję, a trzecia szopka odbędzie się na pogrzebie.

Na wirtualnej makiecie wieżowca zauważyliśmy, że sensory, które trzymały się dotychczas Rogera odłączyły się i ruszyły swoją drogą.

— Zaczyna się! Odłączam nasze mikrofony. Mamy obraz i dźwięk. Do dzieła moje maleństwa!

— Susan, porozmawiamy? — Ojciec podszedł do mnie ze skruszonym wyrazem twarzy.

Spędzili tutaj razem z Elizabeth kilka dni i musiało być naprawdę gorąco. Byli kochankowie, niechciane małżeństwo i obecność kobiety, która dla mojej mamy przysporzyła kilku dodatkowych problemów. Kiedy przyjechaliśmy tu na następny dzień atmosfera wydawała się unormowana. Moja matka była w opłakanym stanie. Siedziała przy oknie i przytulała się do przykurczonych nóg. Wpatrywała się pustym wzrokiem w mały ogródek, w którym absolutnie nic się nie działo. Psychiatria to nie mój temat, ale kiedy poprosiłam ją o dostęp do jej karty medycznej załamałam się. To, co jej zrobił James i własny ojciec, co najmniej dwadzieścia razy zahaczało o złamanie praw człowieka. Poczynając od kilku operacji połamanych kości wskutek tortur (a to okraszone wieloma narkozami i mocnymi lekami wyciszającymi ból) po to, co robili jej na oddziale by wyciszyć jej zaburzenia agresji oraz ciężką depresję. Szczerze zapłakałam, kiedy czytałam raporty od lekarza. Lista leków, którymi ją faszerowali była bardzo długa i aż nie chciałam przywoływać działania tych leków do pamięci. To wszystko był ultra silne środki, które owszem uratowały jej i moje życie, ale dokonały takiego spustoszenia... To był czysty koszmar, i koszmarem było też to, z czym musiała się zmierzać teraz. Wciąż musiała przyjmować leki. Elizabeth na szczęście miała wszystko, bo i Lindę wzięła pod uwagę. Ona przejrzała kartę matki bez jej wiedzy i słusznie zrobiła. Jedyne, co usłyszałam od matki to: „Jestem pod opieką normalnego lekarza" i fakt, widziałam to w jej karcie. Przykre było jednak to, że depresja to nie była jedyna choroba, z którą się aktualnie mierzyła. Pomijając te psychiczne, przyjmowanie tych leków dramatycznie odbiło się na jej zdrowiu fizycznym...

Sama Elizabeth i tata byli zdenerwowani samymi wydarzeniami i tym, co da nam ten niepewny plan. Wydawało by się, że coś sobie wyjaśnili i może teraz był czas na to by i ze mną porozmawiać.

By nie słyszeć zaciętych rozmów przeszliśmy do pseudo sali zabiegowej, bo w sypialni Elizabeth drzemała matka. Ojciec usiadł na krześle, a ja oparłam się plecami o ścianę obok okna.

— Chciałbym cię przeprosić. Całkowicie zawaliłem w roli ojca, poczynając od twoich narodzin, niszcząc naszą relację przez całe twoje dzieciństwo, dojrzewanie i teraz okres dorosłości. Myślałem, że takie traktowanie coś da i finalnie i tak ja wszystko spierdoliłem na dobre.

— Ciężko się kłócić z tym, że to ty i Elizabeth jesteście winni.

— Uczucia są nieprzewidywalne... Jest mi wstyd. Żałuję, ale czasu nie cofnę. Za to chciałbym mieć wpływ na przyszłość. Nie wiem, czy mi wybaczysz, ale chciałbym zrobić wszystko by to odpokutować. Nie zdziwię się, jeśli zapragniesz nie widzieć mnie przez jakiś czas... Słyszałem o cenie, jaką musicie zapłacić. Też za pewne zdecyduję się na wyjazd z tego miasta, ale bardzo chciałbym żyć z nadzieję, że się kiedyś odezwiesz.

— Nie zapragnę cię nie widzieć. Byłoby mi miło, gdybyśmy naszą relację naprawiali w Los Angeles. Też swoje przeszedłeś i zasługujesz na szansę. — Uśmiechnął się w przypływie radości, ale szybko ten uśmiech zniknął.

— Rozmawiałem z Lindą...

— Jak wygląda wasza sytuacja?

— Kiedy w końcu mogła pozwolić sobie na nieukrywanie swoich dolegliwości bardzo zgasła, ale tylko dlatego, że poczuła ulgę. Stwierdziła, że na razie nie wie w jakim świecie się znajduje i potrzebuje okropnie dużo czasu na poukładanie sobie wszystkiego, zwłaszcza że nie wiadomo, dokąd zmierzamy. Dalej jest przestraszona i poprosiła mnie bym jej nie zostawiał. Obiecałem, że tego nie zrobię, ale domyślała się, że będę chciał być blisko ciebie, dlatego poprosiła tylko o bezpieczne miejsce.

— Wow... — powiedziałam zszokowana. To o co poprosiła go matka mówi o tym, że naprawdę obdarzyła go sporym zaufaniem i wykreowali swoistą silną więź. Jednak to, co chce obiecać jej ojciec jest bardzo odpowiedzialnym i poważnym krokiem. Przed nią bardzo długa terapeutyczna droga, do której ojciec za pewne się dołączy i zrobi to świadomie.

— Ufa tylko mnie. Już dawno odpokutowałem to upokorzenie, które jej zaserwowałem, choć mnie dalej jest wstyd. Jednak otwarcie powiedziała, że mi wybacza i choć nigdy nie darzyliśmy się uczuciem miłości to nasz los nas do siebie zbliżył. Zaczęło nam zależeć na sobie. Nie opuszczę jej, zwłaszcza po tym jak mnie poprosiła, wiem o niej wszystko i cały czas o nią dbam, wkładając w to całe serce. Jednocześnie bardzo ciężko jest jej podjąć rozmowę z tobą...

— Nie będę nalegać. W obliczu tego, co się dowiedziałam nawet do niej mam neutralny stosunek. Takie rzeczy, które ona przeżyła trwale zmieniają człowieka. Nie będę żyć przeszłością i proszę przekaż jej, że jestem otwarta na rozmowę, kiedy tylko będzie gotowa.

Świadomość zmienia całkowicie perspektywę.

Robocosie długo się męczyły z tymi danymi. Minęła godzina spotkania. Gościem Henry'ego był okropnie skorumpowany komendant policji. Podczas kiedy ojciec Jonathana szantażował gościa czym tylko się dało, my wcinaliśmy przekąski i na żywo komentowaliśmy przebieg spotkania.

Nagle Lorraine poderwała się nerwowo do pionu. Porzuciła paczkę czipsów i zaczęła ze skupieniem wpatrywać się w jakiś monitor.

— O kurwa! — Kobieta złapała się za głowę i wytrzeszczyła gały. — Udało się! — krzyknęła i opuściła swoje dłonie na klawiaturę.

Wszyscy podnieśliśmy się do pionu. Jonathan wyciszył rozmowę, a chwilę później na jego monitorze wyświetlił się jakiś program w czarnym motywie. Nawet mama, słysząc ten wrzask wyszła z sypialni, ale tylko nam się przyglądała, będąc opartą o framugę drzwi.

— Wątpiłaś? — rzucił uszczypliwie Roger.

— Nigdy nie lekceważę przeciwnika — odpowiedziała z dumą.

Jonathan zaczął kopać w systemie i wchodził w jakieś foldery i pliki. Były one podpisywane datami, losową dla mnie kolejnością cyfr, nazwiskami, nawet firmami z czego nazwę jednej firmy wyłapałam przez nazwisko.

— Patrz! — Wskazałam palcem na folder. — Kancelaria Blackwood. Pharm Corp, koncern pani Warren! Je też ma w szachu?!

— Kto by się spodziewał... — rzuciła moja matka z odrazą. — Warren przemyca dla niego prochy, a Blackwood go broni, kiedy coś idzie nie tak, a to wszystko charytatywnie, bo ona także dały się zwieść, że z Henry'ego może być przyjaciel — opowiedziała ponuro.

— Poczekajcie aż dojedziecie do folderu burmistrza... — dodał mój ojciec. — Każde słowo, które kiedykolwiek usłyszeliście, było wymyślonym światem stworzonym dla niego za karę. Henry go złapał, z początku była to dla Wilsona miła współpraca, ale szybko zrozumiał, że to najgorsze dno jakiego sięgnął. Nie jest święty, ale nic co robił sam nie było przestępstwem. Dopiero dla Henry'ego zaczął działać nielegalnie, a jego rodzina przestała być bezpieczna z każdym dniem...

— Henry dyryguje każdym w Atlancie i prawie każdym na południowym wschodzie.

— Hej! Tu jest mój folder! — pisnęła Lorraine. — Ja się nie bawię w waszej piaskownicy! Co to ma być?! — Kobieta, zdaje się, weszła w ten folder, bo jej mina ze zirytowanej przeszła na zdziwioną, a wręcz niezadowoloną.

— Liczyłem na więcej informacji o tobie... — odezwał się agent z żalem.

— Co tam o tobie jest? — dopytał Roger, a Lorraine wyświetliła to u nas na ekranie.

Folder był pusty.

— To po co tu trzymać pusty folder? — zdziwiła się Elizabeth.

Mina Lorraine mówiła, że bardzo jej się to nie podoba, co tu zobaczyła. Mimo że nie było tu o niej żadnych informacji, sam folder mógł mówić bardzo dużo. Informacje miały się dopiero tu znaleźć, a może zostały przeniesione lub usunięte? Bardzo tęgo nad tym myślała, ale w końcu jej oraz nasza uwaga przeszła na obraz z kamer, bo właśnie Henry dowiedział się, że coś mu zniknęło. Mężczyzna najpierw pobladł, wręcz omdlał. Złapał go brat, a jakaś kobieta szybko nadbiegła ze szklanką wody. Kiedy Henry się opamiętał rozpętał się tajfun. Mężczyzna wywrócił stół i krzesła. Krzyczał w szale na każdego z kim rozmawiał.

— Trzeba teraz bacznie obserwować Henry'ego. Ja ukryję pliki i będę go mieć na oku — zaczęła Lorraine. — Wy musicie natychmiast wrócić do swojego mieszkania i nie możecie pozwolić się nakryć. Państwo Payton, oraz pani — powiedziała kierując wzrok na tatę oraz Elizabeth. — Proszę pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu ani nawet nie zbliżać się do okien. Henry wpadnie w chaotyczne poszukiwania. Musimy uniknąć najmniejszego błędu. Połączymy się wszyscy za kilka godzin!


blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro