10. Nie lubię, jak robisz się aż tak romantyczny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Plan studiowania zrodził się w głowie Tetsuo jeszcze zanim to sobie uświadomił. Po prostu jakimś dziwnym trafem zawsze wiedział, że w jego życiu pojawi się ten etap i nigdy nie próbował tego podważać. Traktował to trochę jak wzięcie ślubu – kolejny obowiązek, który mógł albo posłusznie wykonać według woli rodziców, albo wykorzystać dla własnych korzyści.

I tak jak w przypadku małżeństwa, tak tutaj też postawił na swoim.

Uczelnia w Touto prezentowała porównywalny poziom, co ta w Razan, jednak dla Tetsuo miała jeden, niepodważalny atut: wykładający tam profesorowie nie musieli aż tak obawiać się jego rodziców. Co prawda książę wiedział, że ani Katashi, ani Amano nie interweniowaliby w ramach ułatwienia mu życia, ale sam ich tytuł w Razan mógł wpłynąć na traktowanie go. A nawet jeśli by się tak nie stało, nikomu nie mógłby udowodnić prawdy i w przyszłości regularnie mierzyłby się z oskarżeniami o niesprawiedliwe traktowanie.

Co prawda w Touto też nie było idealnie, ale doceniał, jak bardzo Akira zrównywał ich wszystkich do jednego poziomu. Kiedy siedział pośród innych studentów i pochłaniał kolejną dawkę wiedzy, nie był księciem Razan, a jedynie kolejną Omegą pragnącą potwierdzenia swoich umiejętności.

Te trzy lata tutaj naprawdę mu się podobały. Spędził wiele godzin w miejscu, gdzie ludziom rzeczywiście zależało na rozwijaniu siebie. Mógł z nimi dyskutować o filozofii i literaturze, odkrywać nowe sposoby na opanowanie niektórych umiejętności i – przede wszystkim – poznać samego siebie. Nigdy wcześniej nie sądził, że spędzi tak wiele czasu poza rodzimym pałacem, ale pomogło mu to dojrzeć i dostrzec, nad czym tak naprawdę musiał popracować.

Wracając tutaj teraz, miał świadomość, że Tetsuo opuszczający mury uczelni z dowodem swoich umiejętności znacznie różnił się od tego, który przybył tu na jedyny w swoim rodzaju wykład. A jednak czuł, jakby czas się cofnął. Miał okazję przejść przez te same korytarze i wyczuć ten unoszący się tutaj słodki zapach. Uczelnie były prawdziwymi królestwami Omeg i jedynymi tak bezpiecznymi dla nich przestrzeniami.

Wystarczyło okazanie jednego dokumenty, a należąca do Akiry sala była jego. Z uśmiechem powitał tam uginające się od ksiąg, probówek i zebranych ziół półki. Nigdy nie widział się w roli nauczyciela, ale dostrzegał, czemu Królewska Omega tak kochała to miejsce. Tutaj wręcz nie dało się źle czuć.

Zanim zaczęły się zajęcia, ustawił sobie na biurku kilka szklanych buteleczek i do każdej z nich wsypał odpowiednią ilość ziół potrzebnej do mieszanki wzmacniającej zdrowie. Była ona wręcz banalnie prosta do wykonania i wyjątkowo bezpieczna, ale wcale nie potrzebował czegoś niezwykle skomplikowanego. Znał swoje umiejętności, już podczas studiów dostrzegał różnicę między sobą a innymi studentami, ale dopiero niedawno zrozumiał, na czym ona polegała.

Kiedy w sali zaczęli pojawiać się studenci, komentował ich zaskoczenie jedynie subtelnym uśmiechem. Humor trochę psuła mu odbyta ledwo dwie godziny temu rozmowa z Kenshinem, ale starał się to ignorować. Nie mógł pozwolić, by król swoimi dziwnymi poglądami zepsuł mu ten dzień, kiedy zapowiadał się tak cudownie.

– Nie wiem, czy ktokolwiek powiadomił was o tej zmianie, ale dzisiaj wyjątkowo to ja poprowadzę zajęcia zamiast Królewskiej Omegi – powiedział w końcu, gdy większość miejsc została już zajęta. – To jedyna taka sytuacja, zazwyczaj mam zbyt wiele obowiązków, by zajmować się czymś takim, ale mogę podzielić się z wami czymś, co pomoże wam podczas dalszej edukacji.

Przesunął spojrzeniem po twarzach przyglądających się mu studentów. Niektórzy wydawali się zainteresowani, większość jednak raczej żałowała, że marnowała swój czas na pojawienie się tutaj. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że raczej nie nadawał się na nauczyciela, ale ten jeden raz mógł się poświęcić. Przynajmniej w przyszłości będzie miał dobry argument, by nigdy więcej nie decydować się na coś takiego.

– Żeby pokazać wam, o co chodzi, coś wam udowodnię. Zdawaliście już egzamin z magii leczniczej na podstawowym poziomie? Jest tu ktoś, kto wykonał zadania bezbłędnie?

Zgłosiły się dwie osoby. Chłopak o ciemnych, kręconych włosach i szczerym uśmiechu na ustach oraz blondynka ze sceptycyzmem wymalowanym wręcz w jej spojrzeniu. To oczywiste, że wybrał dziewczynę, czując w tym pewne wyzwanie. Kiedy wręczył jej buteleczkę, tłumacząc, jakie miał dla niej zadanie, wydawała się wręcz oburzona jego niskim poziomem. Dopiero kiedy chętnemu do tego wyzwania chłopakowi nakazał dokładnie mierzyć czas, chociaż trochę się tym zainteresowała.

Cierpliwie obserwował, jak wykorzystuje swoje magiczne umiejętności. Wymawiała kolejne zaklęcia, jednocześnie obracając naczynie w dłoniach. Była całkowicie na tym skupiona, a mieszanka powoli stawała się prostym płynem o jasnozielonej barwie. Zajęło jej to niecałe dwie minuty i kiedy określono czas, wydawała się z siebie naprawdę dumna.

Przynajmniej do czasu, kiedy Tetsuo nie zajął się drugą buteleczką i jego czas wyniósł niecałe pół minuty.

– Specjalnie przyjechałem dzisiaj po to, by wyjaśnić wam, czemu potrzebowałem o wiele mniej czasu na to wszystko. Wbrew pozorom, wcale nie chodzi o bycie potomkiem Starożytnych, ale o to, w jaki sposób traktuję magię. Kiedy zajmujecie się czymś wymagającym rzucenia kolejno kilku zaklęć, tak jak tutaj, każde wykonujecie osobno. Mieszacie zioła, ogrzewacie mieszankę, nadajecie jej konkretne właściwości. I robicie sobie w ten sposób krzywdę.

Tym razem spoglądało na niego kilkadziesiąt zainteresowanych wykładem oczu. Zadowolony odłożył drugą buteleczkę i usiadł na biurku, zastanawiając się, jak najprościej streścić kilkanaście dzieł filozoficznych, które pomogły mu to zrozumieć.

– Kiedy jeżdżę do Shiwy, zawsze zaskakuje mnie, jak zimne potrafią tam być letnie noce. W Touto tak bardzo tego nie czuć, ale tam zdarza się rozpalać ogniska, aby ogrzać się podczas najcieplejszej pory roku. Mówię o tym dlatego, że po staroshiwijsku magia to kayenn, a płomień to kayen. Wiem, że praktycznie nie słychać różnicy, ale to też wina mojego razańskiego akcentu. Jednak te słowa są do siebie bardzo podobne, bo w przeszłości w Shiwie na magię patrzono jak na ogień. Im dłużej się on pali, tym cieplej jest w pobliżu. Nie można zgasić go ledwo po kilku sekundach, a później znowu rozpalić i znowu zgasić. Uzyskacie efekt dopiero wtedy, kiedy zostawicie płomień w spokoju. Tak samo musicie traktować magię i znaleźć w sobie ciągłość, żeby znalazła ona w was dobre ujście.

Chociaż nikt nie powiedział tego na głos, w oczach wszystkich czaiło się tylko pytanie o to, jak mieli to zrobić. Nie dziwił im się – gdyby na początku studiów ktoś zdradził mu, że może znacznie zwiększyć swoje umiejętności, też chciałby wiedzieć, jak to zrobić. Być może wtedy zrozumienie własnych umiejętności przychodziłoby mu z większą łatwością.

Ale tego nie dało się tak po prostu zrobić. I kiedy tłumaczył kolejne poglądy, odwołując się do shiwijskich i razańskich filozofów, czuł, że sam jeszcze nie w pełni to rozumiał. Był na drodze do pewnych umiejętności, mógł wiele, ale cel, który sobie wyznaczył, pozostawał tylko jednym z jego odległych marzeń. Być może nawet prędzej mógł zasiąść na tronie Razan, niż zrozumieć wszelkie tajniki magii.

Godzinę później uczelnię opuszczał z poczuciem, że w pewnym sensie nigdy nie przestał być studentem. Wiedział tylko trochę więcej od nich, a każdą wolną chwilę dalej poświęcał na wertowanie ksiąg i szukanie sposobu na perfekcyjne opanowanie swoich umiejętności. Nawet uśmiechy ludzi, których mijał, nie potrafiły odciągnąć go od myśli, jak wiele jeszcze pracy miał przed sobą.

***

Kiedy Tetsuo miał czternaście lat, Amano powiedział mu, że pierwszego zbliżenia z Alfą nigdy się nie zapomina.

Brzmiało to niedorzecznie i naiwnie, jak gdyby ta pierwsza chwila miała w jakikolwiek sposób różnić się od następnych. Nie tylko zaraz uznał to za głupi tekst bez powodu powtarzany kolejnym pokoleniom Omeg, ale też dość szybko wyrzucił go z pamięci. Wolał zająć się pierwszymi staraniami o tron Razan i studiami, które zaprzątały wtedy większość jego myśli. Uczucia, Alfy i małżeństwa wolał odłożyć na później, kiedy – miał nadzieję – te tematy rzeczywiście zaczną go interesować.

Choć już wtedy chyba czuł, że nigdy nie poczuje się prawdziwie chętny do dzielenia z kimś życia.

Jednak niezależnie od pustki w jego sercu, trzy lata później zdecydował się zadbać o swoją przyszłość. Katsurou już od jakiegoś czasu sugerował mu, że mogliby się związać, dodatkowo Kairi coraz śmielej mówił o ich wspólnej przyszłości. Podjął decyzję, robiąc przy tym spore zamieszanie w Razan, ale ostatecznie dopiął swego.

Niedługo po siedemnastych urodzinach zgodził się wieczorem pojechać z Katsurou gdzieś nad jezioro. Spodziewał się, że Alfa znowu spróbuje zasugerować mu małżeństwo i sam planował tym razem może niekoniecznie się zgodzić, ale przynajmniej dać pewną nadzieję. Chciał, by książę wiedział, że jego starania są dostrzegane i jeśli odpowiednio to rozegrają, mogą skończyć jako para. W końcu Katsurou był całkiem sympatyczny, a tron Touto może nie brzmiał tak dobrze jak tron Razan, jednak dalej lepiej niż brak jakiejkolwiek władzy.

Ale nad jeziorem po raz pierwszy zupełnie stracił kontrolę nad sytuacją. Kiedy był już pewny, że woda zatopi mu płuca i odbierze wszystkie marzenia, ramiona Katsurou okazały się wybawieniem. Przylgnął do rozgrzanego ciała Alfy, wdzięczny za jego obecność obok. A później skradł mu pierwszy z tysięcy pocałunków, jakie wtedy ich połączyły.

Wtedy właśnie słowa Amano okazały się prawdziwe.

Chyba żadne z nich nie myślało logicznie. Liczyło się wtedy tylko to, jak bardzo podobały mu się krople wody spływające po skórze Katsurou. Widział go oświetlonego światłem księżyca i czuł, jak serce bije mu stanowczo zbyt szybko, płuca nie potrafią nabrać pełnego wdechu, a wszystko w jego ciele koncentruje się jedynie na tym pragnieniu bliskości.

Pamiętał wiele szczegółów. Ziemia była twarda i porośnięta trawą, a jedną z ich najgłupszych decyzji w milczeniu obserwowały gwiazdy. Żaden z nich nie powiedział nawet jednego słowa – po prostu oboje wiedzieli, że potrzebowali jak najszybciej zrzucić z siebie mokre ubrania i nawet na chwilę nie przestać się całować. Ich przyspieszone oddechy zagłuszały cykanie świerszczy, ale chociaż tak wielka była szansa, że ktokolwiek ich zobaczy, nawet przez chwilę się tym nie martwili.

A kiedy już później dotyk Katsurou nie był motywowany tak silnym pragnieniem i spojrzeli sobie w oczy, gdzieś w oddali usłyszeli hukanie sowy. Wtedy nagle jakby uświadomili sobie całą sytuację, ale obydwoje potrafili skomentować to jedynie śmiechem. Było tak bardzo nieidealnie, ale jednocześnie cudowniej niż kiedykolwiek mogłoby być.

Późniejsze chwile w ramionach Katsurou były przyjemne, ale zacierały się jako mniej istotne. Nigdy nie pozwolili, żeby połączyła ich gorączka Tetsuo, ale to nie miało takiego znaczenia. Wtedy nad jeziorem to też nie była gorączka, a działanie namiętności, na którą tej nocy książę Razan bardzo liczył.

Było już dość późno. W sypialni paliło się kilka świec, jednak większość pokoju skąpana była w ciemności. Tetsuo obserwował widok za oknem, jednak w myślach nie poświęcał nawet chwili temu, co widział. Tak naprawdę równie dobrze mógłby wpatrywać się w pustą ścianę, a nic by się nie zmieniło. Chociaż podjął już decyzję, coraz bardziej zastanawiał się, czy nie popełniał błędu.

To było głupie. Od ich ślubu minął już rok, od pierwszego zbliżenia trzy lata. Już dawno powinien pozwolić na utworzenie więzi – najlepiej zaraz po ślubie – ale zawsze bał się tego kroku. Jeden ślad na szyi mógł całkowicie zniszczyć życie Omedze, która źle wybrała. Na samą myśl o tym cierpieniu przechodził go nieprzyjemny dreszcz, a w swoich wyobrażeniach zmieniał się w kogoś podobnego do Nao – słabego i przez większość czasu nieświadomego swojego otoczenia.

Katsurou był naprawdę bliski ideału i darzył Tetsuo silnym i szczerym uczuciem. Nie mógł wymagać więcej od jakiegokolwiek związku – mało która Omega mogła liczyć na chociaż w połowie tak szczęśliwy związek – a jednak książę Razan dalej się wahał. Póki łączyła ich tylko przysięga, mógł w każdej chwili ją złamać. Choć z pewnością by go to zabolało – zdążył przyzwyczaić się do wsparcia, jakie otrzymywał – potrafiłby to zrobić dla odpowiednich korzyści. W końcu dalej nie zdołał pokochać tego mężczyzny, choć z pewnością zdążyło połączyć ich coś wyjątkowego.

Usłyszał, jak jego mąż wchodzi do sypialni. Wyglądał na zmęczonego, ale na jego ustach błąkał się uśmiech. Zatrzymał się przy drzwiach i przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, jakby w ramach jakieś małej rywalizacji. W końcu jednak Katsurou lekko pokręcił głową.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, zdejmując swój płaszcz i rzucając go niedbale gdzieś obok łóżka. Podszedł do Tetsuo i lekko go pocałował. – Jesteś pewien, że to twoja decyzja?

Książę za uśmiechem zdołał ukryć, jak ścisnęło go w gardle. Nie był pewien, to oczywiste, ale jednocześnie tak bardzo już chciał się nad tym nie zastanawiać. Miał ogromną nadzieję, że ślad, który pozostanie na jego skórze, będzie przynosił mu ulgę w mierzeniu się z kolejnymi problemami.

– Nie proponowałbym ci tego – odparł, opierając dłonie o klatkę piersiową mężczyzny. Lekko przechylił głową, przez chwilę przyglądając mu się w milczeniu. – Skoro tak mnie o to pytasz, to może ty nie chcesz?

– To dla mnie ogromny zaszczyt. Cieszę się, że mogę być przy tobie i cię wspierać, ale jeśli sam chcesz być moją Omegą już przez resztę życia, nie mogę marzyć o niczym innym.

Tetsuo lekko zagryzł wargę i zaśmiał się cicho. Miał wrażenie, jakby stres powoli zaczynał z niego schodzić, ustępując na rzecz pewności, której mu brakowało. W końcu i tak nie wyobrażał sobie, że mógłby być Omegą jakiejś innej Alfy.

– Nie lubię, jak robisz się aż tak romantyczny – odparł jedynie, a Katsurou złapał jego dłoń i dość nagłym ruchem przyciągnął go do siebie bliżej.

– Zamiast tego mogę ci powiedzieć, że przez cały dzień czekam tylko na to, by w końcu to z ciebie zdjąć.

Kolejny pocałunek zaczął rozbudzać w nim to pragnienie. Skupił się na bliskości Alfy, na dobrze znanym mu zapachu i pewności, że jest całkowicie bezpieczny. Pozwolił poprowadzić się do łóżka i usiadł na kolanach swojego małżonka, nie myśląc już o niczym. Kiedy usta Katsurou znalazły się na jego szyi, zaczął szczerze pragnąć tej więzi.

Nie od razu zorientował się, co się stało. Najpierw do jego uszu dotarł dziwny dźwięk szurania, jednak zbyt skupiony na odczuwanej już wtedy przyjemności, nawet nie otworzył oczu. Zrobił to chwilę później, kiedy coś mocno szarpnęło go za ramię i wyrwało z ramion ukochanego.

Uchylił powieki i jego spojrzenie od razu uchwyciło kilka postaci zakrytych ciemnymi kapturami. Ktoś złapał go za ręce, ale nie mógł się na tym skupić – nie potrafił wziąć kolejnego wdechu. Z paniką zdołał uchwycić jeszcze przerażone spojrzenie Katsurou, nim wbrew własnej woli ogarnęło go nieopisane zmęczenie. A później wpadł w ramiona ciemności i wszystko straciło sens.


Publikuję to, siedząc nad morzem i starając się całkowicie nie usmażyć na plaży. To ostatnie średnio mi wychodzi i nie wiem, co boli mnie najbardziej, ale kremy nawet z najlepszym filtrem nie chronią mojej skóry. Przynajmniej jestem w stanie dalej publikować rozdział, który mam nadzieję, że się wam spodobał. I że was zaskoczył, bo oto tym atakiem na sypialnię zaczynamy "właściwą akcję". Nie chcę tak tego nazywać, bo starania Tetsuo o koronę i jego skomplikowane relacje to też są ważne części tej historii, ale właśnie te zakapturzone postacie to pierwszy motyw, przez który zdecydowałam się napisać coś więcej o dzieciach Katashiego i Amano. Dlatego bardzo liczę, że teraz ta historia jeszcze bardziej się wam spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro