21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pogrzeb Rudego to chyba jeden z najtrudniejszych momentów w moim dotychczasowym życiu. Gdyby porównać stan psychiczny Alka, mój i Zośki, to ten trzeci bił na głowę naszą dwójkę pod względem załamania nerwowego. Właśnie czekałam na Hankę.  Powiedziała, że przed pogrzebem wpadnie do nas choć na chwilę, bo nie może wytrzymać z Tadeuszem w domu. W pewnym sensie ją rozumiałam. Zośka to typowy introwertyk. W trudnych dla niego momentach lubił zamknąć się w pokoju i pobyć sam ze sobą. Bez nikogo wokół siebie. A Hanka, będąc jego siostrą, chciała jego dobra, mimo że czasem wkurzał ją do szaleństwa. Zawsze to powtarzała, kiedy tylko miała ku temu sposobność, jednocześnie podkreślając łączącą ich relację.


***


Przyszła. Jej czarna, prosta sukienka średniej długości, bardzo mocno kontrastowała z jej alabastrową ze zmęczenia skórą


-Jak Zośka?- pytam z troską, a Alek położył mi obie dłonie na ramionach.


- Tragicznie- mruknęła.- Albo siedzi cicho, albo wrzeszczy.


-Mówił coś jak wrócił?


-Pominąć przekleństwa?


-Tak.


- No to nie odezwał się słowem.


-Aż tak?


- Wykrzyczał chyba każde przekleństwo, jakie zna. Nigdy go takiego nie widziałam- westchnęła, ocierając łzy.


-A teraz coś mówi?


-Nic. Nie je, nie śpi, nie odzywa się. Basia, ja się go boję zostawić w domu samego- wypaliła,  po czym zupełnie się rozkleiła.


-Czemu?


-On chce się zabić. Ciągle powtarza, że on nie chce żyć bez Rudego. Ja go nie mogę stracić, rozumiesz? Nie mam już matki,ale jego nie dam sobie odebrać. 


- Z kim jest teraz?


- Z Halą i ojcem.Na krok go nie zostawiają.


***


Kiedy dojechaliśmy na cmentarz, Zośka czekał na nas pod bramą.Ubrany na czarno,z twarzą utrwaloną w pełnym rozpaczy grymasie. Z pełną dozą zdziwienia zauważyłam,jak panicznie trzyma rękę stojącej obok niego Glińskiej. Alek podchodzi do niego i przytulają się po przyjacielsku.


- Mogę mu powiedzieć?- zapytał z bladym uśmiechem. Wiedziałam, o co mu chodzi. Pokiwałam głową.


-O czym? -Zawadzki spojrzał na nas z czymś w rodzaju ciekawości.


-Szykuj się na bycie chrzestnym, Zocha.


-Co? Ona jest w ciąży?- spytał, a oczy rozszerzyły mu się z zaskoczenia.


-Tak- potwierdziłam.


- Kurwa, nie wierzę. Janek jeszcze się w grobie nie ułożył, a wy się stukacie, jakby to nie było nic ważnego! Zajebiste gniazdko sobie uwiliście. Nie ma co- prychnął.


- No chyba się za to nie obrazisz?


-Pójdę się zajebać. Nie przejmujcie się mną.


-Tadziu, dziecko kochane, co ty wygadujesz?- pani Zdzisława obejmuje go jak małego chłopca i próbuje się nie rozpłakać.- mój syn na pewno by nie chciał,żebyś z jego powodu odbierał sobie życie. Wręcz przeciwnie, jestem pewna, że pragnąłby, żebyś był po jego śmierci szczęśliwy.


- On nie musiał zginąć.


- Ale zginął. Ani ty, ani ktokolwiek inny, nie przywróci mu życia.


***


Dosłownie cały pogrzeb przepłakaliśmy.Wszyscy, bez wyjątku. Rudy był wyjątkowym człowiekiem i byłam pewna, że już zawsze będzie nam go brakować. Tej jego otwartości, poczucia humoru, uśmiechu i momentami bezcennej umiejętności rozładowywania gęstej atmosfery. Może to głupie, ale cały czas wydaje nam się, że on tylko na chwilę wyszedł, zaraz wróci i znowu będziemy się śmiać ze wszystkiego, co nas otaczało. Niebo ma kolejnego anioła, który swoim odejściem odebrał z tego świata znaczącą część radości


Po opuszczeniu bram cmentarza, Zośka od razu się od nas oddalił. Nietrudno było mi się domyślić, że potrzebował się od tego wszystkiego odciąć. Także od nas. A może...zwłaszcza od nas? Ciężko stwierdzić.


- Pójdę już- pożegnał się.


-O nie, mój drogi- zaprotestowała mama Janka.- Teraz pójdziesz do nas i spędzisz z nami czas jako dowódca mojego syna - mówiąc to, mrugnęła porozumiewawczo do pana Józefa. Wiedziałam, że to tylko pretekst mający na celu przypilnowanie Zośki, żeby nie zrobił niczego głupiego...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro