12. Zawsze jak są razem, wyglądają tak niebezpiecznie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa miecze, których ostrza skierowano przeciwko sobie. Metal, który uderzył o siebie na znak prowadzonej walki. Ozdobne rękojeści, które połączono ze sobą łańcuszkiem. Być może były to delikatne perły, a może zwykły sznur. Między ostrzami usadowiony księżyc, w połowie niewidoczny dla ludzkich oczu, w połowie oświetlający wszystko swoim blaskiem.

Tatsuo westchnął cicho, po raz kolejny przesuwając spojrzeniem po kopii rysunku, jaki zapamiętał Katsurou. To był ich jedyny ślad, który mógł zaprowadzić ich do Tetsuo, ale tak bardzo nie miał sensu. Rysunek nie przedstawiał niczego o konkretnym znaczeniu, a symbole zupełnie nie pasowały do siebie. Nigdy nie spotkał się z takim połączeniem i był wręcz pewien, że w żadnej księdze tego nie znajdą.

Od dobrej godziny przekładał kolejne egzemplarze w pałacowej bibliotece i szukał w nich czegokolwiek, co pasowałoby do rysunku. W tym czasie Amano zrobił kilkanaście kopii symbolu zapamiętanego przez Katsurou, a Katashi razem z Ayamim wysłali odpowiednie wiadomości do uczonych znajdujących się w kilku innych dość sporych razańskich bibliotekach. Z każdą chwilą coraz więcej osób angażowało się w zaginięcie księcia, choć jednocześnie nikogo nie informowano, czemu ten rysunek był tak ważny.

Tatsuo naprawdę się martwił. Miał wrażenie, że rysunek jest błędy i pamięć Katsurou zawodzi, ale jednocześnie bał się powiedzieć to głośno. Bez tego jednego symbolu zostaliby z niczym, teraz przynajmniej mieli jakiś ślad. Szukali czegoś konkretnego i musiało im to starczyć przynajmniej do momentu, gdy dowiedzą się czegoś o substancji z sypialni Tetsuo.

To wszystko brzmiało jak koszmar. Książę i następca tronu został tak po prostu porwany ze swojej własnej sypialni i to w momencie, gdy zaraz obok niego znajdował się jego małżonek. I to nie byle jaka Alfa, ale ktoś znany ze swojej siły i waleczności. A jednak to wszystko nie miało znaczenia dla kilku zakapturzonych postaci, które tak łatwo zabrały go stamtąd, a następnie...

Tatsuo z hukiem zamknął kolejną księgę. Nie chciał myśleć o tym, co działo się następnie. Istniało zbyt wiele różnych możliwości, zbyt wiele krzywd, jakich mógł doświadczyć jego brat. Był Omegą, a to sprawiało, że dla niektórych stanowił zbyt kuszący cel. Powinien mieć lepszą ochronę, ale wystarczyło kilka jego uśmiechów, by wszyscy wierzyli, że Tetsuo w każdej sytuacji może sobie poradzić.

A to przecież oczywiste, że nie mógł. Nie miał odpowiedniej siły czy odwagi. Nie mógł tak po prostu zmusić ludzi, by respektowali jego pozycję. Kiedy pojawiały się problemy, okazywał się Omegą taką, jak inne – gotową schować się i pozwolić, by ktoś inny go bronił. Tak wyglądał świat i Tatsuo doskonale to wiedział. W końcu wystarczająco wiele razy używał przy bracie Głosu Alfy, by wręcz doskonale znać jego reakcję na niebezpieczeństwo – ostatecznie Tetsuo i tak odwracał spojrzenie i kulił się, nagle tracąc na pewności siebie. Zadaniem Katsurou było bronić go przed takimi sytuacjami, a skoro nie potrafił tego zrobić, powinien ponieść konsekwencje.

Tatsuo odłożył księgę na półkę i zawahał się przed wzięciem kolejnej do rąk. Nie tylko dlatego, że odnosił wrażenie zupełnego braku sensu w tym działaniu, ale też przez to, że był już zbyt zirytowany całą tą sytuacją. Potrzebował chociaż przez chwilę ochłonąć, zanim sam postanowi zadziałać coś w sprawie przebywającej teraz w pałacu Alfy. W końcu Kazuki by mu tego nie wybaczył i chociaż jego małżonek zazwyczaj był bardzo ugodowy, po czymś takim nie mógłby oczekiwać, że dalej będą tworzyć tak dobrą parę. Jeśli nie chciał go stracić, musiał poczekać, aż to jego rodzice podejmą odpowiednią decyzję.

Ci zaś widocznie nie podzielali opinii Tatsuo. Nie tylko pozwolili Katsurou zostać w Razan, chociaż za sam przyjazd powinien zostać skazany, ale nawet kazano mu odpocząć i do rana nie angażować się w poszukiwania. A to przecież on przede wszystkim powinien chcieć odnaleźć Tetsuo. W końcu podobno darzył go tak wielką miłością, więc jak mógł tak po prostu odpoczywać?

Było w tym coś rozczarowującego. W braku jakichkolwiek śladów, w całej tej bezradności, w tym dookoła panującym spokoju, a nawet w decyzjach pary królewskiej. Kiedy Tatsuo o tym myślał, czuł, że postąpiłby zupełnie inaczej. I nie był pewien, czy właśnie dostrzegał swój brak gotowości na kryzysowe sytuacje, czy to jego rodzice już nie potrafili działać logicznie.

Odsunął się od regału i z lekką irytacją przeszedł przez znany mu labirynt półek. W przeszłości bardzo lubił to miejsce, chociaż to Tetsuo spędzał o wiele więcej czasu w bibliotece. Jego brat regularnie przesiadywał tutaj przez większość dnia i nie raz nawet zasypiał w sporym fotelu, w bardzo niewygodnej pozycji i z książką na kolanach. W takich chwilach wydawał się naprawdę delikatny, jakby nie czaił się w nim mały potwór zdolny przekonać każdego do tego, na co miał ochotę.

Zatrzymał się dopiero, widząc swoich rodziców rozmawiających ze sobą. W ciągu jednej nocy przybyło im przynajmniej po kilka lat albo dopiero teraz widział po nich, że naprawdę nie byli już tak młodzi. Zawsze dostrzegał to tylko w ich oczach, które wydawały się należeć do mędrców o nieskończonej wiedzy, ale tym razem ich zmartwione twarze mówiły coś zupełnie innego. Stracili dziecko, które kochali i byli praktycznie bezsilni wobec tej sytuacji. To z pewnością musiało być dla nich jeszcze trudniejsze.

– Jeśli ktokolwiek się zorientował... – usłyszał przepełniony dziwną obawą głos swojego ojca. – Chciałbym, żeby to nie miało nic z tym wspólnego, naprawdę. Ale mam wrażenie, że wszystko się do tego sprowadza.

– Od kiedy z taką łatwością akceptujesz najgorszy scenariusz? – spytał w odpowiedzi Amano. – Dopóki nie pojawi się jakiś znaczący ślad, nie powinniśmy myśleć w ten sposób. Może to wszystko jest prostsze, niż nam się wydaje?

– Zrobiłem mu tym krzywdę. Wiedziałem, że to kiedyś się na nas zemści, nawet z nim o tym rozmawiałem, ale nie sądziłem, że dojdzie do czegoś takiego. Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą, nawet nie chcę rozważać, jak mogą to wykorzystać.

– A co ci mówi intuicja?

Przez chwilę jego ojciec się wahał. Tatsuo pozostał przy jednej półce, w miejscu, gdzie jego rodzice go nie widzieli, ale mógł stamtąd obserwować, jak przynajmniej część zmartwienia odpływa z twarzy Katashiego. Mężczyzna wyprostował się i złapał za rękę swoją Omegę. Odrobinę nerwowa atmosfera, jaka zbudowała się wokół nich, zaczęła opadać.

– Tetsuo żyje – powiedział w końcu król z charakterystyczną dla niego pewnością. – Żyje i nie dzieje mu się żadna krzywda. Ale i tak musimy go odnaleźć. Ktokolwiek zdecydował się na taki ruch, będzie tego bardzo żałował.

***

– Jak się czujesz?

Pytanie opuściło usta Kazukiego jeszcze zanim dokładnie je przemyślał. Wydawało się takie naturalne – w końcu miał do czynienia ze swoim cierpiącym bratem. Chciał wiedzieć, z jakimi emocjami się zmagał i, co za tym szło, czy mógł mu jakoś pomóc. Ale przecież to jednocześnie było aż zbyt oczywiste, bo Katsuro po prostu nie mógł czuć się dobrze po stracie Omegi, na której tak bardzo mu zależało. I pewnie nie dało się nic zrobić poza samym odnalezieniem zaginionego, a to nie było tak proste zadanie.

Jednak pytanie już zabrzmiało między nimi i nie mógł zamienić go na jakieś bardziej właściwe. Na szczęście – o czym Kazuki na chwilę zapomniał – Katsurou nie zwracał takiej uwagi na wagę wypowiadanych przy nim słów. Dlatego jedynie lekko wzruszył ramionami, w taki sposób, jakby jednocześnie na barkach utrzymywał ogromny ciężar. Jednocześnie zmęczenie na jego twarzy łączyło się z wymalowanym w oczach cierpieniem, sprawiając, że Katsurou pierwszy raz w życiu wyglądał na naprawdę nieszczęśliwego. Nigdy taki nie był – uśmiechał się i szukał pozytywów nawet w nieprzyjemnych sytuacjach. A teraz nie potrafił okazać nawet małej iskierki entuzjazmu, który zawsze mu towarzyszył.

Zastąpił ją niemożliwy do opisania w słowach ból bijący od niego w każdym, nawet najmniejszym geście.

– Powinieneś odpocząć, a wtedy...

– Tetsuo nie znajdzie się, gdy ja będę spał. – Katsurou w końcu się odezwał, głośno i stanowczo. Chyba nawet włożył w to o wiele więcej siły, niż planował, bo zaraz lekko pokręcił głową jakby ze zrezygnowaniem. – Wybacz, nie chciałem się na tobie wyżywać. Wiem, że się martwisz i chcesz jakoś pomóc. Po prostu sam już nie wiem, co robić...

Kazuki skinął głową ze zrozumieniem, choć nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Ostatnie kilka lat spędził w Razan, ucząc się, by nie wypowiadać od razu tego, co przychodziło mu do głowy. Pierwsze myśli często były bezsensowne i pełne emocji. Starał się najpierw przemyśleć każde zdanie, co czasami dalej przychodziło mu z trudem, ale coraz częściej odnosił efekty w postaci poczucia, że powiedział coś, co naprawdę brzmiało dobrze.

– Kiedy ty będziesz odpoczywał, inni zajmą się poszukiwaniami. Tetsuo może cię później potrzebować, ale musisz być w pełni sił, żeby mu pomóc – powiedział w końcu.

W myślach przyznał sobie punkty za tak dobry argument. Brzmiał rozsądnie i logicznie, co potwierdziła reakcja jego brata. A raczej brak, bo Katsurou widocznie odpuścił sobie dalsze sprzeczanie się o to. Zresztą i tak nie mógł nic zrobić, bo odpoczynek był rozkazem od Amano. Następca tronu Touto i tak wiele ryzykował, pojawiając się tutaj. Sprzeciw wobec jakiekolwiek polecenia nie miał nawet racji bytu w jego sytuacji, z czego musiał zdawać sobie sprawę.

Przez chwilę po prostu szli w ciszy, kierując się ku przygotowanej już do odpoczynku komnacie. Kazuki nie myślał ani o nocnym widoku za oknami, ani o obrazach widocznych w świetle płomieni świec, ani też o swoim własnym zmęczeniu. Myślał o Tetsuo, najsprytniejszej i najinteligentniejszej Omedze, jaką poznał. Na świecie było wiele takich, które ładnymi uśmiechami i wyjątkowymi umiejętnościami potrafiły zachwycić sobą tłumy. Ale tylko książę Razan potrafił przekonać do siebie praktycznie każdego i stawiać sobie tak ambitne cele, które spełniał, jakby właśnie do tego został stworzony.

Aby rządzić i wygrywać.

A teraz właśnie ta Omega została tak po prostu porwana. Zaatakowana przez jakichś zakapturzonych ludzi, wyciągnięta siłą z bezpiecznego pałacu – i to dosłownie wyrwana z ramion ukochanego – a następnie zabrana do jakiegoś pewnie strasznego miejsca w niewiadomym celu. To wszystko wydawało się aż zbyt nierealne.

Kiedy Katsurou się zatrzymał, Kazuki nie od razu zrozumiał dlaczego. Już otworzył usta, aby przypomnieć bratu, że miał odpoczywać i żadna wymówka tego nie zmieni, ale wtedy dostrzegł jego spojrzenie skierowane na ścianę po ich prawej stronie. Zerknął tam i cicho westchnął. Na chwilę zapomniał, że następca tronu Touto po raz pierwszy przebywał w razańskim pałacu i taki widok mógł ho zaskakiwać.

Na ścianie wisiał obraz, w pewnym sensie podobny do wielu innych. W słabym świetle świecy jego szczegóły nie były nawet widoczne, a jednak nadal przykuwał uwagę sprawiając, że za pierwszym razem nikt nie potrafił minąć go obojętnie. A i później ciężko było zupełnie zignorować te dwie sylwetki, jakie się tam znajdowały. W końcu portrety członków rodziny królewskiej zawsze wyglądały w pewien określony sposób, który pozwalał każdemu zaprezentować swoją dumę i wyższość. Pewne siebie spojrzenie, bogate szaty, symbol władzy. Każdy chciał nawet po śmierci kojarzyć się z tym wszystkim.

Tatsuo i Tetsuo nie zapomnieli o tym wszystkim. Ani o dumie i wyższości, ani o bogatych szatach, ani o symbolach władzy. A jednak ich spojrzenia nie były po prostu pełne pewności siebie. W tym chłodnym błękicie czaiło się ostrzeżenie, przez które właśnie każdy zwracał uwagę na ten obraz. Najpierw wzrok przykuwało niebezpieczeństwo reprezentowane przez na pozór spokojnych książąt. Dopiero później dało się dostrzec czerwone stroje ze złotymi ozdobami, identyczne płaszcze i trzymane swobodnie miecze skierowane ku ziemi. Każdy z nich jedną dłonią ściskał rękojeść, jakby gotowy z łatwością odeprzeć każdy ewentualny atak.

– To jest ich najlepszy portret tutaj – wspomniał cicho Kazuki, kiedy udało mu się oderwać spojrzenie od pełnych determinacji oczu Tatsuo, teraz trochę skrytych w półmroku. – Zawsze jak są razem, wyglądają tak niebezpiecznie.

– Dlatego Tetsuo tak bardzo mi się podoba. Nigdy nie spotkałem Omegi, która byłaby wyjątkowa i wzbudzała takie uczucia. – Katsuroi cicho westchnął. Na chwilę na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, ale zaraz zniknął. – Jest tak wspaniały, a ja mimo wszystkich obietnic, nie potrafiłem go ochronić, chociaż tylko tego ode mnie oczekiwał.

– Na pewno zrobiłeś wszystko, co mogłeś – odparł od razu Kazuki, nawet się nad tym nie zastanawiając. Dotknął ramienia brata i od razu wyczuł, jak bardzo musiał być spięty i zestresowany całą tą sytuacją. – Nie mogłeś temu zapobiec. Ale Tetsuo też jest silny, silniejszy niż jakakolwiek inna Omega, nie da się tak po prostu skrzywdzić. Będzie walczył i szukał sposobu, by dać ci sygnał, żebyś mógł go uratować.

Na chwilę znowu zapadła między nimi cisza. Stali na korytarzu, badani czujnym spojrzeniem dwóch książąt przedstawionych na obrazie.

– Nie wiem, czy bardziej boję się tego, że ktoś gotowy był coś mu zrobić, czy tego, że Tetsuo to zaplanował. W końcu zna się na magii jak nikt inny, a zupełnie niczego nie zauważył. Jeśli to jakiś jego plan, żeby móc odejść? Może uznał, że nie jestem dla niego wystarczający, że nie zdołałem sprawić, że mnie pokochał, więc...

– Przestań. – Kazuki skrzyżował ramiona, chociaż delikatny dreszcz przeszedł mu po plecach na myśl, że to mogło być zaplanowane przez księcia. – Tetsuo nie mógł celowo tego zrobić. Zależało mu na tobie i jeśli kiedykolwiek zrobiłeś coś złego, to teraz, wątpiąc w jego uczucia. To pewnie przez to, że jesteś zbyt zmęczony i wszystko ci się miesza. Musisz odpocząć.

Katsurou nie protestował, kiedy Kazuki dotarł z nim do odpowiedniej komnaty i podał mu przyniesioną przez służącą filiżankę z herbatą o delikatnych właściwościach nasennych. Nic groźnego, zwłaszcza dla silnej Alfy, a jednak wystarczyło kilka minut, by jego brat oddał się marzeniom sennym.

W tym czasie młodszy książę Touto zdążył złożyć krótką, niewiele znaczącą modlitwę. Nie był kimś wyjątkowym i jego słowa nie miały znaczenia dla Starożytnych, ale i tak pozwolił sobie wyszeptać cicho dwie prośby dotyczące spraw, o których bardzo mu zależało.

Pierwsza prośba była bardzo prosta: chciał, żeby tej nocy sen Katsurou był spokojny i przyjemny. Aby przynajmniej jego wyobraźnia podsunęła mu szczęśliwe chwile z jego Omegą, po których obudzi się pełny sił do działania i szukania Tetsuo.

Druga prośba zakładała, żeby rzeczywiście to nie było celowe odejście. Nie chciał krzywdy zaginionego księcia, ale jeszcze bardziej nie chciał cierpienia swojego brata. I chociaż bardzo szanował Tetsuo za wszystkie jego zalety, dostrzegał jego podejście do życia. To była Omega gotowa poświęcić naprawdę wiele dla swoich własnych celów, nawet tak dobre małżeństwo. Dlatego wizja księcia porzucającego swoje dotychczasowe życia z powodu niezadowolenia ze związku wydawała się całkiem realna. Tylko czy rzeczywiście Tetsuo gotowy był porzucić królestwo, w którym miał już zapewnioną władzę oraz drugie, o które od tak wielu lat walczył?

Gdyby ostatecznie dzięki temu zdobyłby Razan, mógłby to zrobić – zauważył w myślach Kazuki i to zabolało go najbardziej.


Wow, to już dwanaście rozdziałów. Ostatnio mam naprawdę niewiele czasu na pisanie i obawiam się, że w najbliższym czasie będzie tylko gorzej, ale ten udało mi się jeszcze na spokojnie napisać, a i następny powinien raczej powstać bez problemu.

Macie jakieś teorie, co mogło się tu stać? Początkowo planowałam dużo szybciej zdradzić pewne informacje, ale później olśniło mnie, że opisanie najpierw perspektywy tych, którzy szukają Tetsuo, wyjdzie lepiej. Mam nadzieję, że wzbudziłam w was zaciekawienie losem razańskiego księcia. Odszedł z własnej woli czy może został do tego zmuszony? Wróci? Nie wróci? Może intuicja Katashiego po latach się myli i tak naprawdę jest już martwy?

Mam nadzieję, że chociaż rozdział trochę przejściowy, dalej się wam podoba. W następnym małe ścięcie Tatsuo i Katsurou, w końcu ta dwójka razem w jednym pałacu tworzy niebezpieczną atmosferę. A przy tym ich konflikt jest zbyt mało oczywisty, żeby jak Katashi i Kenshin kiedyś po prostu pojechali do lasu i się pobili. Ale co zrobią? To już w następnym, wrześniowym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro