Rozdział 34: Płomień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cass ściskała torbę z opasłym tomiskiem i wspinała się po klatce schodowej w Hig Winitt Hal. Na ostatnim piętrze mieszkali wyłącznie profesorowie i tutorzy, więc żaden student nie miał tam wstępu. Była już prawie na miejscu i znów zalała ją fala niepokoju. Przez myśl jej przeszło, że może łatwiej byłoby jednak przemycić Asha do Balcane. Jednak było już za późno na takie dywagacje.

Pokonała ostatni stopień i znalazła się w długim korytarzu pełnym drzwi. Poczuła się jak podczas wakacji do Europy – tam w każdym hotelu były podobne korytarze. Ruszyła po ozdobnym dywanie, który pokrywał parkiet. Na szczęście jedne z drzwi otworzyły się i z pokoju wychyliła się czarna czupryna Asha.

Gdy zamknął drzwi, oboje utknęli w ciasnym przejściu. Przez chwilę Cass widziała nad sobą tylko piękny uśmiech. Jego perfumy doprowadzały do szału. Nagle zrobiło się dziwnie duszno. Cass przyjrzała się mężczyźnie dokładniej, bo zewnętrznie ponownie się zmienił. Odjął kolejne lata przez czarną koszulkę z wizerunkami członków Sound Garden. Uśmiechnęła się na ten widok.

— Nikt cię nie widział? — zapytał ostrożnie, a Cass pokręciła z głową. — W porządku. Rozgość się, a ja zaparzę herbatę.

Dziewczyna rozejrzała się nieśmiało po przestronnym pomieszczeniu, gdzie królowały hebanowe meble. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy był kominek z rzeźbieniami w stylistyce Nigelthen. Ogień palił się miło, a skwierczące drewno nadawało temu rytm. Cass zagapiła się chwilę na płomienie.

— Niedawno się wprowadziłem. Jak ci się podoba? — zagadnął, niosąc filiżanki i dzbanek na tacy.

— Bardzo przyjemnie — przyznała szczerze, pocierając dłonie bezwiednie.

— Zimno ci?

Wzruszyła ramionami, ale Ash bez słowa przysunął kanapę i stoliczek bliżej kominka. Dopiero wtedy Cass zwróciła wzrok na stojak z dziesiątkami płyt winylowych i staromodny adapter na półce obok.

— Słuchasz starej muzyki?

Parsknął, nalewając herbaty.

— Zależy, co rozumiesz przez starą muzykę.

Poczuła się dziwnie onieśmielona.

— Wymień swoich ulubionych wykonawców — zasugerowała, siadając na kanapie pełnej czerwonych poduszek. Czerwonych jak jej policzki.

— Nie będę wymieniał.

Wstał i zaczął szperać przy płytach. W końcu wyciągnął jedną i umieścił na adapterze. Usłyszeli trzask umieszczanej igły i płyta zaczęła się obracać. Po chwili po salonie poniosły się wesołe dźwięki piosenki i Cass rozpromieniła się znacznie.


"Mam cię pod skórą.

Głęboko wyrytą w sercu.

Tak głęboko, że jesteś częścią mnie.

Mam cię pod skórą.

Próbowałem się nie poddać.

Powiedziałem sobie: ten romans skończy się źle.

Ale dlaczego miałbym się mu opierać,

Gdy, wiem tak dobrze, kochanie,

Że jesteś częścią mnie?"*


— Moi rodzice też bardzo lubią Franka Sinatrę. Znam prawie wszystkie jego piosenki na pamięć — pochwaliła się z uśmiechem, ale szybko posmutniała, myśląc o mamie.

— To moja ulubiona — odparł i przymknął na chwilę oczy, słuchając tekstu. — Kojarzy mi się z kimś wyjątkowym. — Cass wyczuła w jego głosie nutę smutku, ale w kolejnej chwili posłał jej znów uśmiech.

Zapatrzyła się na Asha przez chwilę. Była ciekawa, o kim mógł myśleć, słuchając tej piosenki. Czy była kiedyś w jego życiu tak wyjątkowa dziewczyna, by po latach wspominał ją przy każdej nucie tej melodii?

Stał w miejscu z opakowaniem płyty w silnych dłoniach. Przymknął oczy, poruszając głową w rytm piosenki. Wydawał się być sobą w stu procentach – normalnym chłopakiem, czującym się swobodnie, słuchając ulubionej piosenki. Gdy otworzył oczy, Cass odchrząknęła z uśmiechem i wlała mleko do herbaty, by zająć czymś ręce.

— Więc, gdzie twoja książka? — zapytał, siadając obok niej na kanapie.

Odjęła filiżankę od ust i chwyciła torbę. Wyjęła wolumin i położyła na stoliku przed nami.

— Jakiś czas temu przeprowadziłam interesującą rozmowę z Trevorem Crumandamesem. Twierdził, że w tej książce znajdę wszystkie odpowiedzi na swoje pytania.

— Na przykład?

— Mam ich tak wiele... Ale teraz najbardziej interesuje mnie Scylisa. Kim była i... — spojrzała na niego niepewnie — dlaczego wciąż mi się śni i słyszę jej głos w głowie. Sądzę, że to ona.

Po twarzy Asha przebiegł cień. Poruszył się niespokojnie i potarł dłonie w nagłym zdenerwowaniu.

— Przeczytałaś już całą treść? — jego głos był napięty.

— Wątpię, czy przeczytałam choć połowę. Ta księga jest tak obszerna, że zdecydowałam się wspomnieć tylko o kilku legendach w swojej pracy semestralnej. Ale po tym, co powiedział Trevor, myślę, że muszę przebrnąć przez wszystko.

Ash wahał się chwilę, zanim chwycił czarną księgę w dłonie.

— Tutaj są wszystkie moje dotychczasowe notatki. Przejrzyj je na spokojnie. Może wpadniesz na pomysł, co mogłabym jeszcze dodać. — Posłała mu uśmiech. — Ale najpierw powiedz mi, gdzie jest łazienka?

Uśmiechnęła się nieśmiało i poszła we wskazanym kierunku. Czuła się niesamowicie poddenerwowana. Wytarła spocone dłonie o spódniczkę i spojrzała na swoje odbicie w eleganckim lustrze. Musiała przyznać, że kwatery profesorów były w zupełnie innym standardzie, niż te studenckie w Balcane.

Odetchnęła głęboko kilka razy i poprawiła włosy, przyglądając się sobie w lustrze. Odczekała chwilę, mając nadzieję, że wypieki odrobinę znikną. Przemyła twarz zimną wodą, ale wszystko było na nic. Odchrząknęła, by dodać sobie pewności siebie i wtedy usłyszała łoskot z salonu. Z pytającą miną przemknęła korytarzykiem w kierunku hałasu.

Pierwsze, co zobaczyła, to Ash kręcący się w popłochu przy kominku. W pokoju było nieznośnie gorąco i pachniało spalenizną. Rowley zaczął chodzić w tę i z powrotem z dziwnym oszołomieniem na twarzy.

— Co się stało?

— Przepraszam, Cassily... To był wypadek — odparł przestraszonym głosem. — Wyślizgnęła mi się z rąk...

Wtedy zerknęła na palenisko i zobaczyła „Sekretne Światy" w płomieniach. Zaczerpnęła powietrza i rzuciła się do kominka. Porwała w dłoń pogrzebacz i próbowała wyciągnąć książkę z trawiącego ją ognia. Ją także oblała fala gorąca i paniki. Obserwowała, jak papier zgina się pod wpływem ognistych języków. Czarna okładka zaczęła topić się i znikać w zgliszczach.

Tylko nie to... — Cass usłyszała szept w głowie.

Oczy Cass zapiekły i poczuła mrowienie w dłoniach, a skóra zaczęła swędzieć. Miała ochotę zacząć krzyczeć. Zanim jednak cokolwiek się stało, z jej nosa pociekła stróżka krwii, zamroczyło ją i upadła na dywan jak szmaciana lalka.


* cytat z tekstu piosenki Franka Sinatry "I've Got You Under My Skin" w moim tłumaczeniu. :)


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅

Ja osobiście uwielbiam ten rozdział <3 

A, co Wy myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro