Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czegoś takiego się nie spodziewałam. Poczułam się zmieszana, kiedy weszłam do mieszkania, a Jonathan i Bridget przyjęli otwarte postawy, jakby na mnie czekali. Od razu zainteresowali się moją osobą, mimo że byłam naprawdę zmęczona. Usiadłam, a Bridget momentalnie rozpoczęła rozmowę i to w radosnym tonie. Myślałam, że zawaliłam po całości, nie przychodząc na ten obiad, a na miejscu zastaję mężczyznę z burczącym brzuchem, który od dawna nic nie jadł, a jego jelita nie mają czego trawić! Nie wiedziałam, co wtedy odpowiedzieć, bo chciałam jakoś wyrazić to, że byłam bardzo wdzięczna za ten gest. To było zdecydowanie dla mnie niecodzienne, poczuć tą serdeczność od drugiej osoby. Postawa Jonathana uświadomiła mi, że jemu również zależy na tym, by się dobrze zapoznać, a więc nie chciałabym zaprzepaścić tej szansy na zdobycie zaufania. Nie widzę w ludziach wrogów, jednak nie będzie mnie do nich ciągnęło, jeśli nie będą mnie szanować.

A ta pomyłka? Z początku, przez zamglony umysł, nie wiedziałam o co mu chodzi. W końcu to poczułam. Zrozumiałam i wyjaśniłam. Kiedy Bridget wybuchnęła śmiechem, a Jonathan zatopił się w płomieniach wstydu, ja sama także się uśmiechnęła. Jeszcze nikt takim przypadkowym komplementem nie wywołał u mnie rozbawienia, jednak nie czułam, że chcę się z tego śmiać. Ja znów poczułam się miło, gdy zauważyłam, jak sympatycznie Jonathan chciał zacząć. Powoli i delikatnie. Chciał skomplementować coś prostego. Nie wyszło mu, no ale taki przypadek, jednak to był dla mnie kolejny plus. Może w jakimś calu było to nawet urocze? Coś mi się wydaje, że Jonathan jest wrażliwym mężczyzną. Nie dał mi powodu, by twierdzić inaczej.

Było za dużo tych plusów i nie wiedziałam, czy je dalej liczyć. Każdy z początku jest kochany, a dopiero po czasie wychodzi z nich chamstwo, bycie dupkiem i cała zgnilizna, którą ładna buzia tylko przykrywa. Jeśli taki jest naprawdę to życie z nim nie będzie straszne. Muszę pamiętać o pozorach. To wciąż jest układ, który każdemu przynosi wszystko tylko nie mi. Chociaż może znajdę jeden plus tego małżeństwa. Zalotni mężczyźni dadzą sobie spokój i nie będą mnie podrywać, kiedy pomacham im obrączką przed nosem. Tylko czy to powinien być główna konsekwencja małżeństwa ?

Kiedy się umyłam zeszłam na dół. Załamany wpadką Jonathan siedział przy najkrótszej krawędzi stołu, przodem do schodów. Bał się złapać ze mną kontakt wzrokowy.

— No i po zapachu truskawek. — Stwierdziła, Bridget która ruszyła po ciepły garnek makaronu.

— Szczerzę mówiąc, na początku pachniało to dużo gorzej i zdecydowanie nie ruszę truskawek przez miesiąc. — Wyjaśniłam swobodnie, bo tutaj naprawdę nie było czego się wstydzić.

— Naprawdę facet się na ciebie zrzygał? — spytała z niedowierzaniem, kiedy najpierw mi nakładała posiłek.

— Tak, czasem organizm lubi zaskoczyć. Zwłaszcza zestresowany organizm.

— No coś o tym wiem — odparła, po nałożeniu Jonathanowi. — Smacznego, pójdę na górę złożyć pranie i zakończę na dziś mój dzień pracy. — Oświadczyła miło i zaczęła wspinać się na górę po schodach. Chciałam się skupić na Jonathanie, ale moją uwagę szybko odwróciło przeklnięcie Bri, która wywróciła się na schodach.

— W porządku? — spytałam zaalarmowana, wstając tylko od stołu.

— Tak, tak! Pardon! Wszystko dobrze! — Pozbierała się, a ja usiadłam.

— Spróbujesz się na następny raz okiełznać z takim słownictwem? — Zaproponował oschle Jonathan.

Bridget wychyliła się za barierkę schodów i na nas spojrzała nieco z góry.

— Ściany tego domu są już przyzwyczajone do moich przekleństw — odparła wesoło.

— Ściany tak, ja nie — odparł surowo.

— Czyżby? — spytała, mierząc go podejrzliwym i rozbawionym spojrzeniem. — Twoich przekleństw także się nasłuchały, więc nie udawaj, żeś taki kulturalny, och i ach! — krzyknęła z bardzo wysoką intonacją.

— Wcale nie.

— Wcale! — Rzuciła lekceważąco i zaczęła iść na górę. — Zwłaszcza, kiedy coś ci nie wychodzi w tych twoim literkach, cyferkach i znaczkach!

— A tak! — krzyknął za nią, nie mając odpowiednio dobrej riposty. — Przepraszam za nią. Czasem jest nieokrzesana — odpowiedział skrępowany.

— Nic się nie stało. Nie przeszkadza mi to.

— Gotuje lepiej niż prowadzi konwersację... — odparł i zerknął na jedzenie rozbawiony.

— Przynajmniej podejrzenie nie padnie na mnie, kiedy zostaniesz otruty! — krzyknęła kobieta z góry.

— Często też podsłuchuje — zaczął spokojnie — za co może dostać naganę! — krzyknął, kierując słowa do góry.

— Gadu, gadu, stary dziadu! — odpyskowała mu, a ten tylko się załamał.

Szczerze mówiąc, lepiej się słucha tego niż sztywnych rozmówek moich rodziców.

— Nie bój się jej ochrzanić jeśli zrobi cokolwiek nietaktownego lub po prostu powiedz to mnie.

— Dobrze — odparłam z lekkim uśmiechem. — W takim razie smacznego.

— Smacznego.

Wzięłam parę kęsów i sos do makaronu okazał się boski. To spaghetti ma wyrazisty smak, a mięso to po prostu poezja.

— Faktycznie, bardzo dobre. — Pochwaliłam dzieło kobiety. — Jednak, gdyby tak się stało to przecież podejrzenie padnie na mnie, przecież jestem lekarzem. — Pozwoliłam sobie na trochę swobody i humoru.

Jonathan się zaśmiał.

— Ale ty, jako lekarz, nie połasiłabyś się na byle otrucie, mając taki zasób wiedzy o anatomii człowieka i wyrządziłabyś o wiele gorszą krzywdę. Otrucie byłoby w stylu psychopatycznej Bridget.

— Phi! — Prychnęła z góry kobieta. — To się nazywa macierzyństwo, nie psychopatia!

Radosny Jonathan przewrócił oczami na komentarz Bri.

— Słucham? — spytałam z rozbawieniem i zdziwieniem. — Skąd taki zarzut, że byłabym zdolna, jako lekarz, który przysięgał chronić zdrowie i życie, do zadania świadomie krzywdy!

— Pierwsze wrażenie — odparł zdawkowo i skupił się na jedzeniu.

— No to chyba mylne, bo moje było takie że Susan to najbardziej urocza osóbka na świecie! — krzyknęła Bridget.

— A ty pracujesz, czy podsłuchujesz?!

— Mam podzielność uwagi — odparła mu oburzona.

— Tylko się mnie nie bój. Nie jestem naprawdę zdolna do czegoś takiego — Starałam się wybielić, ale z dziwną dawką humoru. — Jednak jeśli moje życie byłoby zagrożone, to próbowałabym się ratować wszystkim.

— Okej — odparł spanikowany i lekko oddalił się ode mnie ze swoim krzesłem — Ja zamierzam dotrzymać umowy i gwarantuję, że nie będę zagrażał twojemu życiu, a wręcz będę się starał, żebyś nigdy zagrożona nie była. Obiecuję. — Na początku był rozbawiony, a później spojrzał na mnie ze szczerym i poważnym spojrzeniem.

Ojej. No takich słów również się nie spodziewałam. Byłam wzruszona takim wyznaniem, choć nie wiedziałam jeszcze na ile jest ono wiarygodne. Ciepło jakie mnie przeszło, było niesamowite. Nie nawiedzało mnie od bardzo dawna i przyszło w chwili, w której nigdy bym się go nie spodziewała.

Uśmiechnęłam się do niego, bo tylko tak na tę chwilę potrafiłam mu podziękować za taką obietnicę. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i dojedliśmy w spokoju kolację.

— O jakie znaczki, cyferki i literki chodziło wcześniej Bridget? — spytałam, chwytając szklankę z wodą i się napiłam.

— Zajmuję się programowaniem dla ojca, utrzymując bezpieczeństwo w sieci — odparł z lekkim spięciem. — Ukończyłem informatykę na MIT.

— Wow. Nie spodziewałam się, że możesz mieć takie wykształcenie. — Bąknęłam bez namysłu i biczowałam się za tak głupie stwierdzenie! No tak nie spodziewałam się, bo to wspólnik taty, więc wiadomo że także pracuje dla mafii, a im nie potrzebne żadne wykształcenie tylko broń. Ale się ośmieszyłam.

Spojrzałam zażenowana na Jonathana, który tylko się we mnie wpatrywał.

— Przepraszam, to zabrzmiało... — zaczęłam mocno zawstydzona swoim chamskim komentarzem.

— Spokojnie. Rozumiem i nie czuję nic — odparł wschodząc mi w zdanie, ale zrobił przerwę na zastanowienie się — nie uraziło mnie to, spokojnie.

— I tak codziennie wpatrujesz się w monitory?

— Tak. Takie miejsce sobie znalazłem i na to pozwala mi wiedza. Dbam o bezpieczeństwo interesów w sieci. Szpieguję policję i FBI, czy nie prowadzą, jakiś działań przeciwko nam. Doglądam tego co legalne również w obszarze cyberprzestrzeni. Sporadycznie sam prowadzę jakieś działania. W zasadzie to jeszcze jestem nikim w tej sferze. Raczej jestem znany jako syn Henry'ego Hurringtona — odparł, jakoś tak bez mocy, a jakby z przygnębieniem.

Robił za sługusa, niżeli za następcę.

— To w sumie dobrze dla interesów, że jesteś...

Nie wiem, może chciałam brzmieć na wtajemniczoną w te tematy i powiedzieć jakiś tekst, z którego byłabym dumna, ale facet się na mnie popatrzył z jakimś załamaniem.

— Ciężko żyć jako lekarz? Chyba czasem trudno zaplanować czas na przyjemności, kiedy wezwanie może nadejść w każdej chwili.

— Nie jest ciężko — odparłam natychmiast. — Nie poświęcam czasu na przyjemności, bo ich nie mam. W szpitalu powiedziałam, że zarzekam się do pomocy dwadzieścia cztery na dobę. Inni lekarze mają grafik, więc kiedy oni nie chcą przyjść do szpitala to jestem ja, jako rezerwa.

— Jak to? Co to znaczy, że nie poświęcasz czasu na przyjemności? — spytał zdziwiony.

— W wolnym czasie tylko się uczę. Czytam prasę naukową albo zwykłe książki. Nie mam innych zainteresowań, dlatego zadecydowałam, że zamiast siedzieć sama w swoim pokoju, wolę pojechać na dyżur albo do pilnego przypadku.

— A kiedy odpoczywasz? — spytał zszokowany.

— Mam czas, by odpocząć. Aż za dużo. — Zapewniłam go. — Jeśli miałoby się odbyć jakieś przyjęcie to ja po prostu dam znać w szpitalu, że tylko w przypadku zagrożenia życia mogą mnie wezwać. Nie jestem takim rezerwowym lekarzem jako jedyna, ale sama muszę wiedzieć wcześniej o tym, bo mam też zabiegi i standardowe pacjentki, które przyjmuję na wizyty. — Poinformowałam go.

— Rozumiem. Poinformuję cię natychmiast, jeśli będę o czymś wiedział.

— Skąd zainteresowanie komputerami? — Postawiłam na naprzemienną wymianę informacji.

Jonathan uśmiechnął się do talerza, ale szybko spochmurniał.

— Miałem sześć lat, mamie zepsuł się laptop, a ja chciałem jej pomóc. Nie potrafiłem, ale obiecałem jej, że kiedyś będę wiedział o tym wszystko. Dotrzymałem obietnicy — odparł smętnie.

— Przepraszam, jeśli wywołałam u ciebie smutne wspomnienia.

— Nie smutne tylko pełne żalu i nienawiści — odpowiedział chłodno, ale stanowczo urwał swoją wypowiedź, sugerując że to bardzo zły obszar do badań.

— Przykro mi. Rozumiem, że to ciężki temat i nie będę już go poruszać — odparłam spokojnie.

— Dziękuję — odparł stłumiony, ale szybko się rozpogodził. — Skąd chęć zostania lekarzem?

— Chciałam być komuś potrzebna — odparłam smutno i spojrzałam w jego oczy.

Skoro on uchylił smutny rąbek swojego życia, to i ja postanowiłam coś odkryć.

— A wybór specjalizacji? — spytał ostrożnie.

— Nawet nie pamiętam. Wzięło się i zostało — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— I tak cię podziwiam, że potrafisz ratować ludzkie życie.

— Ty za to potrafisz ratować życie komputerów. To też jest wielka wiedza i należyty podziw, bo jest to nasza teraźniejszość i przyszłość — powiedziała serdecznie, na co mężczyzna się uśmiechnął, jakby zawstydzony.

— Natomiast nigdy nie będę ci dorównywać.

Przez następną godzinę opowiadaliśmy sobie tajniki naszych zawodów. Począwszy od umiejętności po jakieś zaskakujące ciekawostki. Bridget zdążyła za ten czas posprzątać po kolacji i pójść do domu, a my wciąż rozmawialiśmy.

Jonathan, opowiadając o tym co robi nie starał się zatajać faktów ani mówić do mnie jak do dziecka, o tym, że czasem musi złamać prawo obowiązujące w cyberprzestrzeni. Jestem lekarzem, nie policjantem i wszczynać alarmu też nie muszę. Nie zamierzam biec na policję i brudzić sobie mojego własnego gniazda. Ja mam własne sumienie i wierzę, że pozostali też je mają. Postępują zgodnie z nim i żyją, tak jak chcą. Nie jestem zobowiązana, by strzec prawa, więc mam to zwyczajnie gdzieś. Ja jestem zobowiązana, by strzec zdrowia.

Ceniłam Jonathana za jego szczerość. Poznanie drugiego człowieka, w każdym aspekcie jest ważne. Najgorsze co może być, to budowanie jakiejkolwiek relacji na tajemnicach i kłamstwie.

Ja nie miałam za wiele do opowiadania o tajnikach mojej pracy. Ja tak w zasadzie uczyłam mężczyznę anatomii człowieka, bo mało o niej wiedział. On z kolei następne co zrobił to próbował nauczyć mnie anatomii komputera, ale szybko wysiadłam. Podobnie, jak on z organami wewnętrznymi człowieka.

Kiedy zmęczenie wzięło górę, rozstaliśmy się w swoich pokojach.

To nie był najgorszy dzień mojego życia, tak jak się tego spodziewałam. Był naprawdę udany wbrew całej sytuacji. Czułam, że mam wsparcie we wdrażaniu się do tej nowej rzeczywistości. Widziałam po Jonathanie, że jemu także jest ciężko, ale i ja chciałam nu dać to wsparcie. Nie rozumiałam tego, że moja intuicja mi podpowiadała, że ten człowiek jest tak samo zagubiony jak ja, co było dla mnie bardzo dziwne, bo raczej spodziewałam się po nim, że on doskonale wie, w jakiej jest sytuacji i czego od niej chce, a ja jestem tylko jako przedmiot, który przyniesie wiele korzyści. Nie wiem, co przyniesie jutro, ale mocno złapałam się tego dobrego samopoczucia, które dopadło mnie dziś, bo chciałam by przeniosło się ono na dalsze dni.

blacK_orchiD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro