26. Ja ciebie też kocham

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Morze wyglądało na dość spokojne, fale wydawały się niezbyt wysokie, a dookoła panował dość spory harmider. Z pewnością był to całkiem normalny obraz portu zwłaszcza na chwilę przed przypłynięciem tak ważnego statku, jednak i tak zrobiło to na Katsurou wrażenie.

– Książę wygląda na zaskoczonego – zauważyła stojąca za nim Megumi.

Odwrócił się do dziewczyny i lekko uśmiechnął, co w sumie od jakiegoś czasu robił ciągle. Nawet jeśli nie skupiał się powrocie Tetsuo i tak ta myśl pozostawała gdzieś z tyłu głowy, czyniąc go szczęśliwym. Zwłaszcza teraz, gdy dosłownie za chwilę miał znowu zobaczyć swoją Omegę, za którą tak bardzo tęsknił.

– Nie sądziłem, że tu będzie aż tak duże zamieszanie. – Wzruszył ramionami i znowu się rozejrzał.

Chciał, żeby statek w końcu pojawił się na horyzoncie. Wyobrażał sobie, że na pokładzie dostrzeże wypatrującego brzegu Tetsuo. Jego małżonek z pewnością będzie z dumą patrzył przed siebie, pokazując wszystkim, że to dzięki niemu ci wszyscy ludzie będą mieli możliwości powrotu do domu. To on jako książę i następca tronu o nich zadbał.

Nie chciano powiedzieć mu zbyt wiele. List, który dostarczyła Megumi, z jakiegoś powodu był ściśle tajny, nawet o stanie swojego ukochanego nie mógł dowiedzieć się zbyt wiele – jedynie o jego problemach ze snem i jedzeniem, nic poza tym. Strasznie go to irytowało, ale nawet nie mógł tego ukazać, aby nie zrazić do siebie rodziny królewskiej i nie być zmuszonym do opuszczenia Razan. Musiał zaczekać, ukryć swoją frustrację, a później i tak był pewien, że dowie się więcej niż ktokolwiek z nim. Bo w końcu był mężem Tetsuo, musiał wiedzieć, w jakim dokładnie stanie była jego Omega.

Mimo tych tajemnic i tak polubił Megumi. Była miłą odmianą wobec chłodu, z jakim ciągle spotykał się w pałacu. Niby rozumiał, że ci ludzie po prostu tacy byli, w końcu Tetsuo też zdarzało się zachowywać w ten sposób, jednak dalej czasami zaskakiwało go, z jakim zachowaniem się spotykał.

Dziewczyna, której na czas do powrotu księcia pozwolono tam zostać, okazała się zaskakująco sympatyczna. Choć w oczywisty sposób nie wiedziała, jak zachowywać się przy członkach rodziny królewskiej, takie braki nadrabiała skromnym uśmiechem i widoczną chęcią pomocy. Polubił rozmawianie z nią, nawet jeśli pilnowała, żeby nie powiedzieć zbyt dużo.

Teraz też rozmawiali, głównie dla zabicia czasu. W porcie było pełno ludzi, część z nich pracowała normalnie, ale znaczna większość przygotowywała wszystko do powrotu następcy tronu oraz tych, których sprowadzał ze sobą. A także całego, podobno dość sporego bagażu. Wszystko to brzmiało trochę jak powrót z jakieś wyprawy, a nie odzyskanie wolności po tak długim czasie.

– To prawda, że książę Tetsuo mógłby zostać królem? – spytała nagle Megumi, zupełnie go tym zaskakując.

Katsurou znowu na nią zerknął, z łatwością dostrzegając w jej oczach tę zwyczajną ciekawość. Wiedział, że dla niej była to prosta sprawa – albo taka możliwość istniała, albo nie. Nie mogła brać pod uwagę wielu czynników, zaczynając od tradycji, przez wolę obecnego władcy, aż do trwającej od lat rywalizacji między braćmi. Czasami książę Touto dochodził do wniosku, że sam nie rozumiał w pełni tego wszystkiego. Wiedział jedynie, że królewska korona była największym marzeniem jego ukochanego i zamierzał go wspierać w jej zdobywaniu.

A później, gdyby odnieśli sukces, będzie mógł zastanawiać się, jaka rola przypadała mu w tym dziwnym scenariuszu, kiedy to jego Omega posiadała najważniejszy głos w najsilniejszym królestwie. Ta wizja dalej wydawała mu się dość abstrakcyjny.

– Jest taka możliwość, ale nie wiem, czy mu się uda – stwierdził w końcu, samemu nie wiedząc, jak w pełni to wytłumaczyć. – Poznałaś go już i pewnie wiesz, że mało co stanowi dla niego problem. Skoro przez tyle lat jeszcze mu się nie udało, to raczej nie jest pewne.

– Wydaje mi się, że dobrze by sobie z tym radził. To znaczy... – Dziewczyna cicho westchnęła, najpewniej jakby szukała odpowiednich słów na opisanie tego, co czuła. – Mam na myśli, że kiedy na wyspie pokonał Yuuto, biła od niego siła, jakby nie był po prostu Omegą.

Bo nie jest po prostu Omegą – zauważył Katsurou w myślach, ale nie powiedział tego. Skupił się na czymś zupełnie innym, na sporym statku, który w końcu dostrzegł i na którym bardzo chciał być, jednak nie dano mu tej możliwości. Kiedy król Katashi podejmował tę decyzję, książę Touto pierwszy raz gotów był sprzeciwić się królewskim rozkazom, jednak został skutecznie uciszony. Mógł przywitać Tetsuo tutaj, w porcie, zaraz po jego przyjeździe albo na granicy, zmuszony do natychmiastowego opuszczenia Razan.

Dlatego właśnie wybrał pierwszą opcję.

Im bliżej niego było Tetsuo, tym czas bardziej mu się dłużył. Patrzył na zbliżający się powoli statek i szukał swojej Omegi na pokładzie, jednak nieskutecznie. Nawet wtedy, gdy zarzucono kotwicę i zaczęto przywiązywać liny, pośród tłumów w oczy nigdzie nie rzucił mu się ten, na którego wszyscy czekali.

Z każdą chwilą czuł się coraz bardziej przerażony tym, że nie było go tam. Do tej pory nie myślał nawet o tym, że coś mogło pójść nie tak, ale co jeśli tak właśnie było? Jeśli Tetsuo złapała jakaś choroba albo ktoś spróbował mu coś zrobić, albo wypadł ze statku w trakcie podróży, albo czuł się tak źle, że zdecydował się tam jednak zostać albo...

– Może jest pod pokładem? – głos Megumi wyrwał go z zamyślenia i nieco oczyścił jego umysł z czarnych scenariuszy.

Tak, to że książę nie chciał stać razem z tym tłumem brzmiało dość sensownie. Co prawda mogła to być niewykorzystana przez niego sytuacja, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale pewnie miał inny plan, jak zresztą zawsze.

Nie było innej opcji, jak zaczekać jeszcze chwilę, nim mógł tam wejść. Ze zniecierpliwieniem patrzył na tych wszystkich ludzi, jednak żaden z nich nie był jego ukochanym. Tak bardzo chciał go już zobaczyć, przytulić do siebie i obiecać, że drugi raz nie pozwoli na coś takiego. Tym razem zamierzał jeszcze uważniej go pilnować i nawet na chwilę nie tracić czujności. Nie mógł go znowu stracić.

W końcu wszedł na górę, dalej w towarzystwie Megumi. Z łatwością też znalazł zejście pod pokład, gdzie znajdowało się zaskakująco sporo kajut, które musieli przejrzeć. Jednak o dziwo już za czwartą z nich znajdował się jego cel.

Kiedy otworzył drzwi, doznał kolejnego szoku. Różnie wyobrażał sobie ich pierwsze spotkanie. Był pewien, że Tetsuo nie okaże zbyt wielkich emocji, przynajmniej nie przy innych ludziach, ale uraczy go swoim wyjątkowym uśmiechem i powie coś, co będzie miało zostać między nimi. Bardziej nierealny scenariusz zakładał, że od razu uda mu się go mocno do siebie przytulić i złożyć wszystkie obietnice, które przez wiele miesięcy powtarzał w swoich modlitwach do Starożytnych. Podejrzewał, że nie będzie miał od razu takiej możliwości – w końcu Tetsuo przede wszystkim był księciem i następcą tronu, a dopiero później jego Omegą – ale i tak w razie czego miał jego pierścionek, który chciał mu jak najszybciej oddać.

Jednak absolutnie żadne wyobrażenie nie zakładało, że znajdzie go w trakcie snu i to przytulonego do jakiegoś innego mężczyzny. Patrząc na ten obrazek, na swoją Omegę w czyichś ramionach, początkowo nawet nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie widział.

Dopiero czyiś dotyk na ramieniu wyrwał go z szoku.

– Przepraszam – powiedziała od razu Megumi, cofając rękę. – To Ryuu i jego naprawdę nic nie łączy z księciem Tetsuo. Wiem, że przez problemy ze snem wolał kłaść się obok niego, ale są tylko przyjaciółmi.

To z pewnością nie wyglądało tylko na przyjaźń, przynajmniej tak pomyślał w pierwszej chwili. Później jednak jeszcze raz przyjrzał się swojemu ukochanemu. Lekko zaciskał dłonie przez sen i wydawał się o wiele bardziej kruchy i delikatny niż kiedykolwiek. Dopiero teraz w pełni do niego docierało, że pobyt na tej wyspie, gdziekolwiek ona była, musiał go naprawdę skrzywdzić.

Złość powoli go opuszczała. Oczywiście, dalej nie chciał widzieć swojej Omegi z kimkolwiek innym, w końcu był jego mężem, jednak to wytłumaczenie zaczęło brzmieć sensownie. Jeśli ten Ryuu rzeczywiście mógł być pomocy przez ostatnie tygodnie, Katsurou nie miał prawa go winić. W końcu ufał Tetsuo i wierzył, że nawet podczas takiego rozstania nawet nie musiał zastanawiać się nad jego wiernością.

Cicho przeszedł przez kajutę aż do z pewnością niezbyt wygodnego posłania, które zajmowało ta dwójka. Kucnął i ostrożnie dotknął policzka Omegi. Dalej chyba nie do końca wierzył w to, że znów mógł go widzieć. Że jeszcze chwila, a spojrzy w jego oczy i powie mu, że go kocha. A później zabierze go stąd i zadba o jego bezpieczeństwo, aby już nigdy nie musiał się bać.

Przez kilka sekund po prostu się w niego wpatrywał. Widział drobne, ale niepokojące zmiany: nieco wystające już kości policzkowe, o wiele chudsze ręce i jeszcze bardziej bladą skórę. Nie wiedział, co dokładnie stało mu się na wyspie, ale był pewien, że czekało go wiele pracy, żeby Tetsuo wrócił w pełni do bycia sobą, takim jak go zapamiętał.

W końcu chłopak zaczął się wybudzać. Otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Sen wcale nie sprawił, że z jego twarzy zniknęło widoczne zmęczenie, co nadało mu jeszcze bardziej niepokojący, a może nawet chory wygląd. Katsurou od razu zanotował w pamięci, żeby nalegać na jego kontakt z medykiem.

Wpatrywali się w siebie w ciszy. Tetsuo zerkał na niego, a później rozglądał się po kajucie, by znowu wrócić do niego spojrzeniem. Z każdą kolejną sekundą wydawał się coraz bardziej zagubiony, jednak Katsurou nie miał zamiaru go popędzać. Nie był pewien, z jaką dokładnie reakcją się spotka.

– Nic nie mów – powiedział niespodziewanie książę, podnosząc się z widocznym trudem. Choć jego wygląd się zmienił, głos pozostawał taki sam i dalej skrywał w sobie zaskakującą jak na Omegę pewność siebie. – Jeśli się odezwiesz, znowu będzie nieprzyjemnie i się obudzę. Po prostu daj mi to zrobić.

I to było chyba największe zaskoczenie tego dnia, jeszcze większe niż znalezienie Tetsuo śpiącego obok jakieś Alfy. Książę w sposób zupełnie niepodobny do siebie, ignorując obecność kogoś poza nimi w tej kajucie, mocno się do niego przytulił. Katsurou po chwili go objął, jeszcze bardziej dostrzegając jego wychudzenie oraz coś, co najbardziej go zaniepokoiło – dobrze mu znany nieprzesadnie słodki zapach nawet z takiej bliskości wydawał się dziwnie stłumiony.

Niepokój szybko jednak przysłoniła inna myśl – w końcu miał go znowu blisko. Trochą bał się, że zawiódł jego zaufanie i Tetsuo nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego, zły na brak ochrony w tamtym momencie. A jednak znowu trzymał go w ramionach i doszło do tego o wiele szybciej, niż się spodziewał.

Stali tak chyba dość długo, choć sam nie był tego pewien. W końcu jednak Tetsuo zwolnił uścisk i znowu ich spojrzenia się spotkały. Tym razem książę patrzył na niego bardziej przytomnie.

– To dziwne. Zazwyczaj w tym momencie powinien zacząć się koszmar, a ty powinieneś mi powiedzieć, że mnie nienawidzisz – powiedział i teraz Katsurou uznał, że musi się już odezwać.

– Kocham cię – odparł wręcz od razu. – Nie wiem, jakie koszmary cię dręczą, ale przed nimi też cię ochronię, obiecuję ci. Kocham cię i nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził.

W błękitnych oczach pojawiło się zaskoczenie. Przez dobre kilka, a może nawet kilkanaście, sekund Tetsuo milczał, a później cicho westchnął i na jego ustach pojawił się subtelny uśmiech, którego tak często używał. Delikatnie pokręcił głową, jakby coś go w tym rozbawiło.

– Jesteśmy już w Razan, prawda? – spytał, chyba dopiero teraz dostrzegając, że to wcale nie był jego kolejny sen. – Widzę, że naprawdę wiele się zmieniło, skoro mogłeś tu przyjechać. Tylko nie myśl, że często będę cię tak witać, to była wyjątkowa sytuacja.

– Może to jednak przemyślisz? – zasugerował jedynie Katsurou.

Nie protestował, gdy Tetsuo odsunął jego dłonie od swojego ciała. Choć pragnął już nigdy go nie puszczać, wiedział, że jego małżonek miał inne priorytety. Tamta chwila wystarczyła mu jednak, żeby znowu poczuł, że są razem i to niezależnie od wszystkiego, co się działo.

Książę Razan z zaskakującą łatwością wrócił do swojej głównej roli. Wręcz od razu zaczął wydawać rozkazy w sprawie zajęcia się rzeczami znajdującymi się na statku oraz tajemniczego Ryuu, który – jak udało się dowiedzieć Katsurou – miał wypadek na wyspie i nie był w stanie chodzić o własnych siłach. Sam Tetsuo zdecydował się zostać na statku aż do wyprowadzenia z niego wszystkich, a wtedy, dalej pozostając na pokładzie, wygłosił krótką, ale imponującą przemowę.

Katsurou przyglądał mu się, stojąc nieco z tyłu. Nie umiał wyjść z podziwu nad tym, jak prezentowała się cała sytuacja. Jego ukochany w okropnym stanie zdrowotnym, z dręczącymi go koszmarami, wychudzonym ciałem, widocznym zmęczeniem i osłabieniem, dalej potrafił stanąć przed ludźmi i zapewniać ich, że jako następca tronu miał zamiar zadbać o ich los. Był silny, a może nawet zbyt silny już nawet nie jak na Omegę, ale jak na chodzącego po ziemi człowieka. Chyba właśnie to wskazywało na jego pokrewieństwo ze Starożytnymi.

Kiedy przemowa się skończyła, dookoła rozległy się brawa. Kilka osób zaczęło wiwatować, aby po chwili dołączył do tego cały tłum. W ciągu chwili wszystkie odgłosy portu zostały stłumione powtarzanym głośno: Niech żyje książę Tetsuo!

Zamiast jednak zejść z pokładu, książę odwrócił się i na niego zerknął. Katsurou uniósł brwi, zastanawiając się, czy zrobione właśnie przedstawienie miało jeszcze jakiś ciąg dalszy. I czy miał w nim odegrać jakąś istotną rolę.

– Megumi dostarczyła mój pierścionek? – spytał, choć zrozumienie jego słów nie było zbyt łatwe.

– Chcesz go już teraz odzyskać?

– Tylko jeśli nie spróbujesz mnie utopić.

Katsurou pokręcił głową, a później spojrzał na tłum. Okrzyki zaczęły już cichnąć, ale nagle przyszło mu do głowy, że przy tych wszystkich ludziach nie mógł tak po prostu oddać ukochanemu pierścionka. Jego rodzice w dalszym ciągu znani byli z tej niby tak bardzo romantycznej historii i nie zamierzał z tym konkurować, ale mógł samemu spróbować zrobić małe zamieszanie.

Dlatego właśnie uklęknął, jednocześnie wyjmując mały przedmiot, który doprowadził ich właśnie tutaj. Pamiętał, że gdy decydował, jakiego pierścionka potrzebował, był bardzo pewny swojej decyzji. Tetsuo musiał dostać coś wyjątkowego, ale żaden, nawet najrzadszy i najdroższy na świecie pierścionek nie mógł zrobić na nim wrażenia. Dlatego wybrał coś odwrotnego, skromnego i małego, co okazało się idealne.

Dookoła dość szybko zapanowała cisza. Oczy wszystkich znowu skupiły się na nich.

– Wasza wysokość, czy pozwolisz mi znowu o ciebie zadbać? – spytał trochę głośniej, aby na pewno każdy wiedział, co właśnie się działo.

– Tylko jeśli obiecasz, że znowu uczynisz mnie szczęśliwym – bez wahania odparł Tetsuo, wyciągając do niego rękę.

Gdy chwilę później pierścionek znów znalazł się na jego dłoni, Katsurou uznał, że może posunąć się jeszcze trochę dalej. Nie tylko dla efektu, aby wszyscy na pewno zapamiętali ten moment, ale też dlatego, że bardzo chciał to zrobić. Gdy podniósł się, nie zważając na to, jak bardzo mogą niektórych zaskoczyć swoim zachowaniem, odnalazł usta swojej Omegi w krótkim, ale wymarzonym pocałunku.

I wśród braw, jakie znowu się rozległy, wpatrzony w oczy księcia Razan, usłyszał jego wyznanie, przez które po raz kolejny doznał sporego zaskoczenia:

– Ja ciebie też kocham.


Uwielbiam ten rozdział. Ogólnie pewnie wiecie, że z reguły preferuję bardziej dramatyczne rozdziały, gdzie wszyscy cierpią, ale od czasu do czasu wypada, by zrobiło się bardzo, bardzo słodko. A to jedna z takich chwil, bo myślę, że ta dwójka zasłużyła sobie na ten moment. Obydwoje dużo wycierpieli przez ostatnie miesiące i możecie zgadywać, co jeszcze zdarzy się przez te wszystkie rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro