Część 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jake

Z samego rana dzwonię do Steve'a.

- Jake?

- Siemano stary.

- Coś się dzieje? Dlaczego dzwonisz?

- Nic się nie dzieje, po prostu mam czasami dosyć tej dziury.

- Jesteś tam krótko, co ty odpierdalasz.

- Nie masz pojecia, jak tu jest. Sami starzy ludzie, wkurwiona szefowa i ja w roli majstra, który stary pensjonat ma zamienić w jebany kurort.

- Na pewno przesadzasz. Czytałem ogłoszenie, wszystko, o co prosi Thomas, jesteś w stanie wykonać. I pamiętaj, dlaczego tam jesteś. Nie możesz się wychylać.

- Był już ktoś u ciebie?

- Nie, na razie cisza. Stawiam, że pierwszy przyjdzie Marco, a potem gliny.

- Bardziej obawiam się Marco, kurwa nie potrzebnie cię w to wpakowałem...

- Jake, poradzę sobie. Poza tym, gdy zobaczy moją firmę, zwątpi, że w imię dawnej przyjaźni ryzykuję. Wyluzuj, nic się nie stanie.

Kate

Co za arogancki dupek.
Przyjedzie taki zadufany w sobie Don Juan i myśli, że każda będzie jego.
Wczoraj w nocy, wystraszyłam się, gdy usłyszałam jak ktoś chodzi po domu.
Oczywiście goście mogli poruszać się, kiedy chcą, ale są to starsi ludzie i o tej porze nigdy nie wychodzą ze swoich sypialni.
Nie myślałam długo, tylko wyszłam tak jak byłam ubrana do spania i chciałam zobaczyć co się dzieje.
Moja pierwsza myśl dotyczyła rabunku i chciałam iść po Jake'a, ale gdy usłyszałam głos Georga, wiedziałam co się dzieje.
O dziwo Jake również tam był, ale widać było , że właśnie dopiero wrócił z miasta, a nie przybył na ratunek mojemu gościowi.
Nic mnie to nie obchodzi , gdzie Jake był, to jego sprawa.
Byłam mu wdzięczna, że pomógł mi uspokoić Georga i odprowadzić go do pokoju.
Jednak to, co stało się później, sprawiło , że całe moje uznanie szybko uleciało.
Nie spodziewałam się pocałunku, nawet przez myśl mi to nie przeszło. Byłam wściekła. Myślałam, że jasno dałam mu do zrozumienia, iż nie jestem nim zainteresowana.
No dobrze, jest przystojny, ma coś magnetycznego w sobie, ale to nie znaczy, że muszę się temu poddać.

Przede wszystkim denerwuje mnie jego zachowanie. A fakt , że czuć było od niego alkohol , wcale mnie nie zachęcało. Może był pijany bardziej niż mi sie wydawało? Czy to możliwe? Nie wyglądał na kogoś, kto nie kontaktuje, kto nie wie co robi.

Szykuję właśnie śniadanie, gdy do kuchni wchodzi Jake. Nasze spojrzenia się spotykają, ale żadne się nie odzywa. Wracam do swojego zajęcia, czyli krojenia pomidorów, a Jake podchodzi, by nalać sobie filiżankę kawy z ekspresu.
Czuję na swoim ciele jego wzrok, ale postanawiam nie zaczynać rozmowy. To on powinien mnie przeprosić.

- Znowu ze sobą nie rozmawiamy szefowo?

- Nie mam ci nic do powiedzenia- odpowiadam beznamiętnie.

- A mi się wydaje, że w myślach masz mi wiele do powiedzenia.

Nosz kuźwa, co za palant.
Odwracam się do niego z nożem w ręku i na ten widok robi krok w tył z szokowaną miną.

- Nie mam zamiaru cię dźgnąć na litość boską- mówię i odkładam nóż, bo może faktycznie źle to wyglądało.

- Nie jestem tego taki pewien. Z tego, co zaobserwowałem, jesteś temperamentną kobietą. Ku memu zaskoczeniu dodam.

- Co to znaczy?

- Jesteś mała, filigranowa, nie sądziłem, że masz w sobie tyle ognia.

- A co ma rozmiar do znaczenia?!

- Wbrew pozorom rozmiar ma duże znaczenie- mówi z uśmiechem, by po chwili mrugnąć do mnie.

Nie rozumiem tego faceta. Czy on naprawdę tak rozmawia ze wszystkimi kobietami? Czy tylko ja mam taki zaszczyt? I przede wszystkim dlaczego? Przecież nic nie robię, nie prowokuję go.

Znów odwracam się do niego plecami i tym razem biorę do ręki obraną cebulę, by ją opłukać w wodzie, a następnie pokroić w małą kosteczkę do pomidorów. Słyszę za sobą ciężkie wzdychania, tak jakby chciał zwrócić na siebie uwagę.

- Przepraszam Kate, nie denerwuj się.

Spoglądam na niego i uszom własnym nie wierzę. Chyba widzi moje zaskoczenie, bo znów wzdycha z wielką męczarnią. Pewnie sam sobie nie dowierza.

- Czy ty hiperwentylujesz, bo powiedziałeś słowo na p.?- pytam z lekkim rozbawieniem.

- A ty będziesz się teraz ze mnie śmiała?

- Zdecydowanie tak.

Tym razem to Jake się uśmiecha. I tak przez chwilę zapada między na nami ciche pojednanie. Jake bierze łyk kawy i oblizuje usta.
Nic nadzwyczajnego, normalny odruch, a jednak przypomina mi o wczorajszym pocałunku.

- Chcesz jeszcze za coś przeprosić Miller?

- Czuję, że masz całą listę za co powinienem przepraszać, ale może tym razem mnie naprowadź po przyjacielsku.

- Jak nie wiesz, to spadaj.

Moje słowa go zaskakują, a ja wracam do swojego zajecia. Słyszę jak Jake chichocze, a na mojej twarzy również mimowolnie pojawia się uśmiech.

- Ok, przepraszam za to co zrobiłem w nocy. Chociaż uważam, że nie powinno przepraszać się za pocałunek, to jedna z najprzyjemniejszych aktywności fizycznych w życiu prawda?

- Taa, jak obie strony tego chcą Jake.

- Myślałem, że chcesz...

Jake

Moje słowa sprawiają, że ponownie Kate szybko się odwraca i rzuca we mnie kawałkiem cebuli, która ląduje najpierw na moim czole, a potem wpada do mojego kubka z kawą. Całe szczęście, że nie trzymała noża.

- Kurwa, grałaś w koszykówkę czy co? Ależ masz cela dziewczyno.

Uśmiecham się szeroko i by nie okazywać jej mojej małej porażki, biorę kolejny łyk kawy.

- Pychota, tego brakowało. Tajemniczy składnik według przepisu Kate Thomas. Tylko w " U Rose" można się napić takiej kawy.

Oboje zaczynamy się śmiać i przyznaję, że gdy nie jest taka nadąsana, wygląda uroczo.
No dobra, nadąsana wygląda zajebiście, ale postanawiam zostawić to dla siebie. Już wystarczy mi cebuli w kawie, a nóż jest niebezpiecznie blisko jej ręki.

- Rozejm szefowo?

- Rozejm Złota rączko. I nawet nie rozwijaj tej myśli, która właśnie kiełkuje w twojej brudnej głowie.

- Nigdy w życiu. Jestem czysty i niewinny jak dziewica.

- Na pewno. Właśnie na takiego wyglądasz.

***

Jake

Po południu zaczynam rozbierać stary pomost. Słońce mocno świeci, ale mam dosyć zapachu farby w pokoju. Czas na pracę na świeżym powietrzu.
Po dwóch godzinach robię sobie przerwę, ale zauważam, że zostawiłem u siebie w sypialni paczkę fajek.

Wchodzę do pensjonatu i znajduję za  recepcją Laurę. Witamy się i szybko zmykam na górę. Na pewno sprawdzała mój tyłek, wręcz czuję jej wzrok. Szkoda , że to nie Kate tak mi się przygląda. Dodatkowo jeszcze bym nim nieco pokręcił. Ta komiczna myśl sprawia, że zaczynam się śmiać sam do siebie.

Gdy już mam moje wybawienie w kieszeni, schodzę na dół i w holu oprócz Laury spotykam Georga. Przystaję na krótką chwilę , by zamienić z nim parę słów i sprawdzić, czy z nim wszystko w porządku.
Od kiedy ja się martwię takimi bzdetami?!

Postanawiam wrócić do pracy, ale George depcze mi po piętach. Gdy jesteśmy już na ganku, odpalam papierosa , by się zrelaksować.

- A wiesz Jake, dlaczego nazywa się ten pensjonat "U Rose"?

- Po babci Kate?

- Tak, ale ma swoją historię. Pradziadkowie Kate długo starali się o dziecko, podobno jej prababka nie mogła donosić ciąży. A kiedy tu się sprowadzili i wybudowali ten pensjonat, wszystko się zmieniło. Dzwonek w kształcie róży jest symbolem tego miejsca. Kiedyś wszędzie tutaj rosły róże i tak postanowili nazwać swoją córkę. Nigdy nie był ściągany i zobacz, wygląda jak nowy.

- To prawda, jak na tyle lat, wygląda dobrze.

George jeszcze przez chwilę opowiada o historii tego budynku. Kiedy już schodzę po schodach , idzie za mną. Nawet całkiem dobrze mi się z nim rozmawia, facet jest w porządku. Jednak po chwili dzieje się coś dziwnego.

- Jake, a opowiadałem ci już o historii tego pensjonatu i dlaczego nazywa się Rose?

- Przed chwilą mi to już mówiłeś George.

- Tak? Jesteś pewien?

Co do chuja się tutaj wyprawia. Opowiadał mi o tym jakieś trzy minuty temu. Gdy zaczyna ponownie swoją opowieść, postanawiam go spławić , tłumacząc, że mam wiele pracy. Odchodzę i ponownie zabieram się za ściąganie starych desek z pomostu. Wszystko, byle nie starcze opowieści z krypty.

Kate

Byłam niedaleko, kiedy George rozmawiał z Jake'iem.
Widziałam zaangażowanie na twarzy staruszka, natomiast Jake wyglądał jakby chciał od niego uciec jak najdalej. I gdy to w końcu zrobił, na jego twarzy był nieprzyjemny grymas.

Podeszłam do nieco przygaszonego Georga i zaprosiłam na lemoniadę. Jego humor od razu się poprawił. Pół godziny później, postanowiłam zanieść szklankę zimnego napoju również Jake'owi. Jest niezły upał, a nie zabrał ze sobą butelki wody, którą kupiłam w mieście właśnie na takie okazje.

Jake siłuje się z jedną upartą deską, a jego koszulka jest cała przepocona. Gdy przeklina ze złości , postanawiam trochę go oderwać od niewdzięcznej roboty.

- Może lemoniady? Zimna, orzeźwiająca i zdecydowanie bardzo na miejscu.

- Dzięki Bogu. Ratujesz umierającego.

- Zrób sobie przerwę i napij się, póki jest zimna.

Jake z wdzięcznością odbiera ode mnie szklankę i pije niemalże wszystko za jednym razem.
Miałam się nie wtrącać , ale nie potrafię...

- O co chodziło z Georgem?

- Co masz na myśli?- pyta i wygląda na zaskoczonego.

- Widziałam jak rozmawialiście i potem odszedłeś zirytowany.

- Bo mnie zirytował.

- Czym?

- W kółko opowiadał o tym samym. Chyba ma problemy z pamięcią. Powinien być w senatorium, a nie tutaj.

Jake siada na pozostałej części pomostu, a ja postanawiam się do niego przyłączyć. Widzę jego zaskoczoną minę, gdy siadam tuż obok niego. Nasze nogi zwisają swobodnie tuż nad wodą i przez chwilę panuje między nami cisza. Tylko patrzymy na powoli zachodzące słońce. Jego pomarańczowe promienie pięknie odbijają się od tafli wody.

- George ma wczesne stadium alzheimera. Wiele rzeczy zapomina.

- I przyjechał w takim stanie?

- Jest pod opieką bratanka, który miał wątpliwości co do jego pobytu tutaj, ale Georgowi bardzo zależało a ja obiecałam, że będę miała na niego oko.

- Dlaczego bierzesz na siebie tyle odpowiedzialności? Rozumiem , że długo go znasz, ale...

- Znam go całe życie. Trochę jest jak mój przyszywany dziadek. Prawdziwy zmarł jeszcze zanim się urodziłam. To George nauczył mnie pewnego lata jeździć na rowerze. To on zawiesił na drzewie moją pierwszą huśtawkę. Nie wspomnę o tym, ile razy razem łowiliśmy tutaj  ryby.

- Ok, ale...

- Nie ma "ale" Jake, jest moją rodziną i prawdopodobnie to ostatnie jego wakacje w pensjonacie. Przyjeżdża tutaj od lat. Po raz pierwszy w swoją podróż poślubną.

- George ma żonę?

Jake wygląda na zaskoczonego, a ja czuję jak łzy wzbierają się w kącikach moich oczu.

- Babcia opowiadała mi jak co roku przyjeżdżali tutaj uczcić swoją rocznicę ślubu. Po urodzeniu ich córki zaczęli przyjeżdżać razem z nią. Podobno była uroczym szkrabem i wszystkich rozkochała w sobie. Pewnego lata nie przyjechali. Babcia zadzwoniła zapytać, czy wszystko w porządku. Wiesz, po tylu latach między nimi nawiązała się szczera przyjaźń. Okazało się, że mieli wypadek samochodowy. Jakaś ciężarówka zmiotła ich na autostradzie i wpadli do rowu. George, mimo że sam był ciężko ranny, wyciągnął z wraku najpierw swoją siedmioletnią córeczkę, a następnie żonę. Wtedy nie było telefonów komórkowych i nie można było wezwać szybko pomocy. Minęło kilka godzin, zanim ktoś przejeżdżał obok i ich zauważył . W tym czasie obie zmarły w jego ramionach. Po kilku latach babcia namówiła go do przyjazdu, był w totalnej rozsypce. Jednak wrócił na drugi rok i potem następnego i kolejnego. Powiedział, że tutaj czuje ich obecność. Ich beztroskę . Przyjeżdża tu dla wspomnień, a za chwilę je również straci.

Mój głos drży i czuję jak po policzkach spływają mi łzy. Świadomość co przeżył George, sprawia, że się rozklejam za każdym razem, gdy o tym pomyślę . Uczył mnie wszystkiego czego powinien nauczyć swoją córkę. Pewnie w takich chwilach to o niej rozmyślał. Pamiętam jak pewnego razu zobaczyłam w jego oczach łzy, gdy udało mi się złowić wielką rybę. Byłam dzieckiem i nie wiedziałam co się dzieje. Gdy dorosłam i babcia opowiedziała mi o jego tragedii, wszystko stało się dla mnie jasne.

Z moich rozmyślań wyrywa mnie Jake, który kciukiem ściera moją łzę z policzka. Patrzę na niego zaskoczona, a on szybko opuszcza dłoń i swój wzrok kieruje ponownie na jezioro. Nie wygląda na speszonego, to coś innego... Tak jakby sam był zaskoczony swoim odruchem.

Ostrożnie wstaję i gdy już mam odchodzić, głos Jake mnie zatrzymuje...

- To dobrze, że George może na ciebie liczyć tak jak ty kiedyś na niego. Nie będę już się z niego śmiał.

- A co z pozostałymi? Każdy ma swoją historię i...

- Nie przeginaj Kate, Sir Richard sam się o to prosi.

Jake mówi to z powagą, ale ja wiem, że w duchu uśmiecha się na myśl o moich gościach.

- Jak wyjedziesz, jeszcze za nimi zatęsknisz panie Miller- mówię z uśmiechem.

- Czy ja wyglądam na sentymentalnego faceta?

- Przed chwilą właśnie takim facetem byłeś.

Puszczam mu oczko i odchodzę. Jego mina była bezcenna, ale tak właśnie myślę. Wzruszył się opowieścią Georga, ale chciał bardzo to ukryć. Nie udało się mu. Przez chwilę go przejrzałam. Jake Miller posiada serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro