34. Szaleństwo z tęsknoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsze, co rzuca się w oczy Tetsuo, jest przygotowany do drogi powóz. Razański powóz, z końmi, które wydają mu się całkiem znajome – być może, gdyby się skupił, umiałby przypomnieć sobie nadane im imiona. Jednak nie ma takiej okazji, bo jego uwagę zaraz pochłania coś innego – Amano lekko ściska jego dłonie, mówiąc coś, co zapewne jest istotne. Przez chwilę jego głos brzmi niewyraźnie, dopiero po chwili da się rozróżnić konkretne słowa, a te zaczynają nabierać znaczenia.

– Mam nadzieję, że będziesz sobie tutaj dobrze radzić – mówi, a na jego twarzy pojawia się delikatny, dobrze mu znany uśmiech.

– Na pewno tak będzie – odpowiada bezwiednie Tetsuo, przez chwilę patrząc w oczy rodzica. Ta scena wydaje mu się niezwykle znajoma, choć nie potrafi powiedzieć dlaczego.

– Wybacz, że nie zostaniemy dłużej, ale sam rozumiesz sytuację. I tak planowaliśmy, że wyjedziemy zaraz po ceremonii.

Ceremonia. Tetsuo łapie się tego słowa i czuje, jak elementy składają się w jedną całość. Teraz już rozpoznaje miejsce, gdzie stoi, strój Amano – zaskakująco ozdobny jak na niego – jest mu aż zbyt dobrze znany. Na potwierdzenie na chwilę spuszcza spojrzenie, aby dostrzec sięgający ziemi czerwony materiał własnego ubioru. Tak intensywny odcień, tylko odrobinę jaśniejszy od krwi płynącej w jego żyłach, miał na sobie tylko raz w życiu.

Tego dnia, gdy w toutońskiej świątyni złożył przysięgę przed starożytnymi.

– To był dla mnie zaszczyt móc was tutaj gościć – odpowiada więc, pozwalając sobie na subtelny, nie nazbyt szeroki uśmiech. – Wiem, że w dalszym ciągu nie popieracie szczerze mojej decyzji, ale jestem wdzięczny za wsparcie i obecność.

Kiedy odwraca głowę, widzi zmierzającego ku niemu Katashiego. Puszcza dłonie Amano i składa lekki ukłon, tak jak to robił wielokrotniej. Z tej odległości jest w stanie dostrzec, jak jego ojciec przewraca oczami, choć z pewnością nikt inny nie dostrzegłby tak subtelnej odpowiedzi.

– Mam nadzieję, że nie popełniam błędu, zostawiając cię tutaj – mówi od razu król Razan, co na co Tetsuo jedynie cicho parska. – Nie uważam, że coś może ci się stać, ale wolałbym, żeby Touto pozostało, że tak powiem, w jednym kawałku.

Wszyscy wiedzą, że te słowa jednocześnie są i nie są prawdziwe, ale zabawa właśnie na tym polega – na dostrzeganiu drugiego dna i udawaniu, że wcale go nie ma. Dlatego książę lekko kiwa głową, a jego uśmiech staje się nieco szerszy.

– To już prawie jest moje królestwo – odpowiada, unosząc podbródek do góry. – Jako przyszła Omega Królewska nie planuję podejmować złych decyzji.

– Jeśli chodzi o Tatsuo, prosił nas, żeby przekazać...

– Nie psujcie mi tego dnia – mówi Tetsuo, jeszcze zanim dobrze się nad tym zastanowi. Sens słów dociera do niego dopiero chwilę później, ale nie daje tego po sobie poznać. – Mój brat zrobił mi wspaniały prezent, decydując się zostać w Razan i jestem mu za to ogromnie wdzięczny.

Jego rodzice odjeżdżają bez większego pożegnania. Amano krótko go przytula, przypominając, że Razan na zawsze pozostanie domem, do którego może wrócić, Katashi kładzie mu dłoń na ramieniu, mówiąc, że już wygląda jak Królewska Omega. Tyle wystarczy, by bez bólu mógł później obserwować powoli odjeżdżający powóz.

Wystarczy, że się odwróci, a już znajduje się na sali balowej. Muzykę nieco zagłuszają głośne rozmowy ludzi i stukanie się kieliszków. Tetsuo też ma jeden w dłoni, do połowy wypełniony czerwonym winem dopasowanym do koloru jego stroju. Ma wrażenie, że sunie przez całą salę, choć musi się zatrzymywać, aby przyjąć kolejne gratulacje i odpowiedzieć na posyłane mu uśmiechy praktycznie obcych ludzi. O wiele lepiej zna się z razańską szlachtą i ta zna jego, jednak tutaj jeszcze uważają go jedynie za głupiutką, wpatrzoną w swojego małżonka Omegę. I dzisiaj nie ma zamiaru tego zmieniać.

Zatrzymuje się dopiero przy dwójce znajomych mu osób. Nie pamięta ich imion, ale ich twarze są wystarczająco wyraźne, by wiedział, że ma do czynienia z przyjaciółmi Katsurou. Sam ich tytuł, jeśli dobrze kojarzy, nie pozwoliłby im tu dzisiaj być, ale zgodził się na ten wyjątek, by uszczęśliwić małżonka.

– Cóż za zaszczyt, że wasza książęca mość chce poświęcić nam trochę swej cennej uwagi.

Tetsuo powstrzymuje się od przewrócenia oczami, nawet jeśli ma na to ogromną ochotę. Zamiast tego nieco się wysila, aby na jego ustach znów zagościł delikatny uśmiech. Teraz ich imiona same wskakują mu do głowy, kolejny zaginiony element układanki – Manabu i Raiden, dwóch braci o wystarczającym talencie do posługiwania się bronią, by stanowić dla Katsurou wyzwanie.

– To może być dla was zaskakujące, ale nie jesteście tutaj gośćmi traktowanymi priorytetowo – mówi spokojnie, choć to powoduje u nich jedynie lekkie rozbawienie. – Mimo to, cieszę się, że przyjęliście nasze zaproszenie. To dla Katsurou wyjątkowo ważny dzień.

Bracia wymienili między sobą spojrzenia, jakby w ten sposób niemo przekazując sobie jakąś wiadomość. W końcu jeden z nich, Raiden, lekko skinął głową.

– Właściwie to sądziliśmy, że do tego wszystkiego nie dojdzie – odpowiada, na co Tetsuo lekko unosi brwi i zaciska dłoń na nóżce kieliszka. – W momencie składania przysięgi świat mógł zacząć się trząść, a ziemia rozłamałaby się na kilka części tak jak w tych wszystkich legendach.

Słysząc to książę trochę się rozluźnia, czuje, jak napięcie znika z jego ramion. Lekko kręci głową, pozwalając sobie ukazać lekkie rozbawienie tą drobną sugestią. Nie ma jednak okazji odpowiedzieć, bo dość wyraźnie czuje dłoń na swoich plecach, przesuwającą się od łopatek nieco w dół i obejmującą go w ten sposób. Nie musi nawet zerkać na Alfę, bo dość szybko dociera do niego zapach lasu zaraz po deszczu, z jeszcze wilgotną ziemię i utrzymującymi się na liściach kroplami wody. Dla niego ten zapach oznacza bezpieczeństwo.

– O czym rozmawiacie?

– Twoi przyjaciele obawiali się, że nasz ślub będzie oznaczał koniec świata. Chyba są zawiedzeni, że jeszcze nic się nie stało.

– A stanie?

Katsurou zerka na niego i reszta świata wydaje się rozmazana, zupełnie nieistotna. Tetsuo czuje, że kolejny wdech staje się cięższy, a granatowe oczy wpatrują się w niego aż zbyt intensywnie. Potrzebuje chwili, by być w stanie cokolwiek z siebie wykrztusić.

– Wkrótce zobaczysz. Ale jest już za późno, żeby się wycofać.

Katsurou nie odpowiada. To nie jest dobre miejsce na takie rzeczy, obydwoje to wiedzą, ale ich wargi i tak się spotykają w krótkim, ale czułym pocałunku smakującym niczym to czerwone wino w ich kieliszkach, ale o wiele słodszym.

***

Nie da się zignorować śmiechu Omeg, chociaż Tetsuo bardzo by tego chciał. Promienie słońca sprawiają, że musi zmrużyć oczy i mocno się wysilić, by dostrzec, co dzieje się ledwo kilka metrów od niego. Najpierw dostrzega dwie dziewczynki, jedną wyższą od drugiej, obydwie ubrane w bardzo podobne, żółte sukienki. To one zakłócają jego spokój, a gdy podbiega do nich jakiś mężczyzną i podrzuca jedną do góry, ta staje się jeszcze głośniejsza.

Wpierw Tetsuo rozpoznaje właśnie jego, w końcu zbyt dobrze zna te ciemne włosy, szczery uśmiech i silne ramiona, które czasami unoszą go równie łatwo, co te dzieci. Początkowo Omegi wydają mu się zupełnie obce, jednak kiedy rozgląda się dookoła, ich białe włosy przestają być zagadką. Tylko córki Kenty mogą być tak głośne i zachowywać się tak nieodpowiednio do swojego tytułu.

Katsurou wydaje się to jednak zupełnie nie przeszkadzać. Dobrze odnajduje się w towarzystwie dzieci, a te wręcz go uwielbiają. Z pewnością może być w przyszłości bardzo dobrym ojcem i sama ta myśl powoduje u Tetsuo nieprzyjemny ucisk w żołądku, który z trudem ignoruje.

Teraz ma jednak inne problemy – nie ma pojęcia, co robi w Funi i to w pałacowym ogrodzie. Jest ciepło, więc może podejrzewać, że przybył tu jako gość w jakieś konkretnej sprawie. Tylko co mogłaby mu dać para królewska Funi? I w takim razie, czemu nie było tu ani Hayaty, ani Kenty?

– Nie jesteś tak zabawny, jak Katsurou. – Słyszy nagle po swojej lewie. Odwraca głowę w tym kierunku i dostrzega najmłodszą z księżniczek, także ubraną w żółtą sukienkę. Ona jednak przynajmniej nie hałasuje, za to patrzy na niego tymi swoimi dużymi, ciemnymi oczami. – Nawet nie umiesz się uśmiechać tak jak on.

To dziwny atak, na który nie wie, jak odpowiedzieć. Z jakiegokolwiek powodu się tutaj znajduje, z pewnością nie jest to bawienie czyichś dzieci. Ani uczenie ich kultury, choć najwidoczniej wszystkie trzy Omegi zasługują na kilka lekcji z dobrym nauczycielem, który wyjaśni im, jak powinny zachowywać się córki jakiejkolwiek pary królewskiej. To, co do tej pory robiły, było przynajmniej nieodpowiednie.

– Nie muszę się tak uśmiechać – mówi spokojnie, skupiając na dziewczynce swoje spojrzenie. Chciałby, żeby dołączyła do zabawy z siostrami, ale z tego, co pamięta, ta nie ma osobowości podobnej do swojego ojca i nie jest aż tak energiczna. – Jak dorośniesz, zrozumiesz, że są inne sposoby, by ktoś cię polubił.

– Jakie?

– Pokażę ci, jak przyjdą twoi rodzice. Wiesz, gdzie oni są?

Dziewczynka rozgląda się, a później na jej ustach pojawia się uśmiech. Zanim Tetsuo dostrzega, o co chodzi, ta zrywa się biegiem do przodu, aż dobiega do zmierzających w ich kierunku Hayaty i Kenty. Jej ojciec podnosi ją bez trudu, mówiąc do niej coś, czego z takiej odległości nie da się usłyszeć.

Już po chwili Tetsuo może się z nimi przywitać. Lekko się kłania, choć niezbyt starannie, nie chcąc za bardzo zniżać swojej pozycji. Być może Kenta jest królem, ale Tetsuo ma spore szanse przejąć tron Razan, a to nie stawia go nisko w hierarchii społecznej. Gdy tylko o tym myśli, czuje, że cała sytuacja zaczyna być dla niego logiczna. Już wie, dlaczego się tu znalazł.

– Jeszcze raz wybaczcie, że musieliście tyle czekać – mówi Hayata, jednocześnie zerkając na swojego męża, który odstawia dziewczynkę na ziemię i jeszcze coś do niej mówi, nim zerka na Tetsuo.

– Zeszło mi dłużej, niż myślałem, ale chyba wam się nie spieszy? – pyta Kenta, siadając w altanie naprzeciwko Tetsuo. Mimo wieku dalej jest całkiem przystojnym mężczyzną, ale wydaje się robić wokół siebie takie zamieszanie, że książę Razan naprawdę zaczyna współczuć Hayacie.

– Oczywiście, że nie – kłamie gładko Tetsuo, delikatnie się przy tym uśmiechając. Chce już stąd zniknąć, ale najpierw czeka go niezbyt łatwa rozmowa. – Dziękuję, że wasza wysokość poświęci nam chwilę. To dla nas bardzo ważne.

– Bardzo przypominasz swojego ojca, wiesz? – mówi nagle Kenta, co trochę go zaskakuje. Nie pierwszy raz to słyszy, wiele osób zwraca mu uwagę na to podobieństwo, ale i tak dziwnie jest to słyszeć. – Macie takie samo spojrzenie. Jak u kogoś, kto i tak dostanie wszystko, czego tylko chce. To dalej trochę przerażające.

To żart i Tetsuo pozwala sobie na cichy śmiech, nawet jeśli czuje, jak jego umysł uważnie analizuje te słowa. W końcu, skoro taki komentarz już padł, czemu nie miałby wykorzystać go na swoją korzyść.

– Imponuje mi, że wasza wysokość tak uważa – mówi więc, dalej grzecznie, ale już z większą pewnością siebie. – Zwłaszcza że w pewnym sensie przyjechałem właśnie w tej sprawie. Jest coś, co bardzo chcę teraz osiągnąć i...

– Już słyszeliśmy o tym – przerywa mu Kenta i Tetsuo musi włożyć dużo wysiłku w to, aby nie przewrócić oczami i dalej utrzymać uśmiech na swojej twarzy. – Ale to trochę bez sensu. Królami zawsze były Alfy i tak powinno zostać. To nie jest rola dla Omeg.

To naprawdę irytujące, że znowu spotyka się z takim argumentem. Ma ochotę zaryzykować i odbić atak, wspominając o haremach, które jeszcze nie tak dawno funkcjonowały w Funi – w końcu wie, że jest to dość problematyczna kwestia dla tej pary królewskiej, a przy okazji świetny argument na to, że świat nie stoi w miejscu i zmiany są potrzebne.

Jednak nie robi tego, bo czuje na swoim ramieniu dłoń Katsurou, który stoi już za nim, widocznie gotowy do pomocy.

– Niech wasza wysokość najpierw go wysłucha – mówi i Tetsuo jest mu naprawdę wdzięczny za to wtrącenie się do rozmowy. – Jeśli jakakolwiek Omega na tym świecie mogłaby zostać władcą, to jest to właśnie Tetsuo. Nie ma drugiej tak inteligentnej i nadającej się do tego Omegi, naprawdę. Warto go wysłuchać.

To dużo więcej niż Tetsuo by oczekiwał. Na chwilę zerka na swojego narzeczonego, który jest tak pewny tej deklaracji, jakby mówił o kimś idealnym. Nawet sam książę Razan aż tak nie wierzy w swoje możliwości, wiedząc, że czasami wiele mu brakuje, by być kimś dobrym władcą. Ale takie słowa robią wrażenie i dostrzega to, kiedy Kenta pozwala mu mówić.

Więc Tetsuo mówi, a Katsurou jest przy nim, zawsze gotowy go wspierać i w niego wierzyć.

***

Katsurou jest niezaprzeczalnie pociągający i to jest coś, z czego Tetsuo zdawał sobie sprawę jeszcze zanim zgodził się na to małżeństwu. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, gdy Tetsuo przyjechał do Touto na studia, pomyślał o nim jako o naprawdę przystojnym księciu, być może kandydacie na jego małżonka.

Teraz też świetnie zdaje sobie z tego sprawę, o wiele bardziej niż wtedy. Leżąc w ich sypialni, ciężko mu udawać, że obecność mężczyzny obok nie jest rozpraszająca. Być może gdyby ten po prostu spał czy zajmował się czymś innym, Tetsuo mógłby skupić się na czytaniu księgi, której strony teraz obraca.

Ale to byłoby zbyt łatwe. Tetsuo jest uparty, więc wkłada wiele silnej woli w to, żeby zapach lasu nie wpłynął zbytnio na jego zmysły i aby ten delikatny dotyk na ramieniu nie przekonał go do obrócenia się i zrezygnowania z czytania. Katsurou też jest uparty, może nawet jeszcze bardziej niż jego małżonek, dlatego leży tak blisko, obejmuje swoją Omegę i nie pozwala jej skupić myśli, co z pewnością musi być dla niego dość zabawne.

– Tak sobie myślałem – książę Touto odzywa się dość nagle – bo jeśli ty zdobędziesz razańską koroną, a mnie koronują tutaj, to ty będziesz tutaj Królewską Omegą, ale kim ja tam będę?

– Mężem władcy, jak zgaduję – mówi Tetsuo, może trochę bardziej kąśliwie, niż planował. Ale Katsurou reaguje śmiechem i całuje go w policzek, a później przesuwa usta na jego szyję. Dzieje się to zbyt nagle, by Tetsuo potrafił całkowicie stłumić ciche mruknięcie. – Możesz sobie wymyślić na to jakiś tytuł.

– Ty mi wymyśl, to zbyt trudne. – Katsurou przysuwa się jeszcze bliżej, tak, że brakuje już między nimi wolnej przestrzeni, chociaż ich łóżko jest naprawdę spore. – Ale wiesz, imponuje mi to, jak niezwykły jesteś. Zawsze osiągasz to, co sobie zaplanujesz. I nigdy się nie poddajesz. I jeszcze zawsze sprawiasz wrażenie, jakby to było nic takiego i jakbyś nigdy się nie starał, choć wiem, że jest inaczej. Nie mógłbym sobie wymarzyć wspanialszej Omegi.

Mógłbyś sobie wymarzyć taką, która cię kocha – przechodzi Tetsuo przez myśl, ale nie mówi tego głośno. Wyrzuty sumienia zaciskają się wokół jego żołądka i wydają się wręcz wbijać w jego ciało, przypominając mu, jak złe jest to, co robi. Jest szczery, nie raz przecież tłumaczył Katsurou swoje uczucia, ale i tak ma wrażenie, że go oszukuje.

Chce wrócić do książki i zignorować to wszystko, ale Katsurou nie daje mu takiej możliwości. Składa kolejne pocałunki na jego szyi, dotyka jego ramienia i tylko czeka, aż Tetsuo odwróci się do niego i pozwoli mu na pocałunek.

Mógłby jeszcze trochę tak po prostu poleżeć i poudawać, że próbuje czytać, ale to nie ma sensu. Chce być przy Katsurou, zapomnieć o dręczących go uczuciach i może przy okazji w pewien sposób odpokutować za to, jak wygląda ten związek. Jego mąż jest tak blisko i nie da się go zbyt długo ignorować.

Dlatego książę odwraca się na plecy i łączy swoje usta z jego, jednocześnie niezbyt starannie zamykając księgę. Tyle potrzebuje, by odczuć upragniony spokój i wrażenie, że nic złego nie może mu się stać. Jest tu bezpieczny, chciany i kochany – i to powinno sprawić, by czuł się najszczęśliwszą Omegą na świecie.

– Kocham cię – mruczy Katsurou, a w świetle świec jego ciemne oczy wydają się wręcz błyszczeć. – Nie obchodzi mnie to, że twierdzisz, że nigdy nie odwzajemnisz. Kocham cię i chcę, żebyś to wiedział.

Na to nie da się szczerze i dobrze odpowiedzieć, obydwoje o tym wiedzą. Dlatego Tetsuo całuje go jeszcze raz i jeszcze, próbując się w tym zatracić i przestać myśleć o czymkolwiek. W końcu Katsurou nie chce odwzajemnienia tych uczuć, więc czemu ciągle ma czuć się z tym tak podle?

***

– Oddychaj.

Świat składał się z kolorowych plam. Niektóre były nieruchome, inne wręcz przeciwnie, poruszały się z zaskakującą szybkością. Obserwowanie ich było tak bardzo męczące, że Tetsuo chciał jedynie zamknąć oczy i zupełnie je zignorować.

– Oddychaj. Wiem, że sobie poradzisz. Musisz tylko sobie to przypomnieć.

Znał ten głos. Chłodny, a jednocześnie niezwykle kojący. Władczy i opiekuńczy na raz. Musiał należeć do kogoś silnego, niezwykle silnego, kogo dobrze znał. Tylko kim była ta osoba?

– Właśnie tak. Świetnie sobie radzisz. Musisz tylko przez cały czas oddychać. Nie przestawaj.

Z kimkolwiek miał do czynienia, mógł spełnić tę prośbę. Powoli, choć z lekkim trudem, wciągnął powietrze do płuc, a następnie równie wolno je wypuścił. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech.

Pierwsze kilka razy były najtrudniejsze. Miał wrażenie, jakby coś ciężkiego naciskało na jego płuca i musiał naprawdę wysilić się, żeby wpuścić do nich choć trochę powietrza. Ale później to coś zaczęło znikać, nie całkowicie, ale z każdą chwilą przeszkadzało coraz mniej, aż w końcu kolejny oddech nie wymagał już wysiłku.

Następnie Tetsuo zamrugał kilka razy, próbując skupić się na kolorowych plamach. Nieco zmrużył oczy i chociaż wydawało mu się to wiecznością, obraz zaczął się wyostrzać. Był w stanie rozróżnić konkretne kolory, kształty, aż w końcu był w stanie dostrzec, że przyglądały mu się aż trzy, dobrze mu znane osoby.

– Tetsuo? Już wszystko w porządku?

– Tak... – odparł z trudem, czując niezwykłą suchość w gardle.

Tyle wystarczyło, by poczuł nieprzyjemne drapanie, które zmusiło go do kaszlu. Zacisnął przez to powieki i po chwili poczuł przy swoich ustach jakiś materiał. Dopiero kiedy poczuł się nieco lepiej, znowu otworzył oczy – wtedy odkrył, że to medyk podał mu chusteczkę, a teraz trzymał w dłoni szklankę wody, gotowy mu ją podać, co książę przyjął z wdzięcznością.

Nigdy nie czuł się aż tak beznadziejnie.

Czuł, że wszyscy go obserwowali i wcale im się nie dziwił, skoro jest stan zdrowia tak się pogorszył. Z pewnością mieli wiele pytań, ale on miał jeszcze więcej – w głowie majaczyły mu jakieś dziwne obrazy, fragmenty czegoś, co wydawało się wspomnieniami, ale nie potrafił ich w żaden sposób posegregować. Pamiętał powrót do Razan, a później...

Chyba wolał, żeby ktoś mu to wytłumaczył, zanim zacznie wyciągać jakiekolwiek wnioski.

Z pomocą medyka wypił kilka niedużych łyków. Czuł, że jego prawą rękę przez cały czas ściskał Amano, czekając na realne zapewnienie o lepszym samopoczuciu. Martwił się. Z pewnością musiał czuć się okropnie, obserwując swojego syna w tak koszmarnym stanie. Katashi sprawiał wrażenie bardziej opanowanego, ale nawet w samej jego dość spiętej postawie dało się wyczytać wiele emocji. Obydwoje z pewnością chcieli usłyszeć coś, co choć trochę uspokoiłoby ich nerwy.

– Wszystko jest już w porządku – powiedział w końcu i na dowód swoich słów wyprostował się trochę bardziej. Siedział na swoim łóżku, opierając się o poduszki i nie pamiętał nawet tak prostego faktu, jak znalezienie się w tym miejscu. Mimo to i tak zamierzał udawać, że czuł się już znakomicie i wcale nie miał pustki w pamięci. – Nie musicie się o mnie martwić.

– Przez ostatnie tygodnie nie wydusiłeś z siebie nawet słowa – odezwał się Katashi. Tetsuo z lekkim trudem odwrócił nieco głowę, żeby na niego spojrzeć. – Jesteś naszym dzieckiem, to oczywiste, że się martwimy. Co ostatnie pamiętasz?

Znowu musiał się skupić. Lekko zacisnął dłonie, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Pamiętał wiatr rozwiewający mu włosy, gdy jechał na koniu i drogę do Razan, i kłótnię z Katsurou, i...

Ból był tak silny i ostry, jakby ktoś wbił rozżarzony sztylet w jego ciało. Wypuścił szklankę i nawet nie poczuł, jak większość wody rozlewa się po kocu, którym był przykryty. Zgiął się w pół, a w jego oczach pojawiły się łzy, których nie potrafił powstrzymać. Miał ochotę krzyczeć, ale jednocześnie nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Nie był w stanie obserwować tego, co działo się dookoła. Skupił się jedynie na tym konkretnym punkcie na szyi, z którego ból rozlewał się na całe ciało. Zagryzł mocno wargę, powtarzając sobie, że na pewno zaraz mu przejdzie. Po prostu musiał to przetrzymać. Jeszcze chwilę. Jeszcze sekundę, dwie, trzy, pięć, dziesięć...

Pierwszym, co poczuł, był zaskakujący, ale przynoszący ulgę chłód. Ból nieco zelżał, sprawił, że Tetsuo był w stanie wziąć normalny, głęboki oddech. Dopiero po chwili mógł rozpoznać, że w miejscu ugryzienia nałożono jakąś maść. Miała nieprzyjemny zapach, ale na tyle łagodziła tamto uczucie, że książę wcale się tym nie przejmował. Chciał jedynie znowu przytomnie spojrzeć na świat.

– Nie można jej używać zbyt często – dotarł do niego głos medyka. – Raz, w wyjątkowych sytuacjach dwa razy dziennie, ale nie częściej.

Tetsuo wziął głębszy wdech i mimo dalej odczuwanego bólu, zdołał się wyprostować. Powoli zaczynało do niego docierać, co właściwie się stało, ale to dalej wydawało mu się nielogiczne. Omegi bardzo rzadko reagowały aż tak źle na brak bliskości Alfy po stworzeniu więzi, tym bardziej po tak krótkim czasie. Potrzebowały naprawdę sporo czasu, żeby odczuwać skutki braku bliskości, a on przecież niedawno widział się z Katsurou.

Leżący na stoliku obok papier zwrócił jego uwagę. Miał wrażenie, że nie jest niezwykle ważny, że gdzieś już go widział. Rozmyte, niepasujące do niczego wspomnienia, podsuwały mu obraz listu, który już czytał. Lekko zmarszczył brwi, czując ogromną potrzebę, żeby go zobaczyć.

– Może mi ktoś podać tę kartkę? – spytał w końcu, znowu zwracając na siebie uwagę.

Minęła chwila, nim Amano, z dziwnym wahaniem, podniósł się i rzeczywiście po nią sięgnął.

– Nie jestem pewien, czy powinieneś to czytać. To list od Katsurou i przez to, że ci go dałem...

– Chcę zobaczyć, co napisał.

Nie powinien się tak zachowywać, ale na samo wspomnienie o Katsurou jego serce zabiło mocniej. Kiedy kartka znalazła się w jego dłoni, od razu rozpoznał jego charakter pisma, nierówne litery i te kilka błędnie napisanych słów. Prawie uśmiechnął się na ten widok, mając wrażenie, że samo to przyniosło mu dziwną ulgę.

List nie był o niczym konkretnym. Dużo w nim było przeprosin, zapewnień o jego uczuciach i prośbach, by odpisał, jeśli tylko poczuje się lepiej. Ślad więzi nieprzyjemnie pulsował, kiedy czytał każde kolejne zdanie. Katsurou po tym wszystkim dalej go kochał i jeszcze czuł się winny ich rozstaniu, chociaż całą odpowiedzialność ponosił Tetsuo. I widział to wyraźniej niż kiedykolwiek.

Nie miał pojęcia, co się z nim stało, ale czuł, jak jego umysł przejrzyście analizuje to wszystko i to z niezwykłą łatwością. Data napisania listu sugerowała, że minęło przynajmniej półtora miesiąca od czasu jego przyjazdu do Razan, choć podejrzewał, że musiało to być więcej. Dwa, być może nawet trzy miesiące, z których nie pamiętał praktycznie nic. Jego ojciec wspominał, że Tetsuo nie odezwał się słowem przez ten czas, a to w połączeniu z tym czasem brzmiało jak odpowiedź.

Kyogare – powiedział cicho. – To mnie niszczyło, prawda?

Szaleństwo z tęsknoty. Kyogare. Było to bardzo poetyckie, starorazańskie określenie na Omegi, które nie radziły sobie przez rozstania ze swoimi Alfami. Z reguły dopadało je to po śmierci partnerów i zazwyczaj prowadziło do sytuacji, w których nie były w stanie o siebie zadbać, co często doprowadzało do ich śmierci.

– To nielogiczne – odparł dalej siedzący przy nim medyk. – Potrzeba więcej czasu na rozwój, to nigdy nie dzieje się praktycznie z dnia na dzień.

– W normalnych warunkach tak, ale... – Katashi na chwilę zamilkł, jakby się nad czymś zastanawiając. – Kyogare pomaga Omegom zapomnieć o Alfach i stworzonej więzi, przez co nie odczuwają bólu. Rozwija się wolno, bo Omega potrzebuje czasu, żeby brak obecności powodował coraz większy dyskomfort. Ale jeśli samo stworzenie więzi nie odbyło się w, że tak to nazwę, normalnych warunkach?

– Ślad rzeczywiście nie wygląda zbyt dobrze. Zajmuje więcej miejsca na skórze i ciągle jest zaczerwieniony, więc może to być wytłumaczeniem. Czy wasza książęca mość ma jeszcze jakieś znaczące dolegliwości?

– Nie, wszystko jest w porządku.

Medyk jeszcze przez chwilę nie dawał mu spokoju. W końcu jednak uwierzył, że nic więcej nie mógł zrobić i zalecając odpoczynek – do czego Tetsuo nie miał zamiaru się stosować i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę – opuścił jego komnatę. Na chwilę w pomieszczeniu zapanowała zupełna cisza i książę sam nie wiedział, co zrobił. Zdawał sobie jedynie sprawę z tego, że musiał działać, ale brakowało mu planu działania.

– Nie mam zamiaru wracać do Touto, do Katsurou – powiedział w końcu, bo to była jedna z niewielu rzeczy, co do której miał pewność. Cicho westchnął, widząc zaskoczenie w oczach Amano. – To z mojej winy się rozstaliśmy, ale nie mogę tego cofnąć. Nie... nie powinniśmy byli brać tego ślubu, skoro on coś do mnie czuł. Od zawsze go tym raniłem, że nie umiałem odwzajemnić jego uczuć. Teraz będzie mógł znaleźć sobie jakąś lepszą Omegę.

Spojrzał na swoje dłonie. To nie rozwiązywało wszystkich jego problemów, ale powiedzenie szczerze na głos tych kilku zdań było dobrym początkiem. Wraz z tym zdecydował się na jeszcze jeden ruch i zdjął z palca pierścionek zaręczynowy. Śladu więzi nie chciał się pozbywać, ale nie był już Omegą Katsurou. Powinien oddać mu ten prezent i potwierdzić, że wcale nie zmienił swojej decyzji.

Teraz widział wszystko o wiele klarowniej. Cokolwiek działo się w ostatnim czasie, pozwoliło mu to odpocząć i się zregenerować. Od czasu porwania z pewnością nie czuł się tak spokojnie. Nawet jeśli ślad na szyi dalej powodował duży dyskomfort, stanowił też dobre przypomnienie – Tetsuo popełnił wiele zła i musiał wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje.

I powoli w jego głowie kształtowały się pierwsze punkty do odhaczenia w planie rozpoczynającym nowy etap jego życia. Etap bez kłamstw i ranienia innych. Etap bycia Omegą, którą zawsze chciał być.


Z lekkim opóźnieniem, ale po napisaniu całego rozdziału uznałam, że muszę zmienić narrację we wszystkich trzech scenach, a to nie było łatwe. Narracja w czasie przeszłym jest jednak znacznie łatwiejsza, wierzcie mi, więc raczej nie będę już tu wrzucać scen w czasie teraźniejszym, aby się nie męczyć.

Ale dotarliśmy już do tego niezwykle ważnego etapu, kiedy Tetsuo widzi, że popełnił wiele błędów i nie chce ich powtarzać. Czy to oznacza, że już więcej ich nie popełni? Z pewnością nie. Ale czy to oznacza, że będzie na nie inaczej patrzeć - o tym będziecie mogli się przekonać w najbliższych tygodniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro