Rozdział 29: Niezapomniany wieczór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Melissa przepychała się pomiędzy tańczącymi i głośno rozmawiającymi ludźmi wracając do miejsca, w którym wcześniej zostawiła Arinelę. Przez całą drogę czuła się wciąż jak w transie. Muzyka ledwo do niej docierała, kręciło jej się w głowie od nadmiaru emocji i potykała się bez przerwy o własną suknię.
Gdy dotarła na miejsce, Arinela wciąż stała przy bufecie z kubkiem ponczu obserwując tańce. Na widok Melissy uśmiechnęła się szeroko.
- Jak tam, kochana? Widziałam jak tańczyliście, a potem gdzieś razem poszliście... hm, sądząc po twoich rumieńcach na policzkach, coś się wydarzyło między wami! - Zachichotała wesoło.
Melissa skinęła głową nieśmiało.
- W sumie, troszkę tak.
I powiodła rozmarzonym spojrzeniem po dekoracjach na ścianach. Arinela wyszczerzyła się i odstawiła kubek na stół. Następnie chwyciła pod łokieć Melissę i pociągnęła ją na bok, z dala od największego gąszczu siedzących i rozmawiających studentów. W kącie sali rozejrzała się krótko, po czym przesunęła dwa krzesła, jedno dla przyjaciółki i dla siebie. Szybko jeszcze zgarnęła ze stołu cukrowe laski oraz nowy kubek z ponczem, który wcisnęła zupełnie rozkojarzonej Melissie, a sama obróciła krzesło oparciem do przodu i usiadła bokiem.
- No dobra - Rzekła gryząc laskę - Opowiadaj. I nie pomijaj żadnych pikantnych szczegółów!
Melissa potrząsnęła głową powracając do rzeczywistości.
- Nie pleć głupot, nie ma żadnych pikantnych szczegółów. Zwyczajnie rozmawialiśmy. Znaczy się, najpierw Chris zwierzył mi się ze swoich doświadczeń z kobietami, więc potem ja opowiedziałam mu, co mnie spotkało w liceum. No i tak staliśmy i gadaliśmy i nagle Chris wyskoczył, że czuje się zaszczycony tym, że mnie poznał. Jak bardzo ważna jest dla niego nasza przyjaźń i tak dalej, a ja na to, że raczej to dla mnie zaszczyt, iż mogłam poznać tak wyjątkowego chłopaka, jak on.
Arinela pokiwała głową z uwagą.
- A on, że to ja jestem wyjątkowa, no i wtedy... pocałował mnie.
Skończyła Melissa i chwyciła swoje włosy zakrywając nimi czerwoną twarz. Elfka podskoczyła na krześle wyrzucając w górę ręce.
- Tak! Wiedziałam! Zastanawiałam się, które z was pierwsze to zrobi!
I zachichotała wesoło. Melissa spojrzała na nią uśmiechając się.
- To była piękna chwila. To prawda. To był mój pierwszy pocałunek w życiu. Wciąż jestem mocno oszołomiona. Nie spodziewałam się tego. Ja...
Westchnęła znowu, patrząc rozmarzonym spojrzeniem na swój kubek.
- Chyba się w nim zakochałam... - Dodała cicho.
Arinela wyszczerzyła się znowu.
- A nie mówiłam? Mel, wy pasujecie do siebie jak dwie krople wody. Wystarczy, że obserwowałam was jak tańczyliście. Jakbym widziała prawdziwą, zakochaną parę. To była uczta dla oczu.
Popatrzyła na nią wesoło. Melissa znów się zarumieniła i uśmiechnęła lekko.
- To nie do końca tak. Nie doszło do niczego więcej. Nie było żadnych ckliwych wyznań, czy padanie sobie w ramiona. Jakby to powiedzieć... To nie jest jeszcze wielka i głęboka miłość. Za wcześnie na to. Ale jednak coś więcej niż przyjaźń. Tak. Tak właśnie bym to nazwała.
Arinela ugryzła swoją laskę i chwilę się zamyśliła.
- Hmm, a więc nieśmiałe uczucie. Dobrze. Czyli wskoczyliście na drugi etap w swojej relacji. Oboje czujecie do siebie ciche zauroczenie, ale nie jesteście gotowi na dalszy krok. Sprawa jest bardzo prosta. Wystarczy, że dalej będzie się rozwijać wasza przyjaźń, szczególnie, gdy dla obojgu z was jest ona bardzo ważna. I jednocześnie pielęgnujcie w sobie te małe ziarenko uczucia. A pewnego dnia rozkwitnie ono w prawdziwą miłość. A przynajmniej tak będzie, jeśli czegoś nie spartolicie po drodze.
Uśmiechnęła się łobuzersko. Melissa odwzajemniła uśmiech z wdzięcznością.
- Bardzo to miłe co powiedziałaś. Myślę, że tak właśnie jest. Jednakże nie wiem, czy rzeczywiście to się rozwinie dalej. A może na tym jednym pocałunku się jednak skończy. Ale jedno wiem na pewno: Chris stał mi się naprawdę bliską osobą. W sumie już od kilku dni zaczęłam czuć do niego coś więcej. A dzisiejszy wieczór sprawił, że te uczucie jeszcze się wzmogło. To naprawdę wyjątkowy chłopak. Nie ma pojęcia jak bardzo to dla mnie cenne, że zaakceptował mnie taką, jaka jestem.
Arinela oparła łokieć o krzesło i znów posłała do niej wesoły uśmiech.
- I tak właśnie powinno być. Mówię ci, Mel. Pasujecie do siebie. Jak nic. Czas pokaże, co będzie dalej.
Dziewczyna skinęła głową z szerokim uśmiechem i uchyliła kubek z ponczem. Zakochana... A więc to tak się czują te dziewczyny. Jak powiedziała Arinela, będzie pielęgnować w sercu te uczucie i albo będzie coś więcej, albo nie. I tak ta przyjaźń była dla niej najcenniejszą już rzeczą na świecie. I cieszyła się, że Chris czuł to samo.

Bal trwał już od kilku godzin i pomału uczestnicy zabawy zaczęli rozchodzić się już do swoich domów. Orkiestra wygrywała teraz powolne i romantyczne melodie, przy których jeszcze wiele par kołysało się we wzajemnych objęciach. Melissa doszła w końcu do siebie po intymnej chwili z Chrisem i teraz rozmawiała wesoło z Arinelą i resztą paczki. Elfka była już cała zarumieniona na twarzy od alkoholu i język wciąż jej się plątał, gdy mówiła.
- ...a wiecie, że nazwa „fajerwerki" pochodzi od starego, elfickiego języka oznaczającego: „ogniste kwiaty"? Nawet by się zgadzało. Te petardy wyglądają, jakby ktoś pomalował niebo w fikuśne kwiatki, które strzelają jak konfetti!
I czknęła głośno. Aranel popatrzył na siostrę z zażenowaną miną.
- Zdecydowanie za dużo wypiłaś, skoro nagle cię wzięło na opowiadanie jakiś głupot. I to ja miałem dziś nie sprawiać nikomu wstydu!
Melissa zaśmiała się, a Arinela tylko popatrzyła na brata mrugając szybko oczami, by odpędzić zamroczenie.
- No o co ci znowu chodzi?? Przecież to bardzo ciekawe! A ty niby masz lepsze rzeczy do opowiedzenia? Na przykład, ile dziewczyn tym razem dało ci dziś kosza?
Teraz nawet Felan zdusił pod nosem parsknięcie przysłuchując się rozmowie. Aranel wycelował nos w sufit i odparł niewzruszony:
- Jak już koniecznie chcesz wiedzieć, to udało mi się zaprosić aż dwie dziewczyny do tańca. Było bardzo fajnie i sympatycznie. Może uda mi się zdobyć ich imiona.
- Łał, no rewelacja - Zadrwiła Arinela - Daj znać, gdy któraś zdecyduje się wręczyć ci w prezencie kosmyk swoich włosów.
Melissa roześmiała się jeszcze bardziej, aż chwyciła się za brzuch prawie spadając z krzesła. Aranel przybrał obrażoną minę, ale i jemu kącik ust lekko zadrżał w skrytym uśmiechu.
- Ha, ha. Ubaw po pachy. Kiedyś uda mi się jakąś dziewczynę zaprosić na randkę. Zobaczycie!
- Jasne. Nie wątpię, braciszku. W końcu masz jeszcze dwa lata szkoły na to - Uśmiechnęła się Arinela ze zwyczajowym, łobuzerskim błyskiem. Chłopak prychnął tylko lekko w odpowiedzi.

Po jakimś czasie cała czwórka zdecydowała się wracać do domu. Dochodziła już dwunasta wieczór, a bal według planu miał się skończyć niewiele później, tak więc wszyscy, będący już zmęczeni i wyczerpani tańcami, powlekli się przez salę do wyjścia. Arinela była tak mocno upojona ponczem, że Aranel i Felan musieli chwycić ją wspólnie pod ramiona i pomóc jej doczłapać się do domu. Aranel miał minę wskazującą na takie zażenowanie, że Melissa przewidywała już, że gdy dziewczyna obudzi się jutro rano z ogromnym kacem, chłopak nie omieszka jej wypomnieć to i owo. Pożegnała się z nimi i postanowiła, że musi jeszcze podejść do jednej osoby, nim sama skieruje się do domu.
Sala robiła się pusta coraz szybciej i nawet orkiestra skończyła już grę równie zmęczona. Przy drobnych oklaskach ludzi, którzy jeszcze zostali, muzycy skłonili się i opuścili szkołę. Melissa odnalazła Chrisa bez problemu. Siedział z Edmundem i Scarlett niedaleko wyjścia na błonia i wciąż rozmawiali między sobą. Chris siedział tyłem do nadchodzącej Melissy, więc gdy ta stanęła nieśmiało naprzeciwko Czwórki, ci od razu podnieśli głowy i uśmiechnęli się.
- Chris, przyszła twoja dziewczyna.
Chłopak natychmiast obrócił się i poderwał z krzesła, jednocześnie rumieniąc się na słowa Edmunda. Posłał do niego parę gromów i zwrócił się do przyjaciółki:
- Hej! Przepraszam, nie zauważyłem cię.
- Hej, ja już idę do domu, więc... chciałam się pożegnać - Powiedziała Melissa.
- Och, jasne. Późno już. My niestety musimy zostać jeszcze, aby dopilnować sprzątania sali po balu. Ale i tak przyjdą zaraz sprzątacze.
Dziewczyna skinęła głową i zacisnęła usta. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale krępowały jej te świdrujące spojrzenia Edmunda i Scarlett, którzy patrzyli na nich wyszczerzeni od ucha do ucha. Chris od razu zauważył jej zakłopotanie i popatrzył na swoich przyjaciół. Przewrócił oczami i gestem dał znak Melissie, by odsunąć się na parę kroków, tak by Edmund i Scarlett nie podsłuchiwali ich rozmowy.
- Już robią sensację z tego, że byliśmy razem na błoniach i... - Szepnął Chris i odchrząknął czując teraz sam zakłopotanie, po czym zmienił temat.
- No to dobrej nocy, Melisso - Uśmiechnął się.
Ta odwzajemniła radośnie uśmiech.
- Dobranoc, Chris. I... dziękuję ci za dziś. To był cudowny wieczór. Nigdy go nie zapomnę. Nawet jeśli... no wiesz... Tak czy inaczej, było mi bardzo miło.
Chris uśmiechnął się szerzej.
- Mnie również. Dzięki tobie bal minął mi o wiele przyjemniej niż wcześniej. Również nie zapomnę tego wieczoru.
Melissa popatrzyła na niego czując mrowienie gdzieś w brzuchu. Znów zacisnęła usta nieśmiało i ścisnęła palcami swoją suknię. Z kolei Chris patrzył na nią wyczuwając, że chyba chciała coś jeszcze powiedzieć, ale najwyraźniej bardzo się wstydziła.
- A więc, w końcu choć raz zabawa się naprawdę udała - Powiedział jeszcze wesoło - Oby było tak za każdym razem.
Dziewczyna pokiwała głową i w końcu złapała oddech przybliżając się.
- Jeszcze raz, dziękuję.
I prędko podskoczyła do niego wręczając drobnego buziaka w policzek. Chris rozpromienił się od razu na twarzy, nieznacznie się rumieniąc.
- Wesołych świąt, Chris - Dodała jeszcze Melissa.
- Wesołych, Mel. Do zobaczenia - Odparł.
Melissa odwróciła się i skierowała do wyjścia z sali. Ale nim wyszła, nie mogła się powstrzymać i jeszcze obróciła się za siebie. Chris nadal stał w tym samym miejscu i pomachał jej. Dziewczyna odmachała mu i w końcu oddaliła się, uśmiechając się jeszcze do siebie.

Choć bal się skończył, miasto wciąż rozbrzmiewało głośną muzyką, tańcami i śmiechami ludzi biorącymi udział w zabawach. Gdzieniegdzie strzelały też jeszcze w niebo fajerwerki, barwiąc tysiącem kolorów granatowociemne niebo. Jednakże nie wszyscy korzystali z uroków pierwszego dnia świąt. Jeden z pubów, znajdujących się niedaleko centrum miasta, miał dziś wyjątkowych gości. Owy przybytek nie był duży. Typowy pub jakich wiele, serwujący rozmaite alkohole, i to nawet specjalne dla poszczególnych ras. Nie była to tania spelunka, ale też nie jakiś luksusowy barek. Elewacja była już lekko odrapana z farby, a nad drzwiami można było odczytać napis: „Pub Czarna Róża". Natomiast wewnątrz było tylko czterech klientów. Ale względu na ich wysoką pozycję, pub został całkowicie zarezerwowany tylko dla nich, by mogli ze spokojem prowadzić rozmowy bez ryzyka podsłuchu przez innych gości.
Dziewczyna, ubrana w ostro szkarłatną sukienkę odsłaniającą zgrabne długie nogi, puściła niebieskawy dymek z ust. W ręku trzymała długą, damską fajkę i siedziała na stołku barowym założywszy nogę na nogę.
- Naprawdę nie żałujesz, że tak szybko opuściłeś bal? Było w sumie całkiem fajnie. Od tych wszystkich zapachów śmiertelnych aż mi się kręciło w głowie - Powiedziała uśmiechając się lekko drapieżnie.
Chłopak siedzący w pewnym oddaleniu, oparłszy się plecami o ladę barową, prychnął cicho.
- Nie przepadam za takimi atrakcjami. Już wystarczy, że musiałem odwalić ten cholerny walc z innymi z Czwórki, bo to tradycja Akademii. Strata czasu.
Drugi z młodzieńców, siedzący okrakiem na krześle, zaśmiał się lekko.
- Ironia. Jesteś szlachcicem, a nie lubisz tak szlachetnych rzeczy jak bale. Czy ty w sumie w ogóle cokolwiek lubisz?
Pozostali roześmiali się wesoło. Liam popatrzył na nich poważnie.
- Bycie szlachcicem nie ma tu nic do rzeczy. Bale, na których jest pełno mieszańców, nie interesują mnie.
- No tak, mieszańce. Tak myślałam, że o to chodzi - Skrzywiła się dziewczyna - Gdyby nie to, że zarezerwowałeś ten pub na dzisiejszy wieczór, to bym została na balu. Już prawie utarłam nosa tej różowej księżniczce z Czwórki.
I zaciągnęła się cygaretką puszczając kolejny obłok nikotyny.
- To trzeba było zostać, Valerie. Nie zmuszałem ciebie, byś tu przyszła - Odparował jej Liam.
- Przecież wiesz, że ona nigdzie bez ciebie się nie ruszy - Zadrwił inny młody wampir, który stał opierając się o stolik.
Valerie spojrzała na niego pogardliwie.
- Zamknij się, Jasper. To oczywiste, że nie przepuściłabym dzisiejszego spotkania. Są święta. Nawet ja nie chcę spędzać ich sama.
- Akurat jakby ci na tym zależało - Zaśmiał się znowu Jasper - Przecież i tak odpalasz swój kobiecy czar i każdy facet jest twój w kilka sekund. Samotna! A to dobre!
Valerie patrzyła na niego groźnie i już miała coś fuknąć w odpowiedzi, gdy Liam zawołał nieco podniesionym głosem:
- Zamknąć mordy. Nie przyszliśmy tu po to, byście znowu wszczynali kłótnie.
Wszyscy momentalnie umilkli, a Jasper westchnął pod nosem. Valerie strząsnęła popiół z fajki do popielniczki i popatrzyła na Liama.
- A więc? Coś nowego w tej sprawie?
Liam chwilę kołysał w zamyśleniu swoją szklanką z krwawą whisky, a kostki lodu cicho podzwaniały o szklane ścianki.
- Musimy być ostrożni. Brandeburg wie już, że coś szykujemy. Ale nie sądzę, by znał szczegóły. Macie się nie wychylać, gdy nie ma takiej potrzeby. Trzeba uśpić ich czujność.
- A to ci nowina - Parsknął lekko wampir o imieniu Matt, który siedział na krześle - Jakbym tego nie wiedział. A co my robimy przez cały czas? To ty ciągle wszczynasz jakieś awantury.
- W sumie słuszna uwaga, Matt - Powiedziała Valerie - Przydałoby ci się coś na uspokojenie, Liam.
Chłopak prychnął lekko.
- Nie musicie mi tego mówić. Dlatego właśnie nie będę podejmował już żadnych działań. Doskonale wiem, że mnie obserwują. Szczególnie ten cholerny półelf węszy stanowczo za dużo.
Ale wciąż jest jedna osoba, która nie daje mi spokoju. Ta mała półnimfa...
Liam ścisnął palcami szklankę i zmarszczył brwi przypominając sobie, jak Melissa wydarła się na niego na korytarzu. Nikt nigdy przed nią nie ośmielił się czegoś takiego zrobić. Z jakiegoś powodu trochę nawet mu to zaimponowało...
Valerie przewróciła oczami.
- Znowu ona? Liam, nie rozumiem dlaczego ciągle się z nią bawisz. Sam powiedziałeś, że mamy na nią uważać. Przecież nawet nie umie kontrolować magii! Dawno już powinieneś to załatwić. Albo my zrobimy to za ciebie.
Jasper wyszczerzył się szeroko.
- Jasne, ja bardzo chętnie bym się z nią zabawił. Nie jest taka zła.
Liam podniósł nagle głowę i rąbnął pięścią o ladę, aż wszyscy lekko podskoczyli zaskoczeni.
- Nie! Zabraniam wam się do niej zbliżać! Tknijcie ją, a skopię wam tyłki!
Valerie popatrzyła na niego zdumiona.
- Liam, chyba nie mówisz, że ją lubisz?? MIESZAŃCA?!
Jasper i Matt również wybałuszyli oczy na chłopaka, ale młody wampir odburknął wzburzony:
- Nie bądź głupia, oczywiście, że nie. Chodzi mi o to, że dziewczyna może jeszcze nam się przydać. Jestem tego pewien. Nie tylko ma unikalną moc, ale też Czwórka ją lubi. Może być dla nas cenna.
Valerie uspokoiła się nieco i zaciągnęła się cygaretką.
- Skoro tak twierdzisz. Ty tu w końcu rządzisz.
- A propo Czwórki - Podjął Matt - Co z Christopherem? Niegdyś byliście przyjaciółmi, co nie? Stanie po naszej stronie, czy nie?
Liam zacisnął usta i przestał kręcić szklanką z niedopitą whisky.
- Raczej nie sądzę. Ta przyjaźń już dawno minęła. Zbyt mocno się od siebie różnimy. Mamy totalnie inne priorytety. Lawrence jest bardzo honorowy i ma pieprzone poczucie rycerskości. Chce chronić szkołę i mieszańców. Nigdy nie poprze naszych planów. A przynajmniej nie bez jakiejś perswazji...
Na ostatnie słowa zamyślił się głęboko. Z tyłu głowy kiełkował mu mały pomysł, ale jeszcze zbyt niepewny, aby wyrazić go na głos. Wiedział, że przekonanie pozostałych członków Czwórki będzie najtrudniejszą częścią planu. Zresztą Edmund już zaczął coś podejrzewać. Jemu to już z pewnością nic nie umknie.
Liam westchnął i odpiął guzik koszuli pod szyją. Czasem miał już dość tych wszystkich podchodów. Ale niestety, jeszcze było za wcześnie, aby wprowadzić plan w życie. Jak na tą myśl, Valerie zapytała:
- A więc, kiedy w końcu zaczynamy? Czekamy już tak od kilku miesięcy.
Pozostali pokiwali zgodnie głowami.
- Nie wiem. Zapewne, jeszcze miesiąc lub dwa potrwają rozmowy rodów. To nie takie proste - Odparł Liam - Wiele rodów jest przeciwna. Ale poparło nas kilka największych. Zobaczymy. Po świętach odbędzie się kolejne zebranie w moim domu.
Dziewczyna westchnęła i ponownie strząsnęła do pełnej już popielniczki popiół.
- No dobra. A więc będziemy czekać na sygnał. Niedługo egzaminy, więc i tak będzie trzeba odłożyć na bok sprawy rodów. Nie możemy wylecieć ze szkoły na tym etapie.
Liam wychylił swój trunek.
- Wiem. Ja też muszę się do nich przyłożyć. Jeśli zawalę egzaminy, to już w ogóle to będzie wyglądało podejrzanie. W takim razie róbcie swoje i pamiętajcie, by nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi.
Jasper przewrócił oczami i szepnął pod nosem.
- I kto to mówi...
Niewiele później cała czwórka wyszła z pubu i nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na ostatnie tej nocy fajerwerki, rozdzielili się do swoich domów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro