「 004 」 Gest uprzejmości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Znowu zniszczyłaś mój miecz! — krzyknął Haganezuka. — Miałaś o niego dbać, przestanę ci go naprawiać! — ciągnął swój wywód uniesionym głosem.

— Trochę się stępił, a krzyczysz, jakbym go w ogóle złamała... — mruknęła Kaya, zakładając ręce na pierś.

— TROCHĘ?! BYŁAŚ W STANIE NIM W OGÓLE COKOLWIEK ŚCIĄĆ?

— Wątpisz w moje umiejętności? — zirytowała się.

— Zniszczyłaś mój miecz!

— Przesadzasz — mruknęła, chwytając w końcu miecz i zabierając go Haganezuce. Wyciągnęła ostrze z pochwy i przyjrzała się fioletowej stali. — Piękny. — Kaya uśmiechnęła się szeroko do kowala i ukłoniła w ramach wdzięczności za naprawienie i naostrzenie broni.

— A czego się spodziewałaś — prychnął i wrócił do pracowni, zatrzaskując za sobą drzwi.

— Milutki jak zawsze — westchnęła, przyczepiając miecz do pasa. — Możemy już iść? — Zwróciła się do Tomioki, który w milczeniu przyglądał się całej sytuacji. Był nieco rozbawiony ich wymianą zdań, ale starał się tego nie pokazywać.

— Tak.

Wydawało się, że dzień ma być słoneczny, może nawet nieco zbyt upalny, lecz Kaya czuła w powietrzu zbliżający się deszcz i burzę. Może nie była tego całkowicie pewna, ale gdzieś wewnętrznie wiedziała, że właśnie tak będzie. Podobne uczucie towarzyszyło jej w chwili, gdy postanowiła otworzyć się przed Giyū i przyznać, że wciąż przeżywa śmierć przyjaciela.

Mając niecałe pięć lat poznała chłopca, który stracił wszystko, co było dla niego ważne. Nie wiedział, co powinien począć, więc udał się z ludźmi, którzy uratowali mu życie. Tak zaczął trening na Zabójcę Demonów.

— Znowu jesteś nieobecna. — Przeszywający wzrok Tomioki przypomniał jej rozmowę, którą odbyli zaledwie kilka dni wcześniej.

— Zaraz złapie nas burza — powiedziała, wracając do rzeczywistości i spoglądając w górę. Ciemne chmury już jakiś czas temu pokryły niebo, a wiatr wzmagał tylko na sile. — Powinniśmy się gdzieś ukryć.

— Zobacz... — Tomioka wskazał przed siebie. — Może gospodarze nas przyjmą — powiedział, wskazując na mały domek, wyłaniający się zza wzniesienia.

Kobieta skinęła głową, zgadzając się na propozycję.

Domek wydawał się niezwykle zadbany, lecz nie można było tego powiedzieć o ogrodzie. Wyglądał, jakby coś w niego wpadło i zniszczyło wszystko na swojej drodze. Podchodząc bliżej zauważyli ślady pazurów na ścianach, a to nie zwiastowało nic dobrego.

Zacisnęli na rękojeściach mieczy dłonie.

Nim dobiegli do gospodarstwa, deszcz rozpadał się na dobre, nie pozostawiając na parze suchej nici.

— Och... — wymsknęło się Kai, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a przed nimi stanął dobrze zbudowany mężczyzna z ostrymi rysami twarzy. Cofnęła się o krok, przygotowując do potencjalnego ataku.

— Nie przyjmujemy przybłęd — warknął i spróbował zatrzasnąć drzwi przed nosem Tomioki, ale ten złapał pewnie za nie.

— Chcielibyśmy przeczekać tylko burze — powiedział opanowany, chociaż Kaya dostrzegała, że ciężko było mu zachować spokój.

— Nie musimy być w domu, możemy przeczekać w stodole — dodała Akiyama, chociaż głos jej drżał z zimna.

— Kochanie... — Zza mężczyzny wyłoniła się ciężarna kobieta. — Pozwól im zostać u nas na noc — poprosiła uprzejmie. — Noc jest dzisiaj bardzo chłodna, a w lesie jest ostatnio niebezpiecznie.

Mężczyzna już nic nie odpowiedział, przesunął się w drzwiach, wpuszczając Giyū i Kaye do środka. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem i usiadł przy chabudai [1] z niezadowoloną miną. Skłonili się, przepraszając za najście i zamknęli za sobą drzwi.

— Wybaczcie mu — powiedziała kobieta, stawiając na stole dwie miski z ciepłym curry. — Ostatnio dochodzi do ataków w naszej okolicy. Dzisiaj, tuż przed wschodem słońca, ktoś próbował wtargnąć do naszego domu. Nim mąż wyszedł już go nie było.

Tomioka i Akiyama wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami.

— Widzieliście, kto próbował to zrobić? — zapytała Kaya, odbierając od kobiety czarkę z gorącą herbatą.

— Nie — powiedział ostro mężczyzna, siedzący obok Kai. — Gdybym tylko go dorwał...

— Kochanie! — upomniała go żona, zajmując ostatnie miejsce. — Zjedzcie spokojnie, naszykuję wam coś do spania, aby ubrania mogły wyschnąć przez noc.

Gdy podziękowali, zajęli się jedzeniem. Pachniało wyśmienicie, a smakowało jeszcze lepiej. Ten gest był niezwykle uprzejmy. Tak przynajmniej myślała Kaya, póki nie spojrzała na niezadowoloną minę gospodarza. Przypominał jej Tengena, któremu odmówiła kiedyś treningu.

Byli bardziej niż pewni, że za atak na domostwo i okoliczne gospodarstwa odpowiada kolejny demon. Ataki, według tego, co opowiedzieli państwo Tanaka, zaczęły się dwa księżyce wcześniej i bywały bardzo brutalne. Do tej pory nie udało im się znaleźć winnego.

— Śpisz? — szepnęła Kaya, wpatrując się w ogień.

— Jak mógłbym zasnąć? — prychnął Tomioka, przekręcając się w kierunku Akiyamy.

Państwo Tanaka pozwoliło im spać w jednym pomieszczeniu, gdy Kaya nieco nakłamała w późniejszej rozmowie, że są młodym małżeństwem, podróżującym do dalszej rodziny.

— Widziałam twoje poranione dłonie — powiedziała cicho, nadal wpatrując się w tańczące płomienie. — Wiesz... Jeśli chcesz... możemy trenować... razem — wydusiła z siebie w końcu, ku własnemu zaskoczeniu.

Tomioka uśmiechnął się na chwilę, wpatrując się w nieruchomą postać przed nim.

— Chętnie. — Myślę, że mogę się od ciebie wiele nauczyć, dodał w myślach.

Sama nie wiedziała, co sądzić o propozycji, która chodziła za nią podczas ostatnich dni. Już przy pierwszym spotkaniu dostrzegła poranione od treningu dłonie. Musiał ćwiczyć więcej niż inni. Było w nim coś, co wydawało jej się tak niezwykle znajome. Nieznośny ból, który już kiedyś widziała.

Smak, który już kiedyś dane było jej skosztować.

— To niezwykle uprzejme z ich strony, że pozwolili nam zostać na noc — powiedziała cicho Kaya. — Powinniśmy zostać również na kolejną.

— Również uważam, że grasuje tutaj demon. — Tomioka westchnął, wypowiadając na głos to, co myśleli oboje. — Nie chcę ich zostawiać bez ochrony.

Tak jak postanowili, tak również zrobili. Wysłali kruki z raportem i informacją o prawdopodobnym zlokalizowaniu demona.

Dzień minął im spokojnie. Kaya udała się wraz z panią Tanaka do pobliskiej wioski na zakupy oraz zaczerpnąć informacji o niedawnych atakach. Z tego, co udało jej się dowiedzieć, ostatniej nocy żadne gospodarstwo nie zostało zaatakowane i nikt nie ucierpiał. Ludzie podejrzewali, że to jakieś ogromne dzikie zwierze, ale nikt go nie widział. Według ich relacji, zwierzę było niezwykle szybkie. Tomioka natomiast pomógł panu Tanace w naprawie dachu i odbudowaniu jednej ze ścian stodoły, która została zniszczona dwie noce wcześniej.

Kaya wzięła głęboki oddech, spoglądając na towarzysza, dźwigającego wielki drewniany słup, który miał na celu wzmocnienie dachu.

— Chodź, powinnyśmy przygotować obiad — powiedziała pani Tanaka, ruszając w stronę domu.

— T-tak.

◌ ◌ ◌

[1] Chabudai to niskie, okrągłe lub prostokątne stoły, które są używane do siedzenia na podłodze, zazwyczaj na matach tatami. Są one charakterystycznym elementem tradycyjnych japońskich wnętrz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro