20. Zwyciężasz, jeśli po jednej walce nie musisz podejmować następnej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ostatnie tygodnie Tetsuo regularnie wyobrażał sobie swój powrót do wcześniejszego życia.

Gdy zamykał oczy, widział siebie schodzącego z pokładu statku w razańskim porcie. Statek by zacumował, sprawdzonoby, czy zejście na pewno nie wiąże się z ryzykiem, a później w końcu stanąłby na swojej ziemi. Na dole czekałaby już na niego rodzina, w końcu tak długo nieobecność musiała zwrócić ich uwagę.

Stanąłby przed nimi – cały i zdrowy – a później wcieliłby się w rolę idealnego księcia, którą przez ostatnie miesiące przynajmniej częściowo mógł odrzucić. Przywołałby na ustach subtelny, nieśmiały uśmiech, odpowiedni dla Omegi o tak wysokim tytule, a później z pełnym szacunkiem pokłoniłby się przed rodzicami, zapewniając ich o swojej tęsknocie. Z pewnością powinien też zdecydować się na niezbyt wylewne przeprosiny, kilka słów o tym, że nie planował zawieść ich zaufania oraz sprawić im kłopotu swoim zniknięciem. A na koniec wypadało dodać, że poradził sobie z problemem w postaci wyspy, wiele się nauczył i wrócił, by kontynuować starania o zostanie pierwszym w kolejce do tronu.

Czasami rozważał, czy przedstawienie nie powinno być zabarwione większą ilością emocji. Z jednej strony jako Omega miał do nich pełne prawo, z drugiej jednak to mogłoby sugerować słabość, a tego absolutnie nie mógł ukazywać. Powinien skupić się na sile, z odpowiednim spokojem przywitać się z bratem, a na koniec być może dodać odrobinę dramatyzmu, pytając o Katsurou. Przy odpowiedniej ilości szczęścia może zapewniłby swojemu małżonkowi swobodny wyjazd na teren Razan.

Potrzebował tego udawania, żeby wszyscy dookoła na pewno zrozumieli, jak wybitna jednostka wróciła do królestwa, jednak w jakimś małym stopniu chciał czegoś zupełnie innego. Gdyby nie był księciem i następcą tronu, mógłby bez wahania przytulić się do Amano i powiedzieć mu, że te miesiące były dla niego naprawdę trudne. Że czasami tracił nadzieję i nie zawsze wiedział, co ma robić, ale jednocześnie nie mógł tego okazać. Że tęsknił za domem, tak naprawdę, a przez to zaczął podejmować decyzje, których konsekwencji się obawiał.

O tym, jak miał porozmawiać z Katsurou dalej nie wiedział. Nie zależało mu na samym związku, jednak nie potrzebował teraz afery związanej z rozstaniem. Przyzwyczaił się do wsparcia mężczyzny i chciał skorzystać z tej możliwości, aby trochę ukoić zmysły po tak męczących miesiącach. Tamtego dnia przed porwaniem gotów był związać się z nim już na zawsze i chociaż teraz widział wady tego pomysłu, nie chciał od razu kończyć wszystkiego.

Nie miał jednak pojęcia, czy da radę ukrywać zdradę, jakiej się tutaj dopuścił.

Wszystkie powitania, działania po powrocie i ważne rozmowy mogły jeszcze zaczekać. Najpierw musiał się stąd wydostać, a do tego miał tylko jedną okazję. Musiał w pełni zaufać swoim umiejętnościom i udowodnić wszystkim, że był tutaj kimś niemożliwymdo pokonania. Ludzie byli po jego stronie, wiedział o tym, ale świat wymagał od niego przedstawienia, a on gotów był dzisiaj w nim zagrać.

Przez ostatnie miesiące wielka aula była zamknięta przed ciekawskimi oczami. Dopiero dzisiaj rano, gdy większość zjadła już śniadanie, Yuuto osobiście przekręcił klucz w ogromnych drzwiach i pozbył się ochronnych zaklęć, które nałożył rok wcześniej. A przynajmniej tak twierdziła Megumi, bo ani Ryuu, ani Tetsuo nie zamierzali stać się częścią tego tłumu, który takie wydarzenia traktował jak niezwykłą rozrywkę.

Teraz jednak, na kilka godzin przed zachodem słońca, zdecydował się wejść do środka i zobaczyć, w jakim miejscu miał dać popis swoim umiejętnościom. Według relacji zdanych mu przez dziewczynę to miejsce onieśmielało i sprawiało, że każdy człowiek czuł się nagle mały i niewiele znaczący. Podobno energia zupełnie przytłaczała, a presja była tak silna, że niektórzy nie potrafili wydobyć z siebie nawet odrobiny magii, którą normalnie dysponowali.

Brzmiało to wyjątkowo, jednak kiedy Tetsuo przekroczył drzwi o zaskakująco skromnym zdobieniu, poczuł się prawdziwie zawiedziony.

Sala była całkiem spora, a znajdujące się w niej kolumny naturalnie dzieliły ją na trzy wąskie, ale długie części. Widniały na nich napisy w starożytnych językach i książę od razu rozpoznał kilka starych cytatów, które napotykał w niektórych księgach. Same kolumny ciągnęły się ku górze, aż do sufitu pełnego małych punkcików, z których część połączono niezrozumiałymi dla niego liniami.

W środku stało kilkadziesiąt stołów, a na każdym z nich ustawiono już skrzynkę z ziołami i puste buteleczki. Na ten widok aż z sentymentem przypomniał sobie o egzaminach na uczelni w Touto, kiedy w podobny sposób sprawdzano jego magię. Wtedy jednak stawka była niższa, a jego organizm nie domagał się przynajmniej chwili bez żadnego powodu do stresu.

To miejsce jednak nie powodowało aż takiej presji, jak wynikało to z opowieści dziewczyny. Było całkowicie normalne, o podobnej atmosferze do reszty tej wyspy. Chociaż rozumiał, że dla Megumi mogło to być coś wyjątkowego, miał ochotę wrócić do niej i powiedzieć jej, że w niektórych miejscach w swoim pałacu czuł większą presję niż tutaj.

Skrzyżował ramiona i zatrzymał się przy jednej kolumnie. Zerknął na napis, by z łatwością go odczytać:

Zwyciężasz, jeśli po jednej walce nie musisz podejmować następnej.

– Wybrałeś sobie już stanowisko? – Usłyszał głos za sobą.

Odwrócił się trochę szybciej, niż zamierzał. Yuuto jednak stanął w wystarczającej odległości od niego, w miejscu, w którym ich rozmowa mogła wyglądać całkiem normalnie. Miał na sobie odpowiednią szatę, a w kieszeni trzymał księgę z dobrze znanym Tetsuo rysunkiem.

– To wydaje się dobre. W końcu jestem szlachetnie urodzonym Razańczykiem, wszystkie mądrości na temat zwycięstwa do mnie pasują – odparł, starając się, by jego głos nie sugerował absolutnie niczego.

– Raczej zbyt wiele ich tutaj nie ma. Podobno pragnienie zwycięstwa zamiast rozwoju prowadzi do nieuniknionej porażki. Ale to pewnie nie dotyczy tych o królewskim pochodzeniu, prawda?

– Z przykrością stwierdzam, że pochodzę z rodu urodzonych zwycięzców.

– Nie powinieneś kłamać. Tobie nigdy nie jest przykro. – Yuuto podszedł do niego bliżej. – To tylko twoja cecha, czy coś charakterystycznego dla twojej rodziny?

– Możliwe, że nas wszystkich. Od Akaia aż do mnie. Ale wiesz co? – Tetsuo uniósł nieco podbródek, aby nie dać po sobie poznać, że w obecności mężczyzny dalej brakowało mu pewności siebie. – Łączy nas coś jeszcze. Wszyscy wyznajemy podobną filozofię, a robienie sobie z nas wrogów nigdy nie jest dobrym pomysłem. Mam nadzieję, że to zapamiętasz.

Yuuto wcale się nie odsunął. Spojrzał mu w oczy i tym razem nie odwrócił spojrzenia.

– Ty też musisz coś zapamiętać. Tutaj rządzi mój ród, równie stary i silny jak twój. A dopóki choć jeden z nas żyje, musisz dostosować się do narzuconych tu zasad. To ja mam tutaj ostatnie zdanie, a twoje puste słowa nie mają znaczenia.

Po chwili po prostu się odsunął. Dopiero wtedy Tetsuo zorientował się, że wstrzymywał powietrze w płucach i nieświadomie pozwolił sobie ukazać ukrywany dotąd strach. I właśnie przez to Yuuto mógł tak łatwo go zdominować. Nie mógł ponownie dopuścić do tej sytuacji.

Powoli wypuścił powietrze i dotknął kolumny, starając się w pełni skupić na jej chropowatej powierzchni pod palcami. Zamknął oczy i po kilku sekundach w pełni uspokoił zmysły.

Spojrzał znowu na kolumnę i przesunął spojrzenie po napisie. A później samoistnie jego myśli wróciły do słów, jakie wypowiedział mężczyzna. Silny ród. Władza. Zwycięstwo. Wyspa miała znaczenie, dopóki rządzili nią ci znający jej tajemnice. Ród, który potrzebował kolejnego potomka. Co oznaczało...

Herite. To słowo zupełnie nagle wybrzmiało w jego głowie, łącząc elementy, które do tej pory mu nie pasowały. Teraz już wiedział, co musiał zrobić, by wydostać się z wyspy.

Zerknął na swoją dłoń i znajdujący się na palcu pierścionek zaręczony. Wiele by oddał, żeby znowu być tą Omegą, co w momencie, gdy go otrzymał. Jednak teraz mierzył się z dużo większymi problemami i jeśli chciał do tego wrócić, musiał podjąć kolejną trudną decyzję.

A kiedy pomyślał, że jest gotów to zrobić, nagle zrozumiał, jak bardzo przytłaczającym miejscem była ta sala. Już nie chciał tu być nawet minuty dużej. Nie teraz, nie dzisiaj, a najlepiej nigdy.

Miał nadzieję, że już za niedługo nie będzie musiał obawiać się tu wchodzić.

***

– Tetsuo, nie jestem pewien, czy powinniśmy...

Książę zatrzymał się i cicho westchnął. Uwielbiał Megumi i po tych wszystkich miesiącach czuł, że dziewczyna była mu naprawdę bliska. Być może nawet mógł nazwać ją przyjaciółką i to jedyną, jaką miał.

Jednak naprawdę irytowało go to, że wypowiadała na głos wszystkie te myśli, które on sam próbował stłumić, aby nie zwątpić w swoje zamiary. Miał wiele wątpliwość i tylko z zewnątrz udawał, że był przekonany o słuszności swojego pomysłu. Ale absolutnie nie mógł pokazać jej, że także się wahał.

Był księciem gotowym zrobić to, na co nikt inny nie miał odwagi.

– Możesz zrezygnować – powiedział cicho, dbając o to, by w jego głosie nie wybrzmiało zdenerwowanie, jakie zaczynał odczuwać. Nie chciał, by dziewczyna opacznie go zrozumiała. – Rozumiem, jeśli się boisz. Ale wiesz, że sam mogę nie dać rady. Moje płuca sobie nie radzą, jeśli stracę przytomność...

Był okrutny. Wiedział, że to podchodziło już pod szantaż emocjonalny i wcale nie chciał go stosować. Jednak to była wyjątkowa sytuacja. Sam nie mógł sobie poradzić, chociaż wolałby rozwiązać to wszystko bez świadków. Szkodziło mu zaskakująco wiele rzeczy i wchodził w to ten rodzaj magii, które planował użyć. Mógł spróbować zająć się tym inaczej, jednak szedł walczyć z wrogiem, o którym wiedział zbyt mało, żeby ryzykować.

Dlatego wolał już zabrać ze sobą Megumi, która ewentualnie mogła go osłaniać. Ryuu się do tego nie nadawał, nie tylko dlatego, że jako Alfa o wiele gorzej radził sobie z magią, ale przez swoją zbyt dużą moralność. Umiał się sprzeciwić i pewnie nie pochwaliłby tego, co miało się stać. A Tetsuo nie potrzebował teraz moralizatorskich kazań, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak zła mogła być jego decyzja.

Ona jest zła. Nie ma dla niej żadnego wyjaśnienia – zauważył w myślach, jednak nie dał tego po sobie poznać.

– Może da się to rozwiązać inaczej? – spytała jeszcze naiwnie dziewczyna.

– Chcesz do końca życia siedzieć na tej wyspie i robić to, co ci każe? – Skrzyżował ramiona i rzucił jej spojrzenie, jakie zazwyczaj posyłał służbie, kiedy z wątpliwością podchodzono do jego rozkazów. – Kiedy wrócimy do Razan, będziesz prawdziwie wolna. Żadna Alfa nie będzie ci mówić, co masz robić. Ja nie mogę tu zostać. I naprawdę potrzebuję twojej pomocy.

Megumi zagryzła wargę i z lekkim wahaniem skinęła głową. Wiedział, że nie była najlepszą osobą do takiego zadania, ale nikomu innemu nie mógł zaufać. Miał jedynie nadzieję, że nie znienawidzi go za to wszystko.

Z ulgą zaczął iść dalej, pilnując, by nie zrobić żadnego hałasu. Nikogo nie powinno już tu teraz być, w końcu wszyscy już przygotowali się do chwili, gdy będą mogli zawalczyć o wyższe stopnie wtajemniczenia, jednak i tak wolał uważać. Miał tylko jedną, jedyną szansę i nie mógł popełnić żadnego błędu.

Żałował, że jego organizm był tak wycieńczony ćwiczeniami. W innej sytuacji pewnie dałby radę już teraz ochraniać ich swoją magią i nie stresowałby się tym, ale nie mógł zmęczyć się zbyt szybko. Potrzebował dać z siebie dzisiaj naprawdę wiele, więc póki mógł działać bez wykorzystywania swoich umiejętności, musiał tak to robić.

Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju, w którym sypiał Yuuto. Odkąd wykradł księgę, nie przyszedł tu ani razu. Obawiał się, że w środku coś będzie wyraźnie przypominało mu o zdradzie, jak się dopuścił. Nie chciał o tym myśleć, a mężczyzna wydawał się to rozumieć i nie utrudniać mu tego. Teraz jednak potrzebował dość odwagi, by wejść do środka, a później zrobić coś, o co sam siebie nigdy by nie podejrzewał.

Dla dodania odwagi mógł sobie jedynie powtarzać, że po objęciu tronu wymierzanie sprawiedliwości powinno być dla niego czymś całkowicie normalnym.

Sięgnął jeszcze do kieszeni, gdzie oprócz księgi trzymał trzy szklane buteleczki. Nie wyjmował ich, jedynie przesunął palcami po szkle, starając się uspokoić myśli. Miał nadzieję, że to zupełnie mu wystarczy i nie będzie musiał nawet myśleć o przedmiocie, który znalazł i zabrał ze sobą w razie czego, ale absolutnie nie planował go użyć.

Otworzenie drzwi zajęło mu dosłownie chwilę. Szybko weszli do środka i dopiero wtedy na siebie spojrzeli. Pierwsza, najprostsza część planu była już za nimi. Dostali się do pokoju Yuuto i mogli rozpocząć przejmowanie władzy. W końcu mężczyzna sam zasugerował mu rozwiązanie, a Tetsuo nie miał zamiaru zignorować tych słów. Już dawno zrozumiał, że aby kogoś zniszczyć, należało odebrać mu wszystko, co ważne.

Być może to samo chciał zrobić Yuuto, ale nie dostrzegł, jak wielką wartość w życiu razańskiego księcia miała nauka. A skoro nie odebrał mu tego jednego, dał mu wystarczająco siły na zemstę.

Megumi bez słowa podała mu jedną ze szklanych buteleczek. W przeciwieństwie do tych skrytych w kieszeni Tetsuo, w niej znajdował się przeźroczysty płyn praktycznie nie do odróżnienia ze zwykłą wodą. Jednak ten płyn miał być dla nich wybawieniem i uchronić ich przed wieloma zagrożeniami, jakie tutaj na nich czekały.

Wylał trochę na swoje dłonie i zaczekał, aż dziewczyna zrobi podobnie. W dotyku płyn był nieprzyjemnie lepiący i chociaż Tetsuo używał go już dzisiaj, i tak nie mógł powstrzymać się przed skrzywieniem, gdy to poczuł. Miał ochotę od razu umyć dłonie, jednak musiał powalczyć z tym dyskomfortem. W końcu czekały go teraz o wiele trudniejsze wyzwania.

Trzykrotnie sprawdzał dzisiaj, czy poradzi sobie z tym rodzajem magii. To było trudne zadanie, jedno z takich sprawiających mu najwięcej trudności, ale każdą próbę przeszedł skutecznie. W końcu skoro Yuuto mógł to robić, czemu książę Razan miałby nie dać rady?

Skupił się na magii, której granice przesuwał przez ostatnie miesiące. Pozwolił, by jego umysł oczyścił się z większości niepotrzebnych myśli – ze strachu przed konsekwencjami, z niepewności co do planu, z wyrzutów sumienia, z radości z powrotu do domu. Był tylko on, lepkość na dłoniach i cichy oddech Megumi stojącej zaraz obok. Zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, był już gotowy.

Dotknął jej ramienia, jednocześnie wymawiając odpowiednie zaklęcie. Poczuł, jakby coś przesunęło się po jego ręce i dłoni, a później opuściło go, skupiając się na dziewczynie. Nowy, jeszcze chwilę temu nieistniejący ciężar opadł na jego ramiona.

Magia nie pozwalała na znikanie. Przez wiele miesięcy po porwaniu zastanawiał się, jakim cudem nigdy nie dostrzegł, że ktoś czaił się w pałacu. Jednak dopiero po zdobyciu księgi Yuuto znalazł rozwiązanie w postaci kilku skomplikowanych, ale wartych takiego wysiłku sztuczek. A jedna z nich pozwalała na tyle rozproszyć czyjeś zmysły, by z łatwością ukryć się przed spojrzeniem osoby znajdującej się w tym samym pomieszczeniu.

Substancja, której dodatkowo użył, miała pozwolić im się nie rozproszyć tak szybko, jak komuś nieprzygotowanemu na atak.

Megumi podała mu kolejną buteleczkę. Nie od razu pozbył się zakrywającego ją korka. Wpierw podszedł do regałów i sięgnął po odpowiednią książkę, by otworzyć wejście, a zaraz po tym otworzoną już buteleczkę poturlał po podłodze wgłąb ciemnego pomieszczenia. Przez chwilę tylko ten dźwięk przerywał ciszę między nimi.

W tym samym momencie spojrzeli na siebie, nim w końcu weszli do środka. Było ciemno, ale to nie miało znaczenia. Potrzebowali cicho rozpuścić dookoła drugi proszek, ten o działaniu świetnie znanym Tetsuo jeszcze sprzed porwania. Mały pożar prawdopodobnie mógł zabrać ze sobą część cennych informacji krytych właśnie w tym pokoju, ale w zamian miał oddać im wolność.

To była wysoka cena, ale książę gotów był ją zapłacić.

W środku było ciemno i cicho dookoła. Leżący na łóżku mężczyzna chyba nie zwrócił uwagi na ich wejście, być może nawet spał i nie miał szans się bronić. To nawet było dla nich lepsze, dlatego Tetsuo z entuzjazmem zaczął rozsypywać proszek z buteleczek, wzdłuż ścian i regałów z księgami, aż podszedł do samego łoża.

Stanął przy nim i na chwilę się zawahał. Starzec rzeczywiście musiał spać i to dość głęboko. Być może dzięki temu oszczędzał sobie przerażenia w momencie śmierci. Za wszystkich ludzi, których skrzywdził, sprowadzając ich tutaj, nie zasługiwał na godną śmierć, ale i tak było coś uspokajającego w świadomości, że miał nawet nie dowiedzieć się, co się stało.

Krzyk Megumi zupełnie wyrwał go z zamyślenia. Tetsuo odwrócił się, by dostrzec sylwetkę wysokiego i niewątpliwie silnego mężczyzny zaraz za nią. Zamrugał zaskoczony, a wtedy czas wydawał się zwolnić.

Poczuł silny ucisk na swoim nadgarstku. Zaraz też dostrzegł wychudzone palce i zrozumiał, że przodek Yuuto wcale nie spał. W jego oczach, jeszcze chwilę temu zakrytych powiekami, teraz czaiła się złość i kryjąca się gdzieś na dnie satysfakcja. Tetsuo chciał krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle.

Nie miał nawet czasu zastanowić się, jakim cudem zaklęcie nie zadziałało. Czuł, że musiał działać.

Bycie następcą tronu oznacza umiejętność podejmowania decyzji, których inni się boją. Jesteś w stanie sobie z tym poradzić? – spytał go kiedyś Katashi, jeszcze zanim Tetsuo zdecydował się na studia w Touto.

To pytanie teraz wybrzmiało w jego głowie, razem z niewypowiedzianymi nigdy słowami, które regularnie sobie wyobrażał: jestem tobą zawiedziony. Tak proste zdanie towarzyszyło mu zawsze, gdy nie umiał sobie poradzić i nawet teraz nie dawało mu spokoju. Czy skoro nie umiał się stąd uratować, zasługiwał na nazywanie się potomkiem Starożytnych?

Nie wiedział, skąd pojawiła się u niego ta siła. Jednak w ciągu ułamku sekundy zdołał wypuścić buteleczkę z drugiej ręki i sięgnąć do kieszeni, by wyjść chowany w niej sztylet. Zacisnął na nim dłoń i pozwolił, by ciepło rozeszło się po całym przedmiocie. A później wykonał jeden, jedyny ruch, przez który dokładnie dowiedział się, jak wygląda przerażenie wymalowane w czyichś oczach. Wokół rany pojawiła się krew.

Nie myślał o kolejnych ruchach. Zanim w jego umyśle uformował się jakiś plan, już wykonywał kolejne jego punkty. Ogień zaczął trawić pomieszczenie, a on zdołał złapać za rękę pomagającą mu dziewczynę i wybiec stamtąd. Coraz trudniej było mu oddychać.

Gdy znalazł się znowu w normalniejszej części pokoju, z trudem łapał powietrze. Było mu słabo i nie zdołał nawet normalnie się zatrzymać: jak ktoś zupełnie bezsilny upadł na kolana, skupiając się jedynie na tym, by dalej jakoś oddychać. Świat zawirował, więc zacisnął powieki, próbując złapać nad tym wszystkim kontrolę.

W końcu to nie był jeszcze koniec tej wojny.

Nie wiedział, ile tak klęczał, nim wszystko choć trochę się uspokoiło. Kiedy otworzył oczy, Megumi siedziała przy nim, przyglądając mu się ze zmartwieniem. Chciał się do niej uśmiechnąć i powiedzieć, że osiągnęli sukces, ale nie potrafił tego zrobić. Zabił człowieka i to w tak obrzydliwy sposób...

Wziął wdech i z lekką pomocą się podniósł. Zawroty głowy jeszcze mu nie minęły i czuł, jak trzęsą mu się dłonie, ale zdołał znaleźć w sobie jeszcze trochę magii, która wcześniej go zawiodła. Ugaszenie ognia okazało się o wiele prostsze i to nawet dla kogoś tak zmęczonego jak on.

Zrobił to, co planował, ale nie był szczęśliwy. Nie odezwał się ani słowem i pozwolił sobie zupełnie zignorować pytania dziewczyny. Póki miał plan, jeszcze się trzymał. Wiedział, że nic nie powstrzyma go przed dotarciem do końca. A wtedy...

Czuł, że to będzie dopiero początek walki. Nie takiej, jak do tej pory, ale z czymś, co dostrzegł w oczach starszego mężczyzny i co dotknęło go o wiele głębiej, niż sądził.

Coś podpowiadało mu, że od pewnych rzeczy już nigdy się nie uwolni.


Wiecie, że według pierwszego planu, który opracowałam do "Bezczelnego Księcia" w czerwcu, dzisiaj powinnam publikować już epilog? Dziwnie mi myśleć, że po takim czasie, ledwo 5 miesiącach, miałabym już skończyć jakiś projekt. Aktualnie przesunął się on do drugiej połowy stycznia, ale podejrzewam, że jeszcze kilka rozdziałów mi dojdzie, bo pierwszy plan jest zawsze bardzo podstawowy.

To ważny i trudny rozdział. Dzieje się dużo w tej drugiej stanie i nie była ona zbyt łatwa, ale tego się spodziewałam. Gdy przyszedł mi do głowy ten pomysł bardzo długo zastanawiałam się, co musi tutaj zrobić Tetsuo. Wiedziałam jedynie, że będzie to coś, co z pewnością nie będzie dla niego łatwe i myślę, że inaczej nie mogłam tego rozwiązać. A może mogłam, ale na ten moment inny rozdzaj poświęcenia nie przyszedł mi do głowy.

Ten i 21 rozdział są najbardziej przełomowe i może właśnie z tą małą zapowiedzią zostawię was na następny tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro